Słówka (zbiór) - Tadeusz Boy-Żeleński (czytanie książek TXT) 📖
Krótki opis książki:
Słówka Tadeusza Boya-Żeleńskiego to tom pełen zabawnych rymowanych wierszyków, w których kpi m.in. z ludzkich słabości, miłości, mieszczan czy romantyków.
W Słówkach znajduje się wiele stwierdzeń, które na dobre weszły do języka potocznego, takich jak „w tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz”, czy „pełna wrzasku ziemia polska od Czikago do Tobolska”. Ten tom poezji można traktować jako karykaturalną kronikę Krakowa z początku XX wieku. Boy-Żeleński, wrażliwy na ruchy społeczne, ironicznie porusza tematy, którymi wtedy żyło miasto. Pierwsze wydanie Słówek miało miejsce w roku 1913.
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Tadeusz Boy-Żeleński
- Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne
- Rodzaj: Liryka
Czytasz książkę online - «Słówka (zbiór) - Tadeusz Boy-Żeleński (czytanie książek TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Tadeusz Boy-Żeleński
Jak wygląda niedziela
oglądana przez okulary Jana Lemańskiego21
By uniknąć ambarasu
Wzięto Rok za miarę czasu.
Dzielą go (bardzo wygodnie)
Na miesiące i tygodnie.
Tydzień znów z grubsza podzielę
Na zwykłe dni i Niedzielę.
Do pracy są zwykłe dzionki,
A Niedziela dla małżonki.
W ten dzień, by największa ciura
Wyzwolona jest od biura.
Każdy ze swoją niewiastą
Rad wybiera się za miasto.
Podaj ramię magnifice
I jazda z nią na ulicę.
Oczywista, że i dziatki
Spieszą obok swego tatki.
Przodem Maryjka, a za nią
Klementynka, Brzuś i Franio.
W ciągu miłej tej podróży
Człowiek trochę się zakurzy.
Szkoda nowej sukni w groszki:
Szukaj, mężusiu, dorożki.
Każda, jak to zwykle w święta,
Odpowiada ci: zajęta.
Żona ci wypruwa flaki:
«Bo ty zawsze jesteś taki».
Ożywiona tą gawędką
Droga mija dosyć prędko.
Szczęściem wzbiera miejskie łono,
Gdy trawkę widzi zieloną.
Już was tylko przestrzeń krótka
Oddziela od piwogródka.
Ale, kto ma liczną dziatwę,
Nic mu w życiu nie jest łatwe.
Franio się przestraszył gęsi,
A Maryjka woła «ęsi».
Brzusiowi pot spływa z czoła
I co gorsza nic nie woła.
Wszystko mija, więc szczęśliwie
Siedzicie wreszcie przy piwie.
Miło słyszeć jest Trawiatę
W wykonaniu firmy «Pathé».
Kiedy człowiek sobie podje,
Dziwnie tkliw jest na melodie.
Ogryzając z kurcząt kości
Nucisz «za zdrowie miłości...»
Ociężałym nieco krokiem
Wracasz do dom późnym zmrokiem.
Teraz wielka pantomina:
Do snu kładzie się rodzina.
Najpierw Maryjka, a za nią
Klementynka, Brzuś i Franio.
Patrzysz łakomie, jak żona
Rozdziewa pierś i ramiona.
Słońce, wieś, Trawiata, piwo,
Myśli płyną ci leniwo.
A finał ekskursji całej:
Nowy bąk za trzy kwartały.
Nowa wiara
Zewsząd chóry brzmią radosne:
Ma cel wreszcie egzystencja!
Cel, co wskrzesi rajską wiosnę,
A tym celem — Abstynencja.
Nazbyt długo ludzkość biedna
Ścigała marę zwodniczą,
Gdy jest droga tylko jedna
Zgodna z wiedzą przyrodniczą.
Już rozpadły się w kawały
Dawne majaki mistyczne —
Nowe mamy ideały:
Higieniczno-statystyczne.
Zamiast błądzić w ciemnym mroku
Ludzkich instynktów wyzwoleń,
Jedno trzeba mieć na oku:
«Zdrowotność» setnych pokoleń.
Chyba wariat jeszcze szuka,
Gdzie drga silnych wzruszeń tętno,
Gdy dziś kreśli nam nauka
Szczęścia ludzkości «przeciętną».
Czegóż więcej — każdy przyzna —
Możesz żądać, dobry człeku,
Patrząc jak się ta «krzywizna»
Dumnie wznosi — w przyszłym wieku.
Już obliczył nam dokładnie
Akademii «były docent»,
Ile za lat tysiąc spadnie
Śmiertelności średni procent.
Trzymaj zatem na obroży
Namiętności twoje szpetne:
Będzie prawnuk twój żył dłużej
O dwa zera i trzy setne.
Witajmy więc ludzkość czystą!
Zewsząd pieją już Hosanna
Na wyścigi z onanistą
Histeryczna stara panna;
Lada kiep, co od kolebki
Ani pije, ani... pali,
Afiszuje swoje klepki
Wprawdzie cztery — lecz ze stali.
W bohaterstwa nowe szranki
Wlecze młodzian puste łóżko:
Żyj lat dziesięć bez kochanki,
Obwołają cię Kościuszką.
I w małżeństwie bez ekscesów!
Kontrolują serca bicie,
Czy pamiętasz wśród karesów,
Że masz stworzyć nowe życie;
Troska sen im z oczu płoszy:
Wielki problem w głowach świeci,
Jak przy «minimum» rozkoszy
«Maksymalnie» płodzić dzieci.
Odmawiajcie, abstynenci,
Higieniczny wasz różaniec,
Niech się mały światek kręci
W ten świętego Wita taniec;
Pijcie wodę w cnym skupieniu,
Ale mnie przechodzi mrowie,
Że gdzieś, w trzecim pokoleniu,
Znajdzie się ta woda — w głowie.
Pisane w r. 1907.
Krakowski jubileusz
Nie wiem, który to nasz przodek,
W przydługi ponoś22 karnawał,
Gdy wyczerpał wszelki środek,
Skąd wziąć jaki świeży kawał,
Wraz, po formy dążąc nowe,
Chwycił kpiarstwa kaduceusz,
Skrobnął się nim mocno w głowę
I wymyślił — jubileusz.
Przyjęła się ta zabawa,
Jako że w niej leży sposób,
Co każdemu daje prawa
Kpić z najszanowniejszych osób;
Lecz, że wszystko mija w świecie,
(Niech go jasny piorun trzaśnie!)
I zdarzyć się może przecie
Że tradycja ta wygaśnie,
Podam tu więc przepis cały,
By wszedł do krakowskich kronik,
Na ten jubel tak wspaniały,
Jak «rękawka» lub «lajkonik».
Bierze się do tego celu
Tęgiego, starego pryka;
Sadza się go na fotelu
I siarczyście go się tyka.