Darmowe ebooki » Humoreska » Marysieńka Sobieska - Tadeusz Boy-Żeleński (książki czytaj online za darmo txt) 📖

Czytasz książkę online - «Marysieńka Sobieska - Tadeusz Boy-Żeleński (książki czytaj online za darmo txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Tadeusz Boy-Żeleński



1 ... 33 34 35 36 37 38 39 40 41 ... 43
Idź do strony:
wreszcie drobiazg 1000 dukatów, pożyczonych królowi Augustowi na koronację. Król podpisał wówczas oblig, ale od tej pory Maria Kazimiera nie widziała ani kapitału ani procentów. W ten sposób król August objawiał swoją niesympatię do rodu Sobieskich, których wciąż uważał za możliwych pretendentów do tronu; z tego samego powodu szykanował Aleksandra i Konstantego, gdy chcieli służyć w wojsku, czym skłonił ich do opuszczenia kraju. Nie tylko król nie myślał o zwrocie należnych sum, ale gnębił majątki królowej rekwizycjami i kwaterunkami. A że dzierżawcy i intendenci też się nie kwapili z płaceniem należności, wszystkie te dobra nie dawały królowej nic prócz kłopotów, którymi stara się podzielić z wojewodziną, licząc na jej „pańskie oko”, na jej młodą energię i na autorytet jej męża. Toteż listy wypełnione są drobiazgową analizą zawikłanych spraw, aż nudne są od tych wciąż powtarzanych szczegółów; przy czym trzeba uznać, że Maria Kazimiera znakomicie się orientuje w interesach i w ludziach, wszystkie sumy i kalkulacje ma najdokładniej w głowie, wie na pamięć co i gdzie przynosiły lub powinny przynosić te lub inne stawy, lasy, arenda, le goumno315, osypy, sól (Kałusz), ile można przeznaczyć na reparacje itd. „Pałac w Wysocku drewniany; nie warto naprawiać, nie opłaci się, tylko zabezpieczyć kafle z porcelany żeby się nie stłukły kiedy runie ta szciana i konserwować tylko te pokoje które są całe — nie więcej na to wydać jak 100 fr.”. Oto przykład jej zabiegliwości. Toż samo co do ludzi, jakich należy użyć, umie dać charakterystykę każdego z nich, jego wad, zalet i wartości użytkowej.

Poprzez te gospodarskie szczegóły przebijają troski matki, ponieważ interesy jej nieraz splatają się z interesami synów; od czasu do czasu trafia się jakaś dygresja, jakieś westchnienie charakteryzujące niepokoje i bóle matczyne.

A nawet — i tu pikanteria tych listów — poprzez gumna i osypy, poprzez cyfry i kalkulacje, rysuje się tu coś w rodzaju romansiku, któremu zresztą również matkuje interes królowej. Zdaje się, że młoda wojewodzina ma co najmniej feblika do pięknego królewicza Aleksandra. Marysieńka widzi to bardzo mile, proteguje to uczucie, rozumiejąc z pewnością, że ono może być najskuteczniejszą rękojmią utrzymania uwagi i gorliwości wojewodziny w opiece nad jej sprawami. Toteż, kiedy czuje jakieś tarcia między młodą panią a latawcem Aleksandrem, czym prędzej — oczywiście z całą dyskrecją i godnością — śpieszy na ratunek, aby upewnić sa chere palatine, że wszystkie możebne płochości Aleksandra w czasie jego wojażów to są rzeczy bez znaczenia, gdy ona jedna — wojewodzina — kochana jest i ceniona prawdziwie. „Trzeba przejść — pisze — do porządku nad małymi wadami, nad drobnymi nieporozumieniami, w których serce nie gra żadnej roli; powinnaś być pewna, chère palatine, że ciebie nie można przestać kochać”... Królowa niepokoi się, kiedy dłużej nie ma listu od swojej intendentki; obawia się, czy znów nie za syna cierpi ona sama i jej interesy. „Nie wiem, moja droga — pisze — czemu przypisać brak listów od ciebie. Słyszałam, że dzieci cierpią do czwartego pokolenia za grzechy ojców; ale nie słyszałam, aby rodzice mieli pokutować za winy dzieci. Jeżeli mój syn ci uchybił, bardzo mi przykro, ale czemu mnie każesz za to cierpieć?... Byłabyś bardzo niesprawiedliwa”... „Mogę cię upewnić — pisze znów w innym liście — że ktoś jest bardzo dotknięty twoim milczeniem, że na to nie zasługuje, a ja mogę powiedzieć, że ma dla ciebie uczucia tak tkliwe, jak jesteś tego warta. Jeżeli ma poza tym jakie rozrywki, to tylko dla zabicia czasu. Ale to nie trwa długo i nie ma znaczenia. O przywiązaniu jego nie wiem żadnym, poza uroczą wojewodziną”...

Mimo to, jest nawet w Polsce na horyzoncie jakaś starościna Grotusowa, która dzierżawi od królewicza Podhorce i z którą wyraźnie młodego szaławiłę coś łączy. Toteż jeszcze nie przybył do kraju, a już Marysieńka uważa za potrzebne uspokajać wojewodzinę. „Książę Aleksander ma być w Polsce; mogę cię upewnić, że wyrządziłabyś mu wielką krzywdę, gdybyś go posądzała, że dzieli swoją czułość między ciebie a la Grotus; ręczę ci że jest przeciwnie... Kocham mego syna za to, że zna prawdziwą wartość i ceni ją i kocha stale... Miej to przywiązanie, jakie mój syn ma dla ciebie, i którego żadne, nawet większe niż starościny Grotus, nie mogłoby zmniejszyć a tym bardziej zniszczyć”... Mimo to — dodaje — lepiej byłoby postarać się, aby starościny Grotusowej nie było w sąsiedztwie... to natura bardzo płocha...

Tak więc, królowa — stale podpisująca się nawet na lada świstku Marie Casimire reine — myśli i pamięta o wszystkim. Daje szczegółowe instrukcje nie tylko, co wykonać, ale jak wykonać; instrukcje czasem dość charakterystyczne. Oto post scriptum do jej obszernego listu, ot, dorzucony szczegół, o którym zapomniała napisać: „Każ schwytać Zelmana, nałożyć mu kajdany na ręce i na nogi, aż zapłaci; trzeba mi zebrać pieniędzy, bardzo ich potrzebuję. Książę Konstanty trwoni na jeden sposób, książę Aleksander na drugi”... I w innym liście znów każe komuś nałożyć kajdany: „pokaże mu, że choć jest daleko, ręce ma długie”. Zdaje się, że system kajdan był częstym sposobem incassa, bo znów czytamy „aby pojmać Żydów ze Stryja, włożyć im kajdany na nogi, aż zapłacą; ale nie daruj nic, tak samo jak 6000 funtów, jakie mi jest winien kahał w Stryju. Hultaj Zelman może o wszystkim poinformować”. Może spryt tego Zelmana sprawia, że w dalszym ciągu królowa jest na niego łaskawsza: „Prawda, że mi jest winien, ale trzeba abyś go chroniła malgré ces316 figle, jakie mi czasem urządza. Ostatecznie ten Zelman jest najlepszy z Żydów; zapłaci jeżeli wezwiesz go do siebie nie pakując go do więzienia, trzeba z nim łagodnie”...

Tak królowa włada na odległość, oceniając charaktery, wskazując jak każdego zażyć i czego się można po kim spodziewać. I wciąż — w dobrze zrozumianym interesie — zaleca, aby nie dopuszczano do ucisku chłopów, ani do zniszczenia majątków.

Stosunek jej do synów zarysowuje się dość wyraźnie. O najstarszym Jakubie nie ma mowy; sprawy z nim zlikwidowała, czyniąc na jego rzecz znaczne ustępstwa ze swego, byle w zamian zyskać korzyści dla ukochanego Aleksandra. Całą jej myśl pochłaniają dwaj młodsi, zwłaszcza Aleksander. Ale widzimy u tej matki stanowczą decyzję aby się nie dać dzieciom obłupić ze skóry. Nie ma w niej najmniejszego powołania na króla Lira. „Nie byłoby słusznie zagrzebać się nago z miłości dla dzieci” — pisze. Ta trzeźwa kobieta wie, że trzyma ich przy sobie poty, póki coś reprezentuje; pragnie przy tym zachować dla nich kawałek chleba, kiedy, jak przewiduje, wszystko stracą i znajdą się bez grosza i bez dachu nad głową. Może to jest jej podświadome marzenie, mieć ich przy sobie, zrujnowanych, unieruchomionych, zależnych od jej łaski?

Ale przede wszystkim zawsze pamięta o tym, co jest winna swemu stanowisku: nie chce się zdeklasować. Toteż broni się ciągle kombinacjom, w jakie synowie chcieliby ją oplątać; odmawia — mimo iż z żalem — korzystnej dzierżawy swoich dóbr Aleksandrowi, kiedy nie widzi w nim potrzebnej rękojmi; woli dzierżawcę obcego, ale pewnego. Znamienne jest, że jedyny raz, kiedy omal się nie poróżniła z wojewodziną, to wówczas, kiedy wojewodzina zbyt gorliwie ujmowała się za Aleksandrem, wstawiając się za nim do matki o jaką finansową „amnestię”. Marysieńka najwidoczniej nie znosi, żeby ktoś mieszał uczucia i finanse. W interesach lubi język ścisły. Z powodu listu jakiegoś dzierżawcy pisze do wojewodziny: „To śmieszna rzecz, te wyrażenia, jakimi on się posługuje: spodziewacz się; kiedy rzeczy są realne, pisze się winny y powinny zaraz placicz; to nie jest człowiek, który by się nadawał”. Toteż i tutaj daje jasne i rzeczowe exposé:

„Ustąpiłam dzieciom cały majątek po ojcu, zastrzegłam sobie tylko 50 000 funtów renty od każdego; ustąpiłam pięćdziesiąt tysięcy najstarszemu, aby odkupić Pomorzany dla Aleksandra; dość dla niego zrobiłam, a ty chcesz jeszcze, abym mu odpisała dwa lata dochodów z Jaworowa i odstąpiła mu wszystkie dochody na przyszłość za dwieście tysięcy szelągów! Gdybym to zrobiła, trzeba by mi zaraz zamknąć się w klasztorze, bo nie miałabym za co żyć tak jak żyję. Należy się kochać swoje dzieci, ale nie grzebać się żywcem dla nich.

Książę Aleksander mógłby zrobić co by chciał i utrzymywać ład w interesach, brak mu tylko woli, ale brak mu jej w tym stopniu, że jeżeli Bóg się w to nie wda, zrujnuje swoje interesy równie dobrze jak książę Konstanty; jeden na jeden sposób, drugi na inny. Nie licząc się ze swoim dochodem, trzyma sobie gwardię oficerów, muzyków, którzy się bawią w wielkich panów, służbę, lokajów, masztalerzów, sprowadzonych z Francji, którzy mu tylko napytają przykrości i będą go mnóstwo kosztowali, bo nigdy się nie umawia z góry o gażę i potem mają pretensje Bóg wie jakie, tak że kiedy się do tego doliczy ludzi polskich, bez których nie może się obyć na swoim dworze w Polsce, nie zostanie mu nic na wydatki i na stół, nie licząc koni. Co do mnie, nie rozumiem ich, bo nie wyżyłabym ani miesiąca w spokoju, gdybym żyła tak nieopatrznie jak oni. Przykro mi, że inni zarobią w moich dobrach to, co oni mogliby zarobić, ale to ich wina; chto sze raz pszeniewieszy, to kreditu na wieky utraczy. Nie trzeba mi było proponować amnestii. Twój ojciec nie chciał ci wydzierżawić swoich dóbr mimo że jesteś uroczą córką: ale amnestia, którą mi zaproponowałaś dla księcia Aleksandra za przeszłość, kazałaby mi wątpić, czy nie żądałabyś takiej samej rzeczy dla siebie samej”...

I jeszcze raz kategorycznie: „Dopóki się nie nauczy zgadzać dochodu z rozchodem, nie wydzierżawię mu swoich dóbr”.

Odmowa tym znamienniejsza, że Marysieńka naprawdę kocha swoich dwóch chłopców, zwłaszcza jednego. A nie ma wiele złudzeń co do ich uczuć. I w swoim osamotnieniu zdobywa się na bolesne akcenty. Wieśniak biedny szczęśliwszy jest w swojej chatce, dzieli dolę swoich dzieci! I jej dzieci powinny by jakoś się ułożyć tak, aby zawsze jedno było przy niej. Zasługiwałaby na więcej czułości z ich strony... postanowiła też — pisze — wydrzeć czułość ze swego serca i mieć ją tylko dla tych, którzy ją mają dla niej i którzy ją okażą... „Nikt mnie nie kocha — skarży się królowa — nikt nie odwzajemnia mojej czułości. Jestem tedy comme une317 nieboszontko opuszczone przez wszystkich, bo sądzę że moi przyjaciele widzą, że lepiej jest dla mnie i dla nich w obecnej koniunkturze, abym raczej była daleko niż blisko”.

W takich momentach żalu lada co uraża jej serce. Ot, dowiedziała się, że królewicz Jakub pochwalił brata Aleksandra, że się zmienił na korzyść: „Cusz mnie z tego, sze on grzeczny, kiedy nie dla mnie” — wzdycha po polsku matka.

Ale te momenty są w listach stosunkowo rzadkie. I w chwilę po tym gotowa jest jak lwica bronić swych praw. Nie potępiajmy jej: ona wie, że teraz pieniądz to cała jej królewskość. „Jestem dobra matka, to prawda, ale z tej racji i dlatego że jestem królową, zmuszona jestem reprezentować to czym jestem”. Zanim by obniżyła stopę życia i ustąpiła coś z godności, „raczej wyjechałabym do Ameryki” — pisze Marysieńka na pół wieku przed Manon Lescaut. I gotowa się prawować o trochę trawy, którą konie syna wypasają na jej łąkach: „nie ma racji, abym ja nie miała z czego żyć, a syn aby mi zabierał to co moje”. Chce, aby to co dostają od niej, zawdzięczali jej hojności, a nie aby brali sami.

Owe kłopoty pieniężne sprawiają bodaj to, że królowa interesuje się losami Polski, śledzi bieg spraw w nieszczęsnym królestwie, nad którym jako katoliczka boleje, że stało się „pastwą heretyków”. Ale zwłaszcza ciągle kombinuje, jak by zrealizować swoje wierzytelności. Dopytuje wojewodziny, czy król August nie ma jakiej należności u cesarza; w takim razie mógłby na nią przelać swoje prawa, a ona ułożyłaby się z cesarzem, aby jej dał jakie dobra w zastaw. A zamiast sum, które wyłożyła pour défaire la confédération, niechby na nią Rzeczpospolita scedowała... sumy neapolitańskie. Ona je wydobędzie — twierdzi Marysieńka, niewątpiąca nigdy o niczym.

Jest jednak jedna rzecz, co do której rezygnuje z pretensyj. Oto umarł Ojciec Święty; zbiera się conclave dla wyboru nowego papieża. Przecież jej ojciec jest kardynałem! I królowa czuje się w obowiązku powiadomić przyjaciółkę, że papa d’Arquien nie pretenduje do papiestwa. Oddychamy: bo gdyby sobie to wbiła do głowy? Strach pomyśleć: nasza Marysieńka jako córka papieża! „Mój ojciec — pisze — mniej ma kłopotu od innych, bo nie ma żadnej pretensji do zostania papieżem. Zrobię co będę mogła, aby nim został ktoś z naszych przyjaciół, mimo że wszyscy kardynałowie są naszymi przyjaciółmi”.

Dnia 7 grudnia 1700 r. jest nowy papież; powinna by wojewodzina wybrać się do Rzymu ucałować mu nogi. Albo niech przyjedzie na karnawał do Wenecji. Ale zwłaszcza Rzym! „Gdybyś widziała piękności Rzymu — pisze królowa — potępiłabyś Nerona, że się tak pastwił nad tym pięknym miastem”. Brak tu jej tylko obecności przyjaciółki i dzieci. I znów lament: „Najnieszczęśliwsza kobieta w świecie, nieszczęśliwa córka, nieszczęśliwa matka, nigdzie nie znajdująca oddźwięku, kochająca bardzo czule a nie kochana, tak samo najnieszczęśliwsza żona jaka była, straciła najmilszego męża, najukochańszego i najbardziej kochającego, i teraz kocha sama jedna, nie otrzymując w zamian serca”...

To jest bodaj jedyna wzmianka, jaką znajdziemy w tych listach o nieboszczyku królu. Bo dwa inne razy, które się powołuje na

1 ... 33 34 35 36 37 38 39 40 41 ... 43
Idź do strony:

Darmowe książki «Marysieńka Sobieska - Tadeusz Boy-Żeleński (książki czytaj online za darmo txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz