Darmowe ebooki » Poemat dygresyjny » Dziecię wieszczek - Paul Heyse (książki czytaj online .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Dziecię wieszczek - Paul Heyse (książki czytaj online .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Paul Heyse



1 2 3 4 5 6 7 8
Idź do strony:
zrodzoną, 
Kto raz się spotkał z oczyma takimi, 
Pewno nie wątpił — i nie szukał fary50, 
By w księdze metryk znaleźć dowód wiary. 
 
«Droga! — rzekł książę — jak dzięki mam składać, 
Że nieznanemu powierzasz się śmiało?... 
Przebacz mil... pięknych słów nie umiem gadać... 
Wzruszenie szczęścia głos mi odebrało... 
Wszystko czćm jestem, co mogę posiadać, 
Bez ograniczeń — i duszę — i ciało 
U nóg twych składam! — i chciałbym się łudzić, 
Że tęskność ze snn nie będzie cię budzić!... 
 
Ty jednak milczysz... masz wzrok zadumany... 
O, pójdź tu!... spocznij!... ty jesteś znużona!... 
Czy zechcesz spojrzeć na skromne te ściany? 
Nie jest to wieszczek siedziba złocona... 
Dom mój jest mały — ale gaj różany 
Kwitnie wokoło — i palma zielona... 
Przywykniesz, jeśli nie będzie ci wstrętny 
Pan domu... jakże?...» Spuściła wzrok smętny. 
 
«Nie! Nie chcę, nie chcę, by usta mówiły, 
Czego twe serce czuć jeszcze nie może... 
Kiedy mnie poznasz — i będę ci miły — 
Przyznasz, że ludzie — też stworzenia boże! 
Prawdaż to, że nas losy rozłączyły 
Na cały miesiąc, nim błyśniesz na dworze, 
Jako królowa?... O! Jak zimno sądzą 
Miłość te, które losem naszym rządzą! 
 
«Znasz je?...» Skinęła zamiast odpowiedzieć; 
Westchnienie łonem wzruszylo dziewiczym. 
Zamilkł i książę; on rad51 by coś wiedzieć 
Więcej o życiu wieszczek tajemniczym, 
Ale Giulnara zdawała się siedzieć 
Bez czucia, jakby przed strasznym obliczem 
Meduzy52 jakiej... tylko dłoń, co drżała 
W ręku książęcia, życie w niej zdradzała. 
 
Rozmowa w dwoje, której koszt opłaca 
Ktoś jeden z pary gruchającej tkliwie, 
Rychło zasypia; niemała to praca 
Mówić, gdy luba milczy uporczywie; 
W niwecz się cały dowcip twój obraca 
I — że całujesz — wcale się nie dziwię! 
Ale Kalilbad, choć nieraz czytywał 
O pocałuukach, sam w ogniu nie bywał. 
 
Podał jej czarę wina — wzrusza głową. 
Sorbet, owoce przepyszne z koszykiem — 
Nie chce; ust żadne nie otwiera słowo... 
Jakże ma mówić, czy wieszczek językiem? 
Książę przestraszył się... wszak taką mową 
W całym się dworze nie dogada z nikim... 
«Lecz do wesela zrozumiem ją pewnie!» 
Tymczasem dary przedstawia królewnie. 
 
«Pójdź, o najdroższa! — rzekł w tkliwym wzruszeniu — 
Obacz, czy skarb mój zająć cię nie zdoła... 
Oto dyjadem, co w włosów twych cieniu 
Ma błyszczeć, na kształt miesięcznego53 koła... 
Oto korona — kamień przy kamieniu — 
Co była godną matki mojej czoła 
Dotykać — teraz błogą ma nadzieję, 
Że w niej młodzieńcza księżna zajaśnieje. 
 
A oto pierścień, co jak słońce płonie; 
Syn go najstarszy brał z ojca i dziada, 
By nim ozdobić tę, która na tronie, 
Jak monarchini, przy boku mu siada... 
A jak ten klejnot, tu, w całej koronie 
Równego nie ma, tak dla Kalilbada 
Tyś jest jedyna!... o, daj mi swą rączkę — 
I weź na wieczne śluby tę obrączkę!» 
 
Tu się pochylił — i gibkim ramieniem 
Objął ją — w usta całując... Pobladła — 
I ze śmiertelnym jakimś przerażeniem 
Nagle mu do nóg na dywan upadła, 
Kolana jego rączek swych pierścieniem 
Objąwszy — z twarzą jakby n widziadła 
Bidą... Usta jej: «łaski!» — wyszeptały, 
A on stał przed nią, drżąc z wzruszenia cały. 
 
Wreszcie się schylił, by jej uścisk błogi 
Złożyć na czole; zerwała się z ziemi... 
«Ach paść mnie, panie! puść!... na wszystkie bogi!... 
Z zamku mnie wypędź rękami własnymi... 
Niech się nade mną dopełni los srogi!... 
A gdy już ujdę krokami cichymi 
W cień i w noc — przebacz! Zapomnij, o panie, 
Żeś mnie tu widział!...» Głos stłumiło łkanie. 
 
Lecz ten szalony wybuch był dla księcia 
Jak objawieniem uroków dziewicy. 
«O nie! — zawołał — z mojego objęcia 
Nikt cię nie wyrwie, blasku mej źrenicy! 
Nie wzbraniaj sercu miłości przyjęcia!... 
Wyznaj, dla jakiej smutnej tajemnicy 
Chcesz mi ulecieć?...» — Łzy jej w oczach stają: 
«Panie! nie godna-m być i sługą twoją!» 
 
On patrzy, jakby z oczu chciał dochodzić. 
Co za szał nagły unosi jej ducha?... 
Prędzej by wierzył, iż kłamstwa dowodzić 
Mogą mu zmysły, niż — że prawdy słucha. 
«O panie! Dłużej nie mogę cię zwodzić! — 
Ze łkaniem znowu dziewczyna wybuchła — 
i choćby w sztuki poszarpać mnie miano, 
Wyznam ci zdradę podle uknowaną. 
 
Gdyż wiedz, o książę, iż nie jestem zgoła 
Dziecięciem wieszczek, lecz nędzną istotą, 
Podrzutkiem, który nie śmie podnieść czoła... 
A jeśli umrzeć mam — umrę z ochotą! 
Bom bez ojczyzny, jak wiatr, co dokoła 
Lata... i ręce bezlitosne oto 
W mocy mnie swojej mają... lud tułaczy 
Podjął mnie kędyś, na żywot żebraczy! 
 
Step był mym łożem — lub kamień wśród drogi... 
Mlekiem mnie klaczy Cyganki karmiły... 
Ciernie mi bose kaleczyły nogi — 
A skórę żary słońca przepaliły... 
Ilekroć w wioski przybyliśmy progi, 
Musiałam tańczyć, choć mi brakło siły... 
I wróżyć w chatach — i żebrać przy drodze. 
Wróciłam próżno54 — to bito mnie srodze. 
 
Lecz chociaż nigdym dawniej nie słyszała 
O cnocie, zbrodni, o prawdzie, o Bogu, 
Przecież mnie hańba zawsze przerażała; 
I — czysta żyłam tam — na tym barłogu! 
Aż raz, gdym meczet otwarty ujrzała 
I prawa niebios posłyszałam w progu, 
Codziennie modły prorokowi składam 
I z doli mojej Bogu się spowiadam! 
 
Tak żyłam dotąd; a kiedy nareszcie, 
Do twego państwa losy nas przywiodły, 
O niczym innym nie mówiono w mieście, 
Jak o książęciu, którego nie zwiodły 
Aż dotąd wdzięki i sztuki niewieście. 
Matkę przywódcy pobudził zysk podły 
Korzyści — i mnie mając w mocy, 
Podstępne dzieło rozpoczęła w nocy. 
 
Dwie stare wiedźmy, co nieraz w pochodzie 
Durzyły ludzi gołębiem i wężem, 
Ciebie! o książę! w zamkowym ogrodzie 
Podeszły, własnych złudzeń twych orężem, 
Prawiąc o wieszczki przecudnej urodzie... 
A gdyś im przyrzekł zostać dla niej mężem, 
Rade, że sztuka taki obrót wzięła, 
Mnie przystroiły, by dokończyć dzieła. 
 
Tak one złe są! Ich całe zadanie 
Obmyślać zdrady, zyski mieć z sromoty55... 
Lecz sprawiedliwie dziwisz się, o panie, 
Czemu ja do tej należę roboty? 
Ach! Jak niechętnie! Lecz próżne błaganie 
I nadaremnym był opór sieroty, 
W bandzie mi śmiercią okrutną grożono, 
Jeśli ich wola nie będzie spełnioną. 
 
A teraz — teraz ostatnie wyznanie, 
Chociażbym tutaj ze wstydu skonała! 
Ja-m do pałacu twego idąc, panie, 
Ze szczęścia raczej, nie ze strachu drżała... 
Myślałam sobie: niech się co chce stanie, 
Bylem go jeszcze raz w życiu ujrzała! 
Bom ja cię, książę, widziała już w tłumie, 
Kiedyś przejeżdżał pogrążon w zadumie. 
 
Za nic mam perły, za nic mam klejnoty, 
Chociaż łudzono mnie ich obietnicą. 
Wiedziałam także, iż nędznej sieroty 
Nie zrobisz, panie, swą oblubienicą. 
Przyszłam — bo dusza mdlała mi z tęsknoty, 
Bo się dławiłam podłą tajemnicą 
Grożącą tobie! Widziałam na świecie 
Kłamstw tyle, panie! Snem jest »wieszczek dziecię«. 
 
Ileż to razy wróżek kunszt nikczemny 
Podpatrywałam w tym życiu tułaczym, 
Gdy nim Cyganki łudziły tłom ciemny! 
Dziś wiem, że duchy są kłamstwem prostaczym. 
Ludzkiej nam doli żaden znak tajemny 
Nie jawi... w gwiazdach nic my nie obaczym, 
Tylko pragnienie cudów łatwowierne 
Daje nam pędzić to życie mizerne! 
 
Wyznałam wszystko! Jedyne żądanie, 
Niech umrę w twoich zaślubin godzinie! 
Ach! Jedno twoich ust pocałowanie 
Odkryło całą ohydę w mej winie! 
Tyś się uniżył do kuglarki, panie, 
Która wśród tłumów tańczyła na linie. 
Ostatnią łaskę twą przyjmę z podzięką, 
Jeśli mnie zabić zechcesz własną ręką». 
 
W prochu, u jego stóp, leżała blada 
Twarz jej, a ciemna główka jej bez ruchu 
Zdała się czekać na cios Kalilbada. 
Lecz książę w niemej boleści wybuchu 
Stoi i sercem swoim ledwo włada, 
Tak udręczony i wstrząśnięty w duchu, 
Jak gdyby piorun rozwiał złote mary. 
On życie dałby za powrót swej wiary. 
 
«Powstań, Giulnaro!» — rzekł wreszcie — „choć może 
Innym cię trzeba nazywać imieniem, 
Gdy wszystko, czemu wierzyłem, w tej porze 
Niknie, jak śniegi pod słońca promieniem. 
Ja mam cię zabić? Ja, ciebie? O Boże! 
Tyś ocaliła mnie swym poświęceniem 
Przed siecią intryg grożących mej sławie, 
I obudziła mnie, com spał na jawie? 
 
«Nie! Ty żyć będziesz! A szczęścia kwiat biały 
Z tej chwili smutku zakwitnie na nowo. 
Gdy cię wywyższę, kto będzie dość śmiały, 
By o przeszłości wspomnieć choćby słowo? 
Nie sądź, że jakieś przelotne zapały 
Myśl tę kaprysem przewiały nad głową; 
Nie! Gdym całował usta twe, poznałem, 
Żeś ty mi źródłem szczęścia w życiu całym!» 
 
Do piersi swoich tuli ją i czeka 
Rozpłomieniony, aż ozwie się blada. 
Czytelnik widząc, że się to przewleka, 
Oczekiwanie dzieli Kalilbada. 
Ona się płoni56... «tak» z cicha wyrzeka. 
Uścisk, łez trochę i zasłona spada. 
A jak to wszystkim wiadomo, publika 
Przed końcem aktu z teatru umyka. 
 
Co do mnie, nic bym znowu tak dalece 
Nie miał przeciwko połączeniu pary 
Bez żadnych przeszkód; bo wszystkie te hece 
Z zakochanymi — to wymysł już stary 
I tylko jakieś intrygi kobiece... 
Jeśli nie biorąc nazbyt ścisłej miary 
Na ród tej, z którą wesele obchodzi, 
Książę jest kontent57, a cóż mnie to szkodzi? 
 
Ale gdzie idzie o prawdę, któż pakta 
Z kłamstwem zawiera dla marnej uciechy? 
Wszak w Astrachanie dziecko zna te fakta! 
Nuż przetłumaczą mnie? (za ciężkie grzechy) 
Miałbym się z pyszna! Nie, alea iacta58. 
Kronik się przecie nie pisze na śmiechy. 
Kto mniema, że to trudy są stracone, 
Może nie słuchać dłużej, jest... «padrone». 
 
Ja się historii tutaj trzymam święcie! 
A ona świadczy (są cuda na ziemi), 
Że się Giulnara broniła zawzięcie 
Losowi, co jej czoło «dyjademi» 
(Wyraz ten w jakimś znalazłem fragmencie); 
I choć się brzydzę dobrami cudzymi, 
Brak uczy żebrać, brak rymu — rabować... 
W oktawach trudno uczciwość zachować. 
 
«Panie» — błagała — «co czynisz, o panie? 
Jak to, królewską matki twej koronę 
Podrzutek miałby nosić w Astrachanie? 
Przeciw mnie, której życie jest wzgardzone, 
Nienawiść ludu i wielkich powstanie? 
Czyż nie powiedzą tłumy oburzone, 
Żem cię uwiodła czarami tajemnie? 
Ach! Nawet dobrzy będą szydzić ze mnie. 
 
Niechaj cię litość nie unosi rzewna. 
O szczęściu moim nie myśl, panie drogi! 
Dla ciebie kędyś urosła królewna, 
Co skarby wieszczek przyniesie w twe progi. 
Ja niechaj zniknę, jako mgła rozwiana, 
A gdy za bramę twą przejdą me nogi, 
Gdy znów zapadnę w noc życia nędznego, 
Pomyśl: to sen był — zbudziłem się z niego. 
 
Cyganom powiem, ie twarz moja śniada 
Łaski przed twoim nie miała obliczem. 
Ja, zanim zorza błysnęłaby blada, 
Miałam przed tobą nie mówić o niczym. 
Przed świtem odejść nie mogę. Gromada, 
Nim szpiegi zwietrzą, przejściem tajemniczym 
Powróci w lasy; lecz przyrzecz mi, panie, 
Że w kraju twoim nic im się nie stanie!» 
 
Zamilkła; piękne swe błękitne oczy 
Wzniosła na księcia z błagalnym wyrazem. 
Młodzieniec ciężką walkę z sercem toczy, 
Wie, że mu szczęście przepadnie z nią razem. 
Gdy tak, zbliżeni w księżyca przezroczy, 
Są jakby cudnym tęsknoty obrazem, 
Poza obiciem sąsiednich podwoi 
Zakaszlał Hussejn, na znak, że tam stoi. 
 
Frant! Uznał, że czas już ratować człowieka, 
Który miłością stał tam udręczony. 
On pojąć nie mógł, na co książę czeka 
I życie sobie zatruwa, szalony!... 
Więc z miną sługi, któremu dopieka 
Długie czuwanie, jak z drzemki zbudzony, 
Przetarł powieki i ziewnął z hałasem, 
Biedak, chciał pomóc, przeszkodził tymczasem. 
 
Gdy pierwszy szelest doleciał dziewczyny, 
Pierzchła jak łania, którą szczują charty. 
Pokój pozostał (dla prostej przyczyny, 
Że książę wstydził się zamknąć) otwarty. 
Widział ją Hussejn, który od godziny 
Po za obiciem odprawiał już warty; 
«Co chcesz?» — «Czy jest kto u waszej książęcej 
Mości?» — «Sam jestem — i któż miał być więcej?» 
 
«Hm!» — mruknął Murzyn — dziwaczne rozruchy 
Ze snu mnie dzisiaj ciągle przebudzały. 
Słyszałem jakby wołające duchy. 
Lecz, chwała Bogu, książę zdrów i cały!» 
Kalilbad, ledwo wstrzymując wybuchy 
Gniewu: «Precz — krzyknął — służalcze zuchwały! 
Na oczy odtąd stanąć mi nie wolno!» 
— «O panie! Przebacz winę mimowolną! 
 
Przyśniłem widać gwar bitwy i błyski, 
Bom czytał długo z wieczora Szah-Namę. 
Lecz ja tu czuję zapach odaliski59! 
Książę pan miałeś tu wizytę? Damę? 
O! Ja wiem, kto tak duchów zawsze bliski, 
Anioły tylko ten przyjmuje same! 
Któż to był, panie? Stawiam w zakład brodę, 
Że jakieś piękne stworzonko i młode. 
 
Ale gdzież ona jest, na moją duszę? 
Mamże ją gonić?» — «Stój! Nie waż się krokiem!» — 
Zawołał książę. — «Wyrzec się jej muszę, 
Nigdy z tym cudnym nie spotkam się wzrokiem!» 
— «I ja to słyszę pierwszy raz? Nie ruszę 
Palcem n nogi! I klnę się prorokiem, 
Że nie ma za czym wiatru gnać po świecie! 
Drogi wskazywać nie trzeba kobiecie. 
 
Powróci sama.» — «Co ten stary plecie? 
Nigdy. — przysięgła!» — «I książę jej wierzy? 
Lecz po co było puszczać ją? Toż przecie 
U drzwi są zamki, klucze, jak należy!» 
— «Ja miałbym gwałtem zatrzymać to
1 2 3 4 5 6 7 8
Idź do strony:

Darmowe książki «Dziecię wieszczek - Paul Heyse (książki czytaj online .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz