Darmowe ebooki » Rozprawa » Nędza filozofii - Karol Marks (czytelnia online za darmo .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Nędza filozofii - Karol Marks (czytelnia online za darmo .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Karol Marks



1 ... 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28
Idź do strony:
go rodzi nieustannym zaprzeczaniem samej siebie.

Rodowód monopolu jest jego usprawiedliwieniem. Monopol jest naturalnym przeciwstawieniem konkurencji; ale odkąd konkurencja staje się konieczna, zawiera w sobie ideę monopolu, ponieważ monopol jest naturalnym siedliskiem każdej z konkurujących jednostek”.

Cieszymy się z p. Proudhonem, że może przynajmniej choć raz dobrze zastosować swoją formułę tezy i antytezy. Każdemu wiadomo, że monopol nowoczesny został zrodzony przez konkurencję.

Co się tyczy treści, p. Proudhon snuje poetyckie obrazy. Konkurencja tworzyła „z każdego podpodziału pracy rodzaj odrębnego państwa, w którym każdy osobnik utrzymywał swą siłę i niezależność”. Monopol jest „siedliskiem każdej konkurującej jednostki”. Państwo warte przynajmniej siedliska.

P. Proudhon mówi o tylko monopolu nowoczesnym, zrodzonym przez konkurencję. Ale każdemu wiadomo, że konkurencję zrodził monopol feudalny. Pierwotnie zatem konkurencja była przeciwieństwem monopolu, a nie monopol przeciwieństwem konkurencji. A więc nowoczesny monopol nie jest prostą antytezą; przeciwnie, jest on prawdziwą syntezą.

Teza: Monopol feudalny, poprzedzający konkurencję.

Antyteza: Konkurencja.

Synteza: Monopol nowoczesny, który jest zaprzeczeniem monopolu feudalnego, o ile zakłada panowanie konkurencji, i który jest zaprzeczeniem konkurencji, o ile jest monopolem.

Więc monopol nowoczesny, monopol burżuazyjny jest monopolem syntetycznym, zaprzeczeniem zaprzeczenia, jednością sprzeczności. Jest to monopol w stanie czystym, normalnym, racjonalnym. P. Proudhon jest w sprzeczności ze swą własną filozofią, skoro uważa monopol burżuazyjny za monopol w stanie pierwotnym, prostym, sprzecznym, spazmatycznym. P. Rossi119, którego p. Proudhon przytacza kilka razy w kwestii monopolu, zdaje się lepiej pojmować syntetyczny charakter monopolu burżuazyjnego. W swoim Cours d’economie politique rozróżnia monopole sztuczne i naturalne. Monopole feudalne, mówi on, są sztuczne, tj. arbitralne; monopole burżuazyjne są naturalne, tj. racjonalne.

Monopol jest dobrą rzeczą, rezonuje p. Proudhon, ponieważ jest to kategoria ekonomiczna, emanacja „nieosobowego rozumu ludzkości”. Konkurencja jest również dobrą rzeczą, ponieważ i ona także jest kategorią ekonomiczną. Ale co nie jest dobre, to konkretna forma monopolu i konkurencji. A jeszcze gorsze jest to, że konkurencja i monopol nawzajem się pożerają. Co robić? Szukać syntezy tych dwóch wiecznych myśli, wyrwać ją z łona Boga, gdzie spoczywa od niepamiętnych czasów.

W życiu praktycznym znajdujemy nie tylko konkurencję, monopol i ich wzajemny antagonizm, ale także ich syntezę, która nie jest formułą, lecz ruchem. Monopol wytwarza konkurencję, konkurencja wytwarza monopol. Monopoliści współzawodniczą między sobą, współzawodniczący stają się monopolistami. Jeśli monopoliści ograniczają konkurencję pomiędzy sobą przez częściowe asocjacje, konkurencja wzrasta między robotnikami; a im bardziej wzrasta masa proletariuszy w stosunku do monopolistów pewnego narodu, tym zacieklejsza staje się konkurencja między monopolistami różnych narodów. Syntezą tego jest więc to, że monopol może się utrzymać tylko przy ciągłej walce konkurencyjnej.

Ażeby dialektycznie uzasadnić przejście do podatków, które następują po monopolu, p. Proudhon mówi nam o geniuszu społecznym, który, przeszedłszy nieustraszenie swoją drogę zygzakami, „idąc krokiem pewnym, bez żalu i wahania, doszedłszy do załomu monopolu, rzuca poza siebie wzrok melancholijny, a po głębokim namyśle opodatkowuje wszystkie przedmioty produkcji i stwarza całą organizację administracyjną, aby wszystkie stanowiska zostały oddane proletariatowi i opłacane przez ludzi monopolu”.

Co powiedzieć o tym geniuszu, który na czczo spaceruje? I co powiedzieć o tej przechadzce, która ma za cel zniszczyć burżuazję podatkami, podczas kiedy podatki właśnie dostarczają burżuazji środków do utrzymania się jako klasie panującej?

Aby dać niejakie pojęcie o sposobie, w jaki p. Proudhon traktuje szczegóły ekonomiczne, wystarczy powiedzieć, że według niego podatek konsumpcyjny ustanowiono z myślą o równości i niesieniu pomocy proletariatowi.

Podatek konsumpcyjny rozwinął się na dobre dopiero od czasu zwycięstwa burżuazji. W rękach kapitału przemysłowego, to jest bogactwa umiarkowanego i oszczędnego, które się utrzymuje, odtwarza i powiększa przez bezpośredni wyzysk pracy, podatek konsumpcyjny był środkiem wyzyskiwania lekkomyślnego, wesołego, rozrzutnego bogactwa wielkich panów, zajmujących się tylko spożywaniem. Jakub Steuart120 bardzo dobrze przedstawił pierwotny cel podatku konsumpcyjnego w swoich Inquiry into the principles of political economy, które ogłosił na dziesięć lat przed Adamem Smithem.

„W prawdziwej monarchii — powiada — władcy zdają się z zazdrością patrzeć na wzrost bogactw i dlatego nakładają podatki na tych, którzy bogacą — podatki na produkcję. Przy rządzie konstytucyjnym podatki spadają zwykle na tych, którzy biednieją — podatki konsumpcyjne. Tak więc monarchowie nakładają podatki na przemysł... na przykład podatek pogłówny i od majątku (taille) są proporcjonalne do przypuszczalnego bogactwa płacących ten podatek. Każdy jest opodatkowany według zysku, jaki przypuszczalnie otrzymuje. Rządy konstytucyjne zwykle nakładają podatki konsumpcyjne. Każdy jest opodatkowany w stosunku do swoich wydatków”.

Co do logicznego następstwa podatków, bilansu handlowego i kredytu — w rozumie p. Proudhona — zauważymy tylko, że burżuazja angielska, doszedłszy pod Wilhelmem Orańskim121 do władzy politycznej, stworzyła natychmiast nowy system podatków, kredyt publiczny i system ceł ochronnych, gdy tylko była w stanie swobodnie rozwijać warunki swego istnienia.

Ten przegląd wystarczy, aby dać czytelnikowi prawdziwe pojęcie o elukubracjach122 p. Proudhona o policji albo o podatkach, o kredycie, o bilansie handlowym, o komunizmie i o ludności. Nie wierzymy, aby nawet najpobłażliwsza krytyka mogła poważnie rozpatrywać te rozdziały.

IV. Własność gruntowa albo renta

W każdej epoce historycznej własność się rozwijała inaczej i w szeregu zupełnie odmiennych stosunków społecznych. Określić więc własność burżuazyjną nie jest to nic innego jak przedstawić wszystkie stosunki społeczne produkcji burżuazyjnej.

P. Proudhon, który pozornie niby mówi o własności w ogóle, rozpatruje tylko własność ziemską, rentę gruntową.

„Pochodzenie renty, tak jak i własności jest, można by powiedzieć, poza ekonomią: kryje się w pojęciach psychologicznych i moralnych, które mają bardzo odległy związek z wytwarzaniem bogactw” (t. II, str. 265).

W ten sposób p. Proudhon uznał się za niezdolnego do zrozumienia ekonomicznego pochodzenia renty i własności. Przyznaje, że ta niezdolność zmusza go do uciekania się do pojęć psychologicznych i moralnych, które, chociaż mają bardzo odległy związek z wytwarzaniem bogactw, mają jednak bardzo bliski związek z ciasnotą jego poglądów historycznych. P. Proudhon twierdzi, że pochodzenie własności ma w sobie coś mistycznego i tajemniczego. Otóż gdy widzi się tajemnicę w pochodzeniu własności, to jest przekształca w tajemnicę stosunek samej produkcji do podziału narzędzi produkcji, czyż nie jest to, mówiąc językiem p. Proudhona, zrzeczenie się wszelkiej pretensji do nauki ekonomicznej?

P. Proudhon „ogranicza się do przypomnienia, że w siódmej epoce rozwoju ekonomicznego — w epoce kredytu — kiedy fikcja zastąpiła rzeczywistość, a działalności ludzkiej zagrażało rozpłynięcie się w pustce, stało się konieczne silniej związać człowieka z naturą; otóż renta była ceną tego nowego kontraktu” (t. II, str. 265).

Człowiek o czterdziestu talarach123 przeczuł, że zjawi się p. Proudhon: „Wolno Panu, panie Stwórco, każdy jest panem w swoim świecie; ale nie wmówi Pan we mnie nigdy, że ten, w którym żyjemy, jest ze szkła”124. W Pańskim świecie, gdzie kredyt był środkiem do rozpłynięcia się w pustce, bardzo to być może, że własność stała się potrzebna, aby związać człowieka z naturą. W świecie rzeczywistej produkcji, gdzie własność ziemska zawsze poprzedza kredyt, horror vacui125 p. Proudhona nie mógł istnieć.

Skoro przyjęto istnienie renty, jakiekolwiek zresztą byłoby jej pochodzenie, to staje się ona przedmiotem uzgodnień i umowy między dzierżawcą a właścicielem ziemskim. Jakiż jest wynik tych uzgodnień, innymi słowy: jaka jest przeciętna wysokość renty? Oto, co mówi p. Proudhon:

„Teoria Ricarda odpowiada na to pytanie. Gdy społeczeństwo zaczynało się formować, gdy człowiek, nowicjusz na ziemi, miał przed sobą niezmierzone obszary lasów i ziemi, a przemysł zaczynał dopiero powstawać, renta wówczas jeszcze nie istniała. Ziemia, jeszcze nie obrobiona, była rzeczą mającą użyteczność, ale nie była wartością wymienną; była wspólna, ale nie społeczna. Z czasem rozmnożenie się rodzin i postęp rolnictwa spowodowały, że nauczono się cenić ziemię. Praca nadała gruntowi wartość i stąd powstała renta. Pole dające więcej plonów przy jednakowej ilości pracy było bardziej cenione; stąd też dążeniem właścicieli było zawsze zagarnąć całość produktów z gruntu, potrąciwszy płacę farmera, tj. koszty produkcji. W ten sposób własność idzie w ślad za pracą, aby zagarnąć z produktu to wszystko, co przewyższa rzeczywiste koszty. Ponieważ właściciel wypełnia mistyczny obowiązek i jest przedstawicielem ogółu względem poddanego (colonus), to poddany według planów Opatrzności jest tylko odpowiedzialnym robotnikiem, który powinien zdawać rachunek przed społeczeństwem ze wszystkiego, co zbierze ponad należną z prawa płacę. W swej istocie i przez swe przeznaczenie renta jest narzędziem sprawiedliwości dzielącej produkty, jednym z tysiąca środków, którymi posługuje się geniusz ekonomiczny, aby osiągnąć równość. Jest to olbrzymi kataster126, sporządzony z przeciwnych punktów widzenia przez właścicieli i farmerów, bez możliwości kolizji, w wyższym celu; jego ostatecznym rezultatem powinno być zrównanie przemysłowców i rolników pod względem władania ziemią. Potrzeba było tej magicznej siły własności, aby wydrzeć poddanemu nadwyżkę produktu, której nie mógł nie uważać za swoją, a siebie za jej wyłącznego twórcę. Renta albo, lepiej powiedziawszy, własność złamała egoizm rolniczy i stworzyła solidarność, której żadna moc, żaden podział ziemi nie mógłby zrodzić... Obecnie, gdy własność wywarła swój wpływ moralny, pozostaje jeszcze dokonać podziału renty”.

Cała ta nawałnica słów sprowadza się do następującej rzeczy: Ricardo mówi, że nadwyżka ceny produktów rolnych nad kosztami ich produkcji wraz z zyskiem i zwykłym procentem od kapitału jest miarą renty. P. Proudhon lepiej sobie poczyna. Każe zjawić się właścicielowi jako Deus ex machina127, który wydziera poddanemu całą nadwyżkę produktów ponad koszty produkcji. Posługuje się interwencją właściciela, aby wyjaśnić własność, a interwencją rentiera, aby wyjaśnić rentę. Odpowiada na pytanie, stawiając to samo pytanie i powiększając je jeszcze o jedną sylabę.

Zauważmy jeszcze, że oznaczając rentę różnicą urodzajności ziemi, p. Proudhon daje nowe jej pochodzenie, ponieważ ziemia, zanim była oceniana według rozmaitych stopni urodzajności, „nie była” — według niego — „wartością wymienną, ale była wspólna”. Cóż się stało z tą fikcją renty, która się zrodziła z potrzeby sprowadzenia do ziemi człowieka, który miał się zgubić w nieskończoności próżni?

Pozbawmy teraz doktrynę Ricarda opatrznościowych, alegorycznych i mistycznych frazesów, w które starał się ją owinąć p. Proudhon.

Renta, według Ricarda, jest własnością gruntową w ustroju burżuazyjnym, to jest własnością feudalną, która podpadła pod warunki produkcji burżuazyjnej.

Widzieliśmy, że według doktryny Ricarda cena wszystkich przedmiotów jest ostatecznie oznaczana przez koszty produkcji włącznie z zyskiem przemysłowca, innymi słowy, przez zużyty czas roboczy. W manufakturze cena produktu otrzymanego za pomocą najmniejszej ilości pracy reguluje cenę wszystkich innych towarów tego samego rodzaju, zakładając, że można mnożyć do nieskończoności najtańsze i najwydatniejsze narzędzia produkcji i że jedynie wolna konkurencja ustanawia cenę rynkową, to jest wspólną cenę dla wszystkich produktów tego samego rodzaju.

W przemyśle rolniczym dzieje się przeciwnie; tu cena produktu otrzymanego przez największą ilość pracy ustanawia cenę wszystkich produktów tego samego rodzaju. Przede wszystkim nie można tu jak w manufakturze pomnażać dowolnie narzędzi produkcji o tym samym stopniu produkcyjności, to jest gruntów z jednakowym stopniem urodzajności. Następnie, w miarę tego jak ludność wzrasta, dochodzi się do uprawy ziemi gorszego gatunku lub do robienia nowych nakładów kapitału na tenże sam grunt, nakładów stosunkowo mniej produkcyjnych niż pierwsze. W jednym i drugim wypadku zużywa się większą ilość pracy, aby otrzymać stosunkowo mniej produktu. Ponieważ potrzeby ludności zrodziły konieczność tej dodatkowej pracy, to produkt ziemi uprawianej większym kosztem znajduje dla siebie zbyt na równi z produktem ziemi uprawianej mniejszym kosztem. Konkurencja wyrównuje ceny rynku, a więc produkt lepszego gruntu będzie się sprzedawać po takiej samej cenie jak produkt gorszego gruntu. I ta nadwyżka ceny produktów lepszego gruntu nad kosztami ich produkcji stanowi rentę. Gdyby można było mieć zawsze do rozporządzenia grunty o tym samym stopniu urodzajności, gdyby można było, jak w manufakturze, uciekać się zawsze do maszyn tańszych i bardziej wydajnych, albo gdyby następne wkłady kapitału przynosiły tyle co i pierwsze, wtedy cena produktów rolnych byłaby określana według ceny tych produktów, które zostały wytworzone za pomocą najlepszych narzędzi produkcji, jak to widzieliśmy przy cenie produktów manufaktury. Ale wtedy renta by zniknęła.

Aby doktryna Ricarda była ogólnie prawdziwa, trzeba, aby kapitały można było swobodnie stosować do rozmaitych gałęzi przemysłu; aby silnie rozwinięta konkurencja między kapitalistami doprowadziła do jednakowych zysków; aby farmer był tylko kapitalistą przemysłowym, który żąda za włożenie swego kapitału w gorsze grunty zysku równego zyskowi, jaki by osiągnął, włożywszy swój kapitał w jakąkolwiek manufakturę; aby uprawa rolna była prowadzona w systemie wielkoprzemysłowym; na koniec, aby właściciel ziemi miał na widoku jedynie dochód pieniężny.

Może się zdarzyć, jak w Irlandii, że renta jeszcze nie istnieje, choć system farm doszedł tam do wysokiego stopnia rozwoju. Renta, będąc nadwyżką nie tylko nad płacą roboczą, ale i nad zyskiem przemysłowym, nie mogłaby istnieć tam, gdzie dochód właściciela powstaje tylko z nieopłaconej pracy robotnika.

Zatem renta nie zamienia farmera w prostego robotnika i nie „wydziera poddanemu nadwyżki produktu, której on nie może nie uważać za swoją”, ale właścicielowi ziemskiemu — zamiast niewolnika, poddanego, chłopa czynszowego, pracownika najemnego — przeciwstawia kapitalistę przemysłowego. Własność ziemska, raz doszedłszy do fazy renty, może dawać jako dochód, jak i dawniej, tylko nadwyżkę ponad ogólne koszty produkcji, z tą jednak różnicą, że teraz ogólne koszty produkcji stanowi nie tylko płaca robocza, ale i zysk kapitalisty. A więc to właścicielowi ziemskiemu wydarła renta część jego dochodu. Toteż upłynął długi czas, zanim feudalnego farmera zastąpił przemysłowy kapitalista. W Niemczech, na przykład, ta przemiana zaczęła się dopiero w ostatnich trzydziestu latach XVIII wieku. Tylko w Anglii ten stosunek między kapitalistą przemysłowcem a właścicielem ziemskim rozwinął się w pełni.

Dopóki byli tylko chłopi-poddani p. Proudhona, dopóty nie było renty. Odkąd powstaje renta, poddany przestaje być dzierżawcą, a staje się

1 ... 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28
Idź do strony:

Darmowe książki «Nędza filozofii - Karol Marks (czytelnia online za darmo .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz