Gorgiasz - Platon (baza książek online .TXT) 📖
Dialog o retoryce. Sokrates rozmawia z sofistą Gorgiaszem, a następnie z jego uczniem Polosem, dopytując, czym w istocie jest retoryka i co jest jej celem. Umiejętność publicznego przemawiania i przekonywania okazuje się nie tyle sztuką, służącą szlachetnym celom przekazywania wiedzy, prawdy i nakłaniania do moralnego życia, co empirycznym sprytem schlebiania ludowi i zjednywania do pewnych mniemań dla osiągnięcia własnych celów. Demagogiczni politycy, dzięki faktycznemu panowaniu nad ludem, robią w państwie, co chcą, „pozbawiają życia, jak tyrani, kogo tylko chcą, zabierają mienie i skazują na wygnanie, kogo się im tylko podoba”. Tymczasem, dowodzi Sokrates, lepiej jest cierpieć niesprawiedliwość, niż ją wyrządzać. Do rozmowy włącza się Kalikles, zwolennik prawa silniejszego.
- Autor: Platon
- Epoka: Starożytność
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Gorgiasz - Platon (baza książek online .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Platon
XX. Otóż pod płaszczykiem lecznictwa kryje się, jak powiadam, schlebianie kucharskie, a pod maską gimnastyki w ten sam sposób chodzi kosmetyka szelmowska i oszukańcza, nieszlachetna i podła, która kształtami i barwami, i gładkim wyglądem, i strojem oszukuje tak, że ludzie obcym pięknem przyodziani zaniedbują własnego, które by im gimnastyka dać mogła.
Otóż, żeby nie mówić rozwlekle, powiem ci tak, jak matematycy — wtedy mnie może już pojmiesz — że czym jest kosmetyka w stosunku do gimnastyki, tym kucharstwo w stosunku do lecznictwa. A lepiej tak, że czym jest kosmetyka w stosunku do gimnastyki, tym jest sofistyka w stosunku do prawodawstwa i że czym jest kucharstwo do lecznictwa, tym jest retoryka w stosunku do sprawiedliwości.
Otóż, jak powiadam, tak się rzeczy dzielą z natury. Ale ponieważ są sobie bliskie, mieszają się i kłócą o jedno i to samo sofiści i retorowie, i nie mogą sobie dać rady sami z sobą, ani drudzy ludzie z nimi. I gdyby dusza nie panowała nad ciałem, ale ono samo władało sobą, gdyby dusza nie oglądała i nie rozróżniała kucharstwa i lecznictwa, a tylko by ciało samo sądziło wedle miary przyjemności odbieranych, wiele by ważyło owo zdanie Anaksagorasa26, kochany Polosie — tyś z tym obeznany — wszystkie by się rzeczy razem w jedno mieszały i nikt by nie odróżnił tego, co lecznicze i co zdrowotne, i co kucharskie. Więc, za co ja uważam retorykę, słyszałeś. Za odpowiednik kucharstwa w duszy; tak, jak ono w ciele.
Możem nieładnie postąpił, że nie pozwoliwszy ci długich mów wygłaszać, sam mówiłem tak długo. Ale wypada mi przebaczyć. Bo kiedym krótko mówił, nie rozumiałeś mnie, nie umiałeś sobie rady dać z odpowiedziami, którem ci dawał, i potrzeba ci było dłuższego wywodu. Otóż, jeżeli ja nie będę wiedział, co począć z twoimi odpowiedziami, mów i ty długo — a jeślibym wiedział — to zostaw — dam sobie rady. Tak będzie słusznie. A teraz z tą odpowiedzią jeżeli wiesz, co począć, to poczynaj.
XXI. Polos: A zatem co mówisz? Schlebianiem wydaje ci się retoryka?
Sokrates: Schlebiania cząstką, tak przynajmniej powiedziałem; że też ty nie pamiętasz, a takiś młody, Polosie? Cóż ty potem będziesz robił?
Polos: Zatem wydaje ci się może, że jako takiemu pochlebcy w państwach za coś lichego uchodzi być dobrym mówcą?
Sokrates: Czy ty to jako pytanie zadajesz, czy też wygłaszasz początek jakiejś mowy?
Polos: Ja się pytam.
Sokrates: Nawet nie uchodzi, zdaje mi się.
Polos: Jak to „nie uchodzi”? Czy nie najwięcej mogą mówcy w państwach?
Sokrates: Nie, jeżeli przez „móc” rozumiesz być czymś dobrym dla tego, który może.
Polos: Ależ naturalnie; rozumiem tak.
Sokrates: A to najmniej, moim zdaniem, w państwie mogą mówcy.
Polos: Cóż znowu? Czyż nie pozbawiają życia, jak tyrani, kogo tylko chcą, i nie zabierają mienia, i nie skazują na wygnanie, kogo się im tylko podoba?
Sokrates: Dalipies, nigdy nie wiem, Polosie, ile razy się odezwiesz, czy ty sam to mówisz i własne zdanie objawiasz, czy też mnie pytasz.
Polos: Nie; ja się ciebie pytam.
Sokrates: Dobrze, kochanie; w takim razie pytasz mnie o dwie rzeczy.
Polos: Jakże o dwie?
Sokrates: Czyżeś przed chwilą nie mówił tak jakoś: czy to nie pozbawiają życia mówcy, kogo tylko chcą, jak tyrani, i nie zabierają mienia, i nie skazują na wygnanie, kogo się im tylko podoba?
Polos: No tak.
XXII. Sokrates: Otóż ja mówię, że to są dwa pytania, i odpowiadam ci na jedno i drugie. Powiadam bowiem, Polosie, że i mówcy, i tyrani mogą w państwach najmniej, jak dopiero co mówiłem. Bo nie robią zgoła tego, czego chcą, żeby się tak wyrazić, a robią to, co się im najlepsze wydaje.
Polos: Więc czyż to nie jest: móc wiele?
Sokrates: Nie, jak powiada Polos.
Polos: Ja mówię, że nie? Ależ ja mówię, że tak.
Sokrates: Dalip... no ty przecież nie, bo ty przez „móc wiele” rozumiesz: być czymś dobrym dla tego, który może.
Polos: No, tak przecież mówię.
Sokrates: Więc ty może uważasz za coś dobrego, jeżeli ktoś robi to, co mu się najlepszym wydaje, a nie ma rozumu i to ty nazywasz: móc wiele?
Polos: Ja nie.
Sokrates: A więc dowiedziesz, że mówcy mają rozum i retoryka jest sztuką, a nie schlebianiem, i przekonasz mnie! A jeśli mnie zostawisz nieprzekonanym, to mówcy, którzy w państwach robią, co im się wydaje, i tyrani, nic na tym dobrego nie zyskają, jeśli moc jest naprawdę, jak ty powiadasz, czymś dobrym, a robić bez rozumu, co się komu wydaje, to i ty uważasz za zło. Czy nie?
Polos: Ja — tak.
Sokrates: Więc jakże mają mówcy wiele móc w państwach albo tyrani, jeżeli Polos nie przekona Sokratesa, że oni robią to, czego chcą?
Polos: Ach — z tym człowiekiem —
Sokrates: Ja powiadam, że oni nie robią, czego chcą; więc mnie przekonaj.
Polos: Czyżeś się dopiero co nie zgodził, że robią to, co im się najlepsze wydaje, no, przed chwilą?
Sokrates: Ja się i teraz zgadzam.
Polos: Więc czyż nie robią, czego chcą?
Sokrates: Nie zgadzam się.
Polos: A robią, co im się wydaje?
Sokrates: Zgadzam się.
Polos: Ty straszne rzeczy mówisz i niesłychane, Sokratesie!
Sokrates: Nie zmuszaj, najmilszy, Polosie, żebym do ciebie przemówił po twojemu. Ale jeżeli potrafisz mnie pytać, wykaż, że się mylę; a jeżeli nie, to sam odpowiadaj.
Polos: Ależ ja wolę odpowiadać, żebym się raz dowiedział, co ty twierdzisz.
XXIII. Sokrates: Otóż czy ci się wydaje, że ludzie zawsze tego chcą, co w każdym wypadku czynią; czy też tego, dla czego czynią, cokolwiek czynią? Jak, na przykład, ci, którzy piją lekarstwa przepisane przez lekarzy; czy myślisz, że oni chcą tego, co czynią: pić lekarstwo i cierpieć, czy też chcą zdrowia, tego, dla czego piją?
Polos: Jasna rzecz, że zdrowia, dla którego piją.
Sokrates: Nieprawdaż; i żeglarze, i inni zbijacze pieniędzy nie tego chcą, co robią za każdym razem. Bo któż chce płynąć i narażać się na niebezpieczeństwa i mieć kłopoty? Tylko tego chcą, myślę sobie, dla czego płyną: chcą bogactwa. Bo dla bogactwa podejmują podróże morskie.
Polos: Tak jest.
Sokrates: A czyż inaczej ma się rzecz i ze wszystkim innym? Jeżeli ktoś czyni coś dla jakiegoś celu, nie tego chce, co czyni, tylko tego, dla czego to czyni?
Polos: Tak.
Sokrates: A czy istnieje jakiś przedmiot, który by ani dobry nie był, ani zły, ani był czymś pośrednim: ni dobrem, ni złem?
Polos: No, żadną miarą.
Sokrates: A nieprawdaż: dobrem nazywasz mądrość i zdrowie, i bogactwo, i inne takie rzeczy, a złem nazywasz ich przeciwieństwa?
Polos: Ja, tak.
Sokrates: A przez ni dobro, ni zło rozumiesz może takie rzeczy, które raz mają w sobie coś z dobra, raz coś ze zła, a raz ani z jednego, ani z drugiego, jak na przykład siedzieć, chodzić, biegać, pływać albo znowu coś takiego jak: kamienie, drzewa i inne takie rzeczy? Czy nie to masz na myśli? Czy może coś innego nazywasz ani dobrem, ani złem?
Polos: No nie; właśnie to.
Sokrates: Więc czy te pośrednie rzeczy robią ludzie dla tych dobrych, ilekroć czynią coś, czy też to, co dobre, dla czegoś pośredniego?
Polos: No przecież te pośrednie dla dobrych.
Sokrates: Dobra zatem szukając i chodzimy, kiedy chodzimy, uważając to za lepsze, i przeciwnie, stoimy, kiedy stajemy, dla tego samego, dla dobra. Czy nie?
Polos: Tak.
Sokrates: Nieprawdaż, i na śmierć skazujemy, jeżeli kogo skazujemy, i posyłamy na wygnanie, i zabieramy majątek, uważając, że nam lepiej będzie tak uczynić, niż nie?
Polos: Tak jest.
Sokrates: Zatem dla dobra wszystko to czynią ci, którzy to czynią.
Polos: Przyznaję.
XXIV. Sokrates: Nieprawdaż, zgodziliśmy się, że jeśli robimy coś dla czegoś innego, nie chcemy tego, co robimy, tylko tego, dla czego to robimy?
Polos: Doskonale.
Sokrates: Zatem nie chcemy mordować ani wyganiać z państwa, ani zabierać mienia po prostu ot tak; tylko jeśliby to było pożyteczne, chcemy to czynić, a jeśli szkodliwe, nie chcemy. Bo rzeczy dobrych chcemy, jak przyznajesz ty, a tych, co ani dobre, ani złe, nie chcemy, ani też rzeczy złych. No nie? Masz to wrażenie, że prawdę mówię, Polosie, czy nie? Czemu nie odpowiadasz?
Polos: Prawdę.
Sokrates: Nieprawdaż, skoro się na to zgadzamy, to jeśli ktoś zabija drugiego albo wygania z miasta, albo zabiera mu mienie, czy to tyran, czy mówca, uważając to za lepsze dla siebie, a to jest właśnie zło, taki przecież robi, co mu się podoba.
Polos: Tak.
Sokrates: A czy i to, czego chce, skoro to jest właśnie zło? Czemu nie odpowiadasz?
Polos: No; nie zdaje mi się, żeby robił to, czego chce.
Sokrates: I czy może być, żeby taki człowiek wiele mógł w tym państwie, jeżeli móc wiele jest czymś dobrym wedle twego przyznania?
Polos: Nie może być.
Sokrates: Zatem prawdę mówiłem, twierdząc, że może człowiek robić w państwie, co mu się podoba, a nie móc wiele ani nie robić tego, czego chce?
Polos: A niby ty sam, Sokratesie, ty byś niby to nie wolał, żeby ci wolno było robić, co ci się podoba w państwie, raczej niż nie, i nie zazdrościłbyś, gdybyś widział, że ktoś albo zabija, kogo mu się podoba, albo zabiera majątek, albo do więzienia w trąca.
Sokrates: Sprawiedliwie mówisz czy niesprawiedliwie?
Polos: Jakkolwiek by postępował, to czyż to w obu wypadkach nie jest godny zazdrości?
Sokrates: Bójże się boga, Polosie!
Polos: Albo co?
Sokrates: Bo ani tym zazdrościć nie należy, którym nie ma czego zazdrościć, ani nędznikom, tylko się litować nad nimi.
Polos: Jak to? Uważasz, że tak stoi sprawa z tymi ludźmi, o których ja mówię?
Sokrates: No, jakżeby nie?
Polos: Więc kto na śmierć skazuje, kogo mu się podoba, a skazuje sprawiedliwie, ten ci się wydaje nędznikiem i politowania godnym?
Sokrates: Mnie nie, ale też i nie ma mu czego zazdrościć.
Polos: Czy żeś dopiero co nie mówił, że to nędznik?
Sokrates: To ten, przyjacielu, który niesprawiedliwie skazuje, i politowania godny do tego, a kto sprawiedliwie, temu nie ma czego zazdrościć.
Polos: Ej, raczej ten, który ginie niesprawiedliwie, jest politowania godny i nędznik.
Sokrates: Mniejszy niż ten, co zabija, Polosie, i mniej niż ten, który sprawiedliwie ginie.
Polos: Jakimże sposobem, Sokratesie?
Sokrates: Takim, że największym złem jest właśnie zadawać krzywdy.
Polos: Ej, czy też to największe? Czy nie większe: znosić?
Sokrates: Bynajmniej.
Polos: Ty może chciałbyś raczej krzywd doznawać, niż je wyrządzać?
Sokrates: Nie chciałbym ja ani jednego, ani drugiego. Ale jeśliby konieczne było albo krzywdę wyrządzić, albo ją ponieść, to wolałbym raczej krzywdę znieść, niż wyrządzić.
Polos: Więc ty byś się tyranem nie zgodził zostać?
Sokrates: Nie, jeśli przez: „być tyranem” rozumiesz to samo, co ja.
Polos: No, ja to rozumiem, co przed chwilą: żeby wolno było człowiekowi w państwie, co mu się tylko spodoba, robić — to: i zabijać, i wypędzać, i wszystko czynić wedle swego mniemania.
XXV. Sokrates: Poczciwa duszo, ja ci coś powiem, a ty mnie chwyć za słowo. Wiesz, gdybym ja tak w tłumie ludzi na rynku wziął nóż pod pachę i powiedział do ciebie: Polosie, mnie się właśnie dostała w udziale jakaś moc i przedziwna władza tyrana. Bo jeśli mi się wyda, że ktoś z tych ludzi tutaj, których widzisz, powinien natychmiast, w tej chwili umrzeć, to umrze, który mi się spodoba. A jeżeli mi się wyda, że któryś z nich powinien mieć łeb rozbity, będzie miał rozbity w tej chwili, a jeśli ma mieć chiton27 rozdarty, będzie rozdarty. Tak wiele ja mogę w tym państwie. Gdybyś mi nie wierzył, pokazałbym ci nóż, a ty byś pewnie, zobaczywszy go, powiedział: Sokratesie, w ten sposób to każdy by mógł mieć wielką moc; choćby nawet i z dymem
Uwagi (0)