Skąpiec - Molière (Molier) (czytanie ksiazek w internecie txt) 📖
Skąpiec to komedia Moliera, która po raz pierwszy została wystawiona w roku 1668. Początkowo nie spodobała się publiczności, jednak po pewnym czasie została dołączona do stałego repertuaru jednego z teatrów.
Główny bohater utworu to Harpagon, który ma dwójkę dzieci — Elizę oraz Kleanta. Eliza jest zakochana w Walerym (który jest zarządcą u Harpagona), zaś Kleant w Mariannie (nie jest ona zbyt bogata). Oboje ukrywają to przed swoim ojcem, ponieważ jest on bardzo skąpy i nie zgodził by się na małżeństwa dzieci. Ojciec chce, aby Eliza poślubiła bogatego wdowca Anzelma, a sam chce poślubić Mariannę. Innym wątkiem jest kradzież majątku Harpagona pomimo, że był on dobrze ukryty. Zostaje przeprowadzone śledztwo…
- Autor: Molière (Molier)
- Epoka: Barok
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Skąpiec - Molière (Molier) (czytanie ksiazek w internecie txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Molière (Molier)
A to doprawdy bezwstydnik! Ładna oracja powitalna!
MARIANNAJa zaś, w odpowiedzi, wyznam, że moje uczucia w tym względzie są zupełnie podobne. Jeżeli panu byłoby przykro widzieć we mnie macochę, i mnie również bardzo byłoby niemiło ujrzeć w nim pasierba. Nie myśl, proszę, że to z mej woli grozi panu to niebezpieczeństwo. Za nic nie chciałabym panu zrobić przykrości; i, o ile przemoc nie zmusi mnie do tego, daję panu słowo, że nie przystanę nigdy na małżeństwo, które pana martwi.
HARPAGONMa słuszność. Na takie głupie odezwanie trzeba odpowiedzieć z tego samego tonu. Przepraszam cię bardzo, ślicznotko, za zuchwalstwo syna; głuptas nie pojmuje jeszcze znaczenia tego, co mówi.
MARIANNAUpewniam, że się nie czuję bynajmniej obrażoną; przeciwnie, sprawił mi przyjemność, wyrażając otwarcie swe prawdziwe uczucia. Podoba mi się to wyznanie; gdyby przemówił inaczej, zmniejszyłoby to mój szacunek dla niego.
HARPAGONZbyt dobra jesteś, że tak tłumaczysz jego głupstwa. Z czasem zresztą nabierze rozsądku; zobaczysz, że zmieni zapatrywania.
KLEANTNie, ojcze, nie byłbym zdolen12 odmienić uczuć i proszę usilnie panią, byś zechciała im uwierzyć.
HARPAGONPatrzcie mi błazna! Brnie coraz dalej!
KLEANTCzy chciałbyś, ojcze, abym kłamał swoim myślom?
HARPAGONJeszcze! zaczniesz ty mi gadać z innego tonu?
KLEANTDobrze więc, ojcze, skoro tak każesz, będę przemawiał inaczej. Pozwól więc, pani, że postawię się na miejscu ojca i wyznam ci, iż nie widziałem w świecie nic równie uroczego; nie pojmuję większego szczęścia niż podobać się tobie; tytuł twego męża jest zaszczytem i rozkoszą, które bym przełożył nad potęgę największych władców świata. Tak, pani; szczęście posiadania cię jest w moich oczach najpiękniejszym losem, a w zdobyciu go pokładałbym całą mą dumę. Nie istnieje nic, czego bym nie był zdolny uczynić dla tak kosztownej nagrody; najpotężniejsze zapory...
HARPAGONHola, synu, hola!
KLEANTW twoim imieniu, ojcze, przemawiałem do pani.
HARPAGONDo kroćset, mam język, aby mówić za siebie; nie potrzebuję adwokata. Hej tam, krzeseł!
FROZYNANie; lepiej udamy się teraz na jarmark, aby wcześniej wrócić i mieć więcej czasu do gawędki.
HARPAGONWołaj tam, niech zaprzęga.
SCENA DWUNASTAZechciej wybaczyć, ślicznotko, że nie pomyślałem o jakiej przekąsce przed spacerem.
KLEANTPostarałem się o to, ojcze: kazałem w twoim imieniu przynieść parę koszy chińskich pomarańcz, daktyli i konfitur.
HARPAGONWalery!
WALERYZwariował!
KLEANTUważasz, ojcze, że to nie dosyć? Mam nadzieję, że pani zechce darować...
MARIANNAAleż i to było zupełnie zbyteczne.
KLEANTCzy zdarzyło się pani widzieć kiedy piękniejszy diament, niż ten, który ojciec ma na palcu?
MARIANNAW istocie, błyszczy wspaniałe.
KLEANTMusi pani blisko zobaczyć.
MARIANNABardzo piękny, rzeczywiście, ogień ma niezrównany.
KLEANTNie, pani, w zbyt pięknych znajduje się rączkach. Chciej pani przyjąć ten mały upominek, jaki ci składa ojciec.
HARPAGONJa?
KLEANTNieprawdaż, ojcze, pragnąłbyś, aby pani przyjęła ten pierścień dla twojej miłości?
HARPAGONJak to?
KLEANTAleż tak! Ojciec daje mi znaki, abym panią nakłonił do przyjęcia.
MARIANNANie chciałabym...
KLEANTŻartuje pani? Za nic w świecie nie wziąłby go z powrotem.
HARPAGONOszaleję!
MARIANNATo byłoby...
KLEANTAleż nie, pani, to byłaby obraza.
MARIANNAAleż proszę.
KLEANTAni mowy.
HARPAGONNiech wszyscy czarci...
KLEANTO, jaki wzburzony odmową!
HARPAGONA, zdrajco!
KLEANTWidzi pani, jest w rozpaczy.
HARPAGONKacie! Opryszku!
KLEANTTo nie moja wina, ojcze. Robię, co mogę, aby panią nakłonić; cóż, kiedy się upiera.
HARPAGONWisielcze!
KLEANTJesteś pani przyczyną, iż ojciec pogniewał się na mnie.
HARPAGONŁotrze!
KLEANTPrzyprawisz go o chorobę. Przez litość, pani, nie opieraj się dłużej.
FROZYNAMój Boże! Cóż za ceremonie. Weźże pierścionek, skoro pan chce koniecznie.
MARIANNAAby więc pana nie gniewać, zatrzymuję go na razie, lecz nie omieszkam zwrócić przy sposobności.
SCENA TRZYNASTAPanie, człowiek jakiś chce mówić z panem.
HARPAGONPowiedz, że jestem zajęty; niech przyjdzie innym razem.
ŹDZIEBEŁKOMówi, że przyniósł pieniądze dla pana.
HARPAGONWybacz mi, pani; wracam natychmiast.
SCENA CZTERNASTAPanie...
HARPAGONOch! zabił mnie.
KLEANTCo się stało, ojcze, czy zrobiłeś sobie co złego?
HARPAGONZdrajca! Musieli go przekupić moi dłużnicy, aby mi kark skręcił.
WALERYAleż nie, nic panu nie będzie.
SZCZYGIEŁEKPrzepraszam bardzo, myślałem, że trzeba się śpieszyć.
HARPAGONCzego chcesz, gałganie?
SZCZYGIEŁEKChciałem powiedzieć, że konie nie podkute.
HARPAGONNiechże je prędko zawiodą do kowala.
KLEANTZanim więc je okują, pozwolisz, ojcze, że będę za ciebie robił honory domu i zaprowadzę panią do ogrodu, gdzie kazałem podać podwieczorek.
SCENA PIĘTNASTAWalery, miejże przynajmniej oko na wszystko i staraj się uratować, ile będzie można, aby odesłać z powrotem do sklepu.
WALERYNiech pan będzie spokojny.
HARPAGONO synu wyrodny! Chcesz więc mej ruiny?
Zostańmy tutaj, będzie nam o wiele lepiej. Nikt nie podsłuchuje, możemy mówić swobodnie.
ELIZATak, pani; brat zwierzył mi się z miłości swej dla ciebie. Znam dobrze przykrości i niedole takiego położenia; niech mi pani wierzy, z całego serca biorę udział w waszej sprawie.
MARIANNAJakąż miłą pociechą jest posiadać życzliwość osoby takiej, jak pani! Błagam, abyś na zawsze zechciała mi zachować tę szlachetną przyjaźń, podwójnie cenną w moich smutnych losach.
FROZYNADaję słowo, kapitalne głupstwo strzeliliście oboje, żeście mi się zawczasu nie zwierzyli z całą historią. Oszczędziłabym wam z pewnością niejednego kłopotu i nie bylibyśmy zabrnęli tak daleko.
KLEANTCóż robić? Widocznie mój zły los tak pokierował sprawą. Ale, piękna Marianno, powiedz, jakie ty masz plany?
MARIANNAMój Boże, czyż w mojej jest mocy czynić jakieś postanowienia? Zależność, w jakiej żyję, czyliż mi się nie każe ograniczyć jeno do życzeń?
KLEANTWięc żadnego oparcia nie ma dla mnie w twoim sercu, tylko same życzenia? Żadnego współczucia? Sympatii? Ani śladu przywiązania zdolnego do czynu?
MARIANNACóż mam powiedzieć, Kleancie? Postaw się na moim miejscu! Radź, rozkazuj sam; zdaję się zupełnie na ciebie; zbyt jestem pewna twego charakteru, aby przypuszczać, iż mógłbyś żądać czegoś sprzecznego z honorem i przystojnością.
KLEANTAch, i cóż za los być ograniczonym do tego, na co pozwalają ciasne uczucia surowego honoru i małodusznej przystojności!
MARIANNACóż chcesz? Gdybym nawet chciała pominąć względy powinne mej płci, nie mogę zapomnieć o matce. Nie potrafiłabym przemóc na sobie, aby niewdzięcznością odpłacić dobroć i serdeczność, jakich zawsze doznawałam. Ją staraj się przekonać; użyj wszystkich dróg, aby ją zjednać. Możesz czynić i mówić, co ci się podoba, daję ci zupełną swobodę; gdybyć chodziło tylko o to, bym oświadczyła się na twoją korzyść, chętnie jestem gotowa wyznać wszystko, co czuję.
KLEANTFrozyno, poczciwa Frozyno, a ty, czy zechcesz dopomóc?
FROZYNACzyż trzeba nawet pytać? Chciałabym, z całego serca. Wiecie dobrze, że ja mam dość sobie ludzką naturę. Niebo nie dało mi serca z kamienia; aż nadto lubię wyświadczać ludziom przysługi, a cóż dopiero, gdy widzę młodych, kochających się tak poczciwie i szczerze. Jakże tedy wziąć się do rzeczy?
KLEANTPomyśl trochę, proszę cię o to.
MARIANNAPoradź co.
ELIZAZnajdź sposób odrobienia tego, coś zdziałała.
FROZYNATo nie tak łatwo. (Do Marianny) Co się tyczy matki, to ma ona na tyle rozsądku, aby ją można było przejednać i nakłonić; zgodzi się może przelać na syna to, co przeznaczała dla ojca. (Do Kleanta) Ale największa bieda, to że pański ojciec jest pańskim ojcem.
KLEANTTo oczywiste.
FROZYNAMyślę niby, że zachowa ciężką urazę, jeśli dostanie odkosza13, i wcale go to nie usposobi życzliwie dla pańskiego małżeństwa. Trzeba by tedy, aby zerwanie wyszło od niego samego i aby w jakiś sposób mógł się zrazić do Marianny.
KLEANTMasz słuszność.
FROZYNAWiem, że mam słuszność, ale to jeszcze mało. To by zatem była droga: ale licho wie, jak znaleźć po temu środki. Czekajcie, gdyby się postarać o jakąś kobietę, nie nadto młodą, sprytną, — niby coś w moim rodzaju — która by, przebrana naprędce, pod jakimś dziwacznym nazwiskiem markizy lub wicehrabiny, umiała odegrać rolę znakomitej damy, gdzieś z Bretanii czy skądinąd. Podejmuję się wmówić w ojca, że to jest osoba, która, prócz nieruchomości, posiada sto tysięcy talarów w gotowiźnie; że zakochała się w nim śmiertelnie i pragnie koniecznie zostać jego żoną, tak, iż gotowa jest intercyzą przekazać mu cały majątek. Ani wątpię, że da się złapać. Bo, ostatecznie, on kocha pannę bardzo, wiem, ale cośkolwiek bardziej jeszcze kocha złotko: i skoro, omamiony jego blaskiem, zgodzi się ustąpić ciebie, mniejsza, że później czeka go ciężkie rozczarowanie co do owej markizy.
KLEANTBardzo dobry pomysł.
FROZYNAPozwólcie mi tylko działać. Przypominam sobie jedną z przyjaciółek, która się nada tutaj doskonale.
KLEANTBądź przekonana, Frozyno, o mojej wdzięczności. W każdym razie, urocza Marianno, pozwól, abyś my zaczęli sprawę od zjednania matki; to już byłby duży krok naprzód. Uczyń, błagam, ze swej strony wszystko, co będzie w twej mocy. Użyj wpływu, jaki ci daje jej przywiązanie do ciebie. Rozwiń siłę twej wymowy, wszystkie potężne czary, jakie niebo włożyło w twe oczy i usta, i nie poniechaj tych czułych słówek, nieśmiałych próśb i przymilnych pieszczot, którym, to pewna, nikt się oprzeć nie potrafi.
MARIANNAUczynię, co w mej mocy, nie zaniedbam niczego.
SCENA DRUGAHoho! syn całuje w rękę przyszłą macochę, a pani macocha coś się nie bardzo opiera! Czyżby się w tym kryla jakaś tajemnica?
ELIZAOjciec idzie.
HARPAGONKaroca gotowa: możecie jechać, choćby zaraz.
KLEANTSkoro nie jedziesz, ojcze, może ja paniom będę towarzyszył.
HARPAGONNie: zostań. Mogą pojechać i same; będziesz mi potrzebny.
SCENA TRZECIAI cóż, Kleancie, pomijając kwestię macochy, jak ci się wydaje ta młoda osoba?
KLEANTJak mi się wrydaje?
HARPAGONTak, co sądzisz
Uwagi (0)