Elegia na śmierć Czarnego Zawiszy - Kazimierz Przerwa-Tetmajer (ksiazki do czytania TXT) 📖
Krótki opis książki:
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Kazimierz Przerwa-Tetmajer
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Liryka
Czytasz książkę online - «Elegia na śmierć Czarnego Zawiszy - Kazimierz Przerwa-Tetmajer (ksiazki do czytania TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Kazimierz Przerwa-Tetmajer
Kazimierz Przerwa-Tetmajer
Elegia na śmierć Czarnego Zawiszy
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
Elegia na śmierć Czarnego Zawiszy Strona tytułowa Spis treści Początek utworu Przypisy Wesprzyj Wolne Lektury Strona redakcyjna
Elegia na śmierć Czarnego Zawiszy1
U Dunaju2, u szerokiej rzeki,
stanął cesarz z wojskami licznemi.
O! jakiż świat daleki
do swojej ziemi...
Cesarz Zygmunt3, z Luksemburga pan,
przy nim panów i rycerzy wian4.
O! jakież smutne są przeczucia duszy...
Tak zaporą legli Turkom wbrew5,
z Luksemburga cesarz Zygmunt, lew.
Przy nim panów i rycerzy mnogo,
z których każdy kopię w boju kruszy.
O! jakże srogą
jest melancholia duszy...
Oblegali miasto6, przed sułtanem7,
lecz on przyszedł z wojskiem chorągwianem.
A gdy wojsko sułtana ujrzeli,
wartownicy do pana bieżeli;
do Zygmunta, rzymskiego cesarza,
wszystkich Niemców pana i mocarza.
Zląkł się Zygmunt i jego rycerze,
choć się każdy zdał życiem ofiarny8;
wszystkich blady lęk za włosy bierze,
ale nie zląkł się Zawisza Czarny9.
O świtaniu uciekała rzesza,
cesarz Zygmunt dumny i dostojny — —
od Dunaju wstecz wojsko pośpiesza,
każdy rycerz ozdobny i zbrojny;
z schylonymi wstydem na pierś głowy10
uciekają przed strasznymi łowy11
rozpędzonej poza nimi wojny.
Jadą, jadą o świtaniu słońca,
lecz to słońce na plecy im świeci,
na ich plecach lśni blacha błyszcząca,
lecz Zawisza został samotrzeci12.
Dwaj pachołcy przy nim pozostali,
prości ludzie, ubodzy i mali,
ze zagrody wyszli polskich kmieci13.
Tak samotrzeć Zawisza pozostał,
nie by dufał14, aby wrogom sprostał,
bowiem wiedział, że nie jest człek święty,
którym Pan Bóg posyła anioły,
ale znał się w rycerstwie poczęty
i czcił miecz swój, ogromny i goły.
Zląkł się Zygmunt i jego rycerze,
choć się każdy zwał życiem ofiarny,
wszystkich blady lęk za włosy bierze,
ale nie zląkł się Zawisza Czarny.
Ani mu to cnota, ni nadgroda15,
ani mu się cześć za to należy;
nie znać lęku jest dusza rycerzy —
to tak kwitnie, jak kwiat wśród ogroda,
gdy posiany, oplęt16, podlewany —
to rzecz zwykła, nikt się nie cuduje17...
Któż się dziwi, kogo Bóg werbuje,
że ten kroku nie dał18 przed pogany?...
Ach! Jak smutną jest duszy zaduma,
gdy nad głową nieszczęście łopota19...
Ach! Jak gorzką jest duszy tęsknota,
gdy w świat cały20 z nikim się nie kuma21...
Ach! Jak ciężką jest samotność duszy,
gdy się wszystko koło człeka łamie...
Ach! Jak zwisa zbezwładnione22 ramię,
gdy się serce w piersiach z żalu kruszy...
Ach! Jak strasznie czuć jest opuszczenie...
W puste serce wąż bólu się wsuwa,
i żelazną obręczą je skuwa
krew mieniące23, zabójcze milczenie...
Ach! Jak twardo głucha ziemia jęczy,
gdy samotna stopa ją uderza — —
którą oko samotne przemierza,
jak posępna jest ta gloria tęczy...
Ach! Jak smutnym jest żywot człowieka,
który nadrósł24 ludzkiego żywota — —
pozostaje mu tylko tęsknota — —
ani wzywa kogo, ani czeka,
ni spodziewa się, ku komu dąży,
żal się przed nim sunie, jak chorąży25,
i nad głową widzi próżnię świata,
w gwiazdy sianą26 bezdenną kopułę;
jego serce więdnie, jak kwiat czułe,
i liść śmierci nad sobą zaplata...
Nieprzyjaciel to k’niemu27 nie dąży,
nie ma nazwy dlań wrogów nawała —
on tu stoi: trwałości chorąży,
pan swej duszy, władca swego ciała,
ślubowany sam sobie i wpięty
w własne koło swego przeznaczenia,
ani wrogi, śmiały, ni zawzięty,
tylko rycerz...
Na miecz swój spogląda,
miecz ze stali kuty i z płomienia,
krwią nabrzmiały, chociaż krwi nie żąda.
W złym przeczuciu na miecz swój poziera28,
bije trwogą serce bohatera.
I powiada sam w sobie: o mieczu,
zaliś29 nie jest ty w Polsce ostatni?
Będą, będą rycerze szkarłatni,
lecz czy ciebie nie będą w odwieczu30
wspominali — żeś był miecz ostatni?
I czy będzie jeszcze w Polsce ręka,
która taki, jak mój, miecz podniesie —
czy się serce polskie nie zalęka,
że się zbłąka w mych wawrzynów31 lesie?
Czy na taką potęgę i chwałę
będzie serce w sumieniu dość śmiałe?
O mój mieczu, o mieczu mój krwawy,
zaliś nie jest ty w Polsce ostatni?
Będą jeszcze rycerze szkarłatni,
lecz nie będąż Hektorowej32 sławy?
O mój mieczu, w dalekim Dunaju
utopiony, stracony dla kraju...
Słyszę imię me w wieków rozłogu33,
jak na turzym zatrąbione rogu,
płynie echem, lecz się nie uderza
O hełm niczyj, ni się od puklerza34
niczyjego odbite nie wraca,
lecz się w echu, jak chmura, roztraca...
Jako z woru owsa, tak się sieje
ziarno z mego krwawego nazwiska
I na głowy spada, i połyska,
ale w żaden się szyszak35 nie dzieje36
i nikomu zeń kłosu na głowie
wzwyż tryumfu nie pną aniołowie37...
O mój mieczu, o mieczu mój krwawy,
zaliś nie jest ty w Polsce ostatni?
Będą jeszcze rycerze szkarłatni,
lecz nie będzie już serc bez obawy,
serc bez lęku...
W świat z daleka widno38
Turkom Niemców ucieczkę bezwstydną.
Pan Zawisza do ołtarza wstawa39
I z cichego wychodzi namiotu —
na miecz wsparta40 jego ręka prawa,
a twarz smutku pełna, nie kłopotu.
Cóż kłopotać się41, gdy jedno czeka,
czyj duch nadrósł w głębizny człowieka...
I poglądał na tych, którzy, mali,
sami jedni przy nim pozostali;
proste chłopy polskie, hen ze Spiża42
za starostą swym spiskim przybyłe —
patrzą śmiało, gdy się śmierć przybliża,
patrzą śmiało w otwartą mogiłę...
O, maluczcy olbrzymiego ducha!
Oto jeden na ligawce43 dzwoni44,
na ligawce górskiego pastucha,
drugi wsparł się na włóczni i słucha —
cóż w ich duszach? Kędy45 myśl ich goni?
Cóż w ich duszach?
O ten czas znad borów,
z nad łąk mokrych na spiskiej równinie
wstaje opar czerwony i płynie,
zrąb46 Łomnicy47 słoni48 do połowy,
a ponad nim, w zarzewiu kolorów,
trzon jej czarny pod niebo się wspiera,
trzon ogromny, czarny, granitowy,
na kształt orła, co ziemię przeziera49...
Ach! daleko!... Lecz tu, w świcie słońca,
czarny rycerz świeci jak Łomnica,
i tak oko tych chłopów zachwyca,
jak moc Tater50 nad nimi stojąca.
On ich zaklął w swój widok... Nad głowy
pan im Czarny rozpiął ręce obie — —
oto w jednym chowan51 będę grobie
z tobą, ludu... Mój miecz Achillowy52,
który święte ciął na poły53 sprawy,
a nie poniósł nigdy podłej szczerby,
z wami legnie strudzony i krwawy,
i to będą rdzawe jego herby.
Dla was, chłopi, ta krew, co na czoła
z mego miecza wam spłynie, anioła54...
Dosyć! Konia małego!