Marzenie i pysk - Tadeusz Boy-Żeleński (czytac .TXT) 📖
Marzenie i pysk to zbiór felietonów Tadeusza Boya-Żeleńskiego z 1930 roku. W jego skład wchodzą teksty pisane na różnych etapach kariery literackiej autora — od nieśmiałych publikacji początkującego felietonisty, po dojrzalsze artykuły, aktualne w momencie wydania.
Boy obiecuje różnorodność wrażeń — felietony z tego zbioru dotyczą różnych kwestii. Autor komentuje sytuację społeczną, zwłaszcza dotyczącą relacji z Kościołem oraz problemy obyczajowe; wypowiada się na tematy związane z literaturą, nie stroniąc od anegdot z życia towarzyskiego literatów; uprawia również krytykę teatralną. Tadeusz Boy-Żeleński to jeden z najsłynniejszych polskich krytyków literackich, eseistów i tłumaczy, które twórczość przypada głównie na pierwszą połowę XX wieku. W swoich esejach komentował zarówno życie literackie, jak i angażował się społecznie — propagował edukację seksualną i świadome macierzyństwo, występował jako obrońca praw kobiet.
- Autor: Tadeusz Boy-Żeleński
- Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Marzenie i pysk - Tadeusz Boy-Żeleński (czytac .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Tadeusz Boy-Żeleński
Kłopoty mają to do siebie, że się w nich poznaje przyjaciół. Ledwie skreśliłem parę żartobliwych słów na temat moich „prospektów”, już zgłosiło się kilkanaście osób z gotowością pomagania mi w ich ekspedycji. Niektórzy byli bardzo przejęci tym, że ja mój „drogocenny czas” zużywam na adresowanie kopert. Ach, moje dzieci, gdyby to było takie proste! Przecież ja wiem, nieznajome dziewczynki i kobietki moje, że wy macie dobre i poczciwe serduszka i że wystarczyłoby mi słówko szepnąć, a zaraz znalazłoby się was parę tuzinów, aby mi pisać adresy, przybijać pieczątki, kleić marki, ładować koperty, a ja bym tylko chodził między wami jak pasza i klepał was po białych plecach. Ale nie o to chodzi. Ja nie powiedziałem całej prawdy. Spotkanie moje z Księgą adresową Polski nastąpiło w przełomowej chwili. Tak już bywa — i to jest jedna z najbardziej tajemniczych spraw świata — że właśnie w tym, a nie innym momencie spotka się kogoś lub coś, co zaważy na życiu i co musiało przyjść właśnie w tym, a nie w innym momencie. I moje spotkanie z Mossem nastąpiło w takiej krytycznej chwili. Każdy, kto działa, zna te ostre, śmiertelne zakręty, jakie ma wszelka intensywna czynność, artystyczna czy inna. Są okresy, gdzie wszystko idzie gładko, jedzie sobie człowiek jak tramwajem po szynach. Nagle nie wiadomo skąd przychodzi moment wyjścia z siebie, wyważenia z szyn. Z jasnego wszystko staje się problematyczne, z prostego skomplikowane. Każda myśl robi się niby pudełeczko, w którym siedzi drugie pudełeczko, w nim trzecie pudełeczko etc., a w ostatnim ptaszek, który furka w powietrze i ćwierka: „to nie to, to nie to”. I sypże mu soli na ogon! Ale myśli to głupstwo, myśli mają w literaturze mniejsze znaczenie, niżby się przypuszczało. Gorzej ze słowami. Biada artyście, gdy zwątpi w słowo; to tak jakby kapłan zwątpił w swoje powołanie. I takie perypetie zna literatura! Słowa wydają się naraz głupie, fałszywe, zużyte, ach, jak zużyte, wytarte. Zrzucić wszystkie na kupę do kotła, stopić je i zacząć je bić nowym stemplem, takie szalone myśli lęgną się od czasu do czasu i są motorem wszystkich dadaizmów i „futuryzmów”. Na najspokojniejszego człowieka przychodzą takie chwile. Każde słowo szczerzy wówczas urągliwie zęby, obnaża się zuchwale, rozbiera się do koszuli, błyska na chwilę cyniczną nagością, aby tuż potem, niby prześwietlone promieniem Roentgena, ukazać swój szkielet i rozpaść się w proch nicości. Jakby to zilustrować na przykładzie? Wyobraźcie sobie... Dobrze: po co szukać dalej; weźmy to pierwsze z brzegu słowo: „wyobrazić”. Co to jest wyobrazić? Rozłóżmy je: wy-obrazić. Coś jak kopać i wy-kopać, jechać i wy-jechać, pchnąć i wy-pchnąć. „Wy” jest tylko przydatkiem, istotą zatem jest „obrazić”. Obrazić... Kogo, po co, za co? Dziwne! Ale myśl pracuje dalej. Co to jest: obrazić? Ob-razić, coś jak skoczyć i obskoczyć, wódka i obwódka... nie, nie, głupstwa gadam... coś jak szczekać i obszczekać, lamować i oblamować... (nawiasem mówiąc, czy doznawał kto z was obsesji słowa zadeklamować, zadek-lamować, lamować zadek? — to straszne!). Zatem ob-razić, razić, jasne jest, że istotą jest tutaj razić, a ob jest tylko przydatkiem. Otóż co to jest razić? Znów jasne jest, że „ić” jest przydatkiem, oznaczającym bezokolicznik, a istotą słowa jest „raz”. Ale co za raz? Raz. Kto, kogo, co? Diabli wiedzą. Ktoś kogoś raz i to określono słowem „razić”: potem to samo ob, a potem to samo wy. Wy-ob-razić. Całe „wyobrazić” to jest zwykły sobie „raz”, otoczony mnóstwem przydatków, oznaczających dosyt, dookolność, bezokoliczność, ale czego? Tajemnica. Nonsens. Aby stwierdzić nonsens tego, wystarczy zmienić formę. Weźmy: „wyobraźnia”. Wyobraźnia, obraźnia, raźnia... Co to jest obraźnia, co to jest raźnia? Mówiłem: nonsens, fotomontaż. Co to wszystko razem znaczy? Oto są chwile, w których nawiedza człowieka nostalgia wieczności: wyrwać się z tego świata głupich znaczków, gdzie jedno „ob” i jedno „wy” może zmienić treść wszystkiego; oglądać wreszcie rzeczy w ich istocie, dowiedzieć się co to był, u kaduka, za „raz”, z którego powstało razić, obrazić, wyobrazić... Na szczęście już niedługo.
Oto był stan mojej duszy w chwili, gdy na drodze życia spotkałem księgę Mossego, księgę radosnej wiedzy. I znalazłem ukojenie. Otwieram sobie gdzie bądź i przepisuję. Np. spis blacharzy we Lwowie. Abraham, Backtrog, Bertford, Buczaczer, Chuwes, Cwenarski, Czmiel, Degen, Drilich, Dulberg, Engelbach, Feld, Goldstein, Gratz, Hechler, Heiber... Tu przynajmniej ma się jakąś pewność, coś niemal z absolutu. Blacharz we Lwowie nazywa się Chuwes albo Degen i koniec. Nie ma się co zastanawiać, nie ma co analizować; to jest moralny fakt, niezostawiający miejsca na żadne bezdogmatyzmy. I to daje odpoczynek. Czysta radość słowa, niezatruta sensem, a raczej nonsensem pojęciowym. Dlatego, dziewczynki moje, nie odstąpiłbym wam za nic przepisywania Mossego.
Ale taka jest natura człowieka, że nie może żyć długo kontemplacją, nawet zachwyceniem. Dusza łaknie akcji, dramatu. I ten dramat znajduje. Gdzie? W tym samym źródle. Dramat, który zna każdy wysyłający prospekty: „zwroty”. Co rano na dwa zamówienia przychodzi dwadzieścia zwrotów. Umyślnych? Och, nie; choć zdarzają się i takie, ale rzadko. Ledwie parę kopert wróciło z dopiskiem: „do zlewu” , „do kloaki” etc... Domyśliłem się, że ci adresaci, to stali czytelnicy pewnych naszych dzienników programowo... frankofilskich. Ale na ogół zwroty bywają rozmaite. Częścią z winy własnej. Koperta bez marki albo bez adresu, albo bez zawartości. Roztargnienie! Raz zwrócono mi czystą kopertę, na której jowialny kontroler pocztowy dopisał: „Prosimy o dokładniejszy adres”. Ale są inne zwroty wynikłe z siły wyższej. Dziesiątkami wracają prospekty z dopiskiem: „adresat wyjechał, nie zostawiwszy adresu”. Nie znam go, nic o nim nie wiem, ale już moja wyobraźnia (obraźnia, raźnia???) pracuje. Czemu wyjechał, czemu nie zostawił adresu? Nieszczęśliwa miłość? Może. Albo: „Wyjechał do Niemiec”. Czemu do Niemiec, może szpieg, a tu fundusz przeciwszpiegowski skreślają... To znów — zbyt często — koperta nosi lakoniczny napis: „adresat umarł”. Jest coś mimo woli przejmującego w takim dopisku. Zwłaszcza kiedy się takich zejdzie kilka jednego dnia, wydaje się, że pomór w kraju, siedzę nad tymi kopertami jak Ojciec Zadżumionych, mam uczucie, że połowa abonentów wymarła mi, że tak rzekę, na pniu. („Pniu”... też dziwne słowo. Powtórzcie trzy razy głośno: pniu, pniu, pniu). Ale cóż! Po chwili zadumy wyciąga się dobry jeszcze prospekt z koperty po nieboszczyku i przekłada się go do innej, już zaadresowanej, która leży pod ręką. Tak niegdyś, na wojence, z zabitego żołnierza ściągało się buty, które wzuwał bosy jego kolega. Życie!
Często, o wiele zbyt często, zdarza się napis: „adresat nieznany”. Nieznany... Jakim cudem on może być nieznany w miasteczku, gdzie znają się wszyscy? Rozumiem, że Boy mógł być „nieznany” w poselstwie paryskim, ale jak może być nieznany dentysta w Kole? Któż tam będzie znany? Może on w ogóle jest gdzie indziej, nie w Kole? Może coś Mosse pobałamucił? I Homerowi zdarza się zdrzemnąć, powiada łacińskie przysłowie.
Jeden napis uderzył mnie szczególnie. Koperta adresowana do Mościsk (woj. Lwowskie) wróciła z dopiskiem listonosza: „Wyjechał z Mościsk na zawsze”. Nie znałem go, nic o nim nie wiem; ale taka jest wymowa tego słowa „na zawsze”, że mimo woli coś mi się ścisnęło w dołku. Nevermore kruka z ballady Poego...
Poza tym dostaje się listy. Od fotografa z Zambrowa, który pragnie zmienić miejsce pobytu i prosi mnie o informacje co do księgi adresowej, bo chciałby się z niej dowiedzieć o miasteczku, gdzie by nie było fotografa. Sądzę, że najprostsze będzie, jeżeli miasteczka, w których nie ma fotografa, dadzą znać o tym na moje ręce. (Poślę im Dymszę).
Inny list od pewnego inżyniera, który też sam wydaje książki i też sam rozsyła prospekty, dlatego wzruszył się moim felietonem, wspólnością naszej doli i rzucił się w moje objęcia. Przysłał mi swoje prospekty i poprosił o moje. Przyrzekł zaabonować moje książki i wyraził nadzieję, że ja zaabonuję jego książki. Zapewne, taka wzajemność, to najzdrowsze rozwiązanie kwestii wydawniczej, ale czy wystarczające?
Widzę, że mimo woli z wyżyn filozofii, osunąłem się w troski handlowe. Sklepik! Ha, trudno, skoro nie może być inaczej, niech będzie i sklepik, byleby pod okapem tego sklepiku uwił sobie gniazdko mały ptaszeczek fantazji, wyobraźni, obraźni, raźni, źni. I nie żałujcie ptaszeczka.
1. frenetyczny (z fr.) — tu: ekstatyczny, entuzjastyczny. [przypis edytorski]
2. denuncjacja — donos; zgłoszenie złożone stosownym władzom. [przypis edytorski]
3. szmenda (z fr. chemin de fer: bakarat) — przen.: gracz, karciarz. [przypis edytorski]
4. W sieci — tytuł modernistycznego dramatu Jana Augusta Kisielewskiego (1876–1918); sztuka ukazuje konflikt między wrażliwością i potrzebami artysty a normami moralności mieszczańskiej. [przypis edytorski]
5. chemin de fer (fr.) — odmiana bakarata, gry hazardowej. [przypis edytorski]
6. astralny — gwiezdny; tu: kosmiczny. [przypis edytorski]
7. bak — właśc. bakarat, hazardowa gra w karty. [przypis edytorski]
8. stenotypistka — maszynistka, tj. kobieta zarabiająca przepisywaniem tekstów na maszynie. [przypis edytorski]
9. bies — diabeł, demon. [przypis edytorski]
10. jest tym straszliwa — dziś: jest przez to straszliwa. [przypis edytorski]
11. tym człowiek wychodzi na ludzi, czym sprawiał zmartwienie — dziś popr.: dzięki temu człowiek wychodzi (...) przez co sprawiał (...). [przypis edytorski]
12. katolicciejszy — dziś popr.: bardziej katolicki; tu: forma żart. [przypis edytorski]
13. zdenuncjował — dziś popr. forma: zadenuncjować; złożyć na kogoś donos, oskarżyć kogoś. [przypis edytorski]
14. insynuacja (z łac. insinuare: wśliznąć się, wkraść się) — przypisywanie a. wmawianie komuś (często sugerowane nie wprost i ze złośliwą intencją) czynów a. poglądów sprzecznych z prawem, niemoralnych itp. w celu zdyskredytowania tej osoby. [przypis edytorski]
15. indult — specjalne zezwolenie wydawane w kościele katolickim przez wyższe władze duchowne (papieża, biskupa), uchylające w drodze wyjątku obowiązujące przepisy prawa kanonicznego (tj. religijnego); indulty dotyczą np. zawarcia małżeństwa przez osoby niepełnoletnie a. blisko spokrewnione, nadzwyczajnych warunków udzielania sakramentów itp. [przypis edytorski]
16. marka — tu: znaczek pocztowy. [przypis edytorski]
17. egzorta (z łac. exhortatio: napomnienie) — kazanie, zwł. skierowane do młodzieży szkolnej. [przypis edytorski]
18. memento mori (łac.) — pamiętaj o śmierci. [przypis edytorski]
19. memento vivere (łac.) — pamiętaj, aby żyć. [przypis edytorski]
20. antypatyk — nielubiący czegoś; por. antypatia. [przypis edytorski]
21. funkcjonować w bieli — należeć do tzw. bielanek, tj. dziewczęcej służby liturgicznej działającej przy parafii; nazwa pochodzi od białych strojów, jakie noszą dziewczynki, uczestnicząc w nabożeństwach, mszach, procesjach i różnych uroczystościach kościelnych. [przypis edytorski]
22. petitowy — pisany petitem: drobną czcionką. [przypis edytorski]
23. defensywa — tu: obronność państwa. [przypis edytorski]
24. najpłomienniejszy — dziś popr. forma: najbardziej płomienny. [przypis edytorski]
25. najtajemniejszy — dziś popr. forma: najbardziej tajemny. [przypis edytorski]
26. duenna — przyzwoitka. [przypis edytorski]
27. Qualis artifex pereo — jakiż artysta ginie w mej osobie (miały to być ostatnie przed śmiercią słowa Nerona). [przypis edytorski]
28. szemat — dziś: schemat. [przypis edytorski]
29. bill (ang.) — tu: ustawa. [przypis edytorski]
30. strona genetyczna — tu: strona dotycząca genezy, tj. pochodzenia. [przypis edytorski]
31. egzegeza — badanie i krytyczna interpretacja tekstów, zwł. religijnych. [przypis edytorski]
32. Rydel, Lucjan (1878–1918) — poeta, dramatopisarz, znawca sztuk plastycznych. [przypis redakcyjny]
33. Zosia, Maryna, Haneczka zachowały (...) imiona swoich oryginałów (...) — [por. Tadeusz „Boy” Żeleński,] Nad rękopisem „Wesela” ([w:] Ludzie żywi). [przypis autorski]
34. Starzewski, Rudolf (1870–1920) — dziennikarz, od 1905 redaktor konserwatywnego „Czasu”; zginął śmiercią samobójczą, czego jednym z powodów mogła być miłość do żony Tadeusza Boya-Żeleńskiego. [przypis redakcyjny]
35. Asnyk, Adam (1838–1897) — czołowy poeta polskiego pozytywizmu. [przypis redakcyjny]
36. szumny — wystawny, efektowny, bogaty. [przypis redakcyjny]
37. plein-air — dziś popr.: plener. [przypis redakcyjny]
38. malaria — tu: żart. rzeczownik zbiorowy oznaczający malarzy. [przypis redakcyjny]
39. surdut — rodzaj przedłużanej marynarki, uznawany za elegancki strój na przełomie XIX i XX w. [przypis redakcyjny]
40. siermięga — wierzchni strój z grubego materiału, na przełomie XIX i XX w. charakterystyczny dla chłopów. [przypis redakcyjny]
41. Tetmajer, Włodzimierz (1861–1923) — artysta malarz, działacz ludowy i polityk. [przypis redakcyjny]
42. sosjeta (z fr.) — towarzystwo. [przypis redakcyjny]
43. Dites-moi, chere madame (fr.) — Niech mi pani powie, droga pani. [przypis redakcyjny]
44. zaprzeć — tu: zamknąć.
Uwagi (0)