Darmowe ebooki » Felieton » Ludzie żywi - Tadeusz Boy-Żeleński (biblioteki publiczne .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Ludzie żywi - Tadeusz Boy-Żeleński (biblioteki publiczne .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Tadeusz Boy-Żeleński



1 ... 11 12 13 14 15 16 17 18 19 ... 26
Idź do strony:
Lina to mój los, to moja historia”...

Paulinę wypuszczono z więzienia rychło. Wstawił się za nią do Paskiewicza sam marszałek szlachty, hr. Jezierski. Powołał się na zasługi jej ojca tzn. na lojalne stanowisko, jakie zajął wobec Rosji w czasie powstania w r. 1830. Narcyzę przetrzymano w celi, w ścisłej samotności, przeszło dwa lata.

Widzimy więc, że „posiestrzenie, ta najdoskonalsza forma przyjaźni”, mogło wydawać prawdziwe dramaty miłosne — i mogło potężnie zapładniać dusze cierpieniem. Bo w rok po tych wypadkach powstaje Poganka. Uboga nauczycielka, „stara panna”, zmienia się — przy zachowaniu wielu zewnętrznych okoliczności — w młodego, czarującego pięknością Beniamina, który dostaje się w sidła olśniewającej „poganki” — tak czasem nazywała w listach Żmichowska Paulinę — aby wyjść z nich złamany, z rozdartym sercem, ze zmarnowanym życiem. Ale nie jest to jedyny ślad Pauliny w dziele Żmichowskiej: odnajdziemy jej rysy w Marii-Reginie, owej promiennej i złowrogiej egoistce z Książki pamiątek; znajdziemy może dzieje jej młodości w Białej róży.

Nieco psychofizjologii

Czym był dla biografów Gabrielli ten epizod? Ot, egzaltowaną przyjaźnią między pannami, czymś niewartym uwagi. Ale czyż dziw, że nam, wychowanym w epoce Freuda i Prousta, przedstawiają się te sprawy cokolwiek inaczej, że nas musi zastanawiać środowisko, dające ten kierunek egzaltacji uczuć? Te klany namiętnych przyjaźni kobiecych, te męskie typy kobiet, te dobrowolne — jak u Pauliny, bogatej i świetnej panny — rezygnacje z małżeństwa, nastręczają pytania, które dawniej wydawałyby się bluźnierstwem. Nie znaczy to, abym te najszlachetniejsze „entuzjastki” pomawiał o coś grzesznego: wszelkie uczucia mogą być przeanielone. Nie wiem, czy ktoś zwracał uwagę na to, że anioły — te prawdziwe, w niebie — żyją miłością wyzutą z różnicy płci... są zasadniczo homoseksualne... Nic więc dziwnego, że zaciekawiło mnie uczuciowe życie Narcyzy i że pod tym kątem przewertowałem jej drukowaną korespondencję, wydaną zresztą zapewne, tak jak się wydawało listy, z obcięciami i opuszczeniami. Miałem przy tym uczucie, że kładę rękę na głowie Narcyzki i że ta mądra, biedna kobieta spowiada mi się jak mała dziewczynka.

Była nieładna. Oto, co tłumaczy wiele w jej życiu. Nie bierzmy może dosłownie tego rysopisu, który sama podaje bratu Erazmowi: „le nez gros, la bouche ordinaire, la taille de trois ou quatre pieds de haut, en un mot, c’est un petit monstre que ta soeur Narcisse (nos gruby, usta pospolite, wzrost trzy lub cztery stopy, słowem to mały potworek ta twoja Narcyska”); ale te utyskiwania, że jest nieładna, niesympatyczna, „nie pociągająca zmysłowo”, powtarzają się w jej listach często. Będąc do tego ubogą nauczycielką, a mając naturę subtelną i wrażliwą nie tylko na przymioty duszy, ale i wybredną estetycznie, czyż mogła marzyć o człowieku, który by jej w całej pełni odpowiadał? Kompromisu zaś nie uznawała. Od młodu więc serce jej uczyło się żyć surogatem. Miłość do brata to pierwsze jej namiętne uczucie. Tu może jej kochające serce oddać się z całym wylaniem, nie lękając się, że będzie odepchnięte lub zdeptane. Musiała ta miłość do brata, z którym zresztą, poza rzadkimi momentami, całe życie była rozłączona (Erazm po roku 1831 emigrował do Francji), być niezwykle żywa, skoro aż ciotka uważała za potrzebne przestrzec dziewiętnastoletnią pannę:

„Śmiać mi się chciało nawet, jak wujenka Józefowa opowiadała mi historię w guście Renégo Chateaubrianda, by mnie przestrzec nieznacznie, że siostra w bracie pokochać się może — ja temu bynajmniej nie przeczę i gdybym miała tylko jednego z was bratem, to bym już głowę za nim z miłości traciła — lecz ja mam trzech takich, że o każdym z osobna mogłabym przysiąc, że go najlepiej kocham i o każdym bym prawdę powiedziała”.

Istotnie, wyżycie się miłosne jest w listach do Erazma takie, że czytając, można by mniemać, że to pisze kobieta do najdroższego kochanka:

„Wieczór jest, mój miły, i na ustach twoich składam dwa najtkliwsze pocałunki z życzeniem dobrego wieczora. Dzięki ci stokrotne za twoje nocne marzenia, może to przesądem nazwiesz, ale w ten dzień, gdy pisałeś po przebyciu przykrej migreny, jak najwdzięczniejsze we śnie miałam widziadła. Zgadnij też, co to było lub kto to był raczej. Ach! ta niedziela, kiedyż nadejdzie... Erazmie, mój Eraziu, mój najdroższy Eraziu, widzisz, jaka ja szalona, cały list zabazgrałam twoim imieniem, nie pomnąc nawet, że można co innego pisać...”.

A ten Erazm, to nie jest jej najukochańszy brat; to raczej jej mistrz, nauczyciel, przewodnik; bliższy od niego jest jej sercu drugi brat, Janusz...

Oto listy miłosne, jakich biedna Narcyzka nigdy do nikogo nie pisała! To serce tak namiętne, tak stworzone do kochania, ta natura tak gorąca, tak zmysłowa nawet, nigdy nie znalazły dla siebie ujścia. W dwudziestym piątym roku spotkała Paulinę; czy ta miłość znów była surogatem, czy też była dla Narcyzy objawieniem istotnej jej skłonności, dość że rzuciła się w nią z całym szaleństwem, z całą namiętnością; — to była jedyna chwila, gdy zamarzyła o pełni życia, o tym, by kochać i być kochaną. Dostawszy od swego „losu” okrutną lekcję, zwinęła się w sobie na zawsze. Znajdzie pociechę, jakże niepełną, w przyjaźni.

Miłość-przyjaźń

Z obszaru i tonu jej korespondencji możemy wnosić o jej głodzie kochania. Kiedy się czyta jej list do którejś z przyjaciółek, można by mniemać, że to jedyna wielka w jej życiu przyjaźń, tak żywe i tak głęboko szczere są jej objawy: i oto widzimy, że ta przyjaciółka, to jedna z wielu, z którymi była równie silnie spojona. I każda ma swój odcień w jej sercu. Anna, Kazimiera, Bibianna, Wincenta, Krzysia, Antosia, Józia, Marynia, Fochna, Mija, Fela, Ella... ileż imion liczy ten olbrzymi indeks amitié amourense! Cóż za motor to serce, zdolne tyle serc ogrzać i opalić! Wyznaję, że czytałem te listy cokolwiek po prokuratorsku, szukając w nich śladu wszystkiego, co by mi mogło objaśnić sekret wielkiej pisarki: „Całuję śliczne ząbki twoje” — pisze ta dwudziestosiedmioletnia panna do Bibianny. „Pięknych oczu Matyldy nie zapomniałam, choć tyle rzeczy zapominam”. — Andzi „za widzeniem każdy paluszek z osobna pocałuję”. Wreszcie do Anny, najbardziej „obciążające”:

„Całuję białe, giętkie, cienkie paluszki twoich obydwóch rączek; całuję podeszewki rozzutych nóżek twoich”. Podpis „Siostra pokorna”.

Ładna jest — późniejsza znacznie — jej przyjaźń miłosna z ową Ellą „wysoką, urodną, z grubą koroną ciemnych włosów nad czołem”. Ale to już nie Paulina...

„(...) tak mi tęskno i żądno do owej cichości — pisze Narcyza — jak może nigdy żadnej zrozpaczonej kochance nie było, chociaż ja nie zrozpaczona i nie kochanka — (tylko trochę twoja — ale to do rozpaczy nie doprowadza wcale — owszem — mogłoby do szczęścia prowadzić, gdyby nie półsiódmej29 przeszkody)”...

A w innym liście, bezinteresownie:

„Obyś! — nie, to nie będzie zwyczajowe życzenie, to będzie moje pod największym sekretem do ucha twego szepnięte, obyś w tym roku, chociaż na dwadzieścia cztery godziny, chociaż na jedną godzinę — oszalała z miłości”.

„To wiem jedynie, że muszę mieć aby jedną dobę twego życia — dzień i noc. Noc dobrze za dwunastą godzinę przeciągniętą — tak jak to było w twoim salonie przy stoliku — ach! wtenczas jeszcze nic a nic nie wiedziałyśmy o sobie — proste ogólniki — dzisiaj wiemy bardzo mało, ale mi się zdaje, że coraz więcej dowiadywać się będziemy. Wszystkiego nie powiem i ty mi nie powiadaj. Śliczna to rzecz, śliczne chwile, póki się ludzie ciągłych nowości dowiadują o sobie. Nie uwierzysz, jak ja kocham, zupełnie naddatkowym kochaniem tych, których ciekawa jestem, — ma się rozumieć, nie na przeczytanie w książkowym znaczeniu, ale na surpryzy, niespokojności, zdziwienia”...

Takie skarby świeżości zachowała ta czterdziestoośmioletnia znękana kobieta, a serce to najodważniej, najnaiwniej — można rzec — wypowiadało się, kiedy mówiła do przyjaciółek jak ona niezamężnych.

„Kochać, tak kochać, żeby się nawet bez równoważnej obyć wzajemności — żeby być szczęśliwą przez siebie, w sobie, bez cudzego stracenia. Lękam się jednak ciągle, żebyś słów moich zbyt mistycznym nie przeładowała znaczeniem — ja tu mówię o najrzetelniejszym użyciu szczęścia i przyjemności. Wyobraź sobie śliczną postać rycerza lub pazia — mniejsza o to — kiedy patrzysz na niego i widzisz, i czujesz, że jest piękny, co ci ma na tym zależeć, czy umyślnie dla ciebie pięknym się urodził — a kiedy skiniesz na niego i przyjdzie — co ci pytać, gdzie szedł pierwej”...

Jako pasja kochania, przywodzi mi Gabriella na myśl pannę de Lespinasse. A to wszystko to tylko drobna moneta serca: cały ogrom swego uczucia przeleje w sprawę, w naród, w społeczeństwo. I całą swą twórczość będzie tłumaczyła miłością:

„(...) ja ci powiem, że i taką lichą autorką bym nie była, gdyby mi się czasem do wyłączniejszego szalonego uczucia serce nie zrywało jak ptak do wschodzącego słońca. Ale moje serce na błyskawicach musiało poprzestać, bom się urodziła nieładną, nawet w pewnych chwilach brzydką — urodziłam się niesympatyczną, nie dość pociągającą zmysłowo — a nie wypracowałam znów w sobie tak wysokiej perfekcji, żeby aż nad ujemnością zmysłowego pociągu zapanowała (...)”.

„Deficyt”

A gorycz niezaznanej miłości obciąża się jakże boleśnie tym, że Gabriella przypisuje owemu „deficytowi” braki swej twórczości:

„No, nie warto dalej się spowiadać, dość na tym, że nie byłam w całym ciągu życia mojego, ani na 24 godzin, ani na jedną godzinę nawet wzajemną miłością kochana — dlatego dzisiaj nic już napisać nie mogę, bo mi na każdym kroku w pewnych danych — deficyt. Całe szeregi, całe kategorie są dla mnie niezrozumiałościami — mogę o nich tylko z wierzchu, nie ze środka mówić (...)”.

I zdaje się, że ta głęboko mądra, a tak szczera z sobą kobieta ma słuszność. Ten „deficyt” istotnie wyczuwamy już w namiętnej Pogance: cały okres współżycia Beniamina z Aspazją jest ujęty raczej „z wierzchu” niż ze środka. A jeżeli w pismach Gabrielli wszystkie niemal utwory (Książka pamiątek, Biała róża, Kasia i Marynka) pozostały niedokończone, to może dlatego, że przychodzi pewien moment, gdzie by trzeba podsumować dane pozycje i że paraliżuje w tym autorkę „deficyt” przeżyć własnych? Jest w tych niedokończeniach jakaś wzruszająca uczciwość wobec siebie: tragedia kobiety komplikuje się tragedią autorki.

Jest może i coś więcej, coś innego. Powieść — „normalna” powieść — to perypetie mężczyzn z kobietami. Otóż ta kochanka Pauliny, tkliwa przyjaciółka Elli, Bianki itd., czuła naprawdę — tylko kobiety. Beniamin jest nieco konwencjonalną transpozycją samej autorki; w romantycznym jeszcze stylu Poganki to uszło; ale później, gdy Żmichowska oddaje się bardziej introspekcji psychologicznej — a w psychologii kobiety — panny raczej — jest ona mistrzem — brak ten tym silniej daje się uczuć. Jedynie kobiety żyją w jej książkach. Weźmy Książkę pamiątek; te dwa niezapomniane typy: Helusia i Maria Regina, a wśród nich ten nijaki Ludwik! Weźmy II część Białej róży i tę niemal „pikantną” scenę, w której biorą udział trzy kobiety: piękna Augusta, poważna Urszula i subretka Salusia. Urszula to sama Gabriella, nie ma wątpliwości; i nie bez wzruszenia, znając jej osobiste dzieje, podchwytujemy to bolesne wyznanie:

„— Wykochałam całe serce, aż do dna: nic mi już dla nikogo wśród ludzi na drugą ofiarę nie zostało.

— Więc może kochałaś trochę zanadto, Urszulo?

— Prawda, że bez targu — nie umiałabym na łokcie mierzyć — ale wiem, że kochałam po granice szaleństwa i hańby: tej linii demarkacyjnej nie przeszłam...”.

To nieszczęśliwa kochanka Pauliny mówi jej ustami, gdy mówi, że wyżyła „pierwszą i ostatnią, jedyną wyłączną miłość swoją”.

I kiedy wchodzi na scenę ów „kuzynek Moryś”, czuć, że autorka nie bardzo wie, co z nim zrobić, i — powieści nie kończy. Gdyby powieść mogła się rozegrać między tymi trzema kobietami, powstałoby zapewne arcydzieło. Ileż ognia, ileż miłosnej niemal obserwacji wlała Gabriella w ten portrecik subretki:

„Salusia miała trochę zadarty nosek, czarne oczy, świeże i pełne usteczka, a płeć bodaj czy nie zanadto po cygańsku śniadą; wcale to jednak nie raziło w jej powierzchowności, i owszem, przy tej azjatyckiej cerze jeszcze wydatniej rozkwitały pełne czerstwości, żywe jak kwiat granatu rumieńce, a przy tych rumieńcach, znowu lekko sinawe półkola pod oczami zakreślone zdawały się być dla podwyższenia blasku pryskających płomykami spojrzeń umyślnie i z wielką starannością przez jakiegoś znakomitego malarza odcieniowane. Po obu stronach tak bogatej kolorytem, nienagannej też i rysunkiem twarzy, spadały dwie, nie dość duże, jedwabisto-lśniące, lecz za to grube, gęste i prawie granatowo-czarne plecionki; spod tych plecionek wysuwały się ogromne burgundzkie perły przy złotych kolczykach, raz naraz od szybkich rzutów głowy drgające smugami mlecznej jasności, która niekiedy aż na szyję się osuwała. Szyjka żółta jak szafran, ale doskonałego toku, prześlicznych żmijkowatych ruchów i lazurowymi przebijająca żyłkami, objęta była tuż przy osadzie swojej bielutkiej śnieżkiem tiulowym; bajaderek koralowy rozwieszał swoje sute kutasy na wysoko zachodzącym staniku niebieskiej mousseline-laine sukni; stanik, po wydatnych kształtach gładko obciśnięty, zwężał się i ścinał coraz mocniej, aż na ostatek w przepasce bajecznej prawie dochodził szczupłości; przepaskę obejmował czarny, mantylowy fartuszek, a kieszonkami fartuszka bawiły się dość pulchne rączki, w wąskich rękawach, tak jak szyja koralikami i tiulikami powyżej dłoni obwiedzione...

— A to, proszę pani, kąpiel już dawno zrobiona i stygnie — odezwał się cieniutki, czysty jak srebrnego dzwoneczka głosik.

(...) Augusta, zwyczajem wielu pań dzisiejszych, nawet takich co za najlepsze uchodzą, lubiła się drażnić ze śliczną swoją pokojówką, jak z młodym kocięciem, któremu raz po razu kłębek splątanych nici pod nogi rzucamy, ażeby nas bawiło,

1 ... 11 12 13 14 15 16 17 18 19 ... 26
Idź do strony:

Darmowe książki «Ludzie żywi - Tadeusz Boy-Żeleński (biblioteki publiczne .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz