Darmowe ebooki » Tragedia » Sen srebrny Salomei - Juliusz Słowacki (biblioteka komiksowo .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Sen srebrny Salomei - Juliusz Słowacki (biblioteka komiksowo .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Juliusz Słowacki



1 ... 4 5 6 7 8 9 10 11 12 ... 15
Idź do strony:
class="verse">Kiedy się futrem otulę, 
Patrzę, jak wy na Trzy Króle348 
Święcicie wodę Jordanu349. 
Gdzieś, na srebrnym, rzecznym lodzie, 
Co błyszczy, by350 złota blacha, 
Pop wasz trojgiem świateł macha, 
Ogniem rzuca po narodzie; 
Z trzema płomieniami w dłoni 
To wstanie, to się pokłoni, 
To się pokłoni, to wstanie,  
Aż z wody ognia dostanie 
Zagaszoną wprzódy świécą; 
I ten ogień mu rozchwycą, 
Rozniosą wnet na różany 
Lód, pomiędzy tulipany 
Z chorągwi, gdzie mi w pamięci 
Jeszcze dzisiaj widni Święci, 
Na dnach złotych malowani, 
I te popy... 
  SEMENKO
Jak szatani. 
  SALOMEA
Nie, Semenko, każda wiara 
Prowadzi ludzi do Boga. 
Tatko mówi: świat to mara! 
A dobrodziej: śmierci trwoga. 
Taj my, bywało, we dworze, 
Kiedy okna śnieg zawali, 
Przy tatku kolędowali 
W srebrne Narodzenie Boże. 
Jak pośród małej stajenki 
Pastuszkom strzygącym runo351 
Zjawiło się pańskie łuno352, 
Płomień przezroczysty, cienki, 
Od złota rubinów żywszy; 
I pastuszki oświeciwszy, 
Takiem353 je natchnął weselem, 
Że wybiegli, o dzieciątku, 
Co miało być Zbawicielem, 
Rozpytując się354 po drodze. 
A potem, w jakimże kątku, 
Na jakiej oni podłodze, 
Na jakich prześcieradełkach, 
Różach, rubinach, perełkach, 
Narcyzeczkach i bławatkach, 
Przy jakichże biednych świadkach, 
W żłobeczku małym przed matką 
Znaleźli Pańską Dziecinę! 
Ach! gdy nam zaśpiewał tatko, 
Że znaleźli, to mnie, małą dziewczynę, 
Łzy zalały, dreszcz radosny przechodził, 
I krzyczałam: «Chrystus Pan się narodził!» 
I krzyczałam, i klaskałam tak w ręce: 
«Chrystus Pan się narodził w stajence!». 
A dziś, Boże! cóż ze mną się dzieje? 
  SEMENKO
Co mi ten kur ranny pieje? 
Ot, nie mogę od łez... Słuchaj panna...  
  SALOMEA
Ach! ja, by355 świeża dziewanna, 
Obrastałam w kwiatki złote, 
A dziś porzuciłam cnotę. 
Bóg wie, co to jeszcze będzie! 
Co się ze mną jeszcze stanie...! 
Te wspomnienia, śpiewające łabędzie... 
Wchodzi LEON z kością trupią w ręku, ścigany przez kilku chłopów. 
Co to jest? W brudnym żupanie 
Mój mąż... w błocie cały, bez szabli? 
  SEMENKO
Czy go wypuścili diabli? 
  LEON
Ty podły zbójco! gałganie! 
Chłopie! napadłeś mię w lesie, 
Wyrąbałeś mi szwadrony, 
Wiozłeś rannego w kolesie356, 
Gdzie jęczał szlachcic czerwony, 
Gorącą mię krwią oblewał 
I pode mną jak trup ziewał. 
Jeńcem jestem, więc nie będę się targał, 
Lecz ci powiem wprost w oczy, żeś szelma! 
Żeś liberię357 moją krwią zaszargał! 
Że ten szlachcic, co w oczach ma bielma, 
To twój... Krwią cię on swoją zaleje, 
Kiedy staniesz przed Boga jasnością. 
Ot, wy katy! rzezunie! złodzieje! 
Ot ja wolny... I trupią wam kością 
Dam ostatnią i krwawą naukę... 
Łby wam podłe na miazgę potłukę! 
Tę kość w moim ręku Bóg zapali 
Jako piorun i będę was gromił, 
Aż się cmentarz pode mną zawali... 
  SEMENKO
Ot się Laszok358 na krew połakomił. 
Hej... pokornie ja proszę waszmości. 
Daj mi z żonką noc przepędzić359 miodową. 
  LEON
Ot ja przy tej trupiej kości, 
Ty przy szabli — a tam purpurową 
Błyskawicą pożary nam świecą; 
Tu się tłuczmy, aż łby nasze polecą 
W drobne drzazgi do błyskawic — i znikną.  
  SEMENKO
do chłopów.
Hej! parobki... 
 
Chłopi chwytają Leona za ręce. LEON
mocując się z chłopstwem
Włosy wszystkie mi wstaną, 
Wszystkie jak gadziny sykną, 
Wszystkie jako węże świsną, 
Wszystkie jak pioruny błysną. 
A choć członki skrępowane 
W rękach u czarnych rzezuni. 
To cię włosami dostanę, 
Bo się mój włos rozpioruni, 
Powietrzem ciebie doleci 
I na węgiel czarny spali, 
A paląc, twarz ci oświeci, 
Abyśmy się raz spotkali, 
Nim się napotkamy w niebie, 
Raz jak trupy spojrzeli na siebie. 
Bóg to widzi, że nie chcę żywota, 
Ale śmiercią chcę twej śmierci, gałganie! 
Chcę do mogilnego błota 
W robaków i krwi bluzganie 
Zaciągnąć ciebie za włosy, 
Zęby tobie wszczepić w gardło, 
Gryźć się z tobą jak połosy, 
Aby się na nas podarło 
Ubranie nasze cielesne, 
A członki same bolesne 
Po stepie skakały jak żmije. 
Ja cię prosto nie zabiję,  
Za króla złoto i srebro; 
Ale cię kiedyś za żebro 
Odwinięte, kościo-pióre, 
Siekierą tak odwalone, 
Że ma zawiasami skórę, 
Powieszę jak żywą wronę! 
Jak ty, krwawy pastwicielu! 
Na jednym obywatelu 
Stawszy się piersi felczerem, 
Usta mu zrobiłeś zerem 
I straszną krwawą pustoszą, 
A ze skór odartych skrzydła, 
Które go w niebo unoszą 
I pół ludzkiego straszydła 
Panu Bogu teraz jawią 
I pośród aniołów stawią, 
Strasznym go czyniąc aniołem; 
Otóż ja pod twojem czołem, 
Jeśli się żywi spotkamy, 
Wygryzę takie dwie jamy, 
Aby w nie mózg wolno ściekał, 
Jak ty woskiem powypiekał 
U tych dwóch, co na wznak leżą 
Kłębiąc się w krwi jak delfiny, 
I bluzg roztopionej cyny 
Na piersiach mają odzieżą, 
Krzyżem i srebrną kałużą, 
Pod którą ciało się dymi. 
Więc ja cię, gadzie olbrzymi! 
Nim cię duchy przenaturzą 
W psa i obłok z krwawej pary 
W żebrach ci porobię szpary 
I te znituję360 ołowiem; 
A jeśli kiedy odpowiem 
Przed Bogiem, to wiem, że nie za to. 
  SEMENKO
Ty mój dobrodziej...! Ty chatą 
Obdarzył mnie i połonką361 
I znitował mnie z tą żonką, 
Która mi tu pachnie rajem.  
Taj przyszedł... co? z korowajem362 
Na wesele twego sługi? 
Gdzie krew, to jak wina strugi, 
Gdzie mogiły jak wyprawa, 
Księstwo całe, ziemia krwawa; 
A pieśń na te zaślubiny 
To wasze straszne łaciny, 
To wasz smętny pacierz laszy363, 
Co mi głupie chłopstwo straszy, 
Wyjąc w nocy po mogiłach. 
Szczob ty był lwem? przy lwich siłach, 
To by wczora z twymi pany 
Bił się niepardonowany364 
I krwią las ojcowski zrosił, 
A u siekier się nie prosił, 
Tego był, co dziś, humoru. 
Gdyby ty był człek honoru, 
To by swą kochankę cenił 
I sługi z nią nie ożenił, 
Wypaliwszy wstydu znamię. 
  SALOMEA
Leonie, mów mu, że kłamie.  
  SEMENKO
Ja twój mąż...  
  SALOMEA
Leonie drogi, 
Czemu ty patrzysz pod nogi? 
Podnieś oczy, w oczach siła.  
  LEON
Trzeba, abyś uwierzyła 
W smoki, że na złocie siedzą 
A pisklęta własne jedzą; 
W gadziny słońcem rozgrzane, 
Ciałami własnych rodziców 
Na stepach powypasane; 
W upiory, co od księżyców 
Wziąwszy gust do krwi czerwonej, 
Częściej spowinowaconej365 
Pragną, niż obcą się mażą. 
Gdy cię te wszystkie przerażą 
Monstra, chodzące w purpurze, 
Czyniące przeciw naturze, 
By własnej dogodzić strawie, 
Wierz we mnie... i bądź w obawie, 
Czy ja nie gorszy niż one... 
  SALOMEA
Zdrapał rany... ach! utonę 
W tej krwi... 
  SEMENKO
Weźmijcie366 ją, siostry. 
A ciebie, paniczu, ostry 
Topór albo kosa skosi, 
Albo miłość jej od śmierci wyprosi. 
 
Popadianki wnoszą do chaty Salomeę. Semenko za Leonem, prowadzonym na cmentarz przez chłopy367, wychodzi.
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
AKT IV
Obóz polski... z dala widać okop czworogranny368, oświecony wewnątrz przez chłopskie ogniska... z bukietem lip i cerkwią. — Wchodzi REGIMENTARZ z garstką SZLACHTY zbrojnej. REGIMENTARZ
Przed nami, mości panowie, 
Serce buntu, gniazdo chłopie. 
Oto w piaskowym okopie 
Siedzą dymami nakryci. 
I gdyby o jeńców zdrowie 
Nie dbać, że będą zabici, 
Nim się wedrzemy na wały, 
Dawno bym polnymi działy369 
Zagrał śmiertelnego marsza. 
Ale już drużyna starsza 
Zaczyna z nami układy, 
I ciągle lirowe dziady 
Włóczą się niby upiory, 
Tych kruków negocjatory370, 
Kawałki ludu chodzące. 
Dawniej to, bywało, dziady 
Szlachectwu dobrze życzące 
Nieraz brano do porady 
I przychodzili zgarbieni, 
Zasiadali rzędem w sieni, 
Lub na dziedzińcu pod drzewem; 
I tam sobie lirnym śpiewem 
Jak kawki, bywało, gwarzą. 
Aż pan dziecko wyśle z groszem, 
Z pełnym obwarzanków koszem; 
To dziecinie błogosławią, 
Obrazkiem nieraz obdarzą, 
Albo coś o przodkach prawią 
Dziwne i ciemne powieści, 
Co się potem śnią w nocy dziecięciu. 
To, bywało, ze czterdzieści 
Dziadów, o wiosny poczęciu, 
Schodziło się nam do domu. 
Mój ojciec, niech mu Bóg świeci! 
Polecał nie lada komu 
Karmić te dawnych stuleci 
Chodzące żywe kroniki, 
Ale zawsze nas chłopczyki 
Posyłał. Nie wiem dlaczego, 
Dziś ten afekt ojca mego 
Dla dziadów w myślach mi stoi? 
Czy to, że dusza się boi 
O syna i przeczuć słucha, 
I ojca też jako ducha 
O świętą pomoc uprasza; 
Czy też, że dziwnie myśl nasza 
Z wiatrem bożym się odmienia, 
Raz pełna w sobie płomienia, 
Pewna szczęśliwego skutku... 
To znowu, trumnica smutku, 
Dusza... niespokojna, trwożna, 
Jako ślimak w skorupie ostrożna. 
Wchodzi SAWA w sukmanie diaczka371 ruskiego z wertepem372 pełnym jasełek373 na plecach. 
Cóż tam, Sawo? czy dobrze wertepem 
Oszukałeś to chłopstwo pijane? 
Czy im ciągnie jaka pomoc stepem?  
Czy widziałeś cmentarze rumiane 
Jeńców krwią? Czy mój Lew jeszcze dycha? 
  SAWA
zrzucając sukmanę.
Dajcie mi pierwej z kielicha 
Pociągnąć nieco węgrzyna374.  
  REGIMENTARZ
Widziałżeś mojego syna?  
  SAWA
Zdrów.  
  REGIMENTARZ
Czy dociągnie do nocy?  
  SAWA
Dęby przetrwa... On pełen jest mocy! 
Cóż za myśli twe, Regimentarzu? 
  REGIMENTARZ
Więc byłeś na tym cmentarzu? 
Ach, opowiedz, na coś patrzał oczyma. 
  SAWA
Dawno już, mości panowie, 
Od Drewiczam się nauczył 
Podstępów, różnych maskarad. 
Więc i teraz z tym wertepem 
Na plecach, udając diaczka, 
Takem dobrze odgrał rolę, 
Że jedne tylko sokole 
Oczy na mnie się poznały. 
Skoro tylko pociemniały 
Czarne lipy nad cerkiewką, 
Wszedłem na wał raźnie, krewko, 
Na wał, gdzie przy kołowrocie 
Dawniej żebrak lub Cyganka 
Siedzieli... A dziś w ciemnocie 
Straszna krwi hospodarzanka375, 
Rzeź czerwona, stoi w dymie 
Pędzonym od Zaporożów376. 
Bo te zbrodnie tak olbrzymie, 
Ta góra węży i nożów377, 
Nożów, które w Boga imię 
Poświęcone śród rozruchów, 
Mają zaciętą naturę,  
I okropną świętość duchów; 
Bo ten, który mogił górę 
Olśnia378, lecz nie wypogodzi 
Księżyc... i sam przestrach czuje, 
Bo z jednego trupa schodzi 
I na drugiego wstępuje. 
Bo jedną porzuci głowę 
I zdejmie z niej białe skrzydło, 
I znów drugie koralowe 
Odkrywa we krwi straszydło, 
Gdzie w ranach jak ślepy brodzi. 
Wszystko to na myśl nawodzi 
Tę marę wpół obłąkaną, 
Niegdyś przed rzezią widzianą, 
Na cmentarzach i kurhanach, 
W ludzkich ślinach i psich pianach 
I zgniliznach i w zamachu 
I w zgrzytaniach, i w tęsknotach. 
Bo przy ukraińskim strachu 
Zawsze w miesięcznych pozłotach 
Stoi smutek... W sercu boli 
I myśl puszcza w lot sokoli. 
Z takim to smutkiem a zręczne 
Oczy posławszy za szpiegi 
Na ciemne wzgórze miesięczne 
I krwią zroszone mogiły, 
Aby mi tam wypatrzyły 
Na razie ratunku brzegi, 
Wszedłem, strachu będąc blisko, 
Na to ciemne uroczysko 
Z krzyżami... I tam ujrzałem, 
Że pomiędzy żywem379 ciałem 
Niektóre resztki z krwawników, 
Ciała smętne nieboszczyków 
Leżały, a w oczach próżnych 
Nie tylko że blakło życie, 
Lecz na miesiąca odbicie 
Nie było szkieł; więc się blaski 
Po krwawnikach gdzieś kałużnych 
Błąkały i szły w roztrzaski,  
W garście złota, w kwiaty cudu, 
Które pewnie wzroki ludu, 
Co na krwi kałużach wiszą 
Obłąkane strachu snami, 
Nazwą krwi tulipanami 
I Rusałkom je przypiszą, 
Widząc kwitnące śród cieni... 
Wszedłszy tam, gdzie mgła jesieni 
Mży, a liść lipowy cięży 
I na miesiącowych strunach 
Kładzie swoje czarne plamy; 
Gdzie gałęzie, jak kłąb węży 
Lecących z piekielnej bramy, 
Matki, przy synach ksykunach 
Zatrzymały się i leżą 
Na ogniach, jak na piorunach, 
Panując nad horodyszczą380, 
A patrzą, gdzie żądłem uderzą 
I na serce trupów świszczą; 
Spostrzegłem drugi ponury 
Tłum, co śmierci się spodziewa, 
A czasami jeniec który 
Odetchnie śmierci ciężarem, 
A czasem który zaśpiewa, 
A czasem jęknie nad żarem; 
Albo ci nagle spod nogi 
Zawoła kamień czerwony: 
«Ratuj, Panie Jezu drogi!» 
A drugi: «Bądź pochwalony!» 
I tak to robactwo w próchnie 
Szepce; aż z krwawych rozcieków 
Straszniejsza głowa wybuchnie 
I krzyknie: «Na wieki wieków!» 
I wszystko na chwilę uciszy. 
Tam śród pjanych towarzyszy 
(Miałem go prawie pod ręką) 
Twój sługa siedział Tymenko, 
Skarżąc się chrapliwie z gardła, 
Jak człowiek, co ma suchoty, 
Że małżonka mu umarła,  
Że go z tą czernią kłopoty 
Już do syta udręczyły, 
Że, ot — wyjdzie na mogiły, 
Każe rżnąć obywateli, 
Krwawym się przypatrzy pluchom; 
A potem na wiwat duchom 
I diabłom w łeb sobie strzeli 
I kopnąwszy o płomienie, 
Jak szatan światem pomiota. 
Spojrzałem: a odurzenie 
I niepamięć, i zgryzota, 
Żył posiniałych napięcie, 
Owo straszne przedsięwzięcie 
Pisały na jego
1 ... 4 5 6 7 8 9 10 11 12 ... 15
Idź do strony:

Darmowe książki «Sen srebrny Salomei - Juliusz Słowacki (biblioteka komiksowo .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz