Dziecię wieszczek - Paul Heyse (książki czytaj online .TXT) 📖
Krótki opis książki:
Krótki poemat dygresyjny, opowiadający historię astrachańskiego księcia Kalilbada, który w dzieciństwie przysiągł, że za żonę weźmie sobie wieszczkę (tj. wróżkę).
Kiedy kraj się o tym dowiedział, grupa Cyganek postanowiła go oszukać, udając wróżki w pałacowym ogrodzie i przyprowadzając mu piekną Giulnarę. Ta jednak ostrzegła księcia o planowanym podstępie, a następnie uciekła. Książę bezskutecznie szukał jej przez kilka lat. Zobaczył ją dopiero podczas ceremonii, mającej wyłonić jego przyszłą żonę. Dziewczyna usiłowała popełnić samobójstwo, rzucając się z wieży, książę jednak uratował ją i poślubił.
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Paul Heyse
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Liryka
Czytasz książkę online - «Dziecię wieszczek - Paul Heyse (książki czytaj online .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Paul Heyse
dziecię?
Tę, co mej cześci60 ufnie się powierzy,
Przeciw jej woli tulić w mym objęciu?»
— «I! Ona by to przebaczyła księciu!»
«Trochę przymusu żadnej nie zaszkodzi;
One bo wszystkie lubią ceregiele!
Na Boga! Krzyczy, kiedy kto nadchodzi,
A niech się wstrzyma — powiedzą, że cielę.
Te zwłaszcza, którym bardzo o to chodzi,
By o ich cnotach rozprawiano wiele.
Wierzaj mi, książę, żadna nie pokocha
Chłopca, co nie jest zuchwałym choć trocha».
Lecz książę krzyknął: «Milcz, ty sprośny gadzie!
O! Ty jej nie znasz! dziewica ta czysta
Przed swoim własnym szczęściem — moje kładzie;
Dusza jej, jak jej oczy, przezroczysta.
Ona zawdzięczać berła nie chce zdradzie,
Z ofiary tronu mego nie korzysta».
— «Mądrze! Lecz niech mnie jasny piorun z nieba,
Jeśli do tego tronu aż potrzeba.
Dosyć cienistej i wonnej alkowy61,
Różanych sprzętów, miękkiego obicia,
A ptaszek — wolność za żer swój perłowy
Odda! Wierz, panie, doświadczeniu życia!»
Lecz książę bardziej niż Koran surowy...
Przy księciu ludzkość zostałaby... tycia...
I może chciałbyś, jak król chrześcijański,
Z jedyną żoną cieszyć swój gust pański?
Ależ i oni, wbrew swojej regule
Monogamicznej, nie są zbyt drażliwi.
Niejeden, chociaż żonę kocha czule,
Kiedy-niekiedy kaprys jakiś żywi
Toteż «ojcami ludu» zwą się króle!
Wszak sam Abraham62 (i to mnie nie dziwi)
Przykłady uciech podaje niewinnych,
Że Salomona63 nie wspomnę i innych.
Jak to! Nie mogłeś książę tu, na dworze.
Zapewnić nadal opieki dziewczęciu?
Biedne stworzenie zostawiasz w tej porze
Na łaskę losu? Nie wstyd-że to księciu?
Książę się gniewa, lecz pożal się Boże
Nad taką dolą! Wypadnie ptaszęciu
Tułać się teraz, do samego ranka,
Gdzieś tam po nocy, jakoby Cyganka!»
«Hussejnie! — przerwał Kalilbad z zapałem —
Żalem i wstydem zażegłeś64 mi duszę!
Śpiesz! Biegnij! Szukaj jej w królestwie całym!
To, com zaniedbał, nagrodzić jej muszę.
Ach! Dachu nawet nie ma nad swym ciałem.
Błąka się w nędzy, w głodzie, zawierusze,
Wśród burz i słoty znużona upada.
Wróć ją! Pół państwa weźmiesz Kalilbada!»
«Ależ mój książę! — rzekł Negr — w nocy szare
Są wszystkie koty; a ta piękna kotka
Kto wie, w jaką się schowała już szparę?
Są przecież jamy, których bies nie spotka!
Czyż ona jedna tylko? Znam ja parę
Takich śliczności... każda jak miód słodka!
Gdy książę każe.» — «Milcz, ty podły sługo!
Nigdyś mnie nie znał, choć znasz mnie tak długo!
Sam pójdę! Jeśli to jest w losu woli,
Ślad jej odszukam. Fez mi podaj!» — «Oto
Jest; pójdę z księciem, książę pan pozwoli?»
— «Nie chcę, sam idę! I najczystsze złoto
Brudem bezwstydny dowcip twój osmoli!»
— «Niech Allah darzy księcia swą szczodrotą,
By się ta droga zguba odszukała!»
Ale Kalilbad już prysnął jak strzała.
Czarny szyderca popatrzał za księciem;
Szpetnym grymasem drgnęła twarz odęta,
I z małych oczu przebiegłem mrugnięciem
Rzekł sam do siebie: «Dzierlatka przeklęta!
Mogę spać teraz! Najgorzej z zaczęciem;
Lwiątko poczuło krew! Ta mała święta
O śniadej buzi pewno go wyleczy
Z »dzieciństwa65 wieszczek«, no i z różnych rzeczy...
Ja miałbym biegać? Bezsenność mi szkodzi,
Kto by tam wierzył w tę »państwa połowę?«
Choćbym ją znalazł nawet? O cóż chodzi?
Książę łaskawie raczy skłonić głowę!
»Ta albo żadna!« A że też ci młodzi
Zawsze szaleństwa cierpią romansowe.
»Miłość, ból, serce«, at, bajki przedwieczne.
Cóż są kobiety, proszę? — złe konieczne».
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
Pieśń trzecia
Za każdym wzlotem w ślad idzie znużenie;
Za szałem — niemoc; w zwykłym biegu rzeczy,
Wzniosłe — powszedniość otacza jak cienie,
A bohaterom duch Tersyta66 przeczy.
Tak i ja czasem daję zezwolenie,
By Hussajn mówił, choć uszy kaleczy,
Prawiąc nam rzeczy takie, na mą duszę,
że sam za niego rumienić się muszę.
Na przykład takie, jak wyżej, gadanie,
Którego dłużej nie mogłem już znosić.
To: «złe konieczne» czy gburowi panie
Przebaczyć zechcą? Muszę je przeprosić.
Słysząc szyderców i pochlebców zdanie,
Że prawda w środku — słusznie można wnosić:
«Złem» nie jesteście, wszakże «koniecznością»
Prawdziwy mędrzec uzna was z trudnością.
Ktoś, kiedyś, nazwał was «upojeń czarą»
Przy uczcie życia wy — to słodki trunek!
Lecz nawet dobre — dobrem jest pod miarą.
Do głowy nieraz idzie pocałunek.
I święty Paweł rozkosz zwie przywarą,
Choć na wzmocnienie — konieczny warunek —
Zaleca puchar. Któż grona przeklina,
Gdy go odurzą flasze pełne wina?
Wszak z tym się drażnim, co nam miłe bywa:
Pozna uroki kobiet, kto je łaje.
Cała Hussejna wymowa złośliwa
Zdradza słabostkę i lekkie zwyczaje.
W czarnej swej skórze prostak ten ukrywa
Właściwe sobie cnoty, choć się zdaje
Teraz bezczelnym, rozpustnym, cynicznym.
Nie zawsze bywał tak pesymistycznym.
Niegdyś go w smutek pogrążała błogi
Wełnistowłosa piękność pokolenia;
Lecz odkąd handlarz dusz porwał ją srogi,
Wygasł żar tego czarnego płomienia.
Dziś zna «kobiety» tylko w liczbie mnogiej.
Czas jednak czarną swą żagwią zniszczenia
Czarnej sylwetki nie starł z czarnej duszy,
Łatwo więc miłość, choć cudza, go wzruszy.
I chociaż zaraz chrapnął prawowiernie,
I siedem długich godzin spał głęboko,
Ciekawość jednak kłuła go, jak ciernie,
Czy też odszukał książę modrooką?
Posępność pana drażni go niezmiernie.
«Przepadła!» mówi zgasłe jego oko.
«Zostaw mnie!» Ręką dał mu znak odprawy
I nie tknął nawet cybucha ni kawy.
Kultura była wówczas w Astrachanie
Dosyć pierwotną i żadna depesza
Nie mogła ścigać tej, co niespodzianie
Z sercem monarchy w lasy gdzieś pośpiesza;
Policja, która raport zdać jest w stanie.
Jak trawa rośnie — milczy; szpiegów rzesza
Nie może trafić na ulotne ślady
Cnej Mofetuzy oraz Kankrelady.
W miarę szukania jednak to zdarzenie
Poczęło dziwnym odmianom podlegać;
Pogłoska leci z wiatrem, jak płomienie,
By nowe kłamstwa po drodze zażegać.
Kobiety zwłaszcza wpadły w uniesienie
Domysłów: kto też mógł do zamku biegać?
Cichą nadzieję żywiły piękności,
że zajmą wakans67, tak godny zazdrości.
Myślały biedne, że z tego wyłomu
Ta harda twierdza szturmem będzie wzięta.
Gdziekolwiek tedy książę wyszedł z domu,
Wszędzie spotykał prześliczne oczęta.
Wiersze, bukiety dziwnego ogromu.
Jak deszcz spadały... płeć piękna zajęta
Była strojami kosztownymi, które
Zdradzały mocno zaczepną naturę.
Tak, do ogrodu raz wkradła się panna
W stroju rusałki, z kosą68 rozpuszczoną,
By czekać księcia, gdzie biła fontanna;
Kąpiel tu była surowo wzbronioną.
Przyszedł i sądził, że go mgła poranna
Łudzi... Gdy prawda została stwierdzoną,
Cofnął się, jakby uciekał przed osą,
Wołając: «niech jej bieliznę zaniosą».
Więc, by mieć spokój, zostawał w swym dworze;
Ale i tutaj bywał nachodzony
Przy grze, przy stole, kiedy kładł się w łoże,
Bo każdy sługa mógł być przekupiony.
Sam nawet wezyr, co miał córki hoże,
(Tytuł «kokietek» był im przysądzony)
Przysłał z nich jedną do księcia z depeszą:
«Papa jest chory, a kuriery śpieszą».
Wreszcie, gdy wszystko przebrało już miarę,
Książę się uciekł do takiej odprawy:
Wiernym poddanym, za uczuć ofiarę,
Wyraził dzięki i afekt łaskawy,
Wiadomym czyniąc, iż rok lub lat parę
Chce podróżować dla zdrowia poprawy;
Oraz by poznać, jakich rządów drogą
Królowie ludy uszczęśliwiać mogą.
I dnia pewnego z garstką towarzyszy,
(Hussejn w ich liczbie) wyruszył w świat oto,
Żywiąc nadzieję, że spocznie gdzie w ciszy;
Lecz z miejsca w miejsce gnany był tęsknotą.
Tutaj kroniki (niech je potną myszy),
O tym, co przeżył, takie bajki plotą,
Jak o podróży gdzieś na «szklaną górę».
A więc opuszczam rozdziały niektóre.
O geografii wówczas w Astrachanie
Słabe pojęcie miał uczony światek:
(W Bawarii — książę był na oceanie!
A gdzieś w Saharze — rozbił mu się statek! )
Znajomość ludów w równym kwitła stanie:
Naprzypinali Europie łatek,
Dowodząc, że my, z humanizmem naszym,
Cywilizacją tylko wróble straszym!