Darmowe ebooki » Komedia » Chmury - Arystofanes (czytać książki txt) 📖

Czytasz książkę online - «Chmury - Arystofanes (czytać książki txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Arystofanes



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 17
Idź do strony:
class="verse">Dobrze, coć trzeba? 
  WYKRĘTOWIC
Mów, miłujesz ojca? 
  ODRZYKOŃ
Tak mi Władykoń86 Posejdon dopomóż! 
  WYKRĘTOWIC
Pfe! Dajże pokój z twoim Władykoniem! 
Ten ci twój bożek winien całej biedy! 
Lecz jeśli szczerze, z serca mnie miłujesz, 
Słuchaj, mój synu! 
  ODRZYKOŃ
Dobrze, czego żądasz? 
  WYKRĘTOWIC
Porzucisz zaraz swoje złe nałogi. 
Będziesz się uczył tam, gdzie cię zawiodę. 
  ODRZYKOŃ
Rozkazuj, ojcze!  
  WYKRĘTOWIC
Posłuchasz? 
  ODRZYKOŃ
Posłucham, 
Przez Dionisa. 
  WYKRĘTOWIC
pokazując na dom Sokratesa
Poźryj ku tej stronie! 
Czy widzisz ową bramkę i ten dworek? 
  ODRZYKOŃ
Widzę; cóż w rzeczy chałupa ta znaczy? 
  WYKRĘTOWIC
Mądrych to duchów gniazdo: pomysłownia. 
Tam żyją męże, co cię przekonają, 
Że nieb sklepienie jest jakby żużelnik, 
Co wisi wokół nas... że my węgielki87. 
Oni nauczą, gdy płacisz, każdego, 
Pobić, słusznieli88, czy niesłusznie prawiąc. 
  ODRZYKOŃ
Cóż to za jedni? 
  WYKRĘTOWIC
Nie pomnę już nazwisk 
Tych wolnodumców89 pięknych a szlachetnych. 
  ODRZYKOŃ
z obrzydzeniem, bardzo głośno
Pfe! Znam tych łotrów, paliwody same, 
Wymoczki, śledzie, bosonogie bractwo, 
Wśród nich Sokrates, zły duch i Chajrefont90! 
  WYKRĘTOWIC
oglądając się trwożnie, zatyka mu usta
Ej — ej — milcz synu, nie mów takich bluźnierstw! 
Pragnieszli, aby ociec miał chleb w zębach 
Do nich się garnij, a pluń na koniarstwo! 
  ODRZYKOŃ
Na Bakcha, nigdy, choćbyś dawał nawet 
Leogorasa w zamian bażantarnię91! 
  WYKRĘTOWIC
z wielką czułością
Idź, błagam ciebie, najmilejszy, złoty. 
Idź, ucz się od nich! 
  ODRZYKOŃ
z oburzeniem
Mam się uczyć? Czego? 
  WYKRĘTOWIC
Słychać, że mają jakieś dwa wywody: 
Lepszy, tak ci jest — i jakiś tam gorszy. 
Ten drugi wywód, jak mówią, choć gorszy, 
Zwycięża zawsze przez nieprawe środki, 
Gdy pojmiesz dobrze ten nieprawy wywód, 
To z długów owych, com winien za ciebie, 
Ani szeląga nikomu nie płacę. 
  ODRZYKOŃ
Nie myślę słuchać! Nie śmiałbym rycerstwu 
Spojrzeć do oczu z cerą tych wymoczków. 
  WYKRĘTOWIC
wybucha gniewem
Już, na Demetrę92, ni ty, ni dyszlowy, 
Ni ten twój bachmat, u mnie żreć nie będą: 
Precz żenę wszytkich — precz, na cztery wiatry! 
  ODRZYKOŃ
z emfazą
Wujcio Megakles nie zgodzi się nigdy, 
Bym żył bez koni. Idę, nie znam ciebie! 
 
odchodzi SCENA IV
Wykrętowic sam. WYKRĘTOWIC
Po chwili milczenia, skupiwszy energię
Raz mną rzuciło, lecz nie pogromiło. 
Z bożą pomocą sam się uczyć będę 
W tej owo szkole, w tej tu pomysłowni... 
 
zamyśla się
Jakoż ja — w leciech93, bez pamięci, gnuśny94, 
Pojmę misternych mów cienkie trzaseczki? 
Ej, śmiele stuknę! 
 
idzie ku zagrodzie Sokratesa, wali gwałtownie we wrota
Hej! otwórz, młodzieńcze! 
 
Wychodzi blady, rozczochrany, obszargany, bosonogi uczeń. SCENA V
Przed domem Sokratesa. Wykrętowic i uczeń Sokratesa, pełniący obowiązek odźwiernego. UCZEŃ
Wściekł się! To wali! Któż tam do pioruna!! 
  WYKRĘTOWIC
Ja, syn Odrzyców, Wykrętowic, z Kikin95. 
  UCZEŃ
Gbur jesteś w rzeczy, bo walisz piętami 
Tak bez systemu we wrota, żeś sprawił, 
Iżem poronił myśl w łonie poczętą...96 
  WYKRĘTOWIC
Odpuść mi, jestem z wioszczyny zapadłej. 
Lecz przebóg, cóżeś za dziwo poronił? 
  UCZEŃ
Zakon97 nie każe mówić, li98 współuczniom! 
  WYKRĘTOWIC
Mów zatem śmiało, toć ja, w mej osobie, 
Idę na ucznia do tej pomysłowni. 
  UCZEŃ
Powiem, lecz to jest tajemnica święta. 
Właśnie Sokrates spytał Chajrefonta, 
Ile pchła własnych stóp uskoczyć zdoła, 
Co jednym susem ze brwi Chajrefonta 
Skoczyła sobie na mistrza łysinę. 
  WYKRĘTOWIC
z ogromnym zaciekawieniem
I on to zmierzył? 
  UCZEŃ
Najdokładniej w świecie. 
Wosk roztopiwszy, pchłę sprawnie uchwycił 
I obie łapki zanurzył w płyn lepki. 
Wosk ostygł: pchła ma damskie, perskie buty. 
Te zdjął i nimi rozmierzył odległość. 
  WYKRĘTOWIC
Królu Dijosie! To ci spryt nad spryty! 
  UCZEŃ
Zdziwisz się kiedy poznasz inny pomysł 
Mistrza! 
  WYKRĘTOWIC
No — jakiż? Zaklinam, mów śmiele! 
  UCZEŃ
Pytał go kiedyś Chajrefont Sfetejski99, 
Jak myśli o tym: czy ryjkiem gra komar, 
Czy też muzykę czyni tyłka końcem? 
  WYKRĘTOWIC
Cóż mistrz powiedział o komarzym tonie? 
  UCZEŃ
Tak rzecz wyłuszczył: komar ma kiszeczkę 
Wąską. Jelitem cienkim wiatr pomyka, 
Przemocą party, wprost na dół do tyłka, 
Który się kończy podwiniętym lejkiem. 
Więc zadek śpiewa, gdy weń dmuchnie komar. 
  WYKRĘTOWIC
ze zdumieniem
To tak... to zadek u komarów trąbką... 
O trzykroć szczęsny bądź, badaczu kiszek! 
Jak snadnie100 taki wykpi się z procesu, 
Co na wskróś przeznał jelita komara! 
  UCZEŃ
Onegdaj pomysł świetny był postradał 
Z winy jaszczurki. 
  WYKRĘTOWIC
bardzo zaciekawiony
Jako? Gadaj żywnie101! 
  UCZEŃ
Gdy badał drogi i zmiany księżyca 
Z głową zadartą, gębę rozdziawiwszy, 
Jaszczurka z dachu wprost siknęła do niej102. 
  WYKRĘTOWIC
śmieje się do rozpuku
Jaszczurka twoja, sikająca w mistrza, 
Jest, wiesz, ucieszna! 
  UCZEŃ
Wczoraj na wieczerzę 
Nie było w domu ni kawałka chleba. 
  WYKRĘTOWIC
No — czym was karmił, jak się mistrz wychytrzył? 
  UCZEŃ
Byli-m w palestrze: tam na stół ofiarny 
Nasypał piasku, zgiął rożen, by103 cyrkiel, 
Wszyscy się gapią: on łap ćwiartkę mięsa! 
  WYKRĘTOWIC
O, już Talesa104 nie uwielbiam wcale! 
Więc otwórz, puść mnie do tej pomysłowni 
I zaraz mi tu pokaż Sokratesa! 
Chce mi się na gwałt, chce, chce... uczyć: puszczaj! 
 
Uczeń otwiera drzwi ostrożnie, lecz w tej chwili wysypuje się cała gromada młodzików obszarpanych, bladych, chudych i brudnych. W głębi dużej sali widać innych uczniów w rozmaitych pozach; tuż obok stoją różne przyrządy naukowe, jak cyrkle, gnomony105, tablice geograficzne z metalu, oraz astronomiczne rysunki gwiazd i nieba. Wykrętowic, zobaczywszy tylu obdartusów, woła zdumiony WYKRĘTOWIC
O Heraklesie, a to co za stwory? 
  UCZEŃ
Co się tak gapisz, do kogo ich równasz? 
  WYKRĘTOWIC
Do jeńców z Pylos, głodomorów Sparty106. 
Przecz patrzą na dół, w ziemię ślepia wbiwszy? 
  UCZEŃ
Szukają rzeczy pod ziemią. 
  WYKRĘTOWIC
A? cebul 
Szukają? Chłopcy, nie troszczcie się o to! 
Znam pole takie, gdzie są duże, ładne. 
A ci, co robią, co się tak zgarbili? 
  UCZEŃ
Erebu107 mroki przebijają wzrokiem. 
  WYKRĘTOWIC
pokazując na bose pięty uczniów
Czemuż ich zady spoglądają w niebo? 
  UCZEŃ
śmiejąc się
Z własnej fantazji liczą niebios gwiazdy. 
 
do uczniów, którzy się tłoczą z ciekawością do nowo przybyłego.
Wnijdźcie108 w dom zaraz, bo tu mistrz was spotka! 
  WYKRĘTOWIC
Daj im pozostać, chciałbym z nimi chwilkę 
Pogwarzyć w sprawie, która mnie obchodzi. 
 
Uczniowie odchodzą i nikną w głębi budynku. UCZEŃ
Lecz im nie wolno na świeżym powietrzu, 
Ani na dworze długo baraszkować. 
  WYKRĘTOWIC
Więc gorze nam, gorze! 
 
Rozchylają się w głębi uczelni opony: widać w górze, u samego stropu, Sokratesa siedzącego w ogromnym koszu, wiszącym na linie. Teraz spostrzega go Wykrętowic. WYKRĘTOWIC
A tam ki kaduk109? Któż tam buja w koszu? 
  UCZEŃ
On jest. 
  WYKRĘTOWIC
Któż ten on? 
  UCZEŃ
Sokrates. 
  WYKRĘTOWIC
z adoracją
Sokrates!? 
 
Sokrates nie słyszy wołającego, przeto chłop zwraca się do ucznia.
Nuże, wołaj go, wołaj wielkim głosem! 
  UCZEŃ
udając ogromnie zajętego
Sam go zawołaj; nie mam chwilki czasu! 
 
wybiega pędem. SCENA VI
Wykrętowic, Sokrates. WYKRĘTOWIC
woła coraz głośniej
Mości Sokrates, mości Sokratesku! 
 
Sokrates, zawieszony w powietrzu, opuszcza się z wolna i, nie dotykając sceny, mówi z kosza. SOKRATES
Po cóż mnie wzywasz, ty marna istoto? 
  WYKRĘTOWIC
Racz mnie nasamprzód110 objaśnić, co robisz? 
  SOKRATES
W eterach bujam, słońce w myślach ważę. 
  WYKRĘTOWIC
Więc z góry patrzysz na bogów, jak z grzędy 
Kogut na kury? 
  SOKRATES
Nie mógłbym inaczej 
Nadziemskich tajni przeniknąć do głębi: 
Muszę zawiesić jaźń, aby um111 wiotki 
Zmieszał się z równie powiewnym eterem112, 
Kto z ziemi, z dołu, bada górne zjawy, 
Nic nie wykryje. Ziemia bowiem ciągnie 
Swą siłą k’sobie mdłe113 opary umu; 
Tak ciągnie z ziemi opary rzeżucha. 
  WYKRĘTOWIC
do siebie
Jako? Um ciągnie parę do rzeżuchy?! 
 
do Sokratesa
Mój Sokratesku, zleź ty z kosza do mnie, 
Byś mnie nauczył tego, po com przybył. 
 
Sokrates wychodzi z kosza, który podciąga jeden z uczniów w górę. Postać jego gruba, jakby „od topora”, głowa potężna, kark krótki, gruby, oczy wypukłe, groźne, chiton brudny, boso. Majestatycznym krokiem zbliża się ku ławie i zasiada, podczas gdy Wykrętowic stoi z uszanowaniem. SOKRATES
Za czym przybyłeś? 
  WYKRĘTOWIC
wznosząc doń ręce błagalnie
Naucz ty mnie gadać, 
Albowiem lichwa114 i te psy, lichwiarze, 
Drą, żrą, roznoszą mnie żywcem i grabią! 
  SOKRATES
Jakże się stało, żeś tak zabrnął w długi? 
  WYKRĘTOWIC
Choroba końska, nosacizna115 żre mnie: 
Wżdy wyucz ty mnie swojej drugiej mowy, 
Tego wywodu, co nic nie oddaje... 
A ja ci, klnę się na bogi, zapłacę! 
  SOKRATES
Na jakie bogi klniesz się? Tej monety 
Boskiej my wcale nie uznajem. 
  WYKRĘTOWIC
Tylko 
Żelazną? Klniesz się, jako Bizantyńcy, 
Na żeleziaki116? 
  SOKRATES
Nie rozumiesz tego. 
A czy chcesz poznać li prawdę o bogach? 
  WYKRĘTOWIC
Jużci, na Zeusa. 
  SOKRATES
Chcesz, by moje Bóstwa, 
Chmury, gadały z tubą? 
  WYKRĘTOWIC
Z całej duszy! 
  SOKRATES
Siadaj tu zatem na święty trój... tapczan117! 
  WYKRĘTOWIC
Już siedzę. 
 
Natychmiast siada na tapczanie: w tej chwili przybiega kilku uczniów, niosących przybory potrzebne do rytuału, jako to: wieńce, mąkę w koszyczku, kadzielnicę i żużelnik z ogniem. Wprawnie pomagają mistrzowi w ceremonii. SOKRATES
z kapłańską powagą wkłada sobie wieniec mirtowy na głowę, a drugi podają chłopu.
Ten zaś wieniec włóż na skronie118. 
  WYKRĘTOWIC
z trwogą
Po cóż to? Gwałtu! Chciałbyś mnie, Sokracie, 
W ofierze bogom rznąć, jak Atamanta119? 
  SOKRATES
Nie. Obrzęd jednak od wtajemniczanych 
Wymaga tego. 
  WYKRĘTOWIC
wkłada wieniec na głowę z pomocą chłopaków
Cóż ja zyskam na tym? 
  SOKRATES
Będziesz frant120 gębą, będziesz mełł, jak pytel121: — 
Ani truń teraz! 
 
Sypie na głowę chłopa mąkę i sól z koszyczka. WYKRĘTOWIC
zasłaniając się rękami przez zbyt grubymi kawałkami soli
Przebóg! Nie zełgałeś; 
Wżdy łeb mój zbity zacznie wnet siać mąką! 
 
PARODOS (WEJŚCIE CHÓRU)

(263–477)

SCENA VII
Ci sami. SOKRATES
Pokornie, starcze, umilknij 
I słuchaj duchem modlitwy: 
 
rzuca uroczyście kadzidło na ołtarz i kadzielnicę, wznosi dłonie w modlącej posturze i mówi z emfazą
Władyko, Wietrze bezkreśny, 
Co dzierżysz ziemię w zawiesi, 
Eterze jasny, wy Chmury, 
Boginie łun i piorunów. 
Wstań, Trójca włastów122 — i jaw się! 
Nad głową ucznia zawiśnij! 
 
Horyzont ciemnieje, słychać dalekie grzmoty. WYKRĘTOWIC
z okrutnym strachem, dzwoniąc zębami, naciąga płaszcz na głowę
Nie teraz, jeszcze nie teraz, 
Aż ściągnę kaptur, bo zmoknę. 
Żem ja też z domu wychodząc, 
Zapomniał czapy — psiajucha! 
  SOKRATES
kończąc modlitwę uroczystym tonem
Bywajcie, Chmury prześwięte! 
Wyznawcy temu się jawcie, 
Czy na Olimpu turnicach123, 
Zawianych śniegiem, siedzicie, 
Czy w Okeana gdzieś sadach 
Rej124 święty Nimf spowijacie, 
Czy wodę z Nilu limanów
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 17
Idź do strony:

Darmowe książki «Chmury - Arystofanes (czytać książki txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz