Darmowe ebooki » Aforyzm » Jutrzenka - Friedrich Nietzsche (tygodnik ilustrowany biblioteka cyfrowa .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Jutrzenka - Friedrich Nietzsche (tygodnik ilustrowany biblioteka cyfrowa .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Friedrich Nietzsche



1 ... 39 40 41 42 43 44 45 46 47 ... 50
Idź do strony:
sympatię, iż tym samym uszczupla innym nieco swej życzliwości. Gdy zdarzy się wyczuć z głosu, że to my jesteśmy wybrani, wyróżnieni! Ach, nie jestem ja wdzięczny za ten wybór, czuję, iż biorę go za złe temu, co mnie w ten sposób wyróżnić pragnie: nie powinien mnie kochać z uszczerbkiem innych! To moja rzecz dojść ze sobą samym do ładu! A nieraz na domiar przepełnia mi się serce i mam powód do pustoty — człowiekowi, co taką rzecz posiada, nie należy dawać tego, czego inni tak bardzo, tak boleśnie potrzebują. 488.

Przyjaciele w potrzebie. — Niekiedy spostrzegamy, że ten lub ów nasz przyjaciel skłania się więcej ku komuś innemu aniżeli ku nam, że tkliwość jego popada w bolesną rozterkę, a jego samolubstwo nie dorosło do przecięcia tego węzła: wówczas musimy rozstrzygnięcie mu ułatwić, odstręczając go od siebie obrazą. — Jest to również wtedy potrzebne, gdy myśl nasza wejdzie na tory, które mogłyby być dlań zgubne: miłość nasza ku niemu musi dodać nam bodźca, byśmy za pomocą krzywdy, którą bierzemy na siebie, dali mu sposobność do zerwania z nami bez wyrzutów sumienia.

489.

Te małe prawdy! — „Znacie to wszystko, ale na sobie nie doświadczyliście tego nigdy — nie przyjmuję waszego świadectwa. — Te małe prawdy! — Wydają się one wam małymi, gdyż nie zapłaciliście za nie swoją krwią!” — Lecz czyż są dlatego wielkie, że przepłaciło się je za drogo? A gdy chodzi o krew, to zawsze jest za drogo! — „Tak wam się zdaje? Jakże wy skąpicie krwią!”

490.

I dlatego samotność! — A: Więc masz zamiar wrócić na swe odludzie? — B: Nie potrafię się spieszyć, muszę na siebie czekać — za każdym razem trwa to do późna, zanim zdrój z krynicy mojej istności dobędzie się na jaw, i nieraz tak długo dręczy mnie pragnienie, iż cierpliwości mojej przebiera się miarka. Dlatego usuwam się w samotność — by nie pić z cysterny, z której pijają wszyscy. Śród ciżby żyję jej życiem i nie myślę po swojemu; po niejakim czasie doznaję zawsze wrażenia, jakoby chciano wygnać mnie z mego wnętrza, wydrzeć mi duszę i czuję niechęć do wszystkich i lękam się wszystkich. Pustynia jest mi wówczas potrzebna, bym odzyskał swą dobroć.

491.

Rozmowa dwóch wiatrów południowych. — A: Nie rozumiem już siebie! Wczoraj było we mnie tak burzliwie, a przy tym tak ciepło, tak słonecznie — i niewymownie jasno. A ninie209? Wszystko jest spokojne, rozokolone, zadumane, mroczne jak laguna wenecka — nie pragnę niczego i oddycham przy tym głęboko, a jednak w skrytości jestem niezadowolony, iż pierzchły chcenia. Tak szemrzą rozkołysane fale na mojej melancholii morzu. — B: Opisujesz stan lekkiego, miłego niedomagania. Z najbliższym wiatrem od północnego wschodu ustąpi ono! — A: Oby!

492.

Na własnym drzewie. — A: Niczyje myśli nie dają mi tyle rozkoszy, co moje własne: nie stanowi to jużcić o ich wartości, lecz byłbym głupcem, gdybym wzgardził najsmaczniejszym dla mnie owocem jedynie dlatego, iż zdarzyło się mu uróść na moim drzewie! — I kiedyś byłem takim głupcem. — B: Z innymi bywa wręcz odwrotnie: co także nie rozstrzyga o wartości ich myśli, mianowicie nie przemawia jeszcze przeciw ich wartości.

493.

Ostatni argument człowieka mężnego. — „W tych krzach lęgną się węże”. — Więc pójdę tam i wytępię je. „Lecz może padniesz przy tym ofiarą, nie zdążywszy nawet wytępić ich wprzódy!” — Mniejsza o mnie!

494.

Nasi nauczyciele. — Za młodu bierzem swych nauczycieli i doradców z teraźniejszości, jako też z otoczenia, z którym wówczas zetknąć się nam zdarzy: pokładamy bezmyślną ufność, iż teraźniejszość musi mieć nauczycieli, co przydatniejsi są dla nas niż dla kogoś innego, i że musimy ich znaleźć bez długiego szukania. To dzieciństwo trzeba z czasem srogo przypłacić: musi się swych nauczycieli odpokutować na sobie. Później szuka się jużcić właściwych doradców w całym świecie, nie wyłączając pierwotnego — lecz może po niewczasie. W najgorszym zaś razie przekonujemy się, iż żyli oni istotnie za dni młodości naszej — i że omyliliśmy się wtedy.

495.

Zdrożna zasada. — Plato przedziwnie wykazał, iż myśliciel filozoficzny śród każdego istniejącego ustroju społecznego musi uchodzić za najniegodziwszego wyrzutka: gdyż jako krytyk wszech obyczajów pozostaje on w sprzeczności z obyczajnym człowiekiem i jeżeli nie zdoła stać się prawodawcą nowych obyczajów, to żyje odtąd we wspomnieniu ludzkim jako „zdrożna zasada”. — Możemy się z tego domyślić, jak wcale wolnomyślne i przystępne dla nowości miasto Ateny pomiatało jeszcze za życia dobrą sławą Platona: cóż więc dziwnego, że on — co, jak sam o sobie powiada, odznaczał się „politycznym popędem” — trzechkrotnie podejmował próby w Sycylii, gdzie właśnie w tych czasach zdawało się tworzyć wszechgreckie śródmorskie państwo? W państwie tym oraz z jego pomocą zamierzał Plato uczynić dla Greków to, co później Mahomet uczynił dla Arabów: mianowicie ustalić ważniejsze i pomniejsze zwyczaje, a zwłaszcza codzienny sposób życia dla każdej jednostki. Pomysły jego były równie możliwe jak pomysły Mahometa: toć o wiele nieprawdopodobniejsze, jak na przykład chrześcijańskie, okazały się możliwe! Kilka trafów mniej i kilka innych trafów więcej — a byłby doczekał się świat splatonizowania europejskiego Południa: jeżeli zaś przypuścimy, że stan ten przetrwałby aż po dzień dzisiejszy, to prawdopodobnie uwielbialibyśmy w Platonie „dobrą zasadę”. Wszelako nie miał on powodzenia: pozostawił zatem po sobie opinię marzyciela i utopisty — zelżywsze przezwiska zaginęły wraz ze starożytnymi Atenami.

496.

Prześwietlający wzrok. — O „geniuszu” dałoby się najsnadniej mówić u takich ludzi, u których, jak u Platona, Spinozy i Goethego, duch z charakterem i temperamentem w luźnym jeno zostaje związku niby uskrzydlona istota, co łatwo się od nich odłączyć i następnie wysoko ponad nie wzbić się może. Wbrew temu o swym „geniuszu” rozprawiali najgoręcej tacy właśnie ludzie, którzy ze swym temperamentem nie rozstawali się nigdy, i potrafili dać mu najuduchowieńszy, najgórniejszy, ba, w pewnych warunkach kosmiczny nawet wyraz (jak na przykład Schopenhauer). Ci geniusze nie mogli wzlatywać ponad siebie, ale sądzili, że znajdują, odnajdują siebie wszędzie, dokąd jeno skrzydła ich poniosą — jest to ich „wielkością”, jakoż istotnie może być wielkością! — Inni, którym miano geniuszów słuszniej się należy, mają czysty, prześwietlający wzrok, co nie począł się, jak się zdaje, z ich temperamentu i charakteru, lecz niezależnie od nich, co najczęściej w łagodnej z nimi sprzeczności, na świat niby na boga jakiegoś spogląda i boga tego miłuje. Jednakże i oni nie posiedli wzroku tego od razu: istnieją przygotowawcze stadia i szczeble patrzenia, a komu szczęście sprzyja, ten znajduje w porę także nauczyciela czystego patrzenia.

497.

Byle nie żądano! — Nie znacie go! Tak, ulega on łatwo i bez trudu ludziom i rzeczom i jest życzliwy dla nich; prosi jedynie, by go pozostawiono w spokoju... — ale to tylko dopóty, dopóki ludzie i rzeczy nie żądają uległości. Wszelkie żądanie rozbudza w nim dumę, niedowierzanie i wojowniczość.

498.

Zły. — „Tylko samotnik jest człowiekiem złym!” — powiedział Diderot: i natychmiast Rousseau uczuł się śmiertelnie urażony. Wyznał przeto przed sobą, iż Diderot ma słuszność. Jakoż istotnie każdy zły popęd musi w życiu społecznym i towarzyskim zadawać sobie tyle przymusu, przywdziewać tyle masek, kłaść się tak często na prokrustowe łoże210 cnoty, iż z najzupełniejszą słusznością można by mówić o męczeństwie człowieka złego. Wszystko to w samotności odpada. Kto jest zły, ten najgorszy bywa w samotności: również najlepszy — a więc dla oka, co wszędzie jeno widowiska widzi, zarazem najpiękniejszym.

499.

Na wspak. — Myśliciel może się zmusić przez długie lata myśleć na wspak: czyli nie podążać za myślami, co nastręczają się mu z głębi własnej duszy, lecz za myślami, do których rzekomo zobowiązuje go czy to urząd, czy przepisany rozkład czasu, czy wreszcie dowolny rodzaj pilności. W końcu jednakże zapada on na zdrowiu: gdyż to rzekomo moralne przezwyciężenie wyniszcza jego siły nerwowe równie doszczętnie, jak nałogowa rozpusta.

500.

Dusze śmiertelne! — Najużyteczniejszym snadź211 nabytkiem ze względu na poznanie jest to, iż wyrzeczono się wreszcie wiary w nieśmiertelność duszy. Obecnie może ludzkość czekać, obecnie nie potrzebuje już się spieszyć, drżeć z pośpiechu i pochłaniać jak ongi na wpół przetrawione myśli. Bowiem ongi zbawienie biednej „wiekuistej duszy” zależało od jej poznania podczas krótkiego żywota, musiała ona rozstrzygać z dziś na jutro — „poznanie” miało straszliwą doniosłość! My zaś odzyskaliśmy odwagę do błąkania się, próbowania, tymczasowych wyników — toć nie przypisujemy wszystkiemu tak wielkiej wagi! — i właśnie dlatego mogą pokolenia oraz jednostki podejmować się zadań o takiej doniosłości, iż pierwej wydawałyby się one szaleństwem i naigrawaniem się z nieba i piekła. Wolno nam eksperymentować ze sobą! Co więcej, wolno to czynić ludzkości! Największych ofiar nie złożono jeszcze poznaniu — ba, samo przeczucie takich myśli, jakie obecnie działalność naszą poprzedzają, byłoby ongi bluźnierstwem i zrzeczeniem się wiekuistego zbawienia.

501.

Jedno słowo na określenie trzech różnych stanów. — U jednego człowieka rozbudza namiętność dzikie, ohydne, nieposkromione zwierzę; inny objawia dzięki niej taką szczytność, wielkość i przepych gestów, iż w porównaniu z nimi jego powszednie istnienie przedstawia się ubogo. Trzeci, wyszlachetniony do rdzenia duszy, doznaje też najszlachetniejszych pędów i szałów, i posiada w tym stanie piękność dzikiej przyrody, co jeno o jeden stopień stoi niżej od wielkiej krasy spokojnej przyrody, której obrazem jest on w życiu powszednim: atoli ludzie lepiej go pojmują podczas namiętności i właśnie dla tych chwil czczą go więcej — jest wówczas dla nich o krok bliższy i pokrewniejszy. Widok ten napawa ich zachwytem i przerażeniem i wtedy właśnie nie zwą go boskim.

502.

Przyjaźń. — Ów zarzut przeciw filozoficznemu życiu, iż przyjaciołom nie przynosi ono pożytku, nie powstałby nigdy w głowie człowieka nowożytnego: jest on antyczny. Starożytność wżyła się głęboko i mocno w przyjaźń, przemyślała ją i niemal zabrała ze sobą do grobu. Jest to jej wyższość nad nami: my natomiast możemy się poszczycić wyidealizowaną miłością płciową. Wszystkie wielkie przymioty starożytnego człowieka w tym mianowicie znajdowały swe oparcie, iż mąż stał obok męża, a kobiecie nie było wolno domagać się od niego, by czynił z niej najbliższy, najwyższy, ba, nawet jedyny przedmiot swej miłości — jak zwykła odczuwać namiętność. Być może, iż drzewom naszym nie pozwalają wystrzelać w niebo powoje i winne latorośle.

503.

Przejednanie — Nie jestże zadaniem filozofii jednać to, czego nauczyło się dziecko, z tym, co poznał mężczyzna? Nie jestże zatem filozofia właśnie zadaniem młodzieży, ponieważ ta stoi pośrodku między dzieckiem a mężczyzną i ma pośrednie potrzeby? Zda się niemal, że tak jest w istocie, gdy się zważy, w jakim wieku snują obecnie swe koncepcje filozofowie: wówczas gdy na wiarę jest już za późno, a na wiedzę jeszcze za wcześnie.

504.

Ludzie praktyczni. — Do nas myślicieli należy smak wszech rzeczy dopiero ustalać i w razie potrzeby o nim wyrokować. Ludzie praktyczni przyjmują go w końcu od nas, zależność ich od nas jest niesłychanie wielka i przedstawia najucieszniejsze widowisko, jakkolwiek oni mało o niej wiedzą i o nas, ludziach niepraktycznych, lubią się wyrażać z taką dumą: toć jęliby212 lekceważyć swe praktyczne życie, gdyby je lekceważyć nam się podobało — a niekiedy mogłaby skłonić nas do tego chętka odwetu.

505.

Konieczność wyschnięcia wszystkich dobrych rzeczy. — Jak to? Dzieło jakieś należy właśnie tak pojmować, jak je pojmowała epoka, która je wydała? Ależ doznajemy większej radości, większego podziwu oraz uczymy się z niego więcej, nie pojmując go właśnie w ten sposób! Czyście nie zauważyli, że każde nowe cenne dzieło dopóty ma najniższą wartość, dopóki znajduje się w wilgotnym swej epoki powietrzu — właśnie dlatego, iż zalatuje jeszcze tak bardzo wyziewami targowicy, spoin, najświeższych poglądów oraz wszystkiego tego, co przemija między dniem dzisiejszym a jutrzejszym? Później wysycha ono, „czasowość” jego zamiera — i dopiero wówczas nabywa właściwego sobie głębokiego blasku i woni, a nawet, gdy ma się ku temu, cichego wejrzenia wieczności.

506.

Przeciwko tyranii prawdy. — Gdybyśmy nawet posunęli się w szaleństwie do tego stopnia, iż wszystkie swe poglądy uważalibyśmy za prawdziwe, to jednak nie pragnęlibyśmy jeszcze, by tylko one istniały — nie widzę powodu, dla którego pożądane by było samowładztwo i wszechmoc prawdy; byłbym już najzupełniej zadowolony, gdyby wielka potęga dostała się jej w udziale. Jednakże musi ona móc walczyć i mieć przeciwników; trzeba, by od czasu do czasu można było wytchnąć po niej w nieprawdzie — gdyż stałaby się dla nas nudna, postradałaby swój smak i krzepkość, jako też oddziaływałaby na nas w podobny sposób.

507.

Bez patosu. — To, co czynimy dla swego własnego pożytku, nie powinno przysparzać nam chluby moralnej ani od innych, ani od nas samych; podobnie to, co czynimy, by radować się sobą. Nie pozwalać w takich wypadkach na patos innym i ukrócać go w sobie, należy do dobrego tonu u wszystkich ludzi wyższych: a kto do niego się przyzwyczai, ten odzyska z powrotem naiwność.

508.

Trzecie oko. — Jak to! Potrzebujesz jeszcze teatru! Takiżeś213 jeszcze młody! Miej rozum

1 ... 39 40 41 42 43 44 45 46 47 ... 50
Idź do strony:

Darmowe książki «Jutrzenka - Friedrich Nietzsche (tygodnik ilustrowany biblioteka cyfrowa .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz