Agady talmudyczne - Autor nieznany (biblioteka komiksowo TXT) 📖
Na ten wyjątkowy zbiór składają się zwięzłe, ludowe opowieści, sagi, baśnie, legendy, przypowieści, mity, aforyzmy oraz przysłowia wybrane z Talmudu — jednej z najważniejszych ksiąg judaizmu, będącej komentarzem do Tory.
To zwięzłe formy, często odznaczające się stylem biblijnym. Celem opowieści agadycznych jest nie tylko samo opowiadanie, lecz także przedstawienie w aforystycznej formie talmudycznego kodeksu postępowania. Agady, nazywane również hagadami (hebr.: opowiadanie), to część ustnej tradycji, która na stałe weszła do europejskiego folkloru. Agady talmudyczne w przekładzie Michała Friedmana to antologia, którą docenią nie tylko jidyszyści i miłośnicy kultury żydowskiej. To także interesujący materiał źródłowy dla kulturoznawców, religioznawców i literaturoznawców.
- Autor: Autor nieznany
- Epoka: nie dotyczy
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Agady talmudyczne - Autor nieznany (biblioteka komiksowo TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Autor nieznany
— Niechaj więc twoje uszy usłyszą to, co powiedziały twoje usta. Jeśli w słońce, które jest jednym tylko z jego licznych tworów, nie można się wpatrywać, to jak można zobaczyć twarz samego Boga, którego blask wypełnia cały świat.
Przy następnym spotkaniu cesarz Adrian powiedział do rabiego Jehoszuy:
— Mam zamiar wydać obiad dla waszego Boga.
— Nie jesteś w stanie tego zrobić — oświadczył Jehoszua.
— A to dlaczego?
— Ponieważ Bogu towarzyszą liczne zastępy wojska.
— Ale ja chcę to zrobić — uparł się cesarz.
— Skoro się tak upierasz, to przygotuj ucztę nad rzeką Rewita, gdzie jest dużo wolnego miejsca.
Przez sześć miesięcy lata cesarz Adrian zajęty był nieprzerwanie przygotowaniem uczty. Nadeszła jesień i wiatr zdmuchnął do rzeki to wszystko, co cesarz przygotował. Nadeszła zima. Przez sześć miesięcy zimy cesarz na nowo czynił przygotowania do uczty. I oto nadeszła wiosna, a wraz z nią deszcze, które zmyły wszystko, co było przygotowane, do rzeki.
Zmartwił się cesarz. Nie rozumiejąc tego, co się stało, zapytał Jehoszuę:
— Co to wszystko ma znaczyć?
— Na razie były to tylko wiatry i deszcze, a one stanowią dopiero przednią straż Boga.
— Jeśli sprawa tak wygląda, to przyznaję, że nie dam rady wydać uczty dla Boga.
Pewnego razu cesarz Adrian powiedział do rabiego Jehoszuy:
— Wasi prorocy przyrównują często Boga do lwa. Z tego porównania wynika, że wasz Bóg nie jest tak silny, albowiem byle rycerz potrafi zabić największego lwa.
— Przyrównują Boga nie do każdego lwa, lecz tylko do lwa z Bej-Iloi — wyjaśnił mu rabi Jehoszua.
— Wskaż mi tego lwa. Chcę go zobaczyć.
— Nie dasz mu rady.
— Ty mi go jednak pokaż!
Pomodlił się rabi Jehoszua i lew wyszedł z lasu Bej-Iloi. Kiedy zbliżył się na odległość czterystu parsot76 od Rzymu, ryknął tak mocno, że mury miasta zawaliły się, a ciężarne kobiety poroniły. Trzysta parsot od Rzymu znowu wydał ryk. Od tego ryku mieszkańcom miasta wypadły szyby, a sam cesarz Adrian spadł z tronu.
Śmiertelnie przerażony cesarz zaczął błagać rabiego Jehoszuę.
— Spraw, żeby lew wrócił do swego lasu.
Rabi Jehoszua pomodlił się do Boga i lew wrócił do gęstego, ciemnego lasu Bej-Iloi.
Pewnego razu cesarz Adrian powiedział do rabiego Jehoszuy:
— Mnie jest lepiej niż waszemu mistrzowi Mojżeszowi.
— Pod jakim względem?
— Pod tym względem, że ja żyję, a on nie. Znasz chyba powiedzenie: „lepiej być żywym psem niż martwym lwem”.
— Jak myślisz cesarzu, czy byłbyś w stanie sprawić, żeby nikt w Rzymie nie zapalił ognia w ciągu trzech dób?
— Z całą pewnością.
I nie zwlekając, wydał rozkaz, w którym zabraniał mieszkańcom miasta zapalania ognia.
Tego samego dnia wieczorem cesarz Adrian razem z rabim Jehoszuą weszli na taras pałacu, żeby zobaczyć, jak Rzym tonie w ciemnościach. Patrzą i nagle dostrzegają, że gdzieś daleko unosi się dym.
— Co to dym? — zapytał rabi Jehoszua.
— Jeden z moich książąt jest ciężko chory i lekarz zalecił mu gorące kąpiele.
Wtem rabi Jehoszua zauważył dym unoszący się z innego miejsca w mieście.
— A co to za dym? — zapytał znowu Jehoszua.
— W tym domu leży chory naczelnik miasta. Doktor polecił mu wsypać leki do szklanki z ciepłą wodą i zamieszać.
Usłyszawszy to, rabi Jehoszua oświadczył:
— Zważ więc cesarzu, że rozkaz wydany przez ciebie, żyjącego władcę, nie wytrzymał próby nawet przez jeden dzień, natomiast rozkaz Mojżesza, żeby Żydzi nie rozpalali ognia w sobotę, jest po dziś dzień przestrzegany. Czy widziałeś kiedyś, żeby Żyd zapalił ogień w sobotę? A ty twierdzisz, że jesteś lepszy od Mojżesza.
Pewnego dnia w trakcie rozmowy z rabim Jehoszuą cesarz Adrian powiedział:
— Skoro uważasz się za mądrzejszego od ateńskich uczonych, to proponuję ci, żebyś się udał do Aten i tam na miejscu pokonał ich w dyskusji naukowej. Potem masz ich sprowadzić do mnie, do Rzymu.
— Dobrze, ale ilu uczonych tam jest?
— Sześćdziesięciu.
— Każ więc zbudować dla mnie statek, na którym ma być sześćdziesiąt kajut. W każdej z nich należy postawić sześćdziesiąt krzeseł.
Cesarz wyraził zgodę i polecił zbudować dla rabiego Jehoszuy statek, jakiego sobie życzył.
Przybywszy do Aten, rabi Jehoszua najpierw udał się do i rzeźni. Zobaczył, jak rzeźnik zarzyna krowę. Podszedł do niego i zapytał:
— Czy twoja głowa jest do sprzedania?
— Owszem.
— Ile chcesz za nią?
— Pół złotego denara.
Rabi Jehoszua zapłacił mu i powiedział:
— A teraz daj mi ją.
Podaje mu rzeźnik głowę krowy, ale rabi Jehoszua pyta go:
— Czy kupiłem od ciebie głowę krowy? Kupiłem przeciez twoją głowę. Jeśli chcesz, żebym cię zwolnił ze zobowiązania, to wskaż mi gmach, w którym przebywają ateńscy uczeni.
Drżąc ze strachu, rzeźnik na to powiada:
— Tego się boję. Ten bowiem, który wskaże wejście do gmachu uczonych, zostanie przez nich uśmiercony.
— Zrobimy to tak. Włożysz na plecy wiązkę drewna i przechodząc obok wejścia do gmachu uczonych, udasz, żeś zmęczony. Przystaniesz i zrzucisz z ramion ciężar. Będzie wyglądało na to, że chcesz trochę odpocząć. Dalej to ja już będę wiedział, co i jak.
Doszli do gmachu uczonych. Widzą, że u wejścia stoją straże. Straże na zewnątrz i straże wewnątrz gmachu. Nikogo nie wpuszczają i nikogo nie wypuszczają. Gdyby uczeni zauważyli wewnątrz ślad obcej obecności, strażnicy pilnujący gmachu z zewnątrz zostaliby natychmiast zabici. Gdyby zaś zauważyli ślad człowieka, który zdołał wyjść z gmachu, zostaliby zabici stojący wewnątrz.
Co robi rabi Jehoszua? Podchodzi i stawia jeden krok przed wejściem do gmachu i jeden za progiem. W rezultacie zostają zabici zarówno zewnętrzni, jaki i wewnętrzni strażnicy. Rabi Jehoszua wchodzi bez przeszkód do środka. Widzi, że młodsi uczeni siedzą na górnych ławkach, starsi zaś na dolnych. Zastanawia się: Kogo powinien najpierw pozdrowić? Jeśli najpierw pozdrowi starszych, mogą go zabić młodsi. Jeśli najpierw pozdrowi młodszych, zabiją go starsi uczeni. Młodsi bowiem mogą powiedzieć: „My jesteśmy ważniejsi, bo my siedzimy na górze, a starsi na dole”. Starsi zaś mogą powiedzieć: „My jesteśmy ważniejsi, bo my jesteśmy starzy, a oni to jeszcze dzieci”. W tej sytuacji rabi Jehoszua zdecydował się jednocześnie pozdrowić starych i młodych uczonych.
Widząc przed sobą przybysza, pytają go:
— Co tutaj robisz?
— Jestem żydowskim uczonym. Przybyłem tu, żeby się u was uczyć.
— W takim razie mamy do ciebie pytanie.
— Bardzo proszę, pytajcie. Jeżeli w toku dyskusji okaże się, że ja przegrałem, możecie mnie zabić. Jeśli natomiast ja was pokonam, będziecie musieli spożyć obiad ze mną na statku.
Ateńscy uczeni zaczynają zadawać mu pytania:
— Czy potrafisz zbudować dom w powietrzu?
— Jeśli dostarczycie mi w powietrzu cegieł i gliny.
— Gdzie znajduje się środek świata?
— Tutaj!
— Skąd wiesz, że tutaj?
— Przynieście sznury i zmierzcie.
— Mamy studnię w polu. Przenieś ją do miasta!
— Jeśli upleciecie mi sznur z jęczmienia, to ja przeniosę.
— Mamy rozłupane kamienie młyńskie. Zszyj je.
— Zszyję je, kiedy wystrzępicie z nich nici.
— Jest taka grządka, na której rosną noże. Czym je skosić?
— Rogiem osła.
Następnie podali mu dwa jajka i spytali:
— Które jajko pochodzi od białej kury, a które od czarnej kury?
Na to rabi Jehoszua pokazuje Ateńczykom dwa kawałki sera i pyta:
— Który kawałek sera pochodzi od białej kozy, a który od czarnej?
Zamiast odpowiedzi ateńscy uczeni zadają mu nowe pytanie:
— Powiedz nam, którędy wychodzi dusza pisklęcia, które zdechło w skorupie?
— Tędy, którędy weszła.
— Pokaż nam naczynie, które nie jest warte trudu włożonego w jego wykonanie.
Rabi Jehoszua przynosi im wtedy matę, rogożę, którą tak rozciąga, że nie można jej wnieść do gmachu.
Brama okazała się za mała. Zwraca się do uczonych tymi słowy:
— Weźcie siekierę i rozwalcie ścianę. To jest właśnie owo naczynie, które nie jest warte włożonego w nie trudu.
Po udzieleniu odpowiedzi na wszystkie pytania i po rozwiązaniu wszystkich zagadek rabi Jehoszua zaprosił ateńskich uczonych na swój statek. Każdego umieścił w oddzielnej kajucie. Zobaczywszy, że w kajucie jest sześćdziesiąt krzeseł, każdy z ateńczyków pomyślał, że zaraz wejdą do niego pozostali koledzy.
Tymczasem rabi Jehoszua polecił kapitanowi statku odbić od brzegu i wypłynąć na morze. Przed odjazdem z Aten wziął na drogę garść ziemi. Kiedy statek przepływał przez miejsce znane z niebezpiecznych wirów, które niejeden już statek pochłonęły, nabrał wody do dzbanka.
Kiedy przybyli do Rzymu, rabi Jehoszua od razu zaprowadził ateńczyków do cesarza Adriana. Ten zobaczywszy przed sobą zgarbionych i podupadłych na duchu uczonych, zawołał:
— Jehoszuo, to nie są ateńczycy!
Wziął wtedy rabi Jehoszua dzbanek z morską wodą i oblał nią uczonych ateńczyków, po czym obsypał ich głowy ziemią z ojczystego ich kraju. I oto w jednej chwili ateńczycy nabrali animuszu i wyprostowawszy się, przyjęli wobec cesarza postawę pełną dumy. Rozgniewało to cesarza, który gromkim głosem zawołał:
— Jehoszuo, możesz z nimi zrobić co zechcesz.
Wlał wtedy rabi Jehoszua morską wodę do beczki i rzekł do ateńczyków:
— Jeśli wypełnicie beczkę wodą po brzegi, to będziecie wolni.
Zaczęli ateńczycy czerpać wodę, żeby napełnić nią beczkę. Wlewali i wlewali wodę do beczki i nic z tego nie wyszło. Beczka nie chciała się napełnić. Woda z morskiego wirowiska, zwana „wodą pochłaniającą”, pochłaniała wlewaną wodę. Tak długo nosili wodę i wlewali do beczki, aż opadły im ręce. Wkrótce z wyczerpania wszyscy zmarli.
Cesarz Adrian zwrócił uwagę, że od pewnego czasu rabi Jehoszua przestał odwiedzać Dom Bej-Awidar, w którym zbierali się zwykle uczeni, aby przedyskutować skomplikowane kwestie naukowe. Zapytał wtedy rabiego, dlaczego nie uczestniczy w zgromadzeniach:
— Góra — odpowiedział rabi Jehoszua — jest pokryta śniegiem. Wokół góry płachty lodu. Psy już tam nie szczekają i młyny tam już nie mielą77.
Tanaita Nachum miał przydomek Gamzo. Ludzie często rozdzielali ten przydomek, wołając Gam-zo, dlatego że miał zwyczaj reagować na każde zdarzenie słowami: „Gam ze letowa” — „Również i to wyjdzie na dobre”.
Pewnego razu Żydzi postanowili posłać cesarzowi prezent. Zastanawiali się przy tym, kogo by wysłać z podarunkiem dla cesarza. Naradzali się i naradzali, aż stanęło na tym, że prezent wręczy cesarzowi tanaita Nachum Gamzo, ponieważ z nim często zdarzają się cuda. Miał przekazać cesarzowi w darze szkatułkę z brylantami i diamentami. W drodze do Rzymu zatrzymał się na noc w zajezdnym domu. Kiedy zasnął, właściciele zajazdu dobrali się do szkatułki, wyjęli brylanty i diamenty i na ich miejsce wsypali piasek.
Rano, przed opuszczeniem zajazdu, Nachum otworzył szkatułkę i stwierdziwszy, że został okradziony, rzekł: „Również i to wyjdzie na dobre”, po czym ze szkatułką w rękach udał się w dalszą drogę.
Dotarłszy do Rzymu, od razu poszedł do cesarskiego pałacu, żeby wręczyć prezent. Cesarz otworzył szkatułkę i zobaczywszy w niej zamiast spodziewanych kosztowności zwykły piasek, wpadł w gniew i zawołał:
— Żydzi zakpili sobie ze mnie!
Natychmiast wydał też rozkaz uśmiercenia Nachuma, który przyniósł mu szkatułkę z piaskiem.
Nachum, zwany Gamzo, zachował spokój i zgodnie ze swoim zwyczajem powiedział: „Gam ze letowa” — „Również i to wyjdzie na dobre”.
I oto zjawił się prorok Eliasz w przebraniu dygnitarza cesarskiego dworu i tak oświadczył:
— Jest rzeczą możliwą, że piasek w szkatułce należy do gatunku ziemi, używanej przez praojca Żydów, Abrahama. W bitwach toczonych z wrogami bohatersko rzucał na wroga grudki ziemi, które lecąc zamieniały się w miecze i strzały. Jeśli cesarz ma kłopoty z jakimś państwem, którego nie może podbić, niech używa tego piasku w walce. Niechybnie je wtedy pokona.
Słysząc to, cesarz rozkazał zaprowadzić Nachuma do skarbca i włożyć mu do szkatułki mnóstwo brylantów i diamentów, po czym pożegnali go z najwyższymi honorami.
W powrotnej drodze Nachum zatrzymał się na noc w tym samym zajezdnym domu. Właściciele, którzy słyszeli o honorach uczynionych mu przy opuszczeniu Rzymu zapytali go:
— Co takiego podarowałeś cesarzowi, że z takimi honorami cię pożegnali?
— To, co stąd wziąłem, to i podarowałem cesarzowi.
Usłyszawszy to, właściciele zajazdu wzięli skrzynie i wsypawszy do nich pod same pokrywy ziemię, zanieśli je w darze do cesarza. Na pytanie cesarza, co znaczą te skrzynie, odpowiedzieli:
— Ta cudowna ziemia, którą podarował ci Żyd Nachum, pochodzi z naszych pól. My przynieśliśmy ci więcej skrzyń pełnych cudownej ziemi.
Cesarz polecił poddać przyniesioną w skrzyniach ziemię próbie. Nic jednak z tego nie wyszło. Zwyczajny piasek. Zwyczajna ziemia. Z rozkazu cesarza złodziejscy właściciele zajazdu zostali skazani na śmierć.
Opowiadają, że Nachum Gamzo wskutek ciężkiej choroby stracił wzrok, ręce i nogi. Całe zaś ciało pokryło się wrzodami. Przykuty do łóżka, leżał w gnijącym, walącym się domku. Nogi łóżka stały w kadziach z wodą, żeby pluskwy nie miały do niego dostępu. Uczniowie rabiego widząc, że domek chyli się ku upadkowi, postanowili najpierw wynieść łóżko z chorym, a potem naczynia. Rabi Nachum wtedy rzekł do nich:
— Dzieci moje, najpierw wynieście naczynia, a po nich łóżko. Zapewniam was, że
Uwagi (0)