Żywoty kurtyzan - Pietro Aretino (czytać ksiązki TXT) 📖
Najbardziej znany z trzech dialogów tworzących pierwszą część Ragionamenti, czyli „Rozważań”, Pietra Aretino. Podstarzała kurtyzana Nanna prosi przyjaciółkę Antonię o radę, jaką drogę życiową wybrać dla swej dorastającej córki. Sama zdobyła bogate doświadczenie: była mniszką, mężatką, a wreszcie kurtyzaną. Namówiona przez Antonię, w trzech kolejnych dniach opowiada przyjaciółce niektóre ze swoich przygód, przedstawia korzyści, niebezpieczeństwa i przyjemności, jakie przynosi każdy z trzech sposobów życia. Żywoty kurtyzan to rozmowa na temat służby Wenerze. Pikantne historyjki, dowcipnie opowiedziane żywym, codziennym językiem, ukazują prawdziwy obraz renesansowego społeczeństwa i jego obyczajowości. Różnorodne charaktery i typy ludzkie, gry pożądania i miłości, kosztowne podarunki, wyłudzenia i podstępy, by zapewnić sobie jedzenie, odzież, dobytek — składają się na powodzenie zbioru barwnych anegdot, który mimo oskarżeń o niemoralność i zakazów przez pokolenia krążył w nielegalnym obiegu.
- Autor: Pietro Aretino
- Epoka: Renesans
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Żywoty kurtyzan - Pietro Aretino (czytać ksiązki TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Pietro Aretino
Miłość nasza to kaprys mijający szybko niby pogoda zimowa albo letni deszcz!
Kto wszystkich obsługuje, ten nie może kochać nikogo.
ANTONIAWiem ci to dobrze z własnego doświadczenia!
NANNAOtóż ów kupiec często sypiał ze mną. Aby zaś cenę w górę podbić, a mego kaczałę151 na dobre rozpalić — postarałam się zazdrość w nim zbudzić.
ANTONIAA jakżeś się do tego zabrała?
NANNAKazałam kupić parę kuropatw i jednego bażanta, najęłam młodego nygusa152 i poleciłam mu zjawić się wraz z ptactwem akurat w czas obiadu, gdy mój kupiec gościł u mnie. Tak się też stało! Staje mój chłopak w progu komnaty i skłoniwszy się, rzecze: „Jegomość pan poseł hiszpański błaga was, pani, abyście przyjęli ten skromny upominek jako znak jego miłości, a przyjąwszy, raczyli zarazem gorącym prośbom ucha nakłonić”.
Ja naturalnie wpadam w wielki gniew i wołam, tupnąwszy nogą: „Ki licho tam znów z tymi posłami; zabieraj sobie ptactwo z powrotem; nie chcę słyszeć o żadnym pośle; oto mój poseł, któremu więcej zawdzięczam, niż na to zasługuję!”.
W tym miejscu wlepiłam memu poczciwcowi ognistego całusa, nie przestając złorzeczyć mniemanemu pachołkowi!
Ale ta połeć słoniny okazała się wyrozumialszą ode mnie. „Nie bądź głupia — rzekł — i weź tę zwierzynę. Głupi daje, mądry bierze. Signora zje te przysmaki za zdrowie pana posła” — dodał, zwracając się do chłopaka.
Zostaliśmy sami, kochanek mój niby to się uśmiechał, ale szło mu to niesporo, wreszcie zupełnie pogrążył się w zadumę.
„O czymże tak myślimy — szeptałam, pieszczotliwie zaglądając mu w oczy — rozchmurz czółko, sam cesarz nie wyprosiłby ode mnie pocałunku, możesz sądzić o tym po trosze z despektu, jaki spadł na jego posła. Droższe mi są rzemyki twych trzewików niż tysiące tysięcy dukatów”.
Z wylaniem153 podziękował mi za te zapewnienia i powlókł się łazęga, aby jakiegoś targu handlowego dobić. Ja zaś, nie tracąc chwili czasu, zawołałam swoich nadwornych junaków154 i rozkazawszy im zjawić się przed mym domem o godzinie dziewiątej wieczorem (o tej godzinie zawsze wieczerzaliśmy z mym kupcem), nauczyłam ich uprzednio, jak się mają zachowywać.
Oni ze swej strony wynaleźli jakiegoś łapserdaka i dając mu w rękę zapaloną pochodnię, wyznaczyli mu odpowiednią rolę, która polegała na łomotaniu i dobijaniu się do wrót mego domu. Otwieram, a ten kozi syn staje w progu, składa mi przehiszpański ukłon i rzecze: „Jego wielmożność pan poseł przybył, aby waszą wysokość pozdrowić”.
Ja zaś go z miejsca odpalam: „Niechże mi pan poseł wybaczyć raczy; jedynym posłem, któremu miłość ślubowałam, jest ten oto”. W tym miejscu biorę w ramiona mego kochanka i ocieram się o niego jak kotka. Drab z pochodnią znikł, a po chwili znów zaczyna w drzwi pięściami walić; zabraniam służbie otwierać, z dołu tymczasem dobiega nas niezwykły tumult i groźny krzyk: „Jeśli nie otworzycie, jego wielmożność każe drzwi wyłamać”.
Rzucam się do okna i wołam: „Dobrze więc! Niech twój pan znęca się nad słabą, bezbronną kobieciną, niechaj pali moje domostwo i mienie niszczy. Ja kocham tylko mego dobrodzieja, który mnie z upadku podźwignął, podniósł do siebie i uczynił tym, czym jestem. Serce moje na wieki mu już oddałam! Jeśli potrzeba zajdzie, umrę dlań z ochotą!”.
W tej chwili wyłażą zza węgła moi faryzeusze i okrutny zgiełk czynią, tak jakby było ich ze dwie setki.
Jeden z nich odzywa się grzmiącym głosem z hiszpańska: „Pożałujesz swych słów, stara ladacznico! A tego kogucika zmokłego, któremu grzebień głaszczesz, rozsiekam tu na drobne kawałeczki, giuro a Dios155”.
Ja zaś powiadam: „Uczynicie, jak zechcecie, ale nierycerska to rzecz bezbronnym gwałt zadawać”.
Chciałam jeszcze dalej pyskować, lecz mój kłapouch blady i drżący ze strachu pociągnął mnie za suknię, mówiąc: „Zaklinam cię, na rany boskie, ani słowa więcej, ci Hiszpanie posiekają mnie jak sałatę!”.
Wepchnął mnie w głąb komnaty, a gdy się cała awantura skończyła, zaczął mi dziękować za szacunek, jakim jego osobę otaczam — końca tym uniesieniom i zachwytom nie było!
Dziękował mi goręcej, niż więzień strażnikom dziękuje, którzy z okazji sierpniowych uroczystości wrota mu na wolność otwierają156.
Nazajutrz z rana kazał mi uszyć wspaniałą suknię z żółtego atłasu. Odtąd jednak nie śmiał już pokazywać się na ulicy wieczorem i po Ave Maria nie opuściłby progów swego domu za żadne skarby świata!
Drżał przed Hiszpanami, obawiając się, że mu poseł skórę wygarbować każe.
Tym niemniej przy każdej sposobności zwykł był mawiać, mrugając znacząco okiem: „Posłowie? Phi! Strachy na lachy! Moja kochanka — to ci dopiero umie panów posłów urządzać”.
ANTONIAA skądże to taka dla wszystkich posłów pogarda?
NANNABo wmówiłam tej poczciwej małpie, że w ciągu jednego tylko stycznia dziewięciu posłów cudzoziemskich z rzędu za drzwi wyrzuciłam, każąc im marznąć przez całą noc u mych wrót.
„Pewnej nocy, gdyś był u mnie — opowiadałam — ambasador niemiecki siedział aż do brzasku w piwnicy; drugim znów razem poseł holenderski zwierzał swe westchnienia studni, stojącej pośrodku mego podwórza”.
A jemu aż się oczy śmiały do tych opowieści. Zaś żeby nie wzięła mnie pokusa zostać panią posłową, zdwoił liczbę podarunków i w dodatku każdemu powtarzał: „Nie ona mnie, ale ja jej wdzięczność dozgonną powinienem”.
ANTONIAWcale grzeczny figlik!
NANNAPosłuchaj, opowiem ci o lepszym! Często przychodził do mnie na noc pewien wojak samochwał. Ten, gdy go przestrzegano przed sztuczkami kurtyzan, zwykł był mawiać: „Ja się mam strzec? Mnie ostrzegacie? Ha, ha, ha!! Gdy byłem na postoju w Sienie, w Genui i w Placencji, poznałem się nieco na tym towarze; moje pieniądze nie dla kurtyzan, o nie!”.
Odkryłam, że pyszałek ma sakiewkę pełną dukatów, mogłam wprawdzie zabrać mu je od razu, pierwszej nocy, ale wolałam wyciągnąć mamonę w inny sposób.
Jęłam tedy udawać, żem sobie kim innym głowę nabiła, a jemu aż serce cierpło z trwogi i z niepomiernej zazdrości.
Spostrzegłszy to, podchodzę kiedyś z głupia frant ku niemu, ciągnę go żartobliwie za brodę, wyskubuję z niej włoski i zalotnie pytam: „Powiedz, kto jest twoją pieszczotką, twoją ślicznotką, twoim wszystkim na świecie?”.
Tak przekomarzając się, siadam mu na kolanach, owijam szyję rękoma, wsuwam kolano między lędźwie157 i widzę, że mój piórkoś rozochaca się na dobre.
Całuję go w usta, a on raz po raz tak wzdycha, że aż wiatr od tego westchnienia na policzkach czuję.
Łaskoczę go, pieszczę, hołubię i tulę, czując zaś, że jest już zgoła w bojowej gotowości, szepczę mu do ucha: „Musisz zostać ze mną na noc”.
W tej krytycznej chwili ktoś (szepnęłam z rana temu ktosiowi, co ma czynić) puka do drzwi. Służebna wygląda oknem i mówi: „Signora, to handlarz kobierców”. — „Niech wejdzie” — odpowiadam.
Wchodzi ów domniemany handlarz i natarczywie upomina się o zwrot dziesięciu dukatów, które mu pozostałam dłużna za makaty do łoża.
Daję klucz służącej, każę otworzyć szkatułkę i wyjąć potrzebną sumę. Pokojowa znika, a ja zasię zabieram się z powrotem do łaskotania czułych miejsc mego kocura, który tak wielce ufał w swoją odporność wobec chytrości niewieściej.
Czarowałam go rozmaitymi czarami i już widać było, że jest dobrze zaczarowany! Ale oto znów handlarz ponawia swoje żądania.
Wołam na służebną, naglę ją do pośpiechu, lecz z przyległej komnaty dobiega mnie jeno jej gniewne mruczenie.
Wstaję więc i spostrzegam, że pokojowa majstruje koło szkatułki i ani rusz otworzyć jej nie może; spodziewałam się tego z góry, gdyż tak jak handlarz nie był naprawdę handlarzem, tak też i klucz nie był właściwym do owej szkatułki kluczem!
Zbliżywszy się, udaję, że mi klucz w zamku złamała, rzucam się do niej z pięściami, krzyczę i tłukę po karku.
Jedyna rada, aby zamek wyłamać — niestety młotka nie ma pod ręką!
Zwracam się więc do przebiegłego wojaka: „Jeśli macie przy sobie dziesięć dukatów, dajcie je natrętowi. Zwrócę wam pieniądze po rozbiciu skarbczyka!”.
ANTONIAHa, ha, ha! Toś go i tykać przestała, gdy do poważnej rozmowy przyszło?!
NANNABez namysłu wsunął rękę do sakiewki i niedbale rzucił dukaty na ziemię, mówiąc: „Bierz sobie waszeć pieniądze i ruszaj z Bogiem, a prędko!”. Ja tymczasem tłukłam i kopałam szkatułkę, jak gdybym chciała rozbić ją w kawałki!
Widząc to, rzecze ów junak: „Poślij po ślusarza i każ zamek otworzyć; przecież dość czasu mamy; cała noc przed nami!”.
Teraz on mnie z kolei tykać zaczął, jak gdyby za owe dziesięć marnych dukatów kupił sobie całkowite do mnie prawo.
ANTONIAWidzieliście go: kaprawiec!
NANNAWreszcie położyłam się na łóżku, nie mając zresztą żadnej ochoty na amory z rycerzykiem!
On zaś już mnie brał w ramiona, gdy wtem znowu ktoś mocno do wrót zapukał; tego tylko czekałam, aby mego wojaka na dudka wystrychnąć.
Daremnie chciał mnie zatrzymać, daremnie błagał, abym nie otwierała; wstałam i wyjrzawszy przez okno, ujrzałam pewnego księżyka, otulonego płaszczem, siedzącego na mule.
Ten woła mnie i wskazuje mi miejsce obok siebie na grzbiecie swego rumaka; przyjmuję zaproszenie, otulam się płaszczem (a byłam w ubraniu męskim jak zwykle) i odjeżdżam z księżykiem.
A kuty na cztery nogi werbownik kurtyzan, których zapewne w życiu nawerbował tyleż, co i żołnierzy, opuścił, jak niepyszny, mój dom, niby gracz szulernię, gdzie go na oszustwie schwytano.
Przed wyjściem porąbał mój konterfekt158 wiszący na ścianie, a chciał i sprzęty połamać, aby sobie ulżyć, ale moja służebna takiego wrzasku narobiła, że wymknął się co prędzej ze smętnie zwieszonym pióropuszem, zawiedziony zawartością rozbitej szkatułki, w której nic okrom maści i olejów nie znalazł. Zresztą i gawiedź zaczęła się zbiegać ze wszystkich stron, wygrażając zuchwalcowi pięściami!
Ale gdybym chciała opowiedzieć ci wszystkie moje przygody po kolei, stałoby się ze mną tak jak z ową grzesznicą, gotującą się do spowiedzi i chcącą zdać sprawę ze wszystkich swych grzechów; gdy klęknie wreszcie u stóp mnicha — nawet połowy nie może sobie przypomnieć.
ANTONIAOpowiedz mi jeno te, które masz w pamięci; wedle ich miary ocenię sobie wszystkie inne.
NANNAA więc słuchaj! Pewien niedołęga, który ze sprzedaży marnej winnicy osiągnął sto dukacinów i schował grosz na dnie szkatuły, ubrdał sobie, że muszę doń należeć. Zwierzył się z tym pragnieniem dobrze mi znanemu cyrulikowi159. Ze słów golibrody dowiedziałam się, że ów namiętny mopanek160 ma nieco leżącego grosiwa — dałam mu poznać, iż może mieć trochę nadziei; on zaś wziął się na lep tych obietnic i będąc pewny wygranej, zjawił się u mnie już następnego wieczora; pieszczotami i przymilnymi słówkami dopięłam tyle, że za swoje dusie sprawił mi wszystko, czego mi brakowało w sypialni, w kuchni i w spiżami. Dałam mu kosztować z krynicy upojeń raz i drugi, a gdy zaczął łakomie napierać się o więcej — nawymyślałam mu od natrętów, rozpustników, starych pierników i pierdoł zaślinionych; nazwałam go brudasem, zakutą pałą, dusigroszem i wreszcie wypchnęłam go za drzwi. Poznał swą omyłkę, nieborak, i strapiony poszedł szukać szczęścia w klasztorze, u cnotliwych mniszek.
A ja aż popuszczałam z uciechy!
ANTONIADlaczego?
NANNADlatego, że niemała to rzecz dla gamratki, gdy się może pochwalić, iż z jej powodu ktoś zwariował lub w nędzę popadł!
ANTONIANie zazdroszczę takiemu!
NANNAIleż to pieniędzy zarobiłam dzięki takim i tym podobnym figlom! Na wieczerzę zwykle zbierało się u mnie sporo osób; po kolacji zaś karty szły na stół.
„Zagrajmy sobie na orzeszki — mówiłam. — W co się wam żywnie podoba: w pierdzimąkę, w żądełko, w durnia, w cymbergaja; komu wypadnie król żołędny, ten zapłaci!”
Gdy ludziska raz karty w łapie poczują, to już bywaj zdrów! Znikły orzechy, na stole poczęły się zjawiać dukaty i gra rozpoczęła się na dobre. Wtedy nadchodzili wypróbowani szulerzy, którym z oczu łajdactwo patrzyło, i pocertowawszy się dla przyzwoitości, dobywali z ukrycia swe fałszowane karty, a później niedbałym gestem zgarniali stawki współbiesiadników. Ja sekretnym mrugnięciem dawałam im znać, kto co w ręku trzyma.
ANTONIANiewinne i miłe igraszki!
NANNAZa cenę dwóch dukatów zwierzałam ciekawemu, że jego wróg ma o drugiej w nocy przyjść do mnie i w mej łożnicy spędzić czas do świtu. Zazdrośnik czyhał na nieprzyjaciela, by w stosownej chwili podziurawić go sztyletem jak rzeszoto!
ANTONIAOt, niegroźne zadraśnięcie rapirem161! To jakby ukąszenie komara! Ale powiedz mi lepiej, dlaczego tamten miał się zjawić dopiero o drugiej w nocy?
NANNAAlbowiem do drugiej ktoś inny u mnie bawił! Alboż ty naprawdę myślisz, że gdy nocował u mnie jakiś galant, to jego jedynego tylko przez całą noc raczyłam swoją miłością? Nie bądźże naiwna, droga Antonio! Dziesięć razy na noc odrywałam się od mego kupca i pod pozorem niestrawności wychodziłam, by zaspokoić chucie innego miłośnika. Latem udawałam, że chcę na świeżym powietrzu odetchnąć, opuszczałam alkowę162, stawałam w oknie jadalni, tonąc wzrokiem w blasku księżycowym i w migających na niebie gwiazdach, a przez ten czas jeden albo nawet dwóch z rzędu dojeżdżało mnie z gorączkowym pośpiechem!
ANTONIAKto wstaje od gry — przegrywa!
NANNATeraz posłuchaj, co ci opowiem! Oporządziwszy mieszki paru mych kochanków, poczęłam rozmyślać, jakby ich do reszty z pieniędzy obrać!
ANTONIAI cóżeś wymyśliła?
NANNAWciągnęłam do spisku zaufanego medyka i aptekarza, tak im całą sprawę klarując: „Udam, że jestem obłożnie chora, ty, jako doktor, natychmiast każesz mi się kłaść do łóżka, orzekniesz, że stan jest beznadziejny, i przepiszesz kosztowne leki, ty zaś, jako aptekarz, wciągniesz nazwy tych medykamentów do księgi, a przyślesz mi zamiast
Uwagi (0)