Zdania na wypadek - Karol Maliszewski (biblioteka dla dzieci txt) 📖
Krótki opis książki:
Zdania na wypadek (wyd. książkowe 2007) to tom zawierający przekrojowy wybór wierszy Karola Maliszewskiego z różnych lat. Lektura ta daje możliwość zapoznania się ze spektrum zagadnień bliskich autorowi: od doświadczenia pracy nauczycielskiej, przez przeżycia związane z włóczęgami i zanurzeniem w krajobrazie najbliższej okolicy, kwestię „prowincjonalności”, aż po odmienną optykę postrzegania najnowszej historii charakterystyczną dla Śląska (tu np. wiersz Stara Niemka wraz z Dopiskiem po latach).
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Karol Maliszewski
- Epoka: Współczesność
- Rodzaj: Liryka
Czytasz książkę online - «Zdania na wypadek - Karol Maliszewski (biblioteka dla dzieci txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Karol Maliszewski
mróz
tam go dobiją szyderczym spojrzeniem
Na razie wygląda na zadowolonego
nie przeczuwa biedak swej publicznej
śmierci Szuflada do której go
za chwilę wtrącę podoba mu się
już znalazł ołówek i kartkę z notesu.
„Ręka natrafia na tomik Cendrarsa
i łapie się na tym że jest już pod Wozem
przycięta równo powyżej nadgarstka
koślawo zwisa z nieba bo lepiej nie może”.
Będę przebywał jeszcze wtedy w Polsce
Przeczuwam wiersz który napiszę
w czterdziestym trzecim roku życia
już jego korzenie niesłyszalne we mnie
rozrastają się w mózgu tkanką
poematu Będę przebywał jeszcze wtedy
w Polsce z orłem w koronie prezydentem
dwuizbowym sejmem Będę w małym miasteczku
które kiedyś czeskie niemieckie
teraz polskie poetyckie
obrabiane słowem jak dyjament lśni
I Polska będzie rozbita na pięć
sześć wolnych republik
ja wśród śląskich poetów będę niczym
Anioł i żona mnie opuści
z kimś normalnym kto potrafi wyżywić rodzinę
i ma w sobie czułość nie zmarnowaną
przez dziesiątki wierszy a ja będę wtedy
jeszcze mniejszy bo chory na chorobę
nie oznakowaną kryptonimem chorobę
która zbawi świat cywilizację zetrze
i zacznie sposobić nowego człowieka
Będę przebywał jeszcze wtedy w Polsce
wiersze głosząc na wiecach w przejściach
podziemnych na wysypiskach śmieci
w schroniskach dla zwierząt
lecz klatki będą zapełnione ludźmi
Będę przebywał jeszcze wtedy w Polsce.
Lot
Eli i Maćkowi Chlebickim
Absolwent filozofii. Zostałem
świetlicowym w szkole
podstawowej (Ziemia
Kłodzka). Oto losy
człowiecze. Kadra jest młoda, dzieci
krzyczą. Nie wiem, czy mój
wystudiowany stoicyzm podoła.
Dzisiaj rozmawiałem z nimi
(IV b) o ziemi, matce
naszej — ile kto ma hektarów.
Nie taili. Potem wspomniałem
o trudzie rolnika, ale nie wiedzieli,
o co mi chodzi. Dojeżdżająca młodzież
zbyt często (pod pretekstem
wyjścia do ubikacji) kieruje swe
kroki do pobliskiej lodziarni. Pan
dyrektor ze swego wysokiego okna
marszczy brew i grozi palcem. Salmonella,
sceptycyzm i brak kontaktu z prasą
literacką. Patrzę na park,
gdzie stadko młodych łabędzi
wzbija się do lotu.
Mnie też o nic innego
kiedyś nie chodziło.
Wysiadłem, usiadłem
Uszedł ze mnie duch na jakąś godzinę
i czułem w ręce bilet
przez Leszno, Poznań, Konin;
dopiero potem myśl, żeby coś wyjąć
i przestać migotać, wpisywać w szybę,
wszystko oddychało we mnie,
byłem we wszystkim.
Bolała od tego głowa i kolana,
jakbym wędrował na klęczkach
po wiosennej grudzie, tłukł okna,
a przedtem pasł głowę
rozbłyskiem widoków (to bliskie
konania), snów, napomknień.
Czyj sen jest większy
w tym pokoleniu, i słyszę: czy
napisałeś już o mojej
książce i: kiedy wreszcie
napiszesz —
a chuja napiszę.
Wysiadłem z pociągu,
bo mi się spodobały czyjeś usta w szybie,
ruszały się.
Nie mogłem znaleźć zeszytu.
Apel poległych
J. K
Pisz teraz, bo masz dobre dni;
i następni zmarli popierają cię,
pchają wyżej, mówiąc —
jesteś tego wart, ładnie opisujesz
nasze okna,
nasze ręce na parapecie,
ślad po nas na szybie.
Odchodzimy, kiedy chcemy odejść,
nikt nas nie wybierał,
nie wierz w przeznaczenie;
już następnego dnia
ktoś szybko zedrze tapetę w słowiki,
zamuruje okno.
zrobi łazienkę w stołowym.
Przed zmrokiem w samym sercu zmierzchu
otwiera się mała przepaść,
wywija się jak robak z dzioba
języczek śmierci,
trel lekki swawolny.
Poeci doskonale wierni
Adamowi Ziemianinowi
Poeci
doskonale wierni
przyrośnięci do drewnianej zabawki
kołatki
wystruganej w dzieciństwie
przez cieślę z sąsiedztwa
Józefa jak mu tam
przyssani
do matczynej piersi dziewczyny
poznanej raz na zawsze
wczesną wiosną 1981 roku
(chodzić na palcach
nie ruszać czułej struny
nie dotykać wygasłego wulkanu
nie deptać
wzgórza porośniętego czułą tymotką)
oni coś jeszcze napiszą
w 1997 usłyszycie o nich
zmartwychwstanie poematu
będzie ogłoszone
śmierć będzie wystawiona
na próbę męskiego rymu
miłość niestety nie
znajdzie swojego wyrazu
poeci
doskonale wierni
otworzą oczy
prosto w przepaść
w promieniach skroplonej zorzy
kartki papieru
wiatr będzie włóczył
Sierpień
W południe kogut rozgdakał się jak kura,
pan z kijem podjął przerwaną rozmowę,
wisiały w powietrzu zwielokrotnione języki
— za plecami berberys, pogańskie lusterko,
bezkarnie po żytach błądziły obłoki
w konkursie kto wyżej — wygrała wieżyczka
na pobliskiej górze,
dalej Sarny, Ścinawka, Góra Wszystkich Świętych,
żyć, umierać, pisać,
czytać na przystanku „przepraszam za wszystko”.
Byłem synem wiatru, jestem córką deszczu,
po czterdziestce powietrze uchodzi,
zagęszcza się gdzie indziej.
Błysk wycina Goethego
w obłoku za wzgórzem.
II. Liryka lokalna
Przekaż 1% podatku na Wolne Lektury.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
W górę rzeki
Kamieniem się staje dotykane próchno
Świeci we mgle wypalany trawnik
wydawało mi się że znam mowę ptaków
ale w tym lesie jakoś wszyscy zmilkli
odjęło im mowę dodało mi skrzydeł
wyszło z płomienia płomień wił się w dłoniach
bił skrzydłami o ściany wiersza
zamierał na ustach jak kwiat kasztanowca
poobłoczna piana na gałązkach słów
„już po mnie” mówiło się bo tak było modnie
przede mną góra do zdobycia
mgła do rozproszenia miłość do zabicia
wypełzały z tej czaszki jaszczurki przeznaczeń
po równo obdarowani odchodziliśmy
do swych kruchych zajęć
pamiętam chciałeś być księdzem
teraz się męczysz na odległej plebanii
chciałem być tym który ucieka
co to ma znaczyć pytałeś
właśnie chciałem znaczyć tyle co hieroglif
metafora gnoma być i nie być
znikać wymigiwać pysznić się istnieniem
a co Bóg na to pytałeś
Bóg wiele wybaczy i przepuści przez palce
takim jak ja
są to boskie eksperymenta eskapady ekstrema
musimy być na przekór płynąć w górę rzeki
należało pragnąć goręcej należało goręcej pragnąć
należało
Ludzie po drugiej stronie
Ludzie po drugiej stronie ulicy,