Mątwa - Stanisław Ignacy Witkiewicz (Witkacy) (co daje nam czytanie książek TXT) 📖
Czy za tytułową mątwę należy uznać Ellę, która osacza narzeczonego-artystę swą przytulnością? Co prawda określenie to pada właśnie w odniesieniu do niej, ale równie dobrym kandydatem jest dawny kolega szkolny filozofa i malarza Bezdeki, który roztacza mętne wizje realizacji „absolutyzmu życiowego”, czyli hyrkaniczności. A może mątwiczny charakter ma cała rzeczywistość, co ukazują jałowe rozmowy między cierpiącym na twórcze i ideowe wypalenie ateistą, a zarazem adeptem Sztuk, Bezdeką, a przybyłym z zaświatów papieżem-mecenasem i wojownikiem z XVI w.
Wydaną w 1922 r. sztukę Witkacego można zaliczyć do wczesnych, choć już dojrzałych tekstów, powstałych po publikacji fundamentalnych teoretyczno-estetycznych prac (tj. tomu Nowe formy w malarstwie oraz wstępu do Czystej formy w teatrze). W Mątwie odnajdziemy charakterystyczną dla tego autora swobodę wyrazu artystycznego, śmiałe przekraczanie granic realności i prawdopodobieństwa, wycieczki w sferę groteski i absurdu, a jednocześnie dywagacje na temat zasadniczych kwestii filozoficznych, społecznych i egzystencjalnych. Witkacy przedstawia tu swoje wyklarowane już poglądy w sposób bardziej może bezpośredni i lekki niż w późniejszych utworach.
- Autor: Stanisław Ignacy Witkiewicz (Witkacy)
- Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Mątwa - Stanisław Ignacy Witkiewicz (Witkacy) (co daje nam czytanie książek TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Stanisław Ignacy Witkiewicz (Witkacy)
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.
Dziękujemy pani Annie Marii Zowal za sfinansowanie opracowania niniejszej publikacji.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
ISBN 978-83-288-5486-4
Mątwa Strona tytułowa Spis treści Początek utworu Przypisy Wesprzyj Wolne Lektury Strona redakcyjnaMotto:
Nie poddać się nawet samemu sobie.
Poświęcone
Pani Zofii Żeleńskiej2
Boże, Boże — nadaremnie wzywam Twoje imię, bo właściwie w Ciebie nie wierzę. A kogoś wezwać muszę. Zmarnowałem życie. Dwie żony, szalona praca — nie wiadomo dlaczego — bo ostatecznie filozofia moja nie jest oficjalnie uznana, a resztki moich obrazów zniszczono wczoraj, z rozkazu naczelnika Syndykatu Wyrobów Ręcznego Paskudztwa. Jestem zupełnie sam.
POSĄGMasz mnie.
PAWEŁ BEZDEKAI cóż z tego, że cię mam. Wolałbym nie mieć cię wcale. Przypominasz mi tylko, że coś jest w ogóle. A sama jesteś jedynie nędznym substytutem rzeczy istotnych.
POSĄGPrzypominam ci dalszą drogę, która rozchyla się przed tobą w pustynię. Wszystkie wróżki przepowiedziały ci, że na starość oddasz się Wiedzy Tajemnej.
PAWEŁ BEZDEKAE! Jestem zupełnie zmanierowany w wypowiadaniu ciągłych pretensji, które mam do biednej ludzkości, a nie mogę znaleźć ani źdźbła lekarstwa. Jestem jak niepotrzebny, bezpłodny wyrzut sumienia, z którego nie może wykwitnąć najskromniejszy bodaj pączek nadziei poprawy.
POSĄGJakże dalekim jesteś od prawdziwego tragizmu!
PAWEŁ BEZDEKABo nie mam za silnych namiętności. Życie, które zmarnowałem, ucieka beznadziejnie w szarą dal mojej przeszłości. Czyż jest coś okropniejszego jak szara przeszłość, którą musi się jednak ciągle przetrawiać?
POSĄGPomyśl, ile jeszcze mógłbyś mieć kobiet, ile nieznanych poranków, lekkich prześlizgnięć się przez tajemnice południa, ile wreszcie wieczorów mógłbyś spędzić na dziwnych rozmowach z kobietami podziwiającymi twój upadek.
PAWEŁ BEZDEKANie mów mi o tym. Nie rozdzieraj najskrytszego ośrodka dziwności. Wszystko to jest zamknięte — na zawsze zamknięte przez szaloną, nieposkromioną nudę.
POSĄGJakże jesteś banalny...
BEZDEKAWskaż mi kogoś niebanalnego, a dam się zarznąć11 w ofierze na jego ołtarzu.
POSĄGJa.
BEZDEKAKobieta — raczej wcielenie kobiecych niemożliwości. Niewypełnialne obietnice życia samego w sobie.
POSĄGCiesz się, że w ogóle istniejesz. Pomyśl — nawet dożywotni skazańcy cieszą się z darowanego życia.
BEZDEKACóż mnie to obchodzić może? Czyż mam się cieszyć, że nie siedzę w tej chwili wbity na pal na jakimś samotnym pagórze wśród stepów albo że nie jestem czyścicielem kanałów? Czyż nie wiesz, kim jestem?
POSĄGTo wiem, że jesteś śmieszny. Nie byłbyś nim, gdybyś mógł pokochać mnie. Wtedy pojąłbyś twoją misję na tej planecie, tej właśnie, byłbyś tym jedynym, samym w sobie, nieporównywalnym — tym właśnie, a nie kimś innym...
BEZDEKAA więc uznajesz bezwzględną, powtarzam, bezwzględną hierarchię Istnień?
POSĄGTak i nie — to zależy.
BEZDEKAPowiedz, jakie masz kryteria, zaklinam cię.
POSĄGZdradziłeś się. Nie jesteś ani filozofem, ani artystą.
BEZDEKAAch, więc jednak wątpiłaś w to. Tak, nie jestem.
POSĄGByłżebyś12 tylko ambitnym nikim? Dla nich jesteś tym, mimo wszystko, geniuszem nowych metafizycznych wstrząsów.
BEZDEKAUdaję — udaję z nudów. Wiem, że nie jest to nawet piękne — nie jest pięknym to, że udaję.
POSĄGJednak masz w sobie coś, co przekracza miarę moich dotychczasowych kochanków. Ale bez miłości dla mnie ani kroku dalej.
BEZDEKANie mów nic o tych wiecznych twoich kochankach, którymi tak bardzo lubisz się chwalić. Wiem, że masz wpływy w rzeczywistym życiu i że przez ciebie mógłbym zostać diabli wiedzą kim. Ale kimś rzeczywistym, a nie kimś dla mnie samego...
POSĄGPrzesadzasz, wielkość jest rzeczą względną.
BEZDEKATeraz ja ci powiem: jesteś banalna, gorzej — jesteś mądra, gorzej, stokroć gorzej — ty jesteś w gruncie rzeczy dobra.
POSĄGMylisz się... Wcale nie jestem dobra.
Tylko kocham cię!
Co?
To jest prawda i dlatego nic mnie to nie obchodzi. Zagasło dla mnie światło jedynej Tajemnicy... (×)
której niepoznawalność...
POSĄGCicho — papież idzie.
BEZDEKABłagam cię, przedstaw mnie papieżowi. To jest jedyne widmo, z którym mam jeszcze ochotę mówić...
Witam cię, córko, i ty, nieznany synu...
Tylko nie mówmy nic o Niebie. Alighieri14 miał najzupełniejszą rację. Każde dziecko nawet wie o tym, tym niemniej muszę powiedzieć, że ludzka fantazja nie jest w stanie objąć tego szczęścia. Dlatego to piekło przedstawił nasz syn Dante z takim talentem. Nawet powiem, że ilustracje Dorégo15 dość dobrze wyrażają niewspółmierność ludzkich pojęć i wyobrażeń z tym rodzajem, że tak powiem...
POSĄGNudy...
JULIUSZ IICicho, córeczko. Sama nie wiesz, co gadasz.
Szczęśliwości.
A więc, synu: wstań i powiedz, kim jesteś...
POSĄGTo jest wielki artysta i filozof, Ojcze Święty, Paweł Bezdeka.
JULIUSZ IITo ty?! Ty, niedowiarku nędzny, śmiałeś sięgnąć po owoc Najwyższych Tajemnic?
BEZDEKAJa.
JULIUSZ IINie mówię o tobie jako o artyście. Jesteś wielki. Och, srogim byłem mecenasem. (+) Teraz już nie, o nie! Tak, nauczyłem się cenić perwersję w sztuce. Oni tego nie rozumieją, a żyją tylko tym przecie. Mówię o ludziach waszego czasu.
Co za okropność — spalono ci wszystkie obrazy. Mój synu, w Niebie czeka cię nagroda wieczna.
POSĄGW niebie? Cha, cha, cha.
JULIUSZ IINie śmiej się, córko. Niebo ma też swoje dobre strony. Nikt tam nie cierpi, a i to coś znaczy.
BEZDEKATak — katolikiem to jesteś, mistrzu Pawle, ale nie chrześcijaninem. To wielka, to bardzo wielka różnica. I jakichże to kłamstw nie zniesiesz więcej, mój synu?
BEZDEKATego, że jako artysta udaję, to jest udawałem dotąd. Cała moja sztuka jest blagą, programową blagą.
JULIUSZ IIPomijam już to, że nie ma kwestii Prawdy z chwilą, kiedy mówimy o Pięknie w ogóle. Ale to jest właśnie najstraszniejsze, że Prawdą jest jedyną sztuka twoja i tobie podobnych. Wynalazłeś ostatnią pociechę, ale muszę ci ją odebrać.
Twoja sztuka jest jedyną Prawdą na ziemi. Nie znałem cię osobiście, ale znam dobrze twoje obrazy w świetnych, niebiańskich reprodukcjach.
To jest jedyna Prawda.
POSĄGA dogmaty wiary?
JULIUSZ IITakże Prawdą są, ale innego wymiaru. W ujęciu ziemskim są Prawdą dla naszego nędznego rozumu. Tylko tam
tajemnica ich rozbłyska w całej pełni przed olśnionym umysłem wyzwolonych.
BEZDEKAOjcze Święty, teologia nie jest moją specjalnością, a o filozofii wolę nie mówić. Mówmy, z łaski Waszej Świątobliwości, o Sztuce. Ja wiem, że kłamię, i to mi wystarcza. Nikt mi tego nie dowiedzie, że moja Sztuka jest prawdziwa, nawet ty, gościu z prawdziwego Nieba.
JULIUSZ IITam właśnie, skąd przychodzę, wiedzą o tym lepiej niż ty, nędzny pyłku. A zresztą, wartość artysty to albo opór, albo powodzenie. Czymże byłby Michał Anioł, gdyby nie ja lub inni mecenasi (oby ich Bóg pokarał). Paru szaleńców żądnych nowych trucizn wynosi ich fabrykanta na szczyty ludzkości, a potem tłum małych go uwielbia, patrząc na męki i rozkosze otrutych. Czyż dowodem twej wielkości nie jest właśnie fakt spalenia dzieł twych przez Syndykat Ręcznego Paskudztwa?
POSĄGJesteś pobity, Pawełku. Ukórz się przed znawstwem Jego Świątobliwości.
Stała się rzecz straszna. Nie wiem, czy kłamię. I to ja, który o sobie wiedziałem wszystko. Ojcze Święty, zabrałeś mi ostatnią nadzieję. Jednej rzeczy byłem nareszcie absolutnie pewny i tę mi zniszczyłeś, okrutny starcze.
JULIUSZ IIOto są skutki dążenia do absolutyzmu w życiu.
Względność, mój synu, oto jedyna mądrość i w życiu, i w filozofii. Ja sam byłem absolutystą; mój Boże, któż z porządnych ludzi nim nie był? Ale czasy minęły. Tak samo jak teraz nie rozumiecie tego, że nie każdy stwór dwunogi, znający Marksa16 lub Sorela17, jest najwyższym w ziemskiej hierarchii Istnień, tak samo nie rozumiecie, że ja np. i wy to dwa odrębne gatunki istot, a nie tylko odmiany człowieczego rodzaju. Jedna Sztuka, mimo perwersji, utrzymała się na wysokości.
BEZDEKATo samo mówi mi ona. Jestem otoczony zdradą ze wszystkich stron. Ja nawet nie mam wrogów. Szukam ich dniami i nocami po wszystkich zaułkach i znajduję jakieś mdłe galaretki, a nie godnych mnie przeciwników. Czy Wasza Świątobliwość to rozumie?
JULIUSZ IIKtóż by cię
Uwagi (0)