Matka - Stanisław Ignacy Witkiewicz (Witkacy) (wypożyczalnia książek .txt) 📖
Dramat Witkacego z roku 1924, który przedstawia relację syna z matką.
Tytułowa matka to Janina Węgorzewska, która musi utrzymywać swojego syna Leona (ma do niego o to pretensję). Ona zajmuje się robótkami ręcznymi. On jest myślicielem, filozofem, tworzy swój własny manifest ideologiczny. W końcu Leon wplątuje się w podejrzane interesy i staje się bogaty. Jednak los bywa okrutny…
- Autor: Stanisław Ignacy Witkiewicz (Witkacy)
- Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Matka - Stanisław Ignacy Witkiewicz (Witkacy) (wypożyczalnia książek .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Stanisław Ignacy Witkiewicz (Witkacy)
Prawda, prawda, mój najdroższy. Powiedz mi teraz, czemu chciałeś, abym dziś była spokojna? Czy mam się przygotować na jakąś złą wiadomość?
LEONPrzypuszczam, że nie. Wiesz, jak okropnie rozpraszająco działają na mój umysł te wszystkie tak zwane „moje kobiety”. Postanowiłem zerwać te ostatnie pięć romansów, które mi się tak dziwnie splątały, i ożenić się z kimś zupełnie z innej sfery psychicznej. Węgorzewski, syn nieudanego stolarza i śpiewaka, może sobie pozwolić na pewien mezalians — choćby psychiczny. Inny mezalians trudno by mi było zresztą popełnić. A nawet — jeśli weźmiemy pod uwagę tak zwaną kądziel, a nie tylko miecz — to od biedy i z punktu widzenia Almanachu de Gotha8 jest to...
MATKALeoneczku!
LEONAleż ja żartowałem. Nie wiem, czy Obrockowie przez ck są tam notowani, i nic mnie to nie obchodzi...
MATKAAleż na pewno. Szkoda, że sprzedałam tę piękną książkę, kiedyś był jeszcze mały. Cześć dla przodków...
LEONTak — szczególnie ojciec mój czczony jest w tym domu. Ale wszystko jedno: myślę, że nie będziesz robić niepotrzebnych trudności. Niech się tombak9 łączy z aliażem10 tombaku i złota. Ona czeka tu, w tej cukierence na lewo. No, mateczko?
MATKAJesteś niesmaczny. Czy... czy jest bogata?
LEONPrzede wszystkim jesteśmy niesmaczni wszyscy, i ty też, mamo. Nie, nie jest bogata — właściwie nie ma nic. Jest bardzo źle wychowana, ma fatalne formy towarzyskie i nic nie chce się jej robić. Nawet nie jest w moim typie. Pamiętasz, co mówił nieboszczyk wuj: „Nie żeń się nigdy ze swoim typem — każda ładniejsza dziewczynka na ulicy w tym rodzaju zdystansuje ci żonę”. Ale Zosia jest piękna i, mimo że nie powinno tak być, podoba mi się szalenie. Podobno takie kombinacje są najistotniejsze.
MATKAI najniebezpieczniejsze...
LEONEe — nie mówmy o niebezpieczeństwach tego rodzaju — są gorsze na horyzoncie. Poza tym ona cierpi na zupełne zniechęcenie do życia — dziwne u osoby tak pierwotnej. Wspaniale skombinowałem te właściwości — prawda? Opłacą się w innej sferze. Jest to doskonały antydot11 na moje intelektualne przemęczenie. Ty myślisz, że ja nic nie robię? Jestem przepracowany — dochodzę do wniosków ostatecznych w mojej pracy. A moja narzeczona ma jedną zaletę: rozumie wszystko, cokolwiek jej mówię lub czytam. Znamy się od kilku dni zaledwie — jeszcze nie eksponowałem przed nią moich idei zasadniczych.
MATKAOtóż to właśnie: to jest zasadnicze — ja cię nie rozumiem — wiem. Więc jeszcze jeden ciężar zwala się na mnie. Czyż ty nie widzisz, że ja już naprawdę nie mogę — ostatkami sił...
LEONTylko na rok, a najwyżej na dwa. Wiesz, mamo, że mam jakąś nienormalną ambicję na punkcie pieniędzy. Jednej rzeczy nie mógłbym zrobić, to jest ożenić się bogato. Byłbym w stanie o byle głupstwo zerwać z moją żoną na zawsze w takich warunkach.
MATKATak — tej ambicji nie masz tylko w stosunku do mnie. Ze mną o byle co nie zerwiesz.
LEONCzyż nie jesteś moją matką?
MATKAChwilami nie wiem już naprawdę, kim jestem: jestem matką od kuchni, robótek, wycierania kurzu i poprawiania bielizny, ale...
LEONAch! Tak chciałem choć raz uniknąć tych przykrych rozmów — jeden wieczór... Tu trzeba być aniołem, żeby się nie wściec!
MATKADla ciebie to tylko przykra rozmowa, a dla mnie całe moje życie, którego ciężary...
LEONAch, dosyć, na Boga! Jeden jedyny wieczór w spokoju!!
Myślę, że za rok, może za dziewięć miesięcy będę już profesorem we własnej szkole, którą mam zamiar założyć...
MATKAI to tak bez doktoratu, bez docentury, a nade wszystko bez stosunków? Czy ty czasem nie przesadzasz, mój drogi?
LEONZnowu mi mama chce odebrać odwagę, jak wtedy z tym odkryciem zasady logizacji12 każdej wiedzy, nie tylko podstaw matematyki. A teraz już x ludzi pisze o tym samym i zastosowuje moją metodę. A ileż faktów podobnych było w dzieciństwie!
MATKAJa wiem — ja psuję wszystko. A w zamian za to zniechęcanie do wszystkiego daję ci tylko marne utrzymanie. Ale cóż to może mieć dla ciebie za wartość?
LEONCzy może mama woli, żebym został od razu alfonsem lub szpiegiem? To są zawody, które nie wymagają przygotowania i nie wyczerpują intelektualnie.
MATKAA ty nie mówisz niepotrzebnie przykrych rzeczy? Czyż ty nie rozumiesz, że ja ci chcę otworzyć oczy na to, co jest? Czy ty pomyślałeś kiedy nad tym, czym będziesz, kiedy mnie nagle zabraknie?
LEONMyślałem. I tylko jedna Zosia może mnie wstrzymać od samobójstwa w tym wypadku. Bo ty jednego tylko nie rozumiesz, że ja ciebie naprawdę kocham i że dotąd nie widziałem życia przed sobą bez ciebie. Nawet moje koncepcje...
MATKAZostaw na chwilę te twoje koncepcje. Tobie się zdaje, że ty masz uczucia — ty jesteś tylko sentymentalny. Ty na przypomnienie mojej możliwej śmierci widzisz jedną rzecz tylko: twoje samobójstwo, które nigdy zresztą nie nastąpi, bo właściwie jesteś tchórzem.
LEONJeśli tak jest, to twoja wina, że mnie na takiego wychowałaś.
MATKAByłeś tak słabowity... Ach, co ja mówię! Jak my w ogóle mówimy — przecież to jest wstrętne!
LEONOtóż to, kręcimy się w kółko. Czy nie lepiej porzucić te rozmowy i brać życie takim, jakim jest?
MATKANo tak — to znaczy wysysać tę nieszczęsną matkę, aż póki nie zdechnie jak spracowane bydlę. Ja wiem, ja wiem — to nazywasz tragizacją. Logizacja — tragizacja. Ty logizujesz wiedzę o przyszłości ludzkiej, ja tragizuję wiedzę i o mnie samej i o tobie.
LEONI cóż zostaje po takiej rozmowie? Jedyny wniosek jest ten: żebym porzucił moją istotną pracę i zaczął zarabiać w zupełnie bezmyślny sposób.
MATKAAch, Leoneczku, czyż ty myślisz, że ja jestem taka naprawdę jak teraz, gdy z tobą mówię?
LEONJa wiem, ja wiem wszystko — ja nie jestem taką świnią, za jaką mnie masz. I wszystko będzie jeszcze tak dobrze.
MATKAJa tylko jednej rzeczy chcę: żebyś ty nie łudził się co do siebie. Może nie pojmuję tej twojej pracy, ale nie wierzę w nią. Ty nie rozumiesz życia zupełnie. Ja cię przed nim osłaniam jak pancerz. I boję się, żebyś nie dożył tej chwili, w której poznasz, że całe twoje życie to ja i nikt, i nic więcej.
LEONCzy ty myślisz, że ja tego nie wiem? Dlatego mówiłem o samobójstwie.
MATKAGdybyś to wiedział, to byś nie tylko nie mówił mi o tym samobójstwie — ty byś tego nie pomyślał.
LEONTak — i wtedy nie posłyszałbym od ciebie tej okropnej prawdy, że jestem tchórzem — o ile to w ogóle jest prawdą.
MATKANie — ty wleziesz na jakiś szczyt, ty nawet możesz mieć pojedynek — żeby mnie tylko niepokoju nabawić — ale to jest nie to, nie to...
LEONJa wiem: ja nie mam odwagi zostać robotnikiem czy urzędnikiem na poczcie — o to chodzi. Oto są te nasze rozmowy — nawet nie są tragiczne w swej otwartości. Czy nie lepiej zawołać Zosię?
MATKATak się boję, tak się strasznie boję, że ja ją będę musiała nienawidzieć.
LEONBoję się czegoś innego — oto, że ty przestaniesz mnie do reszty uznawać, a nawet kochać, jak poznasz ją. Poza tym swoim lenistwem i bezwzględnością to jest cudowna istota. Zaraz ją sprowadzę.
Boże jedyny! Znowu to samo. Przysięgłam sobie, że nigdy mu już tego wszystkiego mówić nie będę — i nic: musiałam, musiałam... O męko straszliwa wymuszonych od wewnątrz czynów, przed którymi skręca się ze zgrozy cała ta nasza głupia, niby-ludzka powłoczka, nędzna maseczka na tym bydlęcym balu maskowym, którym jest życie społeczne, zaczynając od rewolucji francuskiej. On ma jednak rację, ten bydlak!
Gdzież całe moje wychowanie, gdzie cała moja niby-arystokratyczna finezja? A jednak trzeba się skupić do ostatniej walki i być sobą na nowo.
Moja Doroto, proszę mi dać mój czarny czepek.
Mateczko, oto moja narzeczona, panna Zofia Plejtus — jedyna kobieta, którą bez dysonansu wewnętrznego możemy przyjąć do naszego domu.
Do mojego domu.
Dobry wieczór pani.
O, nie potrzeba; nasze stosunki ułożą się same — bez przymusu.
LEONMoja matka lubi czasem okazać się gorszą niż jest. Niech pani na to nie zważa, panno Zofio. Od dziś będzie się pani stołować u nas wraz z ojcem pani.
Ojciec pani jest byłym stolarzem, tak samo jak mój ojciec.
MATKALeoneczku, twój ojciec był też śpiewakiem.
Ponieważ pani ma zamiar stołować się u nas z całą rodziną, więc lepiej niech się pani dowie całej prawdy od razu.
LEONTylko nie zaczynajmy jakichś dramatów à la Ibsen13, z tak zwaną tragedią fachów i niedociągnięć do tych fachów. Raczej już niech będzie tragedia zimnych zup i wygotowanego z soków mięsa à la Strindberg14.
MATKATak to obniżasz wartość wszystkiego. Tak samo postępujesz z Ibsenem i Strindbergiem jak ze mną. Cóż jest genialniejszego jak Sonata widm Augusta Strindberga? Ale mniejsza o to. Otóż, moja Zosiu — wszak mogę cię tak nazywać?
ZOFIAJeszcze z panem Leonem jesteśmy na pan i pani. Zaręczyliśmy się przed pół godziną.
LEONGłupstwo — cała wieczność jest przed nami. Zaczynamy się tiutuajować15 od tej chwili...
MATKANie bądź niesmaczny. Nie chodzi o formy.
Czy wy się kochacie?
Nie? — a więc to jest to samo co w stosunku do mnie. On: mnie nie kocha — on nie kocha nikogo. On tylko mówi, że jest przywiązany do swoich idei, ale i to nie jest pewne.
ZOFIAA czy pani go kocha?
Nie wiem. Wiem jedno, że gdyby umarł, nie mogłabym...
LEONPo co te wielkie słowa i wielkie problemy? Burza w kuble z pomyjami.
MATKAJesteś ordynarny. Jak się nie wstydzisz przy pani?
LEONAch — nudzi mnie już to wszystko. Są rzeczy stokroć ważniejsze od tego, czy się kochamy, czy nie. Życie można tworzyć, nie rozstrzygając tych pozornie wielkich małomieszczańskich sprawek...
A jednak materialnie...
LEONCzy nie moglibyśmy pozostać w sferze czysto psychicznej jedynie?
MATKANie, nie — to się wszystko splata w jedną całość. Zimna zupa i zamiatanie pokoju — teraz mam służącą, ale moje oczy...
LEONBoże, Boże! Ja chyba oszaleję!
MATKAChyba — to bardzo charakterystyczne.
ZOFIAUspokój się, Leonku.
Tak — doszliśmy do tego, że nie wiemy już, czy się kochamy, czy nie, jakkolwiek żyć byśmy bez siebie nie mogli. Czyż jest coś gorszego? A ja powiem wam otwarcie: ona mówi, że ja jestem wampirem — teraz przybył nam drugi wampir — Zosia, i trzeci — jej ojciec; dawajcie więcej wampirów, które są potrzebne, abym istniał ja, bo ja usprawiedliwiam wasze istnienie.
ZOFIAA tego to już nie rozumiem. Nie gniewaj się, Leonku.
MATKATo potworne, co on mówi!
LEONWcale nie. Ja jeden wpadłem na genialny pomysł. Wy nie wiecie. — Mogłem być artystą w trzech rodzajach sztuk: grałem, malowałem i pisałem. Mogłem być także zwykłym realistycznym rzemieślnikiem w tychże samych fachach: realistycznym malarzyną, kopistą niedościgłej natury, modnym wyszukiwaczem nowych dreszczów uczuciowych dla histerycznych kobiet w muzyce i literatem — to jest takim panem, który wszystko opisać potrafi, i mogłem mieć pieniądze. Mogłem być i prawdziwym artystą w sztukach tych, to znaczy tym, który stwarza koncepcje formalne, nawet za cenę deformacji. Mogłem być uznany lub nie — to inna kwestia — ale mogłem też być blagierem spekulującym na upadku sztuki w ogóle, szakalem wylizującym resztki z cudzych półmisków, i przy pomocy tego zrobiłbym już pieniądze na pewno — nie chciałem! Moja ambicja sięga dalej niż to wszystko.
MATKAZawsze byłeś dyletantem, a dyletant nie może mieć prawdziwej ambicji.
LEONMyli się mama; dziś być dyletantem to znaczy czasem więcej — czasem, mówię — niż być specjalistą, chodzącym w kieracie z klapami na oczach. Już w sztuce są dziś specjaliści, nie tylko w nauce — ale geniusza tej miary co Leonardo da Vinci nie ma i być nie może. Jest w tym wszystkim wina rozrostu wszystkich tych sfer, niemożności ogarnięcia całości. Ale oprócz tego sama siła indywidualności jako takiej przygasła, a nie tylko zdaje się nam to na tle dzisiejszego rozwoju społeczeństwa. I wiecie, gdzie można być jeszcze dobrym dyletantem? — w historii i wnioskach, które z niej wyciągnąć się dadzą na przyszłość. Powiecie, że
Uwagi (0)