Stanisław Wyspiański
Klątwa
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.
Dziękujemy panu Zbigniewowi Malinowskiemu za sfinansowanie opracowania niniejszej publikacji.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
ISBN 978-83-288-5526-7
Klątwa
Strona tytułowa
Spis treści
Początek utworu
DEKORACJA:
Przypisy
Wesprzyj Wolne Lektury
Strona redakcyjna
Klątwa
Tragedia
OSOBY:
KSIĄDZ
MATKA
MŁODA
SOŁTYS
DZWONNIK
PAROBEK
DZIEWKA
PUSTELNIK
CHÓR
Rzecz dzieje się we wsi Gręboszowie pod Tarnowem.
DEKORACJA:
Na plebanii.
Głąb zasłonięta przez całą szerokość domem na podmurowaniu: przed dworkiem ogródek, opłocony1 sztachetkami. W domostwie, środkiem, wrota od sieni otwarte, z widokiem na przestrzał; po prawej i lewej stronie podwoje okien, poprzez które widać pokoiki plebańskie i w pokoikach tych, na wprost okien, drzwi do dalszych wnętrznych2 izb.
Od wrót wschodowych3 wiedzie ścieżka ku przodowi sceny do wrotek4 w ogródku, który, przepołowiony w ten sposób, jest ze strony lewej zapełniony tykami sterczącymi, z których zwieszają się strzępy suche marniejącego, pnącego bobu; przed okienkami krzaki malw badylaste, rozkwitłe i zgasłe, w łachmanach liści przepalonych w słońcu.
Z prawej zaczyna się zagon ziemniakami wysadzony; widać tylko kilka grzęd i te przerywają się przy płocie granicznym; z boku, tuż za płotem, gościniec. Z lewej, w pewnej oddali widać kościółek drewniany, ocieniony olbrzymimi lipowymi konarami. Z tyłu, poza plebańskim dworkiem, grunt podnosi się z wolna, pochyło, później dość stromo, aż kończy się wałem, który ponad strzechą domu wysoko garbem się znaczy; tamtędy wiedzie ścieżka w pole, na ugór.
Wzdłuż zagonu, przy ziemniakach stoją ludzie wsiowi, chłopy i baby, i kopią.
We drzwiach plebanii staje Młoda i patrzy czas jakiś ku pracującym.
Pracujący, spostrzegłszy ją, przerywają robotę; przystają, podparci na motykach.
MŁODA
Haj tam, robota coś niesporo5!
A raźnijże6! Niemrawce!
Cóż to z tymi okopinami7?
Pierwszy raz wam to, stare ludzie,
że się to nie umiecie brać?
Krzepcej8 się ruszcie!
CHÓR
Stęgłe9 bryły, — nieokież10 skała,
co jej nie można ubić;
nijak ich nie roztłuce11.
MŁODA
Co by zaś ubić się nie dała?
Jeno12 bić z mocą! — Memłace13!
CHÓR
Zdziwiajcie, jak ta wola14!
Ziemia się sparła15; nie puści. —
MŁODA
Ziemia człowieczej ręce korna16;
A komuże to rola?!
Zstępuje ze schodków podmurowania i idzie ku przodowi.
Imajcie17 motyk! — Cóż to? Tela18
dzisiok19 skopane? Marnotrawce20!
Leda21 psom braty, darmolęgi22!
Kijców23 by na was trza, poganiać!
CHÓR
Przestańcie ta przyganiać24!
Krzyk wasz gosposiu niczem
a sami pracy życzem25,
jeno26, z dopustu Boga,
ziemia spiekotą stęgła;
widzicie, jako wszędy27
wezdłuż, jak idą grzędy,
żywość28 w badylach powięgła29.
MŁODA
Dopust, nie dopust,
to nie prawda, gadanie!
Wasz kłam!
Wam się roboty nie chce!
I cóż, że jest spiekota?!
CHÓR
O cóż tyle30 wołanie?
Nie dziwna nam robota.
Kiejście tacy ozsierdzeni31,
ano dziekujem za nię32!
MŁODA
Przyjdą ta inksi33, bo im dam
tela drugie34, co wam!
Porobią!...
CHÓR
Twój kłam, gadanie!
Nie przyjdzie do cię nikt
na skopywanie!
U was tu praca hańbi człeka!
MŁODA
Psiewiary! Wyklinace!
CHÓR
Psiewiara ty! I plemie twe sobace35!
Bier36 se twoje motyki!
Sama se skały kop!
Rzucają jej pod nogi motyki.
MŁODA
Znajdzie sie ta kaindziej37 chłop
robotny38; jest ich ta dość,
co przyjdą kopać, nie trza39 was!
CHÓR
Nie przyjdzie nikt, nie damy.
My nie damy, — ty przeklętnico! —
MŁODA
A precz mi zjadłe40 chamy!
CHÓR
Ty chamska! Co ty inksego41!?
Zwiedłaś ludzi do złego!
Grzesznico, — Bóg cię skarze!
MŁODA
Precz, od pola, — bajcarze42!
Od strony kościoła słychać kilkakrotnie ponawiane dzwonienie.
Wsiowi43 odchodzą, porzucając robotę.
Dziewka, ze służby plebańskiej, która się od chwili krzątała w sieni, podchodzi ku Młodej.
MŁODA
Wierzysz ty we sny?
DZIEWKA
Nie. —
MŁODA
Ale to prawda co we śnie — ?
DZIEWKA
Ano juści. —
MŁODA
Jakoż nie wierzysz ty?
DZIEWKA
A bo mi się nic nie śni.
MŁODA
Tak... — ?
DZIKWKA
próbuje gruntu motyką
Spalony grunt do krzty44. —
Ziemia nie puści. — Skała!
MŁODA
No?
DZIEWKA
A coście śnili?
MŁODA
milczy
mówi:
Nic, — jeno mam się strzec
czyjego przeklinania,
bo stałoby się prawdą,
co ze snu wiem.
DZIEWKA
Cóż wiecie ze snu?!
MŁODA
To, czego nie chciał rzec.
To, o co pytać broni.
DZIEWKA
To z wami nic nie gada?
MŁODA
Jeno nade mną biada.
Odepchnął mię wylękłą;
milczy, ode mnie stroni,
że mi ano okież45 serce nie pękło — —
DZIEWKA
Ano to się trza strzec.
MŁODA
Ludzie skorzy do słowa,
cóż ta ludziom obmowa,
cóż im kogo na gębie mleć?
A to się, patrzę, leda46 śmieć
na mnie rzuca! —
A ja bez to47 mam drżeć,
żeby nie zaklął!? —
DZIEWKA
A snu nie opowicie?
MŁODA
A wy to nic nie śnicie,
nic? —
DZIEWKA
Jak legnę spracowana,
dak dośpiem48 zawdy49 rana
kamieniem,
bez nijakiego lęku. —
Straszycie się złym snem — ?
Wiecie co — — ?
MŁODA
Wiem, — co wiem!
Słychać ponowne dzwonienie od strony kościoła. Dziewka pozbierała tymczasem porzucane na ziemi motyki i niesie je do sieni, gdzie znika z drugiej strony domu;
Młoda stoi czas jakiś, zasępiona, — odchodzi powoli ku plebanii, do sieni i znika w komorze.
Z boku, z prawej, od gościńca, spoza dworku, idzie Parobek ku plebanii; tejże chwili z wrót plebanii występuje Ksiądz, w rewerendzie50 czarnej, w berecie, z książką, zmierzając ku kościołowi; Parobek zastępuje mu drogę, Ksiądz na jego głos zwraca się ostro.
PAROBEK
Idę się pytać;
jak to naskładać tego drzewa,
co to kupione. —
KSIĄDZ
Pomówiewa51
teraz co insze, — słuchaj no ty,
jak mi tu będziesz w noc się włóczył
do dziwek52 wsiowych, — precz wygonię!
Spłać Kaśce krzywdę!
PAROBEK
Ja ta o nię
nie stoję53, proszę Wielebności.
KSIĄDZ
Skrzywdziłeś, napraw głupią winę.
PAROBEK
Ja winien, ona też jednako!
KSIĄDZ
Dla dziecka litość cię nie ruszy?
Twoja powinność, zgodzić jako.