Achilleis - Stanisław Wyspiański (biblioteka cyfrowa txt) 📖
Dramat powstał w roku 1903. Składa się z luźno powiązanych ze sobą scen, opartych na klasycznym homeryckim micie o wojnie trojańskiej.
Charakterystyczną cechą utworu jest podkreślanie konfliktów zarówno w obozie greckim (sztuka zaczyna się od sporu Achillesa z Agamemnonem), jak i trojańskim (między Hektorem a Parysem). Zgodnie z antyczną tradycją, dramaturg wielokrotnie ukazuje wpływ bóstw na bieg wydarzeń.
- Autor: Stanisław Wyspiański
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Achilleis - Stanisław Wyspiański (biblioteka cyfrowa txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Stanisław Wyspiański
Oto jako zawsze z maluczkich powstaje ogrom.
Z rzeczy na pozór niepozornej rzecz, która wszelkim pozorom sprosta i przerośnie te nawet szczyty, ku którym myśl wasza nie sięgła.
O myśl waszą tu idzie.
Idzie o nią mianowicie, aby szła, a nie stała w miejscu, jak oto w miejscu stoją wasze okręty.
Waszych rąk dzieła, mianowicie te okręty stoją w miejscu.
A oto za ruchem waszych okrętów i żagli pójdzie myśl wasza.
Krótko: Po co wy tu siedzicie?
Wielkości rzuciliście już ten ochłap i pokłonili się, jakby tego wymagała wasza pycha i zarozumiałość. Aleć nie dla samej pychy i zarozumiałości żyjecie? Może wam być indziej i lepiej, aleć to jest nieznane i niech wprzódy takie orzechy rozgryzają same Bogi.
Krótko: chodźcie do domu.
Rzućcie jedno piękno dla piękna kształtu drugiego. Zarzućcie wystawanie po cudzych brzegach, może nawet w skutku wzniosie zdobycznością, ale zbyt dybiące trudami na waszą krew i żywot wasz niedoceniony. Zarzućcie dla piękna powrotu, zieleni morskich wałów, dla myśli powitalnej rodzimych strzech i tego dymu woniącego z kominów rodzimych waszych chat.
Dla chat waszych, kominów i dymu!
Krótko: to samo mówi Achilles, tylko Achilles nie umie mówić waszym językiem.
Wielbię wielkość i lubię słuchać opowiadań o rzeczach wielkich, ale aliści wielkość jest różna. I często nie wymiar jest tym czynnikiem ostatecznym.
Oto: współczucie oceniać ma miarę wielkości.
Rozumiecie mnie teraz, gdy w osierdziu waszem to samo rodzi się uczucie, które mnie w słowach ku wam skłania.
Idźcie za uczuciem waszem, za osierdzia waszego pożądaniem, a stworzycie wielkość dla was, podług waszej miary.
Tę wielkość własną.
Nowy stworzycie niejako kształt i rozmiar.
Krótko: ładujcie okręty i w drogę.
Wylądujemy w Tenedos i tam zjemy obiad, nie zapominając o Zewsie, Apollinie, półboskich Atrydach, Achillesie i tym podobnych.
Niech żyje pamięć o Achillesie; bo choć Achilles pamięć ma krótką, ale pamięć jego myśli należy do nas, do narodu.
Nie wiadomo jeszcze we wszech rzeczy mierze, kto ze swą miarą i wiarą ostanie — ?
Nie trzeba i źle jest po najwyższe w pysze sięgać, gdy najwyższe znać można ze słuchu. Owszem, niech się rozwija, ale nie kosztem waszego zdrowia ani kosztem całości skóry waszej.
Jeśli co kto może — może, powtarzam — niech może sam.
Ku czemuż my potrzebni? — My, mówię — to jest wy. Ku czemuż wy?
Patrzcie na wały tej wody. — Na srebrem pieniące się wały morza, na te bałwany wiekuistego żywiołu. Oto uderzają i wracają. Skarby swej toni i łona swego skorpiony porzucając na wybrzeżu. —
Skorpiony porzucone w suszy zaginą, a narodu fala w głębinie swej wiecznie odżyje.
Atrydzi — to skorpiony! A bałwany te słone, żywioł ten odżywczy, to naród, to wy! To my!! Czyli jedno jesteście z tym piaskiem, przez który rzeka abo potok płynie?
Rzeko, mówię, rzeszo! Potoku, mówię, i żywy strumieniu narodu!
Wracaj, gdzie ci dobrze.
Albowiem chciano cię tu wywieść celem przesiedlenia i łupiestwa; by inni część twoją ojczystą wzięli i zagrabili.
Bednarze jesteście i cieśle! Tkacze, koszykarze i garncarze! Kucharze i siodlarze!
W waszem ręku żołądek narodu i jego skrzynie i ubiory.
Mosiądz jego i złoto jego gnie się w waszym ręku. Praca rąk waszych jest nieustająca i pilna i ona jest podstawą kaprysów tych, którzy wami rządzą.
W waszym więc ręku są kaprysy tych, którzy nad wami kapryszą.
Zakres wasz jest mały, ale doniosły.
Waszego potrzebujecie człowieka, który by waszym był rzecznikiem.
Ja, że wśród was wyrosłem ponad was, ja, że handluję rozmaitościami, duszę waszą złożoną objąć, pojąć, ukochać i do łona przycisnąć mogę.
Niejako jakby mogę.
Wracajcie ze mną. A utworzymy Pospolitą-Rzecz z waszych siodeł i skrzynek, z potrawu i jadła, z garnków i koszyków, z rozmaitości i drobnostek, z pracy rąk waszych. Przez was, dla was — obywatele przyszłości.
Męże do czynu!
W Tenedos spożyjemy pierwszy posiłek.
A od Tenedos Bóg się już dziełu naszemu przeciwstawiał nie będzie.
Bóg i naród.
Naród i Bóg! Wielkość w ogromie spotęgowanej woli maluczkich.
Mała wielkość! Swoja!!
Pogoda jest i wiatr mię z tyłu podwiewa pomyślny. Wiatr ku ojczyźnie — że i pracy wiele żeglarzom nie przyda.
Boży to znak.
Znak! Bóg! Wielkość! Pogoda!
Obiad w Tenedos!
WSZYSCY