Uczone białogłowy - Molière (Molier) (życzenia dla biblioteki txt) 📖
Krótki opis książki:
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Molière (Molier)
- Epoka: Barok
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Uczone białogłowy - Molière (Molier) (życzenia dla biblioteki txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Molière (Molier)
z zgodą w parze nie idzie tu władza;
Dobroć zbytnia, przez niebo w serce mu włożona,
Sprawia, że wszystkim w domu trzęsie jego żona.
Ona rządzi i ona tu stanowczym tonem
Oznajmia to, co święcie ma być wypełnioném.
Chciałabym, byś pan dla niej, a także dla ciotki,
Umiał się zrobić bardziej uprzejmy i słodki;
Byś, nawet ich fantazjom schlebiając w potrzebie,
Sympatię ich wzajemną pozyskał dla siebie.
KLITANDER
Tych dziwactw, w które matka pani dom ten stroi,
Nigdy nie mogłem uznać, nawet w siostrze twojej,
I doktorów w spódnicach mam w głębokim wstręcie.
Owszem; niech ma kobieta o wszystkim pojęcie:
Lecz drażni mnie uczoność owa, dziś u wielu
Spotykana, co jeno popis ma na celu;
I wolę, gdy kobieta wśród lada rozmowy
Wszystkiego, co wie, zaraz nie wytrząsa z głowy.
Niech swą naukę raczej wstydliwie osłania,
Niech ma wiedzę, lecz nie dla ludzkiego mniemania,
Nie cytuje autorów, zbyt górnie nie śpiewa
I dowcipem najmniejszych słówek nie nadziewa.
Matkę twą niewątpliwie ja wysoko cenię,
Lecz nie sposób mi włożyć się w jej urojenie
Ni dorzucić mój listek do zachwytów wieńca,
Którymi stroi głowę swego ulubieńca.
Jej cały pan Trysotyn nudzi mnie i złości;
Gniewa mnie kult składany temu jegomości;
Dziw mi, że matka stawiać chce w geniuszów rzędzie
Błazna, z którego ramot22 już śmieją się wszędzie,
Nudziarza, co, wciąż bazgrząc do dziesiątych potów,
Papierów stertą cały targ zarzucić gotów.
HENRYKA
Poezja czy rozmowa równie w nim jest nudną
I zgodzić się z twym zdaniem nie będzie mi trudno;
Ale, że on na matkę miewa wpływ niemały,
Musisz się dlań już zdobyć na słówko pochwały.
Kochanek dla swej lubej chętnie karku nagnie,
Wszystkich dla swoich uczuć zyskać wkoło pragnie
I, aby dobrą notę kupić sobie wszędy,
o pieska domowego nawet stoi względy.
KLITANDER
Masz słuszność; lecz cóż robić? To nie moja wina,
Żem nie jest zdolny strawić tego Trysotyna.
Nie potrafiłbym, mimo najszczerszej ochoty,
Spodlić się tak, by chwalić obmierzłe bazgroty;
Przez nie właśnie odsłonił mi się w świetle całem
I, nimem go na oczy ujrzał, już go znałem.
Odgadłem, przeglądając te ckliwe gawędy,
To, co ta kompatura23 wnosi z sobą wszędy:
To pojecie o sobie w swej pysze niezmienne,
Tę wiarę niewzruszoną w swe przymioty cenne,
Tę ufność, co się własnym sądem zadowala
I w własnym uwielbieniu gnuśnie się przewala;
Co sprawia, że w próżności swej wszystko ma za nic,
Że z wszystkiego, co spłodzi, sam rad jest bez granic
I nie chciałby pomieniać swej rzekomej chwały
Na wawrzyn bohatera, czynami wspaniały.
HENRYKA
By to widzieć, wzrok trzeba mieć nie lada jaki!
KLITANDER
Przejrzałem nawet jego zewnętrzne oznaki
I odgadłem po wierszach, którymi nas darzy,
Jak on musi wyglądać z postawy i z twarzy;
Tak dobrze odtworzyłem sobie tego ciurę,
Iż, natknąwszy się kiedyś na taką figurę,
Że to jest pan Trysotyn, założyć się chciałem:
To jeszcze nic; ciekawsze, że zakład wygrałem.
HENRYKA
Cóż za bajka!
KLITANDER
Nie: mówię, jak było w istocie.
Lecz oto ciotka twoja; zostaw mi tę ciocię,
Bym tajemnicę naszą wyznał jej otwarcie
I u matki uzyskać zdołał jej poparcie.
SCENA CZWARTA
BELIZA, KLITANDER.
KLITANDER
Chciej mi zezwolić, pani, że płomień mój żywy
Skorzysta ze spotkania chwili tak szczęśliwej
I wypowie ci wszystko to, co miłość szczera...
BELIZA
Och, nie, nie: niech pan serca zbyt mi nie otwiera.
Gdy chcesz, bym cię przyjęła w rząd mych wielbicieli,
Wzrok jeno niech się waży mówić do mnie śmielej;
Przestań na tym i nie chciej innymi wyrazy
Kreślić żądań, co dla mnie kamieniem obrazy.
Kochaj mnie, wzdychaj, ogniów swych czyń mnie przedmiotem,
Lecz niech mi będzie wolno nic nie wiedzieć o tem.
Mogę cierpieć, że dla mnie pan z miłości ginie,
Póki niemych tłumaczów mieć będziesz jedynie;
Lecz, gdy usta obnażyć spróbują twe rany,
Na zawsze z przed mych oczu zostaniesz wygnany.
KLITANDER
Ze słów mych żadna dla cię, pani, nie wynika
Obraza; westchnień moich celem jest Henryka;
I przybywam tu właśnie błagać ciebie, pani,
o poparcie miłości, którą żywię dla niej.
BELIZA
Brawo! Przyznać ci muszę, to ci się udało:
Muszę cię za ten wybieg nagrodzić pochwałą;
Rys ten, doprawdy, tyle sprytu w sobie mieści,
Że więcej się nie zdarza spotkać i w powieści.
KLITANDER
Zbytecznym szukać, pani, wykrętów w tej mowie;
Przeciwnie, szczerość moja błyszczy w każdym słowie.
Wola niebios, świadoma snadź swoich zamiarów,
Serce moje przykuła do Henryki czarów;
Henryki słodkie oczy są mi szczęścia zdrojem,
I zaślubić Henrykę jest pragnieniem mojem.
Pani wiele tu może; błagam więc nieśmiało,
Byś raczyła nas wesprzeć chęcią swoją całą.
BELIZA
Dokąd zmierza ta prośba, łatwo zgadnąć umiem,
I co pod tym imieniem kryje się, rozumiem.
Obraz w istocie zręczny: zatem również szczerze
Odpowiem, co mi serce dyktuje w tej mierze:
Że Henryka opiera się temu zamęściu
I płonąć dla niej trzeba, nie marząc o szczęściu.
KLITANDER
Lecz po cóż z tego robić rzecz aż tak zawiłą
I chcieć coś widzieć, o czym wcale się nie śniło?
BELIZA
Mój Boże, bez wykrętów. Przestań dłużej bronić
Sekretu, który wzrok twój umiał mi odsłonić.
Wystarczy, że przyjęto zwierzenia najskrytsze
W przenośni, przez twą miłość obranej tak chytrze,
I w tej szacie, co hołdy twe skromnie osłania,
Zgodzono się cierpliwie znieść twoje wyznania;
Byle twój zapał z żądzy oczyszczony grubej
Niósł przed moje ołtarze czyste jeno śluby.
KLITANDER
Ależ...
BELIZA
Żegnam. Na dzisiaj to chyba wystarczy;
I tak nie dosyć strzegłam serca mego tarczy.
KLITANDER
Ależ błąd pani...
BELIZA
Dość już. Patrz; rumieńcem płonę;
Zbyt późno wstyd mój spieszy na moją obronę.
KLITANDER
Jeśli ja panią kocham, niechaj mnie powieszą;
I proszę...
BELIZA
Nie, nie, uszy me nazbyt już grzeszą.
SCENA PIĄTA
KLITANDER
sam
Bierz licho tej wariatki szalone koncepta!
Czy diabeł takie żarty babie w ucho szepta?
Trzeba komu innemu zdać starania owe
I znaleźć powiernika, co ma klepki zdrowe.
AKT DRUGI
SCENA PIERWSZA
ARYST
rozstając się z Klitandrem i mówiąc jeszcze do niego
Tak jest; odpowiedź sam ci najpewniej dostawię24;
Będę parł, naglił, zrobię, co się da w tej sprawie.
Ileż taki kochanek darmo się nagada
I ile niepokoju w każdą chęć swą wkłada!
Nigdy...
SCENA DRUGA
CHRYZAL, ARYST.
ARYST
Bóg z tobą bracie!
CHRYZAL
I z tobą wzajemnie,
Bracie!
ARYST
Czy się domyślasz, kogo widzisz we mnie?
CHRYZAL
Nie, lecz jeśliś tak łaskaw, dowiem się w tej chwili.
ARYST
Powiedz mi, czy z Klitandrem dawnoście się zżyli?
CHRYZAL
Zapewne; dom nasz dosyć upodobał sobie.
ARYST
I cóż sądzisz, mój bracie, o jego osobie?
CHRYZAL
Że jest człekiem rozsądku, serca i honoru
I że wśród najzacniejszych wart byłby wyboru.
ARYST
Pewne życzenie jego tutaj mnie przywodzi
I cieszę się, że ceni go tak brat dobrodziej.
CHRYZAL
W Rzymie, przed laty, ojca nieboszczyka znałem.
ARYST
Doprawdy!
CHRYZAL
Tęgi szlachcic był duszą i ciałem.
ARYST
Podobno.
CHRYZAL