Skąpiec - Molière (Molier) (czytanie ksiazek w internecie txt) 📖
Skąpiec to komedia Moliera, która po raz pierwszy została wystawiona w roku 1668. Początkowo nie spodobała się publiczności, jednak po pewnym czasie została dołączona do stałego repertuaru jednego z teatrów.
Główny bohater utworu to Harpagon, który ma dwójkę dzieci — Elizę oraz Kleanta. Eliza jest zakochana w Walerym (który jest zarządcą u Harpagona), zaś Kleant w Mariannie (nie jest ona zbyt bogata). Oboje ukrywają to przed swoim ojcem, ponieważ jest on bardzo skąpy i nie zgodził by się na małżeństwa dzieci. Ojciec chce, aby Eliza poślubiła bogatego wdowca Anzelma, a sam chce poślubić Mariannę. Innym wątkiem jest kradzież majątku Harpagona pomimo, że był on dobrze ukryty. Zostaje przeprowadzone śledztwo…
- Autor: Molière (Molier)
- Epoka: Barok
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Skąpiec - Molière (Molier) (czytanie ksiazek w internecie txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Molière (Molier)
Ma słuszność.
WALERYDowiedzże się, Jakubie, ty i podobni tobie, że to prosta mordownia — stół przeładowany potrawami. Kto chce się okazać prawdziwym przyjacielem swoich gości, daje im jeść skromnie; toć, wedle słów starożytnego filozofa, po to się je, aby żyć, nie zaś po to żyje, aby jeść.
HARPAGONAch, pięknie powiedziane! To najpiękniejsza sentencja, jaką słyszałem w życiu: Po to się żyje, aby jeść, a nie po to je, aby żyć... Nie, nie, to nie to. Jak ty to powiedziałeś?
WALERYŻe po to się je, aby żyć, a nie po to żyje, aby jeść.
HARPAGONAha. Słyszałeś? (Do Walerego) Cóż to za wielki mędrzec powiedział?
WALERYNie przypominam sobie w tej chwili.
HARPAGONPamiętaj mi spisać te słowa: chcę je wyryć złotymi literami nad kominkiem.
WALERYNie omieszkam. Co zaś się tyczy wieczerzy, niech pan to mnie pozostawi; już ja wszystko zarządzę jak trzeba.
HARPAGONWięc dobrze.
JAKUBTym lepiej! Mniej będę miał kłopotu.
HARPAGONNajlepiej dać coś takiego, czego nie można dużo jeść i co zaraz syci; ot, potrawkę baranią, dobrze tłustą: do tego ciasto nadziewane gęsto kasztanami. To zapycha.
WALERYNiech się pan na mnie spuści9.
HARPAGONA teraz, Jakubie, trzeba wychędożyć karocę.
JAKUBNiech pan czeka: to do stangreta. (Wkłada płaszcz.) Powiada pan...
HARPAGONŻe trzeba wychędożyć karocę i mieć konie w pogotowiu. Zawieziesz na jarmark...
JAKUBPańskie konie? Ależ, dalibóg, one po prostu z nóg lecą! Nie powiem panu, że leżą na podściółce: biedne zwierzęta nie wiedzą, co to podściółka, nie ma co o tym gadać! Ale trzyma je pan na tak ścisłym poście, że to już zaledwie cienie, widma, szkielety, a nie konie.
HARPAGONWielka im krzywda! Cały dzień nic nie robią.
JAKUBPan myśli, że kto nic nie robi, to już jeść nie potrzebuje? Lepiej by wyszło na zdrowie biednym bydlętom pracować porządnie, ale za to najeść się do syta. Serce się kraje patrzeć na tę mizerię! Bo, koniec końców, człowiek ma serce dla swoich koni: zdaje mu się, że sam cierpi, kiedy patrzy na ich niedolę. Od ust sobie codziennie odejmuję, aby je pożywić; to, proszę pana, trzeba być z kamienia, aby tak nie mieć litości nad bliźnim...
HARPAGONNiewielka praca odwieźć panienki na jarmark.
JAKUBNie, panie, nie miałbym odwagi ich zaprząc, sumienie by mnie gryzło, gdybym uderzył batem te chudzięta. Jakże pan chcesz, aby one zawlokły karocę, skoro same ledwie się wloką!
WALERYUproszę sąsiada, aby zastąpił Jakuba na koźle; wszakże i tak będzie tu potrzebny.
JAKUBNiech będzie. Wolę już, niech zginą z innej ręki, nie z mojej.
WALERYPan Jakub coś dużo rezonuje.
JAKUBPan rządca coś we wszystko nos wścibia.
HARPAGONCicho tam!
JAKUBJa bo, proszę pana, znieść nie mogę lizunów10 i dobrze widzę, do czego to zmierza. Te jego wieczne trzęsienie się nad chlebem, winem, nad drzewem, solą i świecami, to tylko po to, aby panu bakę świecić i ująć pana za serce. Wściekłość mnie już bierze; przykro mi, doprawdy, codziennie słyszeć, co ludzie gadają o panu. Niech co chce będzie, ja i dla pana, mimo wszystko, mam serce: po moich koniach, pan jest człowiekiem, którego kocham najwięcej na świecie.
HARPAGONMógłbyś mi powiedzieć, mości Jakubie, co o mnie gadają?
JAKUBOwszem, gdybym był pewny, że się pan nie pogniewa.
HARPAGONNie, ani trochę..
JAKUBAha! pewien jestem, że pan by się rozzłościł.
HARPAGONAni mi się śni. Owszem, przyjemność mi zrobisz; rad będę usłyszeć, co ludzie o mnie mówią.
JAKUBSkoro więc pan każe, powiem otwarcie, że drwią sobie wszędzie z pana. Ze wszystkich stron przycinki za pana musimy znosić, świat nie ma większej uciechy niż dworować sobie z pana i obnosić coraz to nowe powiastki o pańskim sknerstwie. Jeden mówi, że pan każe drukować osobne kalendarze z podwójną ilością dni krzyżowych i wigilii, aby domownikom nałożyć dubeltową liczbę postów; drugi, że pan zawsze się umie pogniewać o coś na służbę z okazji Nowego Roku lub odprawy, aby móc nic nie dać. Ten opowiada, że pewnego razu pozwałeś pan kota z sąsiedniego domu za to, że zjadł panu resztkę potrawki baraniej; ów, że schwytano pana w nocy, jak pan sam odkradał owies koniom, i że własny stangret, ten, co tu był przede mną, wrzepił panu po ciemku porcyjkę batogów, do których się pan nikomu nie przyznał. Słowem, mam rzec prawdę? Ruszyć się nie można, aby się nie słyszało, jak pana obrabiają na wszystkie strony. Jesteś pan pośmiewiskiem całego świata; nikt o panu inaczej nie mówi, tylko jak o skąpcu, dusigroszu, brudasie i lichwiarzu.
HARPAGONJesteś głupiec, bałwan, hultaj i bezczelnik.
JAKUBA co, nie zgadłem? Nie chciał pan wierzyć. Mówiłem, że się pan pogniewa, jak powiem prawdę.
HARPAGONNauczę cię takich gadań!
SCENA SZÓSTAWidzę, mości Jakubie, że źle ci płacą za twą szczerość.
JAKUBDo licha, mości przybłędo, który chcesz tutaj grać ważną figurę, to nie twoja sprawa. Śmiej się z kijów, które sam dostaniesz, nie z moich.
WALERYEjże, panie Jakubie, proszę, niech się pan nie złości.
JAKUBOho, coś mi cienko śpiewa! Spróbuję udać zucha, a jeśli będzie dość głupi, aby się przestraszyć, przetrzepię go trochę. (Głośno) A czy wiesz, panie śmieszku, że ja śmieszków nie lubię i że jeżeli będziesz mi w drogę właził, nauczę cię śmiać się z innego tonu? (Następuje groźno na Walerego, który się cofa.)
WALERYEjże, z wolna!
JAKUBCo, z wolna? Jak mi się będzie podobało!
WALERYZa pozwoleniem.
JAKUBWidzicie błazna!
WALERYPanie Jakubie...
JAKUBNie ma żadnego pana Jakuba. Jak się wezmę do kija, to ci tak skórę wyłoję...
WALERYJak to: do kija? (Walery następuje z kolei na Jakuba.)
JAKUBNic, nic, ja tylko tak...
WALERYCzy ty wiesz, panie śmiałku, że bardzo łatwo mógłbym przełoić ja ciebie?
JAKUBAleż nie wątpię.
WALERYŻe ostatecznie jesteś tylko lichym kuchtą?
JAKUBWiem, wiem.
WALERYI że mnie jeszcze nie znasz jak należy.
JAKUBNiech pan daruje.
WALERYWyłoisz mi skórę, powiadasz?
JAKUBTak sobie żartowałem.
WALERYA mnie twoje żarty wcale nie smakują. (Okładając kijem Jakuba) Niech cię to na drugi raz oduczy od głupich żartów.
JAKUBNiech diabli wezmą szczerość! To liche rzemiosło: wyrzekam się go; odtąd nie w głowie mi mówić prawdę. Mniejsza zresztą o mego pana; on ma przynajmniej jakieś prawo mnie grzmocić; ale co z panem rządcą, jeszcze się porachujemy.
SCENA SIÓDMANie wiesz, Jakubie, czy pan w domu?
JAKUBO, w domu, w domu, wiem aż nadto dobrze.
FROZYNAPowiedz mu, proszę, że czekamy.
JAKUBOho, jakiś niebrzydki buziaczek!
SCENA ÓSMAAch, Frozyno, tak mi dziwnie jakoś; jeśli mam prawdę powiedzieć, strasznie się boję tego spotkania.
FROZYNAAle dlaczego? Skądże ten niepokój?
MARIANNAAch, ty się pytasz? Czy nie możesz sobie wyobrazić uczucia osoby, która za chwilę ma zobaczyć narzędzia tortur, na jakie jest skazana?
FROZYNAWierzę bardzo, że gdyby chodziło o przyjemny rodzaj śmierci, wolałabyś do tego inne narzędzie niż pana Harpagona. Poznaję z twojej minki, że młody elegancik, o którym mi mówiłaś, zaprószył ci nieco głowę.
MARIANNATak, Frozyno, nie myślę przeczyć; wyznaję, iż kilkakrotne jego odwiedziny i obejście tak pełne grzeczności i szacunku zostawiły mi nader miłe wspomnienie.
FROZYNAAle czy dowiedziałaś się bodaj, kto to taki?
MARIANNANie, nie wiem; ale to wiem, że jest człowiekiem, którego można pokochać. To pewna, gdyby rzeczy zależały od mego wyboru, wolałabym raczej jego niż innego, i wspomnienie to niemałą odgrywa rolę we wstręcie do narzuconego mi małżeństwa.
FROZYNAMój Boże! takie gagatki są bardzo przyjemne i umieją się przypodobać; ale cóż, zwykle są goli jak święci tureccy. Lepszy zaprawdę los czeka cię z mężem starym, ale bogatym. Przyznaję, że związek taki nie wróży zbyt wielkich rozkoszy i że trzeba będzie przewalczyć trochę wstrętu; ale to przecież nie na wieczność! Śmierć jego, wierzaj, pozwoli ci znaleźć kogoś milszego, kto zatrze to przykre wspomnienie.
MARIANNAMój Boże, Frozyno, to straszna rzecz, iż, aby móc być szczęśliwą, trzeba życzyć lub oczekiwać dopiero czyjegoś zgonu! Śmierć nie zawsze jest tak uprzejma dla naszych zamiarów.
FROZYNACzy panna żartuje? Wychodzisz zań tylko z tym warunkiem, że zostajesz prędko wdową; to jeden z punktów ślubnego kontraktu! To byłaby bezczelność, gdyby miał nie umrzeć do kwartału11! Ale otóż i on we własnej osobie.
MARIANNAAch, Frozyno, cóż za postać!
SCENA DZIEWIĄTANie gniewaj się, piękna panienko, że ci się ośmielam przedstawić w okularach. Wiem, że twoje wdzięki dostatecznie jaśnieją oczom, dość są widoczne same przez się i nie potrzeba szkieł, aby się ich dopatrzeć; ale wszak i na gwiazdy ludzie patrzą przez szkła. Ja twierdzę i zaręczam, że pani jesteś gwiazdą, i jaką gwiazdą! najpiękniejszą gwiazdą, jaka istniała kiedy w krainie gwiazd. Frozyno, ależ ona nic nie odpowiada? Nie okazuje żadnej radości z mego widoku?
FROZYNAJeszcze nie może ochłonąć; przy tym dziewczęta zawsze się wstydzą pokazać tak od razu, co się dzieje w serduszku.
HARPAGONMasz słuszność. (Do Marianny) Oto, piękna duszyczko, córka pragnie się z tobą przywitać.
SCENA DZIESIĄTAZbyt późno dopełniam tego miłego obowiązku.
ELIZAPani uczyniłaś to, co ja powinnam była uczynić: do mnie należało uprzedzić panią.
HARPAGONDuża dziewczyna, nieprawdaż? Ale złe zielsko zawsze prędko rośnie.
MARIANNAO, cóż za wstrętny człowiek.
HARPAGONCo mówi moja ślicznotka?
FROZYNAŻe pan jest zachwycający.
HARPAGONZbyt jesteś łaskawa, czarująca istoto.
MARIANNACóż za figura!
HARPAGONJestem ci nader obowiązany za takie uczucia.
MARIANNANie wytrzymam dłużej.
SCENA JEDENASTAOto syn pragnie złożyć ci uszanowanie.
MARIANNAAch, Frozyno, cóż za zdarzenie! To właśnie ten, o którym ci mówiłam.
FROZYNAIstotnie, nadzwyczajny zbieg okoliczności.
HARPAGONUważam, iż pani się dziwi, widząc mnie ojcem tak dorosłych dzieci, ale wkrótce zbędę się obojga.
KLEANTJeśli mam pani prawdę wyznać, nie spodziewałem się nigdy takiego spotkania. Zdziwiłem się niemało, kiedy mi dziś rano ojciec obwieścił swój zamiar.
MARIANNAToż samo mogłabym powiedzieć o sobie. To spotkanie zaskoczyło mnie nie mniej od pana; nie byłam przygotowana na taką przygodę.
KLEANTTo pewna, pani, iż ojciec nie mógł uczynić lepszego wyboru i że zaszczyt oglądania pani jest dla mnie niemałym szczęściem; jednakże, mimo wszystko, nie będę pani upewniał, iż z radością powitam w tobie moją macochę. Dworne owacje zbyt trudne mi są w tych warunkach; niepodobieństwem mi jest winszować pani tego tytułu. Te słowa mogłyby się wydać nie dość uprzejme; ale pewien jestem, że ty, pani,
Uwagi (0)