Karol Bołoz Antoniewicz
Sonety
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
ISBN 978-83-288-3031-8
Sonety
Strona tytułowa
Spis treści
Początek utworu
An Frau Caroline Pichler
Wstęp
Ranek
Życie
Ucieczka
Burza
Grób
Noc
Współczucie
Sen
Pielgrzym
(Lecz jakże próżne są wszystkie nadzieje!...)
(Lecz próżna nadzieja, i martwe życzenia...)
(Gdzie bluszcz po zimnym grobie się wije...)
Łzy
Jesień
Oko
To ona
Głos rospaczy
Odpowiedź opatrzności
Miłość
Żeglarz
Dobranoc
Wizyta
Przypisy
Wesprzyj Wolne Lektury
Strona redakcyjna
Sonety
Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do prapremier wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur: wolnelektury.pl/towarzystwo/
An Frau Caroline Pichler
Im tiefen Nord, in weit entlegener Ferne
Wollte ich Blumen mir zum Kranze pflücken,
Die späth im Herbst den rauhen Fels noch schmücken,
Wann matt die Sonne glüht, und matter noch die Sterne!
Wenn ich’s vermöchte, schwach nur auszudrücken,
Was in mir lebt; ich thät’ es ia so gerne; — —
Im Blumenduft, im Glanz der ew’gen Sterne
Glaubt’ ich den Wiederschein des Innern zu erblicken!
In einer fremden Sprache hab ich jezt gesungen,
Doch, Lieder sind mit Tönen zu vergleichen,
Die aus dem Schosse der Natur erklungen;
Verschmähen wirst du nicht dies schwache Zeichen,
Der Dankbarkeit, für jene wen’gen Stunden,
Die mir so schön bei Dir dahin geschwunden!
Skwarżawa, 5. September 1827
Wstęp
Jakże mrozno i zimno — wiatr iuż sniegiem pruszy;
Hola służalce! — Ach, nikt mnie nie słucha! — —
Otwórżcie wrota; — ciągnie zawierżucha! —
No coż tam? prędzéy — nikt się z was nie ruszy?
Niech ciepły ogień me szaty obsuszy! —
Zamknieycie okna — wiatr szparami dmucha; —
Niechay z kominka iasny płomnień bucha,
Krew zamrożoną, w mych żyłach poruszy! — —
Która godzina? — Biło w pół do trzeci — —
Jakiż czas gnusny! — — Czy to snieg się bieli? —
Mrok padł! — niech lampę któren zwas zaswieci! —
Chłopcze! day lutnię! — ta nas rozweseli,
Ta smutne chwile gdy z nami podzieli
Z spiewem i dzwiękiem prędzey czas przeleci!
Ranek
And if I laugh it is not to weep!
Byron.
Ledwie gasnący zdmuchnąłem kaganek,
Aż iuż na wschodzie, blady dzień zaświtał;
Rzuciwszy łoże, wybiegłem na ganek,
Bym pierwszy promyk wiosienny przywitał;
Ponury i dzdzysty, owionął mnie ranek,
Swiat w mgłach zakryty, mą duszę zasmucił;
Szczyty gór ciemny chmur otoczył wianek;
A wtym skowrónek, w obłokach zanucił!
Ty spiewasz! a ia mam zamykać tak skrycie,
I żal i tęsknotę, co me serce sciska? — —
I dla mnie dopiero zaswitało życie;
Odkąd w twe oczy zayrzałem tak z bliska! — —
Ja z wami się bawię, ia się z wami smieię,
Pozwolcie! wtych spiewkach, niechay łzę wyleię! —
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Życie
Ah ici bas la douleur a la douleur s’enchaine,
Le jour succede au jour et la peine a la peine.
Lamartine.
I czemu płakać gdy szczęście odpływa?
Łza w chybkiem pędzie wstrzymać go nie zdoła;
Rzuć tylko okiem z roszonym do koła:
Szczęście, na bezdnie grobu spoczywa. — —
Czas na swych skrzydłach i młodość porywa;
Połysk łudzący szczęścia się rozpłynął;
A gdy się groźno, świat oczóm rozwinął,
Naytkliwsze serca potargał ogniwa! —
Wszak życie nasze ma szczęścia nie wiele;
I łzy przelane, głuche roszą głazy,
Marą, są szczęścia łudzące obrazy;
Lecz ból i smutek dostawszy w udziele,
Czemuż nad iednym, ronić łzy cierpieniem,
Gdy całe życie iest tylko westchnieniem?
Ucieczka
. . . . . . . . . The sky is clouded Gaspard
And the vex’d ocean sleeps a troubled sleep
Beneath a lurid gleam of parting sunschine!
Albion a Poem.
Wróćmy do domu! patrz, niebo się chmurzy;
Słyszysz iuż grzmoty głuche z daleka? — —
A łyska trwożna, od brzegów ucieka,
I bliskiey burzy, przyiście nam wróży!
Uchodźmy szypko, póki cisza służy,
Niech lekki wiater wzdyma nasze zagle;
Bo kiedy burza, powstanie nagle,
Pewnie, w iezioro nasze łódź zanurzy!
Lecz bystrém okiem spoyrzy y w te oddale?
Ktoś, na nadbrzeżnéy spoczywa tam skale;
Pewnie to matka, matka ukochana!
Sama, iuż wpoźnéy nocy na nas czeka,
Patrzy, czy łódka przed burzą ucieka,
Łzami troskliwéy miłości zalana!
Burza
But list! a low and moaning sound
At distance heard, like a spirit’s song,
And now it reigns above, around,
As if it call’d the ship along!
Wilson.
Czarny obłok niebo kryie,
Jak gorąco, głucho wszędzie,
Burza w strasznym leci pędzie,
Wiatr spod chmury tylko wyie!
Grom za gromém, z dala biie,
Tam, gdzie drzewa stoią w rzędzie,
Burza w strasznym leci pędzie,
Fala o nadbrzeże biie!
Straszny grzmot iéy przyiście głosi,
Wod, obłoki, zdroie leią,
Twarde opoki się chwieią;
Ziemia zadrzała w swéy osi! — —
Czyż tylko człowiek ieden w niepokoiu?
Nie, i natura sama z sobą w boiu!
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic
Uwagi (0)