Darmowe ebooki » Hymn » Hymny - Jan Kasprowicz (gdzie można przeczytać książkę w internecie za darmo txt) 📖

Czytasz książkę online - «Hymny - Jan Kasprowicz (gdzie można przeczytać książkę w internecie za darmo txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Jan Kasprowicz



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11
Idź do strony:
nogi 
i rozdarł na dwie szczypy tułów Heraklowy 
i w ciemną rzucił bezdeń, w Sądu straszną noc... 
A z parą szklanych, martwych kul, 
rozsadzających oczodoły, 
biegnie bez końca, bez końca, bez końca, 
gnając przed sobą bratobójczy huf, 
niemy i głuchy Strach... 
 
Zakryj błędne źrenice, ścigany Adamie! 
Nad tobą tam! u szczytu 
złocistowłosa Ewa! 
Jej grzechu ciężar zgniótł cię, stanąłeś wpół drogi 
Zakryj błędne źrenice i na wieki wieków 
rzuć się w przepastny żleb!... 
 
Enoch i Eliasz z proroczymi księgi 
przyszli obwieścić szalonemu światu 
Pańskiego gniewu moc. 
Lecz nim zdołali rozedrzeć swój płaszcz, 
nim głos wytrysnął z przepełnionych łon, 
padli w zamęcie spadających gwiazd, 
zgaśli, jak słońca, 
na to wzniecone w przedpoczątkach bytu, 
ażeby zgasły... Amen. 
 
Szum się wielki stał dokoła, 
kiedy surma10 archanioła 
na Ostatni Sąd zawoła. 
Głos rozlega się ponury, 
jak grzmot leci złotopióry, 
z dolinami równa góry. 
Drży strwożona światów dusza, 
a on głębie mórz wysusza, 
kości wieków w grobach rusza. 
Gwiazdy z orbit wytrąciła 
archanielskiej trąby siła, 
już rozwarła się mogiła. 
Idą na się zmartwychwstali, 
ogniem buntu świat się pali, 
tłumy w krwawej broczą fali. 
Z wyciem hien, z rykiem lwów, 
łkając, jęcząc, grożąc, klnąc 
pędzi tuman ludzkich żądz... 
A On, 
potężne Łono, przepotężnych łon, 
Jasność jasności, 
Zmrok zmroków, 
Łaska łask i gniewów Gniew, 
stanął nad skonem Żywota 
i, rękę położywszy na głowie Boleści, 
na niezmierzonej, cierniem opasanej Głowie, 
wypełniającej wszechświatów przestwory, 
rozpoczął Sąd. 
Biją pioruny, 
a nad pioruny idzie Jego zew! 
Ogrom bytu błyskawic wszystkich nie pomieści, 
a Jego światłość złota 
strzela nad pełnię, nad ogniste łuny 
błyskawicowych potoków... 
 
Czym jestem wobec Ciebie, ja, com z rajskich włości 
zabrał z sobą, wygnaniec, tę łamiącą winę 
i teraz ginę, 
od Wschodu do Zachodu tułacz nieszczęśliwy, 
pod nieuchronnych wyroków 
w początkach dnia i nocy wzniesionym obuchem?! 
Stopę Swoją złożyłeś na pokoleń grzbiecie 
i sądzisz! Kyrie elejson! 
Płaczów i jęków słuchasz niesłyszącym uchem 
i sądzisz! Kyrie elejson! 
Na mękę wieków patrzysz niewidzącym okiem 
i sądzisz! Kyrie elejson! 
Niewiasta z rozpaczliwym krzykiem rodzi dziecię, 
Ty jego duszę grzechu oblewasz hyzopem11 
i sądzisz! Kyrie elejson! 
Wichr idzie po rozdrożach westchnieniem głębokiem 
ku Twojej wyży12, 
modlitwy niesie krwawe, przybite do krzyży, 
Ty sądzisz! Kyrie elejson! 
A kto mnie stworzył na to, ażebym w tej chwili, 
odziany potępienia podartą żałobą, 
kawałem kiru, zdjętym z mar Twojego świata, 
wił się i czołgał przed Tobą, 
i martwym, osłupiałym z przerażenia okiem 
strasznego Sądu wyławiał płomienne, 
świat druzgocące rozkazy? 
A kto mi kazał patrzeć na te czarne głazy, 
rozpadające się na gruz pod mocą 
Twojego gniewu, przeraźliwy Boże — 
na głazy te, gdzie straszny owoc Twego drzewa, 
złocistowłosa Ewa, 
do piersi pierś padalca tuli obnażoną?... 
 
O Głowo, przepasana cierniową koroną!... 
Któż się nad dolą zlituje sierocą, 
nad moją dolą, 
której, Boże, Twe ręce, z kajdan nie wyzwolą? 
Kyrie elejson! 
Patrzaj!... Kyrie elejson! 
Ona swą białą dłoń 
kładzie na jego skroń — 
na trupią, zapadniętą, zżółkła skroń zleniałą... 
Kyrie elejson! 
I podczas, gdy Swe Sądy sprawiasz Ty, o morze 
niewyczerpanych gniewów, 
ona swym okiem patrzy w jego oczy — 
omdlewającym okiem! 
Kyrie elejson! 
Jej nagie uda drżą, 
palcami rozczesuje złoto swych warkoczy 
i falą złocistych włosów 
osłania jego nagość i pieści i pieści 
ustami czerwonymi bladość jego ust. 
Kyrie elejson! 
Wężowe jego kręgi opasują biodra 
rozlubieżnionej Boleści, 
a ona, wyprężywszy swe rozpustne ciało, 
nienasyconym oddycha pragnieniem. 
Kyrie elejson! 
Na łonie jej spoczęła czarna, lśniąca broda 
rozpalonego Szatana, 
co świat umierający okrył swoim cieniem, 
a ona, 
w zbrodniczych pieszczot rozdawaniu szczodra, 
zamknęła w drżące go biodra, 
w nabiegłe żądzą ramiona... 
Kyrie elejson! 
Mą duszę pali wieczna, niezamknięta rana! 
Któż mi lekarstwo poda? 
Ojcze rozpusty! Kyrie elejson! 
Nic, co się stało pod sklepem niebiosów13, 
bez Twej się woli nie stało! 
Kyrie elejson! 
O źródło zdrady! Kyrie elejson! 
Przyczyno grzechu 
i zemsty i rozpaczy szaleńczego śmiechu! 
Kyrie elejson! 
 
Sądź, Sprawiedliwy! 
Krusz światów posady, 
rozżegnij wielki pożar w tlejącej iskierce, 
na popiół spal Adama oszukane serce 
i płacz! 
Z nim razem płacz, kamienny, lodowaty Boże! 
Niech Twa surma przeraźliwa 
echem płaczu się odzywa 
nad pokosem Twego żniwa... 
 
Dwujęzycznego smoka, 
Szatana o trzech grzbietach zwalczył w wielkim boju 
archanioł pański, Michał, i zginął w otchłani. Amen. 
 
I stał się koniec świata... O chwilo spokoju! 
Zgasł płomienny głos proroka, 
i wieczności noc głęboka 
nieprzejrzaną jest dla oka. 
A ja, wygnaniec z Raju, tułacz nieszczęśliwy, 
zesłany, aby konać, na te ziemskie niwy, 
i patrzeć, jak pod złomem niebotycznej grani 
usiadła matka Śmierci, Ewa jasnowłosa, 
pieszcząca węża Grzechu, posyłam w niebiosa, 
opadłe nad wieczności tajemniczym mrokiem, 
to moje wiekuiste, nieprzebrzmiałe: Amen! 
Amen14! 
 
W umarłych bytów milczeniu głębokiem 
słychać jedynie Amen, moje straszne Amen. 
 
O Boże miłosierny, zmiłuj się nad nami! 
Kyrie elejson! 
 
Przede mną przepaść, zrodzona przez winę, 
przez grzech Twój, Boże!... Ginę! ginę! ginę! 
Amen. 
A cóż powstanie ponad nicościami, 
gdzie ongi były światy 
i Ja, w chęć życia bogaty, 
a dziś w umarłych postawiony rzędzie? 
 
Niech nic nie będzie! 
Amen! 
 
Bo cóż być może, jeślim ja zaginął?... 
Na wszystko mrok nicości nieprzebyty spłynął — 
Amen. 
 
Salome15
O przyjdź! 
O boski przyjdź proroku! 
Salome ciebie woła z płomieniami w oku! 
Na tę słoneczną miłości polanę, 
pomiędzy żądz rozkwitłe czarodziejskie zioła 
Salome cię woła! 
O przyjdź!... 
Salome, kłęby włosów rozwiawszy miedziane, 
niby wieków pożaru krwawiące się łuny, 
w złocistej harfy uderzyła struny 
i śpiewa... 
O przyjdź!... 
O przyjdź, proroku blady! 
Ogień żywy obleje twe liliowe skronie, 
ogień żywy na licu–ć przygasłym zapłonie 
od mych gorących warg! 
Salome, białolistny kwiat Herodiady, 
zerwany ręką grzechu z świadomości drzewa, 
w pożarne wieków łuny rzuca pieśń swą krwawą, 
swą nieskończoną pieśń — 
i woła cię, proroku! Przyjdź!... 
W królewskiej komnacie 
kazałam służebnicom rozesłać kobierce, 
utkane z miękkiej wełny owiec z Galaadu; 
majestat ciężkich kotar otula me łoże, 
moje łabędzie puchy!... 
Ach! jak się trwożę! 
Jak lęka się ma dusza, aby promyk złoty 
nie przedarł się zuchwale do mojej tęsknoty! 
By jakiś listek mirtowy, 
gdy wiatr z kryjówek gaju ciche szumy płoszy, 
nie zadrżał, posłyszawszy stłumione rozmowy 
naszej mdlejącej rozkoszy!... 
Nie wejdzie nikt, prócz ciszy, w ten przybytek głuchy, 
prócz ciszy i prócz żaru mojego pragnienia, 
co mi rozdźwięcza serce, 
że śpiewa pieśń, idącą w wieków majestacie 
przez świat, ogromny świat — 
tę nieskończoną pieśń: 
O przyjdź, proroku, przyjdź!... 
 
Skąpałam swą dziewiczość w przejrzystym marmurze, 
gdzie zdrój różanej wody z kształtnych dziobów tryska, 
a słońce przez zazdrosne ciśnie się kryształy, 
ażeby rozcałować mych biódr16 marmur biały, 
mej piersi oroszone, wpółzamknięte róże... 
Kazałam się namaścić maściami wonnymi, 
a uśmiech ubezwładniał me rozwarte usta 
w przeczuciu nieznanej pieszczoty, 
gdy Jezabel, ta płocha, ta dziewczyna pusta, 
namaszczająca me łono 
i mleczną szyję mą, 
szeptała mi do duszy, żem ja winne grono, 
najwyborniejsze z gron! 
Ach! złocę się w słonecznym, błękitnym przestworzu 
i czekam na winnicach engaddyjskiej ziemi, 
aż przyjdzie pragnący On, 
aż przyjdzie żniwiarz wybrany 
i niecierpliwą dłoń 
wzniesie po owoc ten złoty... 
Ach! przyjdź!... 
Na oceany 
niewyczerpanych żądz 
rzuć swoich żagli płótna 
i płyń!... 
Ach! przyjdź!... 
Czekam na ciebie smutna... 
Ach! przyjdź!... 
Czekam na ciebie wesoła, radosna 
onym pragnieniem, co się spełnić ma, 
jako ta kwieciem pękająca wiosna! 
Ach! przyjdź! 
Powieki mi się kładły na przepastne głębie 
moich senliwych17 ócz, 
gdy gdzieś, na dnie ich, wielkim, jak za krańcem świata 
nieogarnięta oceanów toń, 
kąpały się obrazy, rozkoszne, jak woń, 
płynąca z Raju, gdzie — brat zabił brata!... 
A były–ć w swej rozkoszy zabójcze, jak śmierć, 
co na tę misę rzeźbioną 
rzuciła mi w swym szale lubieżnym twą skroń, 
owitą w włosów krucz18, 
ociekających krwią... 
Ach przyjdź!... 
 
Jak twe źrenice, choć umarłe, płoną! 
 
O ty kochanku mój! 
O mój jedyny kochanku! 
Rozpalę w alabastrach kosztowne oleje, 
otoczę światłościami jedwabiste łoże, 
z nocy dzień biały stworzę! 
Niech tych światłości zdrój 
oblewa naszą miłość, by lśniła, jak zorze 
konającego dnia!... 
O Jezabel19, ty płocha, ty dziewczyno pusta! 
O Jezabel, przed tobą ma się dusza śmieje 
i moje wargi drżą, 
moje rozwarte usta!... 
Lub zgaszę w drogich czarach płonące pochodnie, 
szkarłatem, jak mrok gęstym, łożnicę osłonię, 
promieniom gwiazd przystępu w ten kościół zabronię, 
niech nasza miłość utonie 
w wieczystej, nieodgadłej, niezgłębionej nocy!... 
A z tajemniczych uścisków, 
gdy dusza twa, proroku, mą duszę pochłonie, 
gdy w oczach twych przymkniętych czar twojej Salomy 
urośnie w niespodzianej rozkoszy ogromy, 
gdy świat się cały zamknie w pragnienia wszechmocy, 
a ty gdy cały zginiesz w nasyceń powodzi, 
niech się zbawiciel narodzi 
lub szatan, co po wszystkie globów widnokręgi 
rozepnie wiekuistą, nieśmiertelną zbrodnię!... 
Niech płynie głos triumfu po życia odmętach, 
lub jęk i żal, w skazańców wychowany pętach, 
niech bije w bramy śmierci swym rozpaczy młotem, 
niech dźwiga się po krzyżach, szubienicach, palach, 
ku niemym stropom niebios, w chmury czy błękity, 
a ty, proroku, niesyty — 
ty słuchaj mojej pieśni, nieskończonej pieśni, 
rozbrzmiewającej po bezbrzeżnych dalach, 
i przyjdź! 
Niechaj się łamią potęgi, 
niechaj się w gruzy rozpada 
ten tron, na którym twórcza nieśmiertelność siada; 
ta ziemia i te gwiazdy, słońca i księżyce 
niech się rozprysną w mgławice; 
niech sen wiekuistości jako sen się prześni, 
ty słuchaj mojej pieśni 
i przyjdź! 
O ty kochanku mój! 
O ty jedyny kochanku!... 
 
Jak twe źrenice, choć umarłe, płoną! 
 
A o poranku, 
o świcie któż mnie budzi całowaniem w oczy? 
To on, to prorok boży! 
Kto pieści miedź złotawą rozwitych warkoczy 
i budzi całowaniem z słodkich snów omdlenia? 
To on, to prorok boży! 
Któż głowę mą podnosi i do ust przyciska 
i znowu ją na puchach jedwabnych położy 
i budzi całowaniem i sen mój przemienia 
w rozkoszną, słodką jawę? 
To on, to prorok boży! 
Ach! przyjdź! 
Któż piersi me odsłania i z swego ogniska, 
z ogniska żądnej duszy sypie iskry krwawe 
na moje łono białe, 
na moje włosy złotawe, 
na oczy, z rozkosznego zdumienia rozwarte, 
i budzi całowaniem zdumienie rozkoszy? 
To on, to prorok boży! 
Któż sen mi płoszy? 
Któż sen mi całowaniem płoszy na wiek wieków, 
ażebym wieki wieków tuląc twoją szyję 
w uścisku drżących ramion i do twego łona, 
jak jemioła do dębu, ciałem przylepiona 
i duszą, z rozwartymi wciąż śniła oczyma, 
że twoją duszę piję, 
że twym się ciałem sycę! 
Że duszę twą i ciało miłość moja trzyma, 
ażeby nie wybiegły za przybytku progi, 
gdzie ja, gdzie moja miłość ogniem ogniów skrzy się! 
Gdzie ja, gdzie twoja luba, twa droga, wybrana, 
twa jedna i jedyna ma swojego pana 
i swego sługę w tobie, o luby, o drogi, 
o słodki, o wybrany, o jeden jedyny, 
o na złocistej położony misie 
w czerwieni krwi najdroższej, krwi najkosztowniejszej! 
Któż mnie, kochanku, 
o srebrnym budzi poranku, 
że mogę twoje blade rozcałować lice, 
że mogę wyczesywać z włosów krew zakrzepłą!? 
Że mogę tą źrenicą, z rozkoszy oślepłą, 
spoglądać w twoje źrenice — 
jak twe źrenice, choć umarłe, płoną! 
Że mogę twe powieki rozwierać palcami, 
tą ręką, którą krew twa przekosztowna plami, 
i patrzeć w twoje źrenice — 
jak twe źrenice, choć umarłe, płoną! 
Jak one płoną ogromnie! 
O moje wy służebne! przyjaciółki moje! 
Na oścież otwierajcie pałacu podwoje! 
Rozsuńcie nad posłaniem oponę czerwoną! 
Kochanek zbliża się do mnie! 
Uderzcie w lutnie i harfy! 
Zatańczcie! niech radosny korowód się złoży! 
Przy mnie kochanek mój! 
Przy mnie jest prorok boży! 
W tym wirze, 
w którym ach! wszystek świat wiruje ze mną, 
krew cieknie z misy, cieknie strugą ciemną! 
Zedrzyjcie ze mnie te szarfy! 
Zedrzyjcie drogie powłoki! 
Niech krew ta cieknie po mym łonie białem! 
Niech się spokrewni z mym ciałem 
ten przekosztowny zdrój! 
O święte objawienie mej boskiej urody! 
Te oczy, 
w które wpatrywać się będzie 
ten mój kochanek młody, 
aż mu się z szału wszystek świat zamroczy! 
Ach! przyjdź!... 
Te moje włosy miedziane, 
w które on rękę zanurzy 
i będzie na swej dłoni ich sypkość promienną 
z rozkosznym ważył uśmiechem! 
Ach! przyjdź!... 
Te usta, szkarłatem zlane, 
barwami od świtowych ros wilgotnej róży! 
Ach! przyjdź! 
Te moje piersi drzemiące! 
Z parą łabędzi porówna je senną 
i potem je pożarem całunków przebudzi, 
aż spłomienieją od rozkosznych znamion! 
Ach! przyjdź!... 
Te biodra, które zamknie pierścieniem swych ramion! 
Ach! przyjdź!... 
Ach! przyjdź, kochanku, przyjdź!... 
 
Dlaczego głos mój w pustym rozbrzmiewa przestworzu? 
Dlaczego mu potężnym nie odpowie echem 
głos twój, proroku, by wieścił przemianę 
okręgów świata pod mocą 
miłości mojej niesytej? 
Proroku! niebios błękity 
złączą się z ziemią, przez ciebie wezwane, 
w tajemnic jeden cud 
i ty objąłeś istotę stworzenia, 
objąwszy miłość mą! 
O! jakie blaski w twoich oczach drżą! 
W jakąż muzykę głos się twój przemienia! 
Jak rozkrysztala się w srebrnych oparach! 
Jak z światów cudotwórczym zlewa się oddechem! 
Głos twój, przy moich zająwszy się żarach, 
błyskawicami moich żądz brzemienny, 
huczący grzmotem namiętnego
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11
Idź do strony:

Darmowe książki «Hymny - Jan Kasprowicz (gdzie można przeczytać książkę w internecie za darmo txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz