Darmowe ebooki » Wiersz » Pour passer le temps - Kazimierz Przerwa-Tetmajer (biblioteka hybrydowa .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Pour passer le temps - Kazimierz Przerwa-Tetmajer (biblioteka hybrydowa .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Kazimierz Przerwa-Tetmajer



1 2 3
Idź do strony:
twarz jej bladą szły ognie pąsowe, 
i pierś wznosiła się w sukni obcisłej. 
Dreszcze ją jakieś wstrząsały nerwowe 
i w oczach jakby dwie wielkie łzy błysły — — 
przycięła usta i nogę na nogę 
kładąc, westchnęła... List spadł na podłogę. 
 
Siedziała długo. Wtem ozwał się dzwonek — — 
drgnęła, wydęła usta, marszcząc czoło, 
i list włożyła między stos koronek. 
Mąż wrócił. Wyszła z twarzą niewesołą, 
siadła do stołu i, biorąc za trzonek 
widelca, naprzód przyjrzała się wkoło 
ścianom, obrazom, zwierciadłu, papudze, 
a potem rzekła z wolna: „Ja się nudzę”. 
 
„Nudzisz się, żonko?! Mieć takie pokoje! 
Nikt nie ma mebli ładniejszych w Warszawie! 
Nudzisz się?!” — „Nudzę.” — „Chcesz, to, serce moje, 
nowe obicie do salonu sprawię?” 
„Nie.” — No to może pojedziem oboje 
na przykład do Berlina? Nie? To wstawię 
w twoją rubrykę — — nie? To nie mam — słów już! 
Cóż chcesz?” — „Chcę widzieć Baje i Wezuwiusz”. 
 
„Baje? Lecz baja17 jest dawno niemodną, 
nikt już nie nosi bai i — —” Spod oka 
patrząc, Irena rzekła na to chłodno: 
„Baje — to, mężu, jest morska zatoka, 
nie sukno; chcę tam brać kurację wodną. 
A zaś Wezuwiusz — to góra wysoka, 
wulkan, nad Neapolem. Pojedziemy?” 
Mąż skinął głową czerwony i niemy. 
 
Tymczasem Henryk znudził się w swej willi 
i na operę poszedł: grano Mignon18. 
Wtem, gdy w antrakcie19 widze brawo bili, 
łaskawą darząc artystów opinią, 
spojrzał do góry — i w tejże go chwili 
dreszcz przebiegł: ujrzał za jakąś Wirginią 
rzymską, cud — — chyba poszła na paradyz20 
Eunice — (czytał był właśnie Quo vadis). 
 
Jak się zapoznał z nimi, mniejsza o to; 
dość, że niedługo cudny skarb dziewczęcy 
nabył od matki gotówką za złoto, 
dając w ludwikach franków pięć tysięcy. 
Dziewczyna poszła do willi z ochotą, 
był to zaiste dla niej los książęcy, 
a nadto matka ze stryjem Briganti 
chcieli ją sprzedać w „Casa Fioravanti”. 
 
Viola poszła z domu z obcym panem 
w brudnej sukience, w podartej koszuli; 
tam wszystko było już przygotowanem, 
kąpiel jej dali, odziali, obuli;  
dali jej pokój zasłany dywanem, 
mnóstwo batystów, koronek i tiuli, 
kilka zwierciadeł, kanapę z poduszką, 
dwa kandelabry i francuskie łóżko. 
 
Jedno zwierciadło miała z lewej strony, 
drugie po prawej, trzecie u sufitu. 
Tapicer nawet był tym zachwycony 
i w sufit haki bił pełen zachwytu. 
Miała też ganek na morze rzucony, 
na wodę z różu, srebra i błękitu, 
cichą, głęboką, pustą i niezmierną, 
i w szafie asti21, szampan i falerno22.  
 
Było w południe. Siedzieli oboje 
w parku nad morzem. Jej płynęły z głowy 
złotawych włosów wite w loki zwoje 
na smukłych ramion kształt alabastrowy. 
Nosiła w domu na pół greckie stroje, 
które jej wdzięki kryły do połowy, 
i teraz, w białej tuniki rozcięciu, 
widać jej było białe biodro w zgięciu.  
 
Na morze oczy obróciła duże, 
łagodne, smętne, czyste oczy Psychy23,  
i wodząc nimi po złotym lazurze, 
miała w nich morza uśpionego cichy, 
błękitny uśmiech. W drobnej dłoni róże 
trzymała, wielkie więdnące kielichy, 
co miały w blasku więdnących szkarłatów 
ten dziwny smutek konających kwiatów.  
 
W białej tunice, w wianku róż na głowie, 
z różami w dłoni, cicha, zamyślona, 
była jak nimfy gdzieś w greckiej dąbrowie, 
zrodzone z baśni. A fala złocona 
jej białe stopy brała za wezgłowie24, 
lub zawisała perłą u jej łona, 
albo na róże i włos rozwinięty 
wielkie i jasne siała dyjamenty. 
 
Henryk ramieniem otoczył jej szyję, 
lubieżną szyję marzącej Charyty25, 
i czuł, jak serce u dziewczyny bije 
w piersi okrągłej, pełnej, półodkrytej. 
Ile się żaru pod tą piersią kryje 
wiedział, i wiedział, jak jej ócz błękity 
mdleją spod powiek, gdy na pół zemdlona 
w tył się przechyla, otwarłszy ramiona.  
 
Przed nimi morze grało zmienną tęczą 
przesrebrzanego w lazur fioletu, 
pokryte gazą oparu pajęczą, 
co od w łuk giętych gór modrego grzbietu, 
hen, ponad siną zatoki obręczą, 
wisiała drżąca, jakby dźwiękiem fletu 
kędyś wśród laurów ukrytego Pana 
w błękitne rytmy sennie kołysana.  
 
Siedzieli cicho, wsłuchani w milczenie 
odległych pustek, w bezmiar wód wpatrzeni, 
samotni, cisi, bez ruchu dwa cienie, 
wyszłe z cyprysów tajemnej zieleni. 
Tylko swe zgodne jednotonne tchnienie 
słyszeli, wzajem do się przytuleni. 
Tej chwili Henryk znad róży kielicha: 
„Verweile doch, du bist so schön!...26” rzekł z cicha. 
 
„Verweile doch!...” Poza nim cmentarz życia, 
powiędłe myśli, albo wbite w błoto, 
wszystko stracone i nic do zdobycia, 
i serce próżną stargane tęsknotą... 
Przed nim?... Z przeszłości ciemnego ukrycia 
jutro — twarz bladą śmiertelną martwotą 
wychyla, widmo straszne i pokutne, 
trwogę niosące, i jak trumna smutne. 
 
„Verweile doch!...” Bo oto wczesna idzie 
starość i nędza ciała, co trupieje; 
starość w swej całej grozie i ohydzie, 
starość, co lodem przerażenia wieje, 
starość, kąpana w fizycznym bezwstydzie, 
wstrętna, okropna; starość, która leje 
na nędzne ciało ludzkie kubeł kału 
i robi zgniłe próchno z „ideału”. 
 
Starość, co łamie, druzgoce i depce, 
starość, co nurza w szpetności po uszy, 
starość, co żywą krew po kropli chłepce, 
starość, co serce zabija, mózg suszy, 
starość, co pierwsza nad dzieckiem w kolebce 
staje i krokiem się odeń nie ruszy 
i jak śmierć za nim bezustannie chodzi — — 
wybrańcy bogów umierają młodzi.  
 
„Verweile doch!...” Daremnie... Przeszła chwila, 
przeszła i więcej nigdy nie powróci, 
nigdy już więcej... Czuł, że się pochyla 
w nim coś ku ziemi, zasępia i smuci.  
Czar znikł, jak lotnych obłoków flotylla, 
gdy je po morzu w nicość wiatr rozrzuci. 
Zrozumiał, że w tej chwili do zenitu 
doszło u niego uczucie dosytu. 
 
Zrozumiał, że już więcej tu na ziemi 
wydobyć nic już nie zdoła z użycia, 
zanim go starość z szczękami trupiemi 
chwyci, z ciemnego wypełzła ukrycia. 
Tu, nad wodami siedząc błękitnemi, 
swą najpiękniejszą miał godzinę życia, 
pośród natury jak cud, przy kobiecie 
jak wybujałe w słońcu polne kwiecie...  
 
I wolnym ruchem wyjął z kamizelki 
papierek, w którym nosił cyjankali27; 
spojrzał — — na ręku miał zwitek niewielki — — 
wzdrygnął się — — po tym już nic nie ocali — 
jednak czy warto żyć bez żądzy wszelkiej, 
bez pragnień, złudzeń, nadziei?... W oddali 
zobaczył nagle w parku, wśród topoli, 
panią Irenę, idącą powoli. 
 
Pani Irena szła, a Henryk wstawał, 
nie będąc pewny, czy widzi na jawie, 
czy też złudzenie go bierze na kawał 
i ambetuje28, jak mówią w Warszawie. 
Ona! Tak, ona! Czyżby nie poznawał?! 
Ta sama gibkość i smukłość w postawie, 
te same ruchy, rysy... Święte bogi! 
Irena! Ona!... Zerwał się na nogi.  
 
Wraz z nim zerwała się z ławki Viola, 
która dotychczas patrzała na morze. 
Stanęła smukła, gibka jak topola, 
a na twarz wyszły jej rumieńców róże — 
zażenowała ją szatek swawola, 
które wiatr lekki podnosił ku górze, 
więc się ogarnia rączkami, pół dzika, 
pół przestraszona patrząc na Henryka.  
 
Pani Irena stała blada cała — 
w jej oczach tysiąc zaświeciło błysków, 
zda się, że nagle na głaz skamieniała 
i była jak statua z wodotrysków 
albo monument... List, który trzymała 
w ręku, od palców kurczowych uścisków 
zwinął się w biały, pomięty papilot29 — 
a usta były jej, jak działa wylot, 
 
 
dopóki lontu kanonier nie zniży... 
Straszliwy otwór... Wtem krew jej na lice 
buchnęła, o krok jeszcze przyszła bliżej 
i na Henryka oczów błyskawice 
zwracając, oczów, jak sierć kolcozwiérzy, 
list odrzuciła precz na fal śnieżyce 
i, lady Makbet ruch z trzeciego aktu 
czyniąc, przez zęby rzekła: „To pan tak tu?!... 
 
To, gdy ja myślę, że pan schnie z żałoby 
i o mnie tylko myśli, za mną jęczy, 
pan tu z dziewczyną włoską?!... Boże! Kto by 
pomyślał?!... To ja!... A pan tu się wdzięczy 
do jakiejś Włoszki! Ja!... Nie! To warto by 
w powieść!... Ja myślę, że on się tu męczy, 
że on tu kona od przeszło dwunastu 
miesięcy — a on tu... Non! Ça surpasse tout!30 
 
Ha! to zaiste godne pana, w taki 
ubliżyć sposób bezbronnej kobiecie! 
Poznaję pana — — zawsześ pan jednaki — 
nic się nie zmienia widać na tym świecie! 
Poznałabym cię wszędzie — ach! Te krzaki! 
Jeszcze się podrę gdzie! — Postępujecie 
zawsze jednako z nami — po tym kroku 
pana poznałabym w największym tłoku! 
 
Lecz teraz kwita z nami! Już na wieki! 
Słyszysz pan? C’est fini — fini à jamais! 
Je ne veux plus vous voir! Où suis-je? Chez qui?31 
W jakąż rozpusty straszną wpadłam jamę! 
Wyprowadź mię pan stąd! Ja bez opieki! 
Mój mąż, ten bałw... to jest... Przez taką damę! 
Przez taką... tak się dać skompromitować! 
Non! C’est trop!32 Zaraz pan mnie stąd wyprowadź! 
 
Albo... ah! ah! ah!...” — krzyknęła i padła 
prosto ku Henrykowi — ledwo złapał — 
Viola na to patrzała pobladła, 
a deszcz jej cichych kropel z sukni kapał, 
wreszcie spytała, czy by prześcieradła 
nie przynieść, widząc, że Henryk już sapał, 
i położywszy tę signorę na niem, 
zanieść ją do pokoju przed skonaniem? 
 
Henryk powoli przytomniał — — na rękach 
miał swoją dawną, kochaną, straconą, 
dawną Irenkę o tych samych wdziękach, 
które mu duszę czyniły szaloną;  
włosy jej znowu rozsnuły się w pękach, 
gdy przewiesiła w tył głowę zemdloną, 
spod gorsu piersi wyjrzały z ostrożna, 
wstydliwie, jakby pytając: czy można?... 
 
Na rękach czuł ją swych całą zwieszoną, 
czuł ciepło ciała jej i jej oddechu, 
przy piersi czuł jej falujące łono, 
czuł krew tętniącą w jej żyłach w pośpiechu, 
czuł swoją dawną, kochaną, straconą — 
a ona z wolna, w smętnym półuśmiechu, 
pół powiek wzniesie i pół ust rozchyli 
zbladłych, podobnych półrozwartej lilii —  
 
i patrzy... Wszystko pierzchło mu sprzed oczu, 
cierpienia, męka, gniew i wszystko potem — 
zanurzył palce w jej gęstym warkoczu, 
co się pod słońca światło błyszczał złotem, 
schylił twarz — — w oczu jej mglistym przezroczu 
zadrgało światło — — nagle rąk mu splotem 
objęła szyję — i czoło im z czołem, 
usta z ustami spoiły się społem... 
 
Jak długo trwał ten czar — — któż takie chwile 
liczy — — lecz nawet Henryk uczuł życie... 
On, co przed chwilą chciał się skryć w mogile 
przed nudą: tonął, jak chłopak, w zachwycie, 
jak chłopak, gdy już poczuł się na sile 
schwycić dziewczynę wpół, w owsie lub w życie, 
i w tył przegiąwszy, nieledwie ku ziemi, 
spoił jej usta z ustami swojemi. 
 
O gdyby chwila pierwszego objęcia 
mogła być wieczną!... Któż tego nie pomni? 
Te tajemnicze, te nieznane wgięcia, 
te skryte czary kształtów... Któż zapomni? 
Pierwsze zbliżenie ust do ust dziewczęcia, 
co oszaleni i unieprzytomni, 
pierwsza płomienna rozkosz nocą późną... 
„Verweile doch! du bist so schön!”... Na próżno... 
 
Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do prapremier wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
Przekaż 1% podatku na Wolne Lektury.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
Przypisy:

1. pour passer le temps (fr.)— dla zabicia czasu. [przypis edytorski]

2. pomnieć (daw.) — pamiętać. [przypis edytorski]

3. wiano — posag. [przypis edytorski]

4. Diana (mit. rz.) — bogini łowów i przyrody. [przypis edytorski]

5. filutka (daw.) — żartownisia. [przypis edytorski]

6. jąć (daw.) — zacząć. [przypis edytorski]

7. raut — oficjalne przyjęcie bez tańców. [przypis edytorski]

8. krescencja (daw.) — roczne plony. [przypis edytorski]

9. prynuka (z ukr. a. ros.) — zachęta. [przypis edytorski]

10. widny — tu: widoczny. [przypis edytorski]

11. mara — widmo. [przypis edytorski]

12. srom — wstyd. [przypis edytorski]

13. bawić (daw.) — przebywać. [przypis edytorski]

14. kufa — rodzaj dużej, drewnianej beczki. [przypis edytorski]

15. toaleta — elegancka suknia na specjalne okazje.

1 2 3
Idź do strony:

Darmowe książki «Pour passer le temps - Kazimierz Przerwa-Tetmajer (biblioteka hybrydowa .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz