Charaktery i anegdoty - Sébastien-Roch Nicolas de Chamfort (gdzie można czytać za darmo książki txt) 📖
Charaktery i anegdoty to zbiór miniatur o charakterze aforystycznym autorstwa Sebastien-Rocha Nicolas de Chamforta.
Krótkie zapiski przedstawiają codzienność francuskiej arystokracji, dowcipnie komentują różne sytuacje, wyśmiewają wady, puentują zdarzenia. Doskonale zachowują swój wdzięk w tłumaczeniu Tadeusza Boya-Żeleńskiego.
Sebastien-Roch Nicolas de Chamfort był XVIII-wiecznym francuskim literatem, aforystą i wolnomularzem. Pisał komedie, poezje, listy, pisma krytyczne i teksty polityczne. Był uważany za następcę Woltera, a jego aforyzmy porównywano do zbiorów myśli François de La Rochefoucaulda.
- Autor: Sébastien-Roch Nicolas de Chamfort
- Epoka: Oświecenie
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Charaktery i anegdoty - Sébastien-Roch Nicolas de Chamfort (gdzie można czytać za darmo książki txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Sébastien-Roch Nicolas de Chamfort
Aresztowano sławnego gracza, nazwiskiem Sablière. Był w rozpaczy; powiadał do Beaumarchais’go, który starał się go wstrzymać od samobójstwa: „Aresztowany dla dwustu ludwików, opuszczony przez wszystkich przyjaciół! To ja ich wychowałem, ja ich nauczyłem oszukiwać, beze mnie czym by byli panowie B..., D..., N...? (żyją wszyscy). Panie, niech pan oceni bezmiar mego upodlenia; aby żyć, zostałem szpiclem”.
Bankiera angielskiego, nazwiskiem Ser, czy Sair, oskarżono o spisek celem porwania króla (Jerzego III26) i przewiezienia go do Filadelfii. Postawiony przed sądem, rzekł: „Wiem doskonale, co król może robić z bankierem; ale nie mam pojęcia, co może począć bankier z królem”.
Powiadano angielskiemu satyrykowi Donne: „Grzmij na występki, ale oszczędzaj występnych. — Jak to, odparł, potępiać karty, ale wybaczać szulerom?”
Pytano pana de Lauzun, co by odpowiedział żonie, której nie widział od dziesięciu lat, gdyby mu doniosła, że jest w ciąży. Zastanowił się i rzekł: „Napisałbym jej: Jestem uszczęśliwiony, że niebo pobłogosławiło wreszcie nasz związek. Czuwaj nad swoim zdrowiem, przedłożę ci moje służby dziś wieczór”.
Pani de H... opowiadała mi śmierć księcia d’Aumont. „To poszło bardzo szybko, mówiła; dwa dni przedtem, doktor pozwolił mu jeść; w sam dzień śmierci, na dwie godziny przed powtórnym paraliżem, był taki jakby miał trzydzieści lat, taki jak był całe życie; kazał sobie przynieść papugę, powiedział: Oczyśćcie ten fotel, pokażcie mi nowe hafty; słowem, pełnia inteligencji, myśli — taki jak zawsze”.
N... który, poznawszy świat, usunął się od niego, tłumaczył to tym, iż „zważywszy społeczeństwo i stosunek człowieka z gminu do ludzi dobrze urodzonych, przekonał się, że to jest głupota i oszukaństwo. Podobny byłem (powiadał) do wielkiego szachisty, któremu się sprzykrzyło grać z ludźmi, dając im damę for27. Człowiek gra wspaniale, wysila się, i w końcu wygrywa parę groszy”.
Dworak pewien mówił po śmierci Ludwika XIV: „Wobec tego, że król umarł, we wszystko można uwierzyć”.
Mówią, że Jan Jakub Rousseau miał hrabinę de Boufflers, a nawet (przepraszam za wyrażenie), że ją spudłował, co bardzo zakwasiło ich stosunki. Jednego dnia, mówił ktoś w ich obecności, że miłość ludzkości gasi miłość ojczyzny. „Co do mnie, rzekła hrabina, wiem z własnego przykładu i czuję, że to nieprawda; jestem bardzo dobrą Francuzką, a mimo to przejmuję się szczęściem wszystkich ludów. — Tak, rozumiem, rzekł Rousseau, jest pani Francuzką biustem, a kosmopolitką całą resztą”.
N... rozwinął przede mną swoje poglądy na rząd i na społeczeństwo, swoje zapatrywania na ludzi i świat, nader smutne i bolesne; zauważyłem na to, że musi być nieszczęśliwy. Odpowiedział, że w istocie cierpiał dość długo, ale że obecnie te pojęcia nie przerażają go już. „Podobny jestem, rzekł, do owych Spartan, którym dawano za łóżko ciernie, z tym, że kolce wolno im było kruszyć jedynie własnym ciałem; po tej operacji łóżko zdawało się im wcale wygodne”.
Jegomość pewien żeni się bez miłości; bierze tancerkę z Opery, którą rzuca, mówiąc: „To tak jak moja żona”; bierze dla odmiany przyzwoitą kobietę i rzuca ją, powiadając: „To tak jak tamta”, i tak dalej.
Ksiądz Baudeau powiadał o panu Turgot, że to jest narzędzie ze znakomitej stali, ale bez rękojeści.
Pretendent angielski, osiadłszy w Rzymie, stary i nękany podagrą28, krzyczał w czasie ataku: Biedny król! Biedny król! Francuz pewien, który często go odwiedzał, wyraził zdziwienie, że nie widzi u niego Anglików. „Wiem, czemu, odparł. Wyobrażają sobie, że ja pamiętam o przeszłości. Ujrzałbym ich zawsze z przyjemnością. Ja kocham swoich poddanych”.
Pani du Barry, bawiącej w Louveciennes, wpadło do głowy odwiedzić le Val, posiadłość pana de Beauveau. Kazała się go spytać, czy pani de Beauveau nie będzie miała nic przeciw temu. Pani de Beauveau uznała za stosowne robić honory domu. Wspomniano czasy Ludwika XV. Pani du Barry skarżyła się na różne rzeczy, mające świadczyć, że była znienawidzona. „Wcale nie, rzekła pani de Beauveau, my zazdrościłyśmy po prostu pani stanowiska”. Po tym naiwnym wyznaniu spytano pani de Barry, czy Ludwik XV nie mówił dużo złego o niej (pani de Beauveau) i o pani de Grammont. „— Och, bardzo! — Cóż mówił złego na przykład o mnie? — Że pani jest pyszna, intrygantka, że pani wodzi męża za nos”. Pan de Beauveau był obecny, zmieniono czym prędzej rozmowę.
Kiedy ksiądz Maury starał się z księdza de Beaumont, starego i sparaliżowanego, wyciągnąć szczegóły młodości i życia, ów odrzekł: „Ej, księże, ty bierzesz ze mnie miarę”; dając do zrozumienia, że tamten zbiera materiały na jego Pochwałę pośmiertną w Akademii.
Pani de Maurepas bardzo lubiła hrabiego de Lowendal (syna marszałka); ten, wróciwszy z San Domingo, bardzo zmęczony podróżą, zajechał do niej. „A, jesteś, kochany hrabio, rzekła; przybywasz bardzo w porę, brakuje nam tancerza, potrzebujemy ciebie”. Ledwie miał czas przebrać się naprędce i poszedł tańczyć.
Arcybiskup Tuluzy kazał wypłacić panu de Cadignan czterdzieści tysięcy funtów gratyfikacji za usługi, jakie oddał prowincji. Największą z nich było to, że miał matkę, starą i brzydką, panią de Loménie.
Pewien młody człowiek obraził zausznika ministra. Przyjaciel jego, świadek tej sceny, rzekł doń po odejściu obrażonego: „Wiedz, że lepiej byłoby ci obrazić samego ministra niż człowieka, który mu towarzyszy do wygódki”.
Pan de M..., który cieszy się łaską księżniczek niemieckich, mówił do mnie: „Czy pan sądzi, że pan de L... miał panią de S...?” Odparłem: „Nie ma do tego nawet pretensji. Podaje się za to, czym jest, za hulakę, za człowieka, który lubi nade wszystko dziewczęta. — Młody człowieku, odparł, nie bierz się na to: tacy właśnie miewają królowe”.
L’Écluse29, ten, który miał dyrekcję Variétés amusantes30, opowiadał, że będąc młody i biedny, przybył do Luneville, gdzie uzyskał miejsce dentysty króla Stanisława właśnie w dniu, w którym król postradał ostatni ząb.
Opowiadają, że pani de Montpensier, zmuszona czasami, w nieobecności dworek, kazać sobie wkładać trzewiki jednemu z paziów, pytała go, czy nie miał jakiej pokusy. Paź odpowiadał, że tak. Księżna, zbyt uczciwa, by korzystać z tego wyznania, dawała mu kilka ludwików, aby mógł iść do dziewcząt przepędzić pokusę, której ona była przyczyną.
Młodzi panicze dworscy wieczerzali u pana de Conflans. Zaczęto piosenką swobodną, ale nie nazbyt wyuzdaną. Na to pan de Fronsac zaczyna śpiewać jakieś ohydne kuplety, które zdumiały nawet tę wesołą kompanię. Pan de Conflans przerwał milczenie, mówiąc: „Tam do licha, Fronsac, jest miejsce na dziesięć flaszek szampana między tamtą piosenką a twoją”.
Hrabia de Saint-Priest, wysłany do Holandii, utkwił w Antwerpii tydzień lub dwa, po czym wrócił do Paryża; dostał za swoją podróż osiemdziesiąt tysięcy franków, w chwili gdy gorączkowo kasowano miejsca, urzędy, pensje etc.
Wicehrabia de Saint-Priest, gubernator Languedoc, chciał się podać do dymisji i poprosił pana de Calonne o pensję dziesięciu tysięcy funtów. „Co pan będzie robił z dziesięcioma tysiącami”, rzekł ów i kazał podwyższyć pensję do dwudziestu tysięcy. Ta pensja jest z niewielkiej liczby tych, które uszanowano w epoce redukcji dokonanych przez arcybiskupa Tuluzy, który zjadł niejedną wesołą kolacyjkę z dziewczętami w towarzystwie wicehrabiego de Saint-Priest.
N... powiadał o pani X: „Sądziłem, że chce, abym dla niej został wariatem, i byłem gotów; ale ona chciała, abym został głupcem, tego odmówiłem wręcz”.
Książę de Conti trapił się, że pan d’Artois31 kupił majątek obok jego polowania: tłumaczono mu, że granice są ściśle oznaczone, że nie ma się czego lękać, etc. Książę Conti przerwał mówiąc: „Wy nie wiecie, co to są książęta”.
Pan de B... utrzymywał, że nie mówi się kobiecie o godzinie trzeciej tego, co się jej powie o szóstej; o szóstej tego, co o dziewiątej, o północy etc. Mówił, że pełne południe ma coś surowego. Twierdził, że ton jego z panią de... zmienił się od czasu, gdy kazała obić karmazynowo meble, które były wprzód błękitne.
Pan de Barbançon, niegdyś bardzo urodziwy, miał piękny ogród, który księżna de la Valière przyszła obejrzeć. Właściciel, wówczas bardzo stary i podagryczny, powiedział jej, że swego czasu kochał się był w niej do szaleństwa. Pani de la Valière odpowiedziała: „Och, Boże, czemuż pan nie mówił? Byłbyś mnie miał, jak inni”.
D’Alembert bawił u Woltera wraz z pewnym słynnym profesorem prawa z Genewy. Ten, podziwiając wszechstronność Woltera, rzekł: „Jedynie w prawie publicznym wydaje mi się trochę słaby. — A mnie, odparł d’Alembert, wydaje się trochę słaby tylko w matematyce”.
N... powiadał z powodu głupstw ministerialnych: „Gdyby nie rząd, zapomnielibyśmy się śmiać we Francji”.
„We Francji, powiadał N..., trzeba czyścić humory melancholijne i patriotyczne. To są dwie choroby przeciw naturze, w kraju położonym między Renem a Pirenejami; kiedy Francuz dotknięty jest jedną z tych chorób, wszystkiego można się po nim obawiać”.
Pan de Voltaire, bawiąc w Poczdamie, jednego wieczora, po kolacji, odmalował portret dobrego króla, jako kontrast z obrazem tyrana. Rozgrzewając się stopniowo, uczynił straszliwy opis nieszczęść, jakie cierpi ludzkość pod królem despotą, zdobywcą, etc. Król pruski, wzruszony, uronił parę łez. „Patrzcie, patrzcie! wykrzyknął Wolter, ten tygrys płacze!”
Kiedy król Stanisław przyznał pensje wielu ex-jezuitom, pan de Tressan rzekł: „Królu, czy nic nie uczynisz dla rodziny Damiensa32, która jest w głębokiej nędzy?”
Fontenelle, mając osiemdziesiąt lat, podniósł wachlarz jakiejś damie, młodej i ładnej, ale źle wychowanej, która przyjęła wzgardliwie jego grzeczność: „Och, pani, rzekł, zbyt pani szafuje swoją srogością”.
Ksiądz Arnaud trzymał niegdyś na kolanach małą dziewczynkę, która później została panią du Barry. Jednego dnia oznajmiła mu, że chce coś uczynić dla niego, i dodała: „Proszę mi wręczyć memoriał. — Memoriał? Jest gotowy. Jestem ksiądz Arnaud: oto wszystko”.
Pan de... który widział upadek rodzaju ludzkiego w powstaniu sekty nazareńskiej i w feudalizmie, mówił, że aby być człowiekiem, trzeba się odfrancuzić i odechrzcić, i zostać Grekiem albo Rzymianinem duszą.
Pan Amelot, minister Paryża, człowiek nadzwyczaj ograniczony, mówił do pana Bignon: „Kupuj pan dużo książek do biblioteki króla, żebyśmy zrujnowali tego Neckera33”. Myślał, że trzydzieści albo czterdzieści tysięcy franków więcej to jest wielka historia.
Pan X, przedkładając swoje służby księciu Henrykowi w Neufchâtel, powiedział mu, że mieszkańcy Neufchâtel ubóstwiają króla pruskiego. „Bardzo naturalne, rzekł książę, że poddani kochają pana, który jest o trzysta mil”.
Księżna de Fronsac, młoda i ładna, nie miała kochanków, czemu się dziwiono; inna kobieta, chcąc przypomnieć, że księżna jest ruda, i że ta okoliczność musiała odegrać rolę w jej wytrwałej cnocie, rzekła: „Ona jest jak Samson, siła jej jest we włosach”.
Kiedy pani Brisard, słynna ze swych miłostek, bawiła w Plombières, wiele pań nie chciało jej przyjmować, między innymi księżna de Gisors. Ponieważ księżna była bardzo nabożna, przyjaciele pani Brisard sądzili, iż skoro ona ją przyjmie, inne nie będą robiły trudności. Podjęli kroki i powiodło się im. Ponieważ pani Brisard była miła, spodobała się dewotce; zaprzyjaźniły się. Jednego dnia, w poufałej gawędzie, pani de Gisors zauważyła, iż rozumie, że można mieć chwilę słabości, ale nie pojmuje, aby kobieta mogła mnożyć kochanków poza pewną cyfrę. „Ach, pani, bo też ja za każdym razem myślałam, że to będzie ostatni”.
La Fontaine, słysząc, jak ktoś ubolewa nad losem potępieńców, pogrążonych w płomieniach piekieł, rzekł: „Mam nadzieję, że się przyzwyczają, i że pod koniec będą jak ryba w wodzie”.
Beaumarchais, który pozwolił się wygrzmocić księciu de Chaulnes, nie przyjmując pojedynku, otrzymał wyzwanie od pana de la Blache. Odpowiedział: „Lepszym odmówiłem”.
Wiele kobiet wznosi się w świecie powyżej swego stanu; wydają kolacje dla wielkich panów, dla wielkich dam, przyjmują książęta, księżne, zawdzięczając to wyróżnienie swoim miłostkom. To są, do pewnego stopnia, dziewki, uznane przez przyzwoitych ludzi; bywa się u nich, jakby na mocy milczącej umowy, tak, że to nie ma żadnego znaczenia i nie pociąga konsekwencji. Do takich należały za naszych czasów pani Brisard, pani Caze, i tyle innych.
Pan de Fontenelle, mając dziewięćdziesiąt siedem lat, oświadczywszy pani Helvetius, młodej i ładnej mężatce, tysiąc rzeczy miłych i dwornych, przeszedł koło niej, aby siąść do stołu, i nie zauważył jej. „Widzi pan, rzekła pani Helvetius, ile mogę wagi przywiązywać do pana komplementów: mija mnie pan, nie popatrzywszy na mnie. — Pani, rzekł starzec, gdybym popatrzył na panią, nie byłbym pani minął”.
W ostatnich latach panowania Ludwika XV, król, będąc na polowaniu, może zły o coś na panią du Barry, powiedział coś uszczypliwego o kobietach. Na to marszałek de Noailles zaczął na nie wymyślać co wlezie, powiadając, iż, skoro się kobiety użyło do właściwego celu,
Uwagi (0)