Darmowe ebooki » Komedia » Kaprys - Alfred de Musset (na czym czytać książki elektroniczne TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Kaprys - Alfred de Musset (na czym czytać książki elektroniczne TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Alfred de Musset



1 2 3 4 5 6
Idź do strony:
class="h4">PANI DE LÉRY

Spojrz no na mnie, proszę cię.

MATYLDA

Czemu?

PANI DE LÉRY

Spójrz mi w oczy, tak, prosto.

MATYLDA

Cóż widzisz we mnie nadzwyczajnego?

PANI DE LÉRY

Ależ tak, z pewnością, oczy masz czerwone, płakałaś, to jasne jak słońce. Cóż to się z tobą dzieje, droga Matyldo?

MATYLDA

Nic, przysięgam. Co ma się dziać?

PANI DE LÉRY

Nie mam pojęcia, ale widzę, żeś płakała; jestem zbyteczna, odchodzę.

MATYLDA

Przeciwnie, błagam cię, abyś została.

PANI DE LÉRY

Szczerze? Zostaję, jeśli chcesz; ale powiesz mi swoje strapienia.

Matylda potrząsa głową

Nic? Zatem odchodzę, rozumiesz bowiem, iż z chwilą gdy nie zdam się na nic, mogę jedynie zaszkodzić niechcący.

MATYLDA

Zostań, twoja obecność dobrze mi robi, bawi mnie twój dowcip i gdybym w istocie miała jakąś przykrość, wesołość twoja rozproszyłaby ją.

PANI DE LÉRY

Wiesz, droga, kocham cię. Uważasz mnie może za istotę lekką; nikt nie jest bardzie serio ode mnie, gdy chodzi o rzeczy serio. Nie rozumiem, aby można było bawić się sercem; dlatego wyglądam na to, że go nie mam25. Wiem, co to cierpieć; nauczono mnie tego bardzo młodo. Wiem także, co to jest podzielić z kimś swoje zgryzoty. Jeżeli to, co cię gnębi, da się zwierzyć, mów śmiało: nie ciekawość mną powoduje.

MATYLDA

Wierzę w twą dobroć, a zwłaszcza szczerość; ale nie żądaj tego ode mnie.

PANI DE LÉRY

Och, mój Boże! jestem w domu! niebieska sakiewka. Palnęłam straszne głupstwo, wymieniając panią de Blainville. Przyszło mi to na myśl, kiedym stąd wyszła; czyżby pan de Chavigny zalecał się do niej?

Matylda wstaje, nie mogąc wymówić słowa, odwraca się i podnosi chustkę do oczu. PANI DE LÉRY

Czy podobna?

Długie milczenie. Matylda przechadza się przez jakiś czas, potem siada w drugim kącie pokoju. Pani de Léry zdaje się namyślać. Wstaje i zbliża się do Matyldy; ta podaje jej rękę. PANI DE LÉRY

Wiesz, kochanie, że dentyści każą krzyczeć, kiedy komu zadają ból. Ja ci powiadam: Płacz! płacz! Łzy, słodkie czy gorzkie, zawsze przynoszą ulgę.

MATYLDA

Och! mój Boże!

PANI DE LÉRY

Ależ to nie do wiary! Niepodobna, aby ktoś kochał panią de Blainville; to kokietka niskiego rzędu, bez inteligencji i urody. Nie warta twego małego palca: nikt nie porzuci przecież anioła dla diabła.

MATYLDA
szlochając

Jestem pewna, że on ją kocha, jestem pewna.

PANI DE LÉRY

Nie, moje dziecko, to niemożliwe; to kaprys, chwila zapomnienia. Znam pana de Chavigny lepiej niż myśli: jest wielkie nicdobrego26, ale nie jest zły człowiek. Zrobił to na przekór; czyś płakała w jego obecności?

MATYLDA

Och, nie, nigdy!

PANI DE LÉRY

To dobrze; nie dziwiłoby mnie, gdyby mu to sprawiło przyjemność.

MATYLDA

Przyjemność? Widzieć, że płaczę?

PANI DE LÉRY

Ach, mój Boże, tak. Dopiero co skończyłam dwadzieścia pięć lat, ale przejrzałam już dno wielu rzeczy. Jak się to wszystko stało?

MATYLDA

Ależ... nie wiem...

PANI DE LÉRY

Mów. Czy się mnie boisz? Mogę ci dać rękojmię; jeżeli dla dodania ci śmiałości, trzeba i mnie postawić coś na kartę, dowiodę, że mam do ciebie zaufanie i zmuszę cię, byś je miała do mnie; czy to potrzebne? Gotowa jestem. Co chciałabyś wiedzieć z mojego życia?

MATYLDA

Jesteś moją najlepszą przyjaciółką; powiem ci wszystko, ufam ci. Nie chodzi tu o nic poważnego; ale ja biorę wszystko tak gorąco... Zrobiłam w sekrecie sakiewkę dla Henryka; chciałam mu ją ofiarować dzisiaj; od dwóch tygodni zaledwie że go widuję; przesiaduje u pani de Blainville. Ten mały podarek miał być łagodną wymówką za jego nieobecność i przypomnieniem, że mnie zostawia samą. W chwili gdy miałam mu wręczyć sakiewkę, wyjął z kieszeni tamtą.

PANI DE LÉRY

Nie ma jeszcze czego płakać.

MATYLDA

Och! jest czego płakać, popełniłam bowiem wielkie szaleństwo: poprosiłam go o tamtą sakiewkę.

PANI DE LÉRY

Au! to niedyplomatycznie.

MATYLDA

Tak, Ernestyno, i odmówił mi... Wówczas.. Och! wstyd mi...

PANI DE LÉRY

Wówczas?...

MATYLDA

Poprosiłam go o nią na kolanach. Chciałam, aby uczynił dla mnie tę małą ofiarę, byłabym mu dała moją sakiewkę w zamian. Prosiłam... błagałam...

PANI DE LÉRY

I nie ustąpił; rozumie się samo przez się. Biedna, maleńka! on nie jest godny ciebie.

MATYLDA

Och! mimo wszystko, ja w to nie uwierzę.

PANI DE LÉRY

Masz słuszność, źle się wyrażam. Jest godny ciebie i kocha cię, ale jest mężczyzną, tworem pełnym pychy. Cóż za nędza! I gdzież twoja sakiewka?

MATYLDA

Leży tam na stole.

PANI DE LÉRY
biorąc sakiewkę

Ta? No, wiesz, moja droga, jest cztery razy ładniejsza od tamtej. Najpierw nie jest niebieska, a potem jest prześliczna. Pożycz mi jej, podejmuję się sprawić, że przypadnie twemu mężowi do smaku.

MATYLDA

Staraj się to osiągnąć. Wrócisz mi życie.

PANI DE LÉRY

Tego się doczekać po roku małżeństwa, to niesłychane! Muszą w tym być jakieś czary! Nienawidzę tej Blainville wraz z jej niebieską farbką, wstrętna mi jest cała. Oczy ma od ucha do ucha. Matyldo, chcesz zrobić jedną rzecz? Nic nie kosztuje spróbować. Czy twój mąż będzie tu dziś wieczór?

MATYLDA

Nie wiem; ale tak powiedział.

PANI DE LÉRY

Jak byliście, kiedy odchodził?

MATYLDA

Och! byłam bardzo smutna, a on bardzo nachmurzony.

PANI DE LÉRY

Przyjdzie. Czy umiesz być odważna? Kiedy mam jakąś myśl, trzeba mi ją chwytać w lot, znam siebie, uda się.

MATYLDA

Rozkazuj tedy; zrobię wszystko.

PANI DE LÉRY

Idź do gotowalni; ubierz się naprędce i siadaj w moją karetę. Nie chcę cię wyprawiać na bal, ale trzeba ci udać za powrotem27, żeś tam była. Każesz się wieźć, gdzie ci się podoba, do Inwalidów28 albo do Bastylii29; to nie będzie może zbyt zabawne, ale ponieważ i tak byś nie spała, wszystko ci jedno, czy to będzie tu, czy gdzie indziej. A teraz weź sakiewkę, zawiń ją w ten kawałek papieru, ja napiszę adres. Tak, doskonale. Na rogu ulicy każesz stanąć; powiesz memu groomowi30, aby przyniósł tu ten pakiecik, oddał pierwszemu z brzegu służącemu i odszedł bez dalszych wyjaśnień.

MATYLDA

Powiedz mi przynajmniej, co chcesz zrobić.

PANI DE LÉRY

Co chcę zrobić, dziecko, tego nie da się powiedzieć, i dopiero przekonam się, czy da się zrobić. Raz na zawsze, chcesz mi zaufać?

MATYLDA

Tak, wszystko na świecie dla jego miłości.

PANI DE LÉRY

Dalej, prędko! ktoś zajechał.

MATYLDA

To on; słyszę jego głos w dziedzińcu.

PANI DE LÉRY

Umykaj! Czy są tu drugie schody?

MATYLDA

Tak, na szczęście. Ale nie jestem uczesana, jak uwierzy kto w ten bal?

PANI DE LÉRY
zdejmując z głowy girlandę i dając ją Matyldzie

Masz, ułożysz to jakoś w drodze.

Matylda wychodzi. SCENA SIÓDMA
Pani de Léry sama.

Na kolanach! taka kobieta na kolanach! I taki sobie pan odmawia jej! Kobieta dwudziestoletnia, piękna jak anioł i wierna jak chart! Biedne dziecko, które błaga jak o łaskę, aby ktoś raczył przyjąć sakiewkę jej roboty, w zamian za podarek pani de Blainville! Och, cóż to za przepaść, serce mężczyzny! Nie, na honor, myśmy więcej warte od nich.

Siada i bierze jakąś książkę ze stołu. W chwilę później słychać pukanie do drzwi.

Proszę.

SCENA ÓSMA
Pani de Léry, Chavigny. PANI DE LÉRY
czytając z roztargnieniem

Dzień dobry, hrabio. Chce pan herbaty?

CHAVIGNY

Dziękuję bardzo, nigdy.

Siada i spogląda dokoła. PANI DE LÉRY

Cóż bal, zabawny?

CHAVIGNY

Jak to? Nie była pani?...

PANI DE LÉRY

Pytanie niezbyt pochlebne. Nie, nie byłam, ale wyprawiłam nań Matyldę, której pan zdaje się szukać oczyma.

CHAVIGNY

Żartuje pani, jak widzę.

PANI DE LÉRY

Co?... przepraszam pana, ale jest tu w „Revue”31 artykuł, który mnie mocno ciekawi.

Milczenie. Chavigny, niespokojny, wstaje i przechadza się. CHAVIGNY

Czy naprawdę Matylda jest na balu?

PANI DE LÉRY

Ależ tak? Widzi pan, że czekam na nią.

CHAVIGNY

To osobliwe; nie chciała jechać, kiedy ją pani namawiała.

PANI DE LÉRY

Widocznie zmieniła zamiar.

CHAVIGNY

Dlaczego nie pojechała z panią?

PANI DE LÉRY

Bo mnie przeszła ochota.

CHAVIGNY

Obeszła się tedy bez karety?

PANI DE LÉRY

Nie, pożyczyłam jej mojej. Czy pan to czytał, panie de Chavigny?

CHAVIGNY

Co takiego?

PANI DE LÉRY

To „Revue des Deux Mondes”, bardzo ładny artykuł pani Sand32 o orangutanach.

CHAVIGNY

O czym...?

PANI DE LÉRY

O orangutanach. Ach, nie, mylę się, to nie jej, to ten obok; bardzo zabawne.

CHAVIGNY

Nie rozumiem tego pomysłu, aby jechać na bal, nie uprzedzając mnie. Byłbym ją chociaż odwiózł z powrotem.

PANI DE LÉRY

Czy pan lubi romanse pani Sand?

CHAVIGNY

Nie, bynajmniej. Ale jeżeli ona tam jest, jakim cudem jej nie widziałem?

PANI DE LÉRY

Kogo? „Revue”? Leżała33 tutaj.

CHAVIGNY

Czy pani drwi ze mnie?

PANI DE LÉRY

Być może; to zależy.

CHAVIGNY

Mówię o mojej żonie.

PANI DE LÉRY

Czy pan mi polecił jej pilnować?

CHAVIGNY

Ma pani słuszność; śmieszny jestem; idę natychmiast jej szukać.

PANI DE LÉRY

Uwięźnie pan między powozami.

CHAVIGNY

To prawda; na jedno wyjdzie czekać tutaj; zaczekam.

Zbliża się do ognia i siada. PANI DE LÉRY
przerywając czytanie

Czy pan wie, panie de Chavigny, że pan mnie zdumiewa? O ile mi się zdaje, słyszałam, że pan zostawia Matyldzie zupełną swobodę i że żona pańska bywa, gdzie się jej podoba.

CHAVIGNY

Oczywiście; ma pani dowód.

PANI DE LÉRY

Niezupełnie, wydaje się pan wściekły.

CHAVIGNY

Ja? Cóż znowu! ani trochę.

PANI DE LÉRY

Nie może pan usiedzieć na fotelu. Miałam o panu zupełnie inne pojęcie, wyznaję. Mówiąc poważnie, gdybym wiedziała, jak rzeczy stoją, nie pożyczyłabym Matyldzie karety.

CHAVIGNY

Ależ upewniam panią, uważam to za zupełnie naturalne, i dziękuję pani, żeś to uczyniła.

PANI DE LÉRY

Nie, nie, nie dziękuje mi pan; zaręczam panu, że jest pan niezadowolony. Szczerze mówiąc, zdaje mi się, że jeżeli Matylda pojechała, to po trosze dlatego, że pan tam był.

CHAVIGNY

To wyborne! Czemuż po prostu nie pojechała ze mną?

PANI DE LÉRY

No tak! To samo jej mówiłam. Ale taka już nasza kobieca natura: nie chcemy, potem znów chcemy... Stanowczo, nie pije pan herbaty?

CHAVIGNY

Nie, szkodzi mi.

PANI DE LÉRY

Zatem niech pan da mnie.

CHAVIGNY

Co, pani?

PANI DE LÉRY

Niech pan da mnie.

Chavigny wstaje i napełniwszy filiżankę, podaje ją pani de Léry.

Dziękuję; niech pan postawi tutaj. Czy mamy już nowe ministerium34?

CHAVIGNY

Nic nie wiem.

PANI DE LÉRY

Paradne domy zajezdne te nasze ministeria! Wchodzą tam, wychodzą, nie wiadomo czemu; istna procesja marionetek.

CHAVIGNY

Niechże pani pije herbatę; jest już na wpół zimna.

PANI DE LÉRY

Nie dał pan dosyć cukru. Proszę włożyć jeden albo dwa kawałki.

CHAVIGNY

Jak pani każe; ale to na nic się nie zda.

PANI DE LÉRY

Dobrze; a teraz troszkę mleka.

CHAVIGNY

Już pani zadowolona?

PANI DE LÉRY

Teraz kroplę gorącej wody. Już? Niech mi pan poda filiżankę.

CHAVIGNY
podając

Jest; ale to na nic się nie zda.

PANI DE LÉRY

Tak pan sądzi? Czy pan jest pewny?

CHAVIGNY

Bez żadnej wątpliwości.

PANI DE LÉRY

Czemuż to na nic się nie zda?

CHAVIGNY

Bo zimna i przesłodzona.

PANI DE LÉRY

Zatem, jeżeli na nic, niech pan wyleje.

Chavigny stoi, trzymając filiżankę; pani de Léry patrzy nań, śmiejąc się.

Och, mój Boże! jak mnie pan bawi! W życiu nie widziałam czegoś tak markotnego!

CHAVIGNY
zniecierpliwiony, wylewa filiżankę w ogień, następnie przechadza się wielkimi krokami i mówi z podrażnieniem

Na honor, prawda, głupiec ze mnie.

PANI DE LÉRY

Nie widziałam pana nigdy w ataku zazdrości, ależ z pana istny Otello35!

CHAVIGNY

Ani trochę; nie mogę znosić, aby się ktoś krępował, albo krępował w czymkolwiek innych. Skądże tedy, wedle pani, mam być zazdrosny?

PANI DE LÉRY

Z miłości własnej, jak wszyscy mężowie.

CHAVIGNY

Ba! kobiece gadanie. Mówi się: „Zazdrosny z miłości własnej”, bo to już jest gotowy frazes, tak jak się mówi: „Sługa uniżony”. Świat jest bardzo surowy dla tych biednych mężów.

PANI DE LÉRY

Nie tyle, co dla biednych żon.

CHAVIGNY

Och, mój Boże, owszem. Wszystko jest względne. Czy można się zgodzić, aby kobiety żyły na tej samej zasadzie co

1 2 3 4 5 6
Idź do strony:

Darmowe książki «Kaprys - Alfred de Musset (na czym czytać książki elektroniczne TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz