Zdania na wypadek - Karol Maliszewski (biblioteka dla dzieci txt) 📖
Krótki opis książki:
Zdania na wypadek (wyd. książkowe 2007) to tom zawierający przekrojowy wybór wierszy Karola Maliszewskiego z różnych lat. Lektura ta daje możliwość zapoznania się ze spektrum zagadnień bliskich autorowi: od doświadczenia pracy nauczycielskiej, przez przeżycia związane z włóczęgami i zanurzeniem w krajobrazie najbliższej okolicy, kwestię „prowincjonalności”, aż po odmienną optykę postrzegania najnowszej historii charakterystyczną dla Śląska (tu np. wiersz Stara Niemka wraz z Dopiskiem po latach).
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Karol Maliszewski
- Epoka: Współczesność
- Rodzaj: Liryka
Czytasz książkę online - «Zdania na wypadek - Karol Maliszewski (biblioteka dla dzieci txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Karol Maliszewski
Woda z pól
Darkowi Sośnickiemu
Podpełza zwątpienie, o pół tonu światła
mniej pod latarnią wiersza; oszczędność energii,
kuśtykanie frazy, o jedenastej cichnie szum
maszyn, milkną drzewa, pękają dreny —
woda z pól, z miedz. Surowy napój,
który trzeba
przebyć; gruda gliny w usta
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
Requiem
Tu wszystkie gałęzie należą do zmarłych,
machają nimi wytrwale na wietrze;
czy wciąż w albumach tkwią ich młode oczy,
nie wiem; pozostawili mundury,
suknie ślubne, komunijne ubranka;
nadzy wślizgują się między gałęzie;
czy tam jest jakiś popas
lub piknik u Boga, nie wiem;
nie mogę zawierzyć mitologiom,
niezupełnie wierzę tylko w rozkład;
wrócić na ziemię wiosną, bić deszczem,
być jasnym pędem, gorzkim mleczem w żwirze.
Wielki post
Wśliznął się w trumnę pejzażu ten szelest,
malarstwo flamandzkie czy co do cholery.
Kot płacze na schodach wtulony
w poduszkę marcowej śnieżycy, opery
na trzy, i już cztery: inflacja pór,
miesięcy, całego poczucia. Człowiek
budzi się w człowieku (pst, kurwa, kocie)
z ręką w kanale, na pilocie
ciągłego czuwania: lepkie ślady, Vermeery,
szumy, telepatia, higiena usteczek
nienawykłych do posług, do szukania związku.
Powrót do źródeł, najęty jak kłamie —
poparzony, pojebany, w futro
wsunięty jak w trumnę.
Wielkanoc
„A nie ma jednej kawki w powietrzu,
która by nie spała przez jedną noc życia
w spokojnym gnieździe.
Lecz o mnie Bóg zapomniał”.
J. Słowacki
To było w marcu we wtorek;
zamarzło pod nogami grząskie oparcie
dla paru przebiśniegów.
Z pudła schodów wychodziły dźwięki,
rury jak żywe wiły się pod tynkiem.
Pokrywała się grubą warstwą śniegu
trawa zieleńsza od wszystkiego.
W górach tłoczyło się nowe powietrze,
by nazajutrz zasypać światłem podwórze.
Trzaskały bramy, przelewała się rzeka,
nic nie mogłem zmienić zapisany w księgach.
„Chrystus chuj” wołali wysłannicy piekła.
Zakwitnie kij w twej ręce
Zakwitnie kij w twej ręce tak będzie
oddychaj pełną piersią oddychaj
więcej wspomnień zabierzesz ze sobą
świeże pachnące kretowiska
wyrzucą z siebie krokusa łodyżkę
śnieżyczki wychyną zza kamieni
szlifowanych niegdyś przez potok
już w płuca nabierz trochę ziemi
i niech cię nie zaskoczą
sroki goniące się po niebie
obłoki skrzypiące na wietrze
(jak blaszane wota w kapliczce
bielonej ptasim łajnem)
zakwitnie wszystko bez ciebie
najwyższy wypuści cię z ręki
i powie leć a nie obnoś się
ze złamanym skrzydłem.
***
że ptaki,
że przelatują z nagich gałęzi jaśminu
na szczyt domu, w którym pędzimy
(przewracając się z jednego przebitego boku
na drugi) żywot,
że bywają spłoszone,
że niekiedy śpiewają (komu? czemu?) —
nie jest powiedziane, że śpiewają
nam, czekającym na nadejście
(kogo? czego?) dopełniacza losu,
może śpiewają tym, którzy nie doczekali,
może Panu Bogu w okno, w jego białe firany
podwiązane różowym kordonkiem świtu;
że kogut,
że pieje zaciekle w komórce sąsiada,
pies szczeka, pękają pąki mimo naszej woli
i że to wszystko mówi coś i znaczy,
bo jest zaznaczone
w księdze naszych domysłów,
w Naturze.
Tren
Antoniemu Mackiewiczowi
Przebiera palcami ciemność
i pociera o pierścionek pełni
zastawiony w lombardzie uschłych olch;
miasteczka pełnią wartę tylko dla mnie,
połyka je horyzont, chłodzi wiatr.
Kobieta drzemie, a spod jej nóg
ucieka ziemia. Agresywny pot,
ale nawet mi nie staje;
robi się starzec ze mnie, powoli
smakuję ten chleb, niosę trumnę,
ocieram się o sąsiedni grób.
a potem przebieram palcami,
sypiąc na twoją twarz
kamyczki, muszelki, grudki. Ciemność
dnia.
Ostatni wiersz dla matki
światło rdzy
kryjesz ty
Rdza traw, ta rozpacz,
pod bukami przepaść;
przepaść rozpatrz
z góry, przyklaśnij do echa.
Tam przerzuca miasto
zmarłych, stąd światło
na wzgórzach; rozrasta się
cmentarz, rozpycha
jak nowotwór; grząskie pola
równa spychacz,
potwór w snach dziecka;
mamo, pamiętasz
mnie z tamtych przerażeń;
iść na swój grób trzeba odważnie
Zdania na wypadek śmierci
E. i J. Sołtyszczakom
Być ojcem i spokojnie rozmawiać z synem.
Doprowadzić córki do miejsca, skąd same ogarną
pozostałość życia.
Być synem i spokojnie rozmawiać z ojcem przez ścianę
z trawy, gliny, przez korzenie, kłącza.
Nie spodziewać się czegoś nadzwyczajnego,
bo wszystko jest nadzwyczajne.
Groby, grzbiety fal, grzywy koni,
kościany grzebień u twojej skroni.
Sukienka matki, i twoja. Szmer
spodni w szafie, jęk szuflad.
Błądzący oddech trafi na poetę lub szewca
jak Boehme; pozostawi oddźwięk.
Już trzeba wierzyć w coś niezniszczalnego.
Głuchy czerwiec
Iwonie i Antkowi
„...żeby rzucać carmina w przestrzeń
sakralnych jaskiń...”
Cz. Miłosz
Kaplice jak ptactwo,
co obsiada miedze
i wydaje głuchy krzyk
słyszany przez nielicznych;
przez nielicznych tak bardzo.
Urodziłem się w okolicy pozbawionej