Darmowe ebooki » Poemat dygresyjny » Dziecię wieszczek - Paul Heyse (książki czytaj online .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Dziecię wieszczek - Paul Heyse (książki czytaj online .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Paul Heyse



1 2 3 4 5 6 7 8
Idź do strony:
dziecię? 
Tę, co mej cześci60 ufnie się powierzy, 
Przeciw jej woli tulić w mym objęciu?» 
— «I! Ona by to przebaczyła księciu!» 
 
«Trochę przymusu żadnej nie zaszkodzi; 
One bo wszystkie lubią ceregiele! 
Na Boga! Krzyczy, kiedy kto nadchodzi, 
A niech się wstrzyma — powiedzą, że cielę. 
Te zwłaszcza, którym bardzo o to chodzi, 
By o ich cnotach rozprawiano wiele. 
Wierzaj mi, książę, żadna nie pokocha 
Chłopca, co nie jest zuchwałym choć trocha». 
 
Lecz książę krzyknął: «Milcz, ty sprośny gadzie! 
O! Ty jej nie znasz! dziewica ta czysta 
Przed swoim własnym szczęściem — moje kładzie; 
Dusza jej, jak jej oczy, przezroczysta. 
Ona zawdzięczać berła nie chce zdradzie, 
Z ofiary tronu mego nie korzysta». 
— «Mądrze! Lecz niech mnie jasny piorun z nieba, 
Jeśli do tego tronu aż potrzeba. 
 
Dosyć cienistej i wonnej alkowy61, 
Różanych sprzętów, miękkiego obicia, 
A ptaszek — wolność za żer swój perłowy 
Odda! Wierz, panie, doświadczeniu życia!» 
Lecz książę bardziej niż Koran surowy... 
Przy księciu ludzkość zostałaby... tycia... 
I może chciałbyś, jak król chrześcijański, 
Z jedyną żoną cieszyć swój gust pański? 
 
Ależ i oni, wbrew swojej regule 
Monogamicznej, nie są zbyt drażliwi. 
Niejeden, chociaż żonę kocha czule, 
Kiedy-niekiedy kaprys jakiś żywi 
Toteż «ojcami ludu» zwą się króle! 
Wszak sam Abraham62 (i to mnie nie dziwi) 
Przykłady uciech podaje niewinnych, 
Że Salomona63 nie wspomnę i innych.  
 
Jak to! Nie mogłeś książę tu, na dworze. 
Zapewnić nadal opieki dziewczęciu? 
Biedne stworzenie zostawiasz w tej porze 
Na łaskę losu? Nie wstyd-że to księciu? 
Książę się gniewa, lecz pożal się Boże 
Nad taką dolą! Wypadnie ptaszęciu 
Tułać się teraz, do samego ranka, 
Gdzieś tam po nocy, jakoby Cyganka!» 
 
«Hussejnie! — przerwał Kalilbad z zapałem — 
Żalem i wstydem zażegłeś64 mi duszę! 
Śpiesz! Biegnij! Szukaj jej w królestwie całym! 
To, com zaniedbał, nagrodzić jej muszę. 
Ach! Dachu nawet nie ma nad swym ciałem. 
Błąka się w nędzy, w głodzie, zawierusze, 
Wśród burz i słoty znużona upada. 
Wróć ją! Pół państwa weźmiesz Kalilbada!» 
 
«Ależ mój książę! — rzekł Negr — w nocy szare 
Są wszystkie koty; a ta piękna kotka 
Kto wie, w jaką się schowała już szparę? 
Są przecież jamy, których bies nie spotka! 
Czyż ona jedna tylko? Znam ja parę 
Takich śliczności... każda jak miód słodka! 
Gdy książę każe.» — «Milcz, ty podły sługo! 
Nigdyś mnie nie znał, choć znasz mnie tak długo! 
 
Sam pójdę! Jeśli to jest w losu woli, 
Ślad jej odszukam. Fez mi podaj!» — «Oto 
Jest; pójdę z księciem, książę pan pozwoli?» 
— «Nie chcę, sam idę! I najczystsze złoto 
Brudem bezwstydny dowcip twój osmoli!» 
— «Niech Allah darzy księcia swą szczodrotą, 
By się ta droga zguba odszukała!» 
Ale Kalilbad już prysnął jak strzała. 
 
Czarny szyderca popatrzał za księciem; 
Szpetnym grymasem drgnęła twarz odęta, 
I z małych oczu przebiegłem mrugnięciem 
Rzekł sam do siebie: «Dzierlatka przeklęta! 
Mogę spać teraz! Najgorzej z zaczęciem; 
Lwiątko poczuło krew! Ta mała święta 
O śniadej buzi pewno go wyleczy 
Z »dzieciństwa65 wieszczek«, no i z różnych rzeczy... 
 
Ja miałbym biegać? Bezsenność mi szkodzi, 
Kto by tam wierzył w tę »państwa połowę?« 
Choćbym ją znalazł nawet? O cóż chodzi? 
Książę łaskawie raczy skłonić głowę! 
»Ta albo żadna!« A że też ci młodzi 
Zawsze szaleństwa cierpią romansowe. 
»Miłość, ból, serce«, at, bajki przedwieczne. 
Cóż są kobiety, proszę? — złe konieczne». 
 
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
Pieśń trzecia
Za każdym wzlotem w ślad idzie znużenie; 
Za szałem — niemoc; w zwykłym biegu rzeczy, 
Wzniosłe — powszedniość otacza jak cienie, 
A bohaterom duch Tersyta66 przeczy. 
Tak i ja czasem daję zezwolenie, 
By Hussajn mówił, choć uszy kaleczy, 
Prawiąc nam rzeczy takie, na mą duszę, 
że sam za niego rumienić się muszę. 
 
Na przykład takie, jak wyżej, gadanie, 
Którego dłużej nie mogłem już znosić. 
To: «złe konieczne» czy gburowi panie 
Przebaczyć zechcą? Muszę je przeprosić. 
Słysząc szyderców i pochlebców zdanie, 
Że prawda w środku — słusznie można wnosić: 
«Złem» nie jesteście, wszakże «koniecznością» 
Prawdziwy mędrzec uzna was z trudnością. 
 
Ktoś, kiedyś, nazwał was «upojeń czarą» 
Przy uczcie życia wy — to słodki trunek! 
Lecz nawet dobre — dobrem jest pod miarą. 
Do głowy nieraz idzie pocałunek. 
I święty Paweł rozkosz zwie przywarą, 
Choć na wzmocnienie — konieczny warunek — 
Zaleca puchar. Któż grona przeklina, 
Gdy go odurzą flasze pełne wina? 
 
Wszak z tym się drażnim, co nam miłe bywa: 
Pozna uroki kobiet, kto je łaje. 
Cała Hussejna wymowa złośliwa 
Zdradza słabostkę i lekkie zwyczaje. 
W czarnej swej skórze prostak ten ukrywa 
Właściwe sobie cnoty, choć się zdaje 
Teraz bezczelnym, rozpustnym, cynicznym. 
Nie zawsze bywał tak pesymistycznym. 
 
Niegdyś go w smutek pogrążała błogi 
Wełnistowłosa piękność pokolenia; 
Lecz odkąd handlarz dusz porwał ją srogi, 
Wygasł żar tego czarnego płomienia. 
Dziś zna «kobiety» tylko w liczbie mnogiej. 
Czas jednak czarną swą żagwią zniszczenia 
Czarnej sylwetki nie starł z czarnej duszy, 
Łatwo więc miłość, choć cudza, go wzruszy. 
 
I chociaż zaraz chrapnął prawowiernie, 
I siedem długich godzin spał głęboko, 
Ciekawość jednak kłuła go, jak ciernie, 
Czy też odszukał książę modrooką? 
Posępność pana drażni go niezmiernie. 
«Przepadła!» mówi zgasłe jego oko. 
«Zostaw mnie!» Ręką dał mu znak odprawy 
I nie tknął nawet cybucha ni kawy. 
 
Kultura była wówczas w Astrachanie 
Dosyć pierwotną i żadna depesza 
Nie mogła ścigać tej, co niespodzianie 
Z sercem monarchy w lasy gdzieś pośpiesza; 
Policja, która raport zdać jest w stanie. 
Jak trawa rośnie — milczy; szpiegów rzesza 
Nie może trafić na ulotne ślady 
Cnej Mofetuzy oraz Kankrelady. 
 
W miarę szukania jednak to zdarzenie 
Poczęło dziwnym odmianom podlegać; 
Pogłoska leci z wiatrem, jak płomienie, 
By nowe kłamstwa po drodze zażegać. 
Kobiety zwłaszcza wpadły w uniesienie 
Domysłów: kto też mógł do zamku biegać? 
Cichą nadzieję żywiły piękności, 
że zajmą wakans67, tak godny zazdrości. 
 
Myślały biedne, że z tego wyłomu 
Ta harda twierdza szturmem będzie wzięta. 
Gdziekolwiek tedy książę wyszedł z domu, 
Wszędzie spotykał prześliczne oczęta. 
Wiersze, bukiety dziwnego ogromu. 
Jak deszcz spadały... płeć piękna zajęta 
Była strojami kosztownymi, które 
Zdradzały mocno zaczepną naturę. 
 
Tak, do ogrodu raz wkradła się panna 
W stroju rusałki, z kosą68 rozpuszczoną, 
By czekać księcia, gdzie biła fontanna; 
Kąpiel tu była surowo wzbronioną. 
Przyszedł i sądził, że go mgła poranna 
Łudzi... Gdy prawda została stwierdzoną, 
Cofnął się, jakby uciekał przed osą, 
Wołając: «niech jej bieliznę zaniosą». 
 
Więc, by mieć spokój, zostawał w swym dworze; 
Ale i tutaj bywał nachodzony 
Przy grze, przy stole, kiedy kładł się w łoże, 
Bo każdy sługa mógł być przekupiony. 
Sam nawet wezyr, co miał córki hoże, 
(Tytuł «kokietek» był im przysądzony) 
Przysłał z nich jedną do księcia z depeszą: 
«Papa jest chory, a kuriery śpieszą». 
 
Wreszcie, gdy wszystko przebrało już miarę, 
Książę się uciekł do takiej odprawy: 
Wiernym poddanym, za uczuć ofiarę, 
Wyraził dzięki i afekt łaskawy, 
Wiadomym czyniąc, iż rok lub lat parę 
Chce podróżować dla zdrowia poprawy; 
Oraz by poznać, jakich rządów drogą 
Królowie ludy uszczęśliwiać mogą. 
 
I dnia pewnego z garstką towarzyszy, 
(Hussejn w ich liczbie) wyruszył w świat oto, 
Żywiąc nadzieję, że spocznie gdzie w ciszy; 
Lecz z miejsca w miejsce gnany był tęsknotą. 
Tutaj kroniki (niech je potną myszy), 
O tym, co przeżył, takie bajki plotą, 
Jak o podróży gdzieś na «szklaną górę». 
A więc opuszczam rozdziały niektóre. 
 
O geografii wówczas w Astrachanie 
Słabe pojęcie miał uczony światek: 
(W Bawarii — książę był na oceanie! 
A gdzieś w Saharze — rozbił mu się statek! ) 
Znajomość ludów w równym kwitła stanie: 
Naprzypinali Europie łatek, 
Dowodząc, że my, z humanizmem naszym, 
Cywilizacją tylko wróble straszym! 
 
Tutaj na ostrej satyry wycieczki 
W stylu Byrona mam obszerne pole! 
Przecież ja z nikim nie chcę szukać sprzeczki 
I o podróży tej zamilczeć wolę. 
(Kłótnie nie warte są i torby sieczki!) 
Przeszły dwa lata; na książęcym czole 
Chmury tęsknoty... więc w rodzinne strony 
Powracał mędrszy — lecz nie uleczony. 
 
Jest-że to dziwem? «Widnokręgi zmienia 
Ale nie serce, kto morza przepływa». 
Twarz mu pobladła, oczy pełne cienia — 
I — jak był smutny — do kraju przybywa. 
Gdy wjeżdżał w miasto pełne świateł, wrzenia, 
Flag, godeł — myśl mu błysła niecierpliwa, 
Że wkrótce takież pochodnie, festyny, 
Uświetniać mają jego zaślubiny! 
 
Jak pielgrzym, który cień fatamorgany 
Ściga w pustyni ruchomymi ślady, 
Tak on dopędzał każdej karawany — 
I każdej hordy, gdzie żyją nomady, 
Szukając lubej... a Hussejna plany, 
By go zachęcić do życia biesiady 
Przez bajadery69 — i przez wielkie panie, 
Upadły, zachwiać go nie będąc w stanie. 
 
Więc kiedy wezyr słowy kwiecistymi 
Wspomniał o dawnym księcia przyrzeczeniu, 
Przed Kalilbada oczyma smutnymi 
Stanął Giulnary cień w lubym widzeniu... 
Westchnął młodzieniec i wzrok wbił do ziemi; 
I rozdrażniony, w gniewnym uniesieniu 
Odrzekł dość szorstko: «Allah wszechmogący! 
Wy mnie zamęczyć chcecie!... jestem śpiący!» 
 
Lecz noc mu żadnej nie podała rady. 
Z rana więc kazał przynieść tuzin cały 
Księżniczek, które wśród wielkiej parady, 
Wymalowane olejno, wisiały 
W galerii dworskiej; lecz choć te z zasady 
Wdzięcząc się, serce jego ująć chciały 
Przez słodkie minki i oczy i twarze, 
Żadna nie była podobną Giulnarze. 
 
«Bezduszne lalki! Obłudne gadziny!» — 
Zawołał książę — i pchnął je do kąta. 
Tymczasem Hussejn składa odwiedziny 
I z nowym planem dowcipnie się krząta. 
«Na nic olejne wasze mazaniny! 
Pokost ten głupcom niech głowę zaprząta. 
Tu jest rzecz inna! — ogień malowany 
Nie stopi lodu — i nie zada rany. 
 
Jak wiecie, co rok obchodzimy w kraju, 
Przez tydzień cały uroczyste święto 
»Jedwabnej pętli« — gdy nów błyśnie w maju, 
I — jak powszechnie tutaj jest przyjęto, 
Sam panujący pilnuje zwyczaju. 
A choć nasz książę pętlę zwie przeklętą 
I wolny oddech przywykł protegować, 
Przecież obyczaj dawny musi chować! 
 
Otóż ja radzę w archiwum korony 
Odkryć dokument, który niech omawia, 
Że tysiącletni okres już skończony, 
Jak sznur jedwabny rządy u nas uprawia. 
Motyw, jak mniemam, dość uzasadniony, 
Choć się tam pan nasz wstrętami zastawia, 
Aby zaprosić książąt z okolicy 
Na jubileusz do naszej stolicy. 
 
Przybędą tłumnie z bliska i z daleka, 
Pięknymi córy70 ubłogosławieni... 
Wówczas, jak sądzę, i on się doczeka 
Ludzkiej przygody, która go odmieni. 
Gdy przez dni siedem żar słońca dopieka, 
I bryła lodu topnie od promieni... 
Chwilka słabości... poknsa niewieścia... 
A książę zdrów jest — i ma lat dwadzieścia». 
 
Tak mówił; wszyscy słuchają z uznaniem 
I nie zwlekając, do dzieła się biorą. 
Z historycznego aktu zgotowaniem 
Archiwum państwa zwinęło się skoro. 
Cieszą się starcy, że przed swym skonaniem 
Dzień ten obaczą! Rankiem, nocną porą, 
Kuriery śpieszą — ścigają się posły. 
Tak jubileusz wnet wieści rozniosły. 
 
Książę Kalilbad, choć mu bardzo wstrętnym 
Był cały tumult tej uroczystości, 
Przykładu mądrych monarchów pamiętny, 
Dawał dowody świętej cierpliwości. 
Przybyłych witał — i chociaż był smętny, 
Czynił honory podług ich godności; 
Zmuszał się nawet do praw etykiety, 
Całując w rączki nadobne kobiety. 
 
Jak księżyc gwiazdy zaćmiewa bez sądu, 
Tak wpośród wszystkich dyjademów oto 
Błyszczy prześliczna księżna Trebizondu, 
Której rudawe włosy, z barwą złotą 
(Tak nazwanego «impertynent-blondu») 
W improwizacji — natchnioną robotą, 
Dworski poeta mianował być słońcem, 
Nad Astrachanem rozkosznie wschodzącym. 
 
Na płowym koniu, pysznie ujeżdżonym, 
Przybyła: szata aksamitna cała, 
Z szlakiem siedemkroć perły obwiedzionym, 
W bogatych fałdach na ziemię spadała. 
Rumakiem dęba stającym, spienionym, 
Z łatwością ręka jej powodowała71... 
A białe ząbki — i ogniste oczy 
Cudnie się godzą z blaskiem jej warkoczy. 
 
Nawet Kalilbad skłonił się olśniony; 
A Hussejn szepnął wezyrowi szybko: 
«Baczność! Nim dzień ten będzie ukończony, 
Panicz nasz pozna się z tą złotą rybką...» 
Posłyszał książę... a wtem z drugiej strony 
Przybył, w lektyce kołysząc się gibko, 
Książę Perefis, ojciec jej, którego 
Ośmiu Murzynów niesie — a dwaj strzegą. 
 
Pan ten czcigodny podeszłe ma lata; 
A tak go tusza uciążliwa nęka, 
Że — ani chodzić — ni dosiąść bachmata72! 
W lektyce nawet często jeszcze stęka. 
Na siwej głowie jarmułka mu lata, 
A stary chałat, zda się, że już pęka! 
W milczeniu siedzi i lekko porusza 
Wachlarz, o ile pozwala mu tusza. 
 
Gdy młodzian podszedł, jaśniejszym wyrazem 
Błysła twarz starca; zapewnić pośpieszył, 
Że księżnę matkę wielbił; — a zarazem 
Wspomnieniem ojca książęcia się cieszył. 
Wbrew etykiecie już nawet tym razem 
Poczciwy tłuścioch na łzy się rozgrzeszył — 
I rzekł wzruszony: «Byłbym w siódmym
1 2 3 4 5 6 7 8
Idź do strony:

Darmowe książki «Dziecię wieszczek - Paul Heyse (książki czytaj online .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz