Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do prapremier wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Do pana Ignacego Chodźki
Nie wiem, czy pamiętacie, zacny Autorze Obrazów litewskich, żem na wieczorze u Apolinarego Kątskiego, 23 października zeszłego roku, zaciągnął względem Was dług zadedykowania najpierwszej gawędy, jaką napiszę. Drobna, lecz malująca całą dobroć Waszego serca, przysługa, jakąście mi uczynili, nie wyszła z mej pamięci: lecz czekałem, aż mi się uda wymozolić cóś Was godniejszego. Później okazane przez Was dowody prawdziwej życzliwości — obietnicę przez żart uczynioną zamieniły dla mnie w dług święty. Przyjmcież dobrem sercem dedykację Starych wrót, które uważam za jeden z lepszych moich utworów. Dobry mój J. I. Kraszewski przysłał mi album swych pięknych ołówkowych szkiców, a w nim na jednej karcie pochyloną wiejską bramę z podpisem: Poczciwe stare wrota. Długo i rzewnie zadumałem się nad tym pełnym prawdy obrazkiem (którego załączam tu drzeworyt); a jakim sposobem przyszedł mi na myśl wiecznej pamięci Skarga, jego woźnica, Jan Kazimierz? jak się z idei wrót wysnuł wątek obecnego poematu? raczy wiedzieć jeden Bóg, który w najniespodziewańszej2 chwili, z najdalszego przedmiotu wysnowywa3 w głowach naszych dziwne pasma myśli. Wyraz poczciwe wrota, na wiatr może przez Kraszewskiego rzucony, wywołał całą gawędę historyczną. Niech mu Bóg nagrodzi, jeżeli obecna praca moja na co się przyda powszechności; — niech mu Bóg przebaczy, jeżeli wywołał mierność. Cóżkolwiek bądź, Stare wrota idą pod prasę ozdobione Waszem imieniem: nie pogardzajcie chudobą, a przyjmcie wyznanie mojej czci życzliwej.
WŁ. SYROKOMLA.
14 lipca 1830 r.
Stare wrota
I
W roku zbawienia tysiącznym pięćsetnym
Dziewięćdziesiątym i dziewiątym pono4,
Zygmunt, którego trzecim narzeczono5,
Panował w Polsce; — czy był królem świetnym?
O czem zamyślał? co czyni? jak żyje?
Czyim dał ucho podszeptom zdradzieckim?
O tem szeroko piszą historyje;
Jeśli chcesz wiedzieć, przeczytaj w Piaseckim.
My się nie wdajem w historyczne sprawy:
Bo strach rozbudzić krytyków z Warszawy.
W skromniejszej mierze trzymając się płota,
Tylko Zygmunta wspomniawszy nawiasem,
Chcę wam opisać staroświeckie wrota
Przy starym dworku pod litewskim lasem.
Och! dawno chaty zwaliły się ściany
I las wycięto, zorano na grunta
I jeszcze większe nastały odmiany
Od owych czasów trzeciego Zygmunta.
II
Onego czasu zakon Jezusowy
Był panem serca i królewskiej głowy.
Próżno Zamojski zżyma się6 na sejmie
Pacta conventa7 że monarcha targa, —
Król jezuitom serca nie odejmie:
Bo jego serca pilnował Piotr Skarga8.
Święty Piotr Skarga! wśród synów Lojoli9
Wyrósł, zestarzał — i wierzył w ich cnotę;
Grzmiał z kazalnicy w słowa szczerozłote,
Żył i pracował zakonowi gwoli10.
W ręce obłudy dał się nieobłudnie,
I w piersiach uczuć niezgłębioną studnię
I męską wolę, i rozumu siły
Złożył Piotr Skarga na starszyzny ręce;
Już posiwiały, już k’ziemi pochyły,
Przechował w duszy wierzenie dziecięce.
Z wesołą twarzą, w pokornej postaci
Kwapił się spełnić swych starszych rozkazy:
W świętych źrzenicach11 sam nie mając skazy,
Nie mógł jej dojrzeć na sercu swych braci.
Czy w Sandomirzu, gdy szlachta zebrana
Na jezuitów wykrzykuje veto12,
Czy trzeba wstydzić13 błędy aryjana14,
Albo się ścierać z uczonym Helwetą15,
Czy to rycerstwo na koń się sadowi,
Czy idzie z wojny z bogatym obłowem,
Czy rokoszanin zagraża królowi, —
Staje Piotr Skarga z piórem i ze słowem.
On broni świętych tajemnic ołtarzy,
Zasłania Kościoł od błędnej szarańczy,
W bitnych pancerzach odwagę rozżarzy,
W togach senatu szczepi duch poddańczy.
Dwoi się Skarga — i kędyż go nié ma,
Gdzie woła Kościół lub ziemia rodzima??
Mąż wielki sercem, potężny w wyrazy,
Nie dziw, że został filarem Kościoła,
Że pańskie serce u Zygmunta Wazy
Takiemu człeku odjąć się nie zdoła.
Gdy go królewskie zawiodą nadzieje,
Kiedy mu serce przepełniają żale,
Czegóż się dziwić, że duszę wyleje
Przed Piotrem Skargą przy konfesjonale?
Że gdy jak ojciec od swawolnych dziatek
Doznał zniewagi szlachty czy magnata,
Już Zygmunt tęskni do spowiednich kratek,
Skarżyć się Skardze na ból, co przygniata?
Że kiedy dworskie pochlebstwo owionie,
Gdy mu dworują koronni panowie,
Tęskliwem okiem patrzy ku ambonie?
Bo tam z ust Skargi o prawdzie się dowié.
A Skarga kochał Zygmunta trzeciego:
Bo w jego sercu dostrzegał grunt żyzny,
Bo w łzach pokutnych, co mu z oczu biegą16,
Widział deszcz hojny dla plonów ojczyzny.
Może ze strachem, z boleścią ukrytą
Popierał głowę króla słabowitą;
Może zwodniczym blaskiem nieomamion
Znał, jak mu cięży pomazańców toga,
I może nieraz modlił się do Boga
O większą siłę dla Zygmunta ramion, —
A znając dobrze, skąd się krzepkość bierze,
Na drogach Pańskich umacniał go w wierze.
I grunt był żyzny, i siewca nie lada,
A czemuż ziarna nie wyrosły boże?
Ten chyba na to odpowiedzieć może,
Co losy plemion i wieków układa.
III
Ledwie bywało dziewiąta godzina
Wydzwoni ranek na zamkowéj wieży,
Król z brewijarza jutrznię rozpoczyna
(Bo się pilnował kapłańskich pacierzy).
A na pokojach u tronowéj sali
Już się panowie i dworscy zebrali,
I szepcąc cicho prze17 królewskie zdrowie,
Czekali, rychło dzwonek się odzowie18.
Potém dworzanin, który pełnił straże,
Otwiera pańskie komnaty i woła:
«Królestwo ichmość19 zaraz się ukaże,
Tędy przechodzić będzie do kościoła».
I wchodził Zygmunt i obok królowa, —
Chylą się czoła w cześć królewskiéj mości;
Lecz król milczenie uroczyste chowa,
Jeno skinieniem pełném uprzejmości
Powita dworzan i przez salę kroczy,
K’ziemi spuściwszy swe promienne oczy.
Wtedy i słowa wyszepnąć nie można:
Bo król rachunek przed spowiedzią czyni.
Wyszedł w krużganek — a ciżba pobożna
Już do zamkowéj tłoczy się świątyni.
Wszyscy w milczeniu, a wszyscy po parze:
Senat za królem, a dworscy po przedzie,
Idą w krużganka kryte korytarze,
Co z zamku prosto do kościoła wiedzie.
Pod baldachimem z bogatéj purpury
Uklęknął Zygmunt lub krzyżem się ściele;
A tam kapelan albo biskup który
Czyta mszę świętą, — a w całym kościele
Szmer taki cichy, jak liści osiny,
Kiedy się trzęsą przy świetle księżyca;
Posłyszysz nawet kiedy parsknie świéca,
Lub czyje serce z cierpienia lub winy
Jęknie westchnieniem.
Kiedy msza się czyta,
Czarny cień jakiś przesnuł się pomału:
Siwy jak gołąb’20 stary jezuita
Piotr Skarga zasiadł do konfesjonału.
A kiedy kapłan kreśli znamię krzyża
I Ewangelii odczyta ostatek,
Król lub królowa powoli się zbliża,
A Skarga ucho nachyla do kratek.
Króla z kapłanem spowiedź w cztery oczy
Długa i rzewna — widać jak łzy leje!...
Och! tę rozmowę, którą z Bogiem toczy,
Gdyby raz jeden podsłuchały dzieje,
Może ich karty brzmiałyby inaczéj;
Lecz insze ludzkie — insze sądy boże!
Kapłan dla skruchy grzesznemu przebaczy;
Ale historia przebaczyć nie może.
Znowu msza święta; — wyspowiadan szczerze
Zygmunt sakrament przenajświętszy bierze
Z rąk księdza Skargi — a tak pokrzepiony
Na całodzienne dźwiganie korony,
Do panów radnych przybliża się śmieléj,
Na swe dworzany pogląda weseléj.
Opuszcza kościoł i święconą wodą
Krzyż na swém czole i na piersiach kładzie;
I znów krużgankiem panowie go wiodą,
Gdzie ma przodkować państwa wielkoradzie,
Przyjmować posły ościennych mocarzy
Lub słuchać sejmu, który szumnie gwarzy.
Tak było co dzień — a w każdą niedzielę
Król we świątyni bawił za południe21.
Tam się lud mnogi na kolana ściele, —
A ojciec Skarga odzywa się cudnie:
O świętej wierze, o bratniéj miłości,
Słowami prawdy i kamień przebodzie,
Panów prowadzi ku braterskiéj zgodzie,
Sędziów ku pracy i sprawiedliwości,
W żołnierstwie ducha pobożnego szczepi;
I nie przestaje powtarzać słów Pana,
Aż pojmą głusi, aż obaczą ślepi,
Aż rzewny naród padnie na kolana.
Wtedy apostoł z promienistą twarzą,
Wesół na sercu, schodzi z kazalnicy.
Panowie tłumnie k’niemu się kojarzą;
Biją mu czołem dworscy urzędnicy;
Rycerstwo, jakby na widok hetmana,
Stawa do szyku, aby uczcić księdza;
Lud go pozdrawia — a bieda i nędza
Ciśnie się przy nim, ściska za kolana.
A siwy starzec zawstydzon jak panna,
Na wszystkie strony skromny pokłon dzieli;
Śpieszy do swojéj za klauzurą celi,
Kędy go czeka praca nieustanna,
Kędy go czeka swobodne zacisze,
Kędy się modli i swe księgi pisze.
IV
Przez lat trzynaście pełniąc służby boże,
Skarga pracował piórem, sercem, głową,
Ranek miał w zamku, cały dzień w klasztorze,
Chyba że znowu do zamku pozową22.
Król, który pragnął, aby starość święta
Na długie lata chowała się krzepko,
Co dzień, bywało, najwierniej pamięta,
Aby go dworską odsyłać kolebką23.
Ale apostoł pełen ducha mocy,
Brzydził się blaskiem wytwornej karocy
I tak powiadał: «Do czego te dziwy?
Królu i panie wielce miłościwy!
Ścieżka do zamku z klasztoru mi znana,
Ani daleką, ni błędną mam drogę;
Staremu rzeźwiej przechodzić się z rana,
Więc chodzić pieszo i pragnę, i mogę.
Zbawiciel świata, większy pan niż Skarga,
A przecież wierną otoczony rzeszą
Po piaskach judzkich święte stopy szarga,
Z miasta do miasta przechodząc się pieszo».
Ale król na to: «O mój księże miły!
W trzydziestu leciech24 Chrystus nie był stary,
Ale w te lata, z waścinemi siły,
Nie porywaj się z Chrystusem do miary!»
Chciał Skarga mówić cóś o świętym Pietrze,
Swoim patronie — ale król nie słucha.
A że nastało zimniejsze powietrze,
Nastała w mieście śnieżna zawierucha:
Więc wyszukano na królewskiéj stajnie25
Skarbniczek mały, wygodny, niekryty,
Co o godzinie szóstej jednostajnie
Szedł pod mieszkanie księdza jezuity,
Wiózł go co ranka pod świątynię dworną,
A o południu pod furtę klasztorną.
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
V
Od lat trzynastu już odtąd
Uwagi (0)