Walka o język polski w czasach Odrodzenia - Kazimierz Morawski (książki naukowe online TXT) 📖
Rozprawa Kazimierza Morawskiego, filologa klasycznego i tłumacza dzieł Sofoklesa, a jednocześnie znawcy kultury renesansowej, poświęcona rozwojowi języka polskiego aż do Kochanowskiego włącznie.
Morawski (1852–1925) był prawdziwym miłośnikiem literatury i sztuki Odrodzenia, czemu daje wyraz w publikowanym tu tekście. Szeroko i dogłębnie zarysowany obraz polskiego piśmiennictwa XVI wieku na tle ówczesnej kultury europejskiej jest efektem starannych studiów i analiz badawczych. Walka o język polski w czasach Odrodzenia to jedna z serii znakomitych rozpraw poświęconych Renesansowi autorstwa tego powszechnie uznanego w swoich czasach za autorytet konsultanta naukowego m.in. powieści historycznych Henryka Sienkiewicza.
- Autor: Kazimierz Morawski
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Walka o język polski w czasach Odrodzenia - Kazimierz Morawski (książki naukowe online TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Kazimierz Morawski
Dokładne tedy studjum o kancelarji królewskiej powinno wyśledzić, począwszy od Kazimierza Wielkiego przez wiek piętnasty — coraz większe doskonalenie się łacińskiego języka w urzędowych pismach, następnie określić, jak zwolna w szesnastem stuleciu język polski zaczyna się wdzierać do tejże kancelarji.
Również na odrębne przedstawienie zasługuje wtargnięcie mowy polskiej do szkoły. We wszystkich krajach, w których Odrodzenie bujniejszem zatętniło życiem, zaznaczyła się troska o język narodowy coraz częstszemi rozprawami, które miały wyjaśniać i doskonalić gramatykę i ortografję mów ojczystych. Próbował już około r. 1440 Jakób syn Parkosza, członek wydziału dekretystów w Krakowie, ująć w prawidła polską pisownię i wymyślić „obecado” dla Polaków. Potem nad tą ortografją biedził się w szesnastym wieku Stanisław Zaborowski (r. 1518), Stanisław Murzynowski przy wydaniach katechizmu i Nowego Testamentu Seklucjanowych (1547, 1549, 1551), następnie grafiści nasi z końca szesnastego wieku: Jan Kochanowski, Łukasz Górnicki i Jan Januszowski. Podobnie jak na Zachodzie, wymyślano coraz nowe sposoby, aby wprowadzić jaki taki ład w tę dziedzinę, ułatwić pisanie, druk i czytanie rzeczy polskich.
Tymczasem na gramatykę języka polskiego nie zdobywano się długo. I dziwnym zbiegiem okoliczności pierwszym gramatykarzem polskim został Francuz, Piotr Statorius, który w r. 1556 stanął w Polsce, został nauczycielem protestanckiej szkoły pinczowskiej, a tak przystał do nowej swej ojczyzny, że się nazwał Piotrem Stojeńskim, po polsku wierszem i prozą pisał, i wydał wreszcie gramatykę przyswojonego sobie języka. Około r. 1558 wypracował on plan organizacyjny dla pinczowskiego gimnazjum — gymnasii Pinczoviensis institutio. Otóż w tym planie zajmuje nas to przedewszystkiem, że Statorius wewszystkich czterech klasach tego zakładu wymierzył dość rozległą rolę językowi polskiemu — lingua vernacula. Zalecił on mianowicie przekłady z łaciny na polskie, a naodwrót zadań polskich na łacinę, naukę katechizmu i objaśnianie Listów św. Pawła po polsku. Poszedł zaś w tym kierunku za natchnieniami i wzorami Szwajcarji, zaczerpniętemi ze szkoły w Lausanne13. Uwzględnienie szerokie języka polskiego w szkole było krokiem nadzwyczaj śmiałym. „Jest to — mówi prof. Kot — osobliwość wprost zdumiewająca; przywrócenia takiej roli w szkole doczekał się język polski aż w dwa wieki później, za reformy Stanisława Konarskiego”. Należałoby zaś stwierdzić, czy ta nowość była i pozostała narazie osamotnioną, czy też znalazła jakich naśladowców. Tenże Piotr Statorius wydał w r. 1564 pismo satyryczno-moralizujące, pod tytułem Proteus albo Odmieniec, w którem pod względem nastroju, wiersza i myśli naśladował świeżo wydany poemat Kochanowskiego p. t. Satyr. Zapewne też w pracy nad przekładem brzeskim Biblji, przygotowywanym w Pinczowie, czynny wziął udział.
Wreszcie w r. 1568 ukazała się w Krakowie (u Wierzbięty) Statoriusa Polonicae grammaticae institutio, pierwsza gramatyka polskiego języka. Poświęcił ją autor słynnemu eks-biskupowi, który przystał do obozu innowierców, Andrzejowi Dudyczowi. A miał na celu w pierwszym rzędzie pouczenie cudzoziemców, których mierziła i odstraszała rzekoma „szorstkość sarmackiej mowy”. Mniemali oni, że w polskim języku panuje zupełna anarchja, że w nim żadnych prawideł dostrzec nie można. Zauważyć zaś warto, że zawzięci i jednostronni humaniści widzieli taki bezrząd we wszystkich narodowych językach, nawetwe włoskim14. Życie uważali oni za anarchję, a zato sławili stałe, niewzruszone prawidła uwielbianej przez nich łaciny.
Skromne były w pierwszej ćwierci szesnastego wieku literatury polskiej początki. Potrzeby religijne ją wywoływały, obok tego pojawiały się druki, które na sposób średniowieczny bajką lub moralnemi wywodami miały rozrywać lub budować ludzi. Drukarze z Niemiec przybyli, jak Wietor i Ungler, „wmieszkani, a nie urodzeni Polacy”, szli, jak widzieliśmy, na rękę temu prądowi. Nie będziemy śledzić w szczegółach tego uruchomienia polskich tłoczni; ogólnie twierdzić można, że około r. 1520 i krótko przedtem ważniejsze już objawy w tej dziedzinie stwierdzić zdołamy. Z r. 1522 mamy wydanie (pierwszy druk tego dziełka ukazał się już nieco wcześniej) Żywota Pana Jezu Krysta, napisanego przez Baltazara Opecia. Jest to przekład z łaciny; tłumacz biedzi się z językiem w swej wolnej przeróbce. Przedmowa zwraca się do Elżbiety, królewny polskiej a potem księżnej lignickiej, siostry Zygmunta Starego, co „dla rozmnożenia pisma polskiego, w którem się osobliwie kochała, nakładu nie żałując, ten niniejszy żywot Pana Jezusów wypisać dała”. Obok potrzeby duszy występuje więc tu już druga dążność, patrjotyczna, do „rozmnożenia pisma polskiego”, a to wyrażenie powtarza się odtąd wielokrotnie po starych naszych księgach.
W tych czasach rozwinął także wielką działalność Biernat Lubelczyk15, który w celu tego „rozmnożenia pisma polskiego” tłumaczył wiele utworów obcych, z łacinyi czeszczyzny, a nawet z cerkiewnego języka. Przekładał on modlitwy, ale także ku rozrywce czytelników Żywot Ezopa Fryga mędrca obyczajnego i z przypowieściami jego... Te „rozliczne a znamienite baśni” ukazały się około r. 1522. Wymienimy dalej Rozmowy, które miał król Salomon mądry z Marchołtem grubym a sprośnym, księgę ulubioną średnich wieków, którą w r. 1521 ogłosił w przekładzie z łaciny Jan z Koszyczek. Z r. 1534 wspomnimy wydanie Falimirza O ziołach i mocy ich, zawierające tak gorące uznanie dla wydawcy i drukarza, Unglera, i tegoż Unglera pochwały języka polskiego. W następnym zaś roku 1535 zaczął swoją tak owocną działalność Marcin Bielski. Jego Żywoty filozofów, tłumaczone z czeskiego, ukazały się w tym czasie, a zawierały nietylko szczegóły z życia, lecz także „dowcipne rozumy” czyli zdania mędrców starożytnych. Miało to dziełko także służyć ku rozmnożeniu języka polskiego, którym „przedtem dla trudności jego niewiele pisano” — a było „u Floriana prasowane”, ponieważ Ungler chętnie rzeczy polskie ogłaszał. Bielski, biedząc się wyszukiwaniem wyrazów polskich, odpowiednich dla oddania myśli starożytnej, radził się, jak wyznaje, ludzi uczonych, między innymi Andrzeja z Kobylina, który też dodał do przekładu Bielskiego swoją moralizującą rozprawkę. Ten Andrzej Glaber z Kobylina (w Wielkopolsce) wygłaszał jako mistrz w uniwersytecie krakowskim w latach 1531 — 1542 głównie arystotelesowskie wykłady, a zbaczał także na modus epistolandi Erazma z Roterdamu. W r. 1542 występuje on z tytułem: astrologus ordinarius Universitatis i wydaje wtedy kalendarze (iudicium), opatrywane zwykle wróżbami dla uczniów i mieszkańców Krakowa16. Zasługi jego około popierania i szerzenia języka polskiego były znaczne; on to w r. 1535 porwał się na dzieło historyczne w ojczystym języku, spolszczając rzecz Miechowity De duabus Sarmatiis17; on dalej w tym samym roku przełożył na polskie dziełko średniowieczne, opatrzone powagą i nazwiskiem Arystotelesa, p. t.: Problemata Aristotelis, czyli Gadki o składności członków człowieczych. W formie pytań i odpowiedzi wykładał tu Andrzej w żywym, jędrnym, często rubasznym języku różne problemy z zakresu fizjologji, higjeny i fizjognomiki, a przypisał tę księgę „jako Wielki Polak tej, która z Wielkiej Polski poszła, Hedwidze z Kościelca”, burgrabini krakowskiej. Przedsięwziął tłumacz swą robotę „ku rozmnożeniu nauki w piśmie polskiem”, „aby to było polskiemu językowi jawno, co Grekowie pierwej, potem Łacinnicy skrycie napisali”. Tenże sam Andrzej z Kobylina, który wyraźnie zajmował się żywo ruchem ówczesnego piśmiennictwa, przygotował w r. 1539 druk Żołtarza Dawidowego Walentego Wróbla. W przedmowie łacińskiej zwrócił się do mistrzów teologji w Krakowie, którzy wyjątkowo poparli przekład z Pisma świętego na polskie: powiada mianowicie: quibus monitoribus nunc primum excusum est, eisdem etiam defensoribus prodeat in lucem, ut eorum vultui critico, qui res sacras vernacula lingua imprimi debere negant... libellus ille veluti perfricta fronte sese exhibeat conspiciendum. W dedykacji polskiej do Piotra Kmity pisał mistrz Andrzej, że mistrze krakowscy jemu polecili, „aby za moją pilnością (sc. ten Żołtarz) słusznie a rządnie był sprawion i pismem impressorskiem wyrobion”. Do dalszego ciągu tej przedmowy wrócimy jeszcze później.
Tymczasem wypadnie nam stwierdzić wielką zasługę wydawniczą Andrzeja z Kobylina. Żołtarz, czyli Psałterz Dawidów, należał do najpopularniejszych ksiąg już w średnich wiekach. Kościół nie bronił nawet świeckim czytania tej księgi. Toteż i w polskiem piśmiennictwie przekłady Psałterza były liczne; z czternastego wieku mamy florjański, z piętnastego puławski. W r. 1532 i 1535 ogłosił Wietor tłumaczenie polskie; nastąpiło w r. 1539 wydanie Wróbla, zawierające łaciński tekst i polską przeróbkę. Następnie Rej i A. Trzecieski ogłaszali niektóre psalmy, a towarzysz i sługa Reja, „skrybent polski” Jakób Lubelczyk wydaje w r. 1558 swój całkowity przekład wierszowy, który wyprzedził o lat dwadzieścia arcydzieło Kochanowskiego z r. 1579. Wyliczenie to, nieobejmujące wszystkich prób w tej dziedzinie, świadczy wymownie, jaką poczytnością pieśni Dawidowe się cieszyły i dawniej, i w pełni Odrodzenia. We Francji słynny poeta protestancki Clément Marot dokonał z Psałterzem tego, czego u nas dokonał Kochanowski. A jak się spoufalono z tym przekładem we Francji, jak się zżyto z tą poezją Dawida, poświadcza dziwaczny i jaskrawy szczegół, że słynna Diane de Poitiers, kochanka króla francuskiego Henryka II, tańczyła na balach dworskich śpiewając psalm De profundis, którego słowa Marot przystosował dla niej do muzyki ulubionego wówczas tańca, tak zwanej Volty!
Słusznem też zapewne jest zdanie Wiszniewskiego, iż psałterze przyczyniły się do usposobienia i przygotowania języka polskiego na wzloty wyższe w dziedzinie poezji. Jakób Lubelczyk nietylko Psałterz w wiersze ubrał, ale także był autorem rozmaitych pieśni religijnych, które „piosneczkami nadobnemi” nazywał. Żarliwy ten ewangelik opatrywał przytem psalmy i pieśni nutami, albowiem miał żywą „chuć ku muzyce”, która za Zygmuntów doznawała opieki ze strony dworu i społeczeństwa.
Wspomnieliśmy tak kilka druków ważniejszych z zarania szesnastego wieku. Piśmiennictwo to głównie z religji czerpie natchnienia, lub pracuje pod hasłem uszlachetnienia ludzkości. W następnych latach idzie w tym samym kierunku, rozwija się bujnie i postępuje naprzód. Rok 1543 bywa uważany za epokowy w wzmożeniu się tego rozwoju. Reformacyjne natchnienia i spory wysuwają się na pewien czas na czoło. Żywe poczucie i potrzeby religijne od r. 1551 wywoływają z kolei cały szereg przekładów Biblji. Potem od r. 1550 aż do r. 1570 budzi się wskutek ożywionego życia politycznego między szlachtą bogata literatura polityczna18. Publicystyka wywoływa w tych latach całe szeregi traktatów i książek. W końcu wreszcie tego okresu i w następnych latach po r. 1570 pojawiają się już czysto literackie utwory, nie wyłącznie natchnione chęcią pouczania, moralizowania, nawracania, lecz poczęte w głębi duszy autorów, wysnuwające z przeżyć, czy radosnych czy bolesnych, pieśń i zwierzenia. Na ten ostatni stopień rozwoju wprowadza literaturę Kochanowski.
Łacina jeszcze nie zanika; jeżeli przyznaje polszczyźnie pewną równorzędność, nawet większe prawa, to stara się ona w niektórych zakresach osadzić mocno i dla siebie te dziedziny wyłączyć. Jeżeli do tego czasu słyszeliśmy pewne odgłosy walki między dwoma językami, to walka ta w następnych czasach mimo rosnącej samowiedzy polszczyzny nie wstaje i w wielu szczegółach się znaczy. Znaczy się więc w napominaniu do pokonywania trudności w polskim języku, w napominaniu do szanowania tego języka, w pewnej nieśmiałości autorów piszących w ojczystej mowie, a wreszcie w wyrzekaniu innych na zachłanność polszczyzny. Wyrzekano niekiedy na grubość języka polskiego, jego rubaszność; mówiono o nieforemności, niesposobności i „zatrudnieniu” naszej mowy, która na dworskie mówienie, t. j. pewną wykwintność stylu i wysłowienia, długo zebrać się nie mogła. Nikt tak często o tych niedomaganiach polszczyzny nie wspominał, jak ten, który często z niemi się zmagał, a często ich zmóc nie zdołał, — Mikołaj Rej.
Więc jeżeli w pierwszej połowie szesnastego wieku napotykaliśmy tak często wyznania autorów i drukarzy, że do rozmnożenia pisma polskiego chcieliby się przyczynić, to około połowy stulecia i w drugiej jego połowie napominania, aby Polacy język swój narodowy gorliwszą otaczali opieką, bynajmniej nie milkną, lecz powtarzają się z niemniejszą natarczywością. Snują się one przez wszystkie Reja utwory. W Postylli z r. 1557 jest pełno tych upominań; biada tu Rej nad „czartowskiem” zgnieceniem języka polskiego w kościele, „aby temu prostaczkowie zrozumieć nie mogli”; nad tem, że w kościele katolickim „pienie kościelne i pisma i inne nauki rozlicznemi języki były szafowane”, tylko nie polskim. Przypomnieć warto że w protestanckim obozie często się upominano o wprowadzenie języka narodowego nawet do liturgji, jak to czynił między innymi Modrzewski; że kościół tam uchodził za głównego wroga narodowych języków, z których używania w sprawach religji miały rzekomo wypływać herezje19. Szlachta skarżyła się na jednym sejmiku ówcześnie: „ta też nam się wielka krzywda widzi od księży, albowiem każdy naród ma w swym języku pisma, a namksięża każą głupimi być”. Rej w Postylli swej usiłował przekonać króla, że z częstszego używania mowy polskiej wypadnie wielka chwała i korzyść Bogu, królowi i społeczeństwu20. W Wizerunku z r. 1558 czytamy znów skargę: „Niedbalszych ludzi niemasz jako Polacy, a coby się w swym języku mniej kochali”. — Wreszcie w Żywocie z r. 1568 znowu czytamy: „wszyscy narodowie językiem swym pisali; jednochmy w swym języku prawie zadrzemali”. Szereg tych utyskiwań moglibyśmy pomnożyć wypisami z innych pisarzy.
Zaczynała się od połowy panowania Zygmunta zwolna poprawa. Ale ci, co po polsku pisali, poczuwają się do obowiązku usprawiedliwiania swego śmiałego kroku. Pewna nieśmiałość autorów często jest widoczna. Uderza aż do połowy wieku ukrywanie nazwisk pisarzy w tytułach pod pseudonimami albo inicjałami. Ani Bielski, ani nawet Rej częstokroć nie wypisywali własnego nazwiska, lub początkowemi literami nieco je przysłaniali. W pismach poruszających sprawy i rozterki religijne taka ostrożność była może potrzebną. A z drugiej strony w materjach religijnych i polemice religijnej język polski się zalecał, jeżeli autor chciał wśród szerszej publiczności znaleźć oddźwięk i zrozumienie. Dlatego też Marcin Kromer, autor piszący
Uwagi (0)