Nędza filozofii - Karol Marks (czytelnia online za darmo .TXT) 📖
Wydana w 1847 Nędza filozofii stanowi krytykę poglądów ekonomicznych i filozoficznych francuskiego anarchisty Pierre'a Proudhona wyrażonych w książce System sprzeczności ekonomicznych, czyli filozofia nędzy. Rzeczowo, a przy tym uszczypliwie analizując argumenty Proudhona, Marks przedstawia podstawy własnych teorii, które później rozwinął w Kapitale.
W niniejszym wydaniu razem z Nędzą filozofii zamieszczono kilka innych tekstów Marksa. Pierwszy z nich to mowa O wolnym handlu, wygłoszona w Towarzystwie Demokratycznym w Brukseli w związku ze zniesieniem w Anglii ceł na zboże. Przystępne omówienie podstaw ekonomii politycznej, jakim jest Praca najemna i kapitał, powstało na podstawie wykładów Marksa w Niemieckim Towarzystwie Robotniczym i ukazywało się drukiem w kolejnych numerach „Neue Rheinische Zeitung” do czasu zamknięcia tej gazety przez władze. Tekst zatytułowany Proudhon zawiera ocenę dorobku tego autora, dokonaną po jego śmierci na prośbę redakcji jednego z lewicowych pism.
- Autor: Karol Marks
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Nędza filozofii - Karol Marks (czytelnia online za darmo .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Karol Marks
Kiedy p. Proudhon mówił o serii w rozumie, o logicznym następstwie kategorii, zaznaczał, że nie chce nam dawać historii według porządku czasu, to jest, zdaniem p. Proudhona, według tego następstwa historycznego, w którym kategorie się przejawiały. Wszystko to dla niego działo się w czystym eterze rozumu. Wszystko powinno było z tego eteru wypływać za pomocą dialektyki. Teraz, kiedy w praktyce trzeba użyć tej dialektyki, rozum odmawia mu posłuszeństwa. Dialektyka p. Proudhona robi fałszywy skok ku dialektyce Hegla i oto p. Proudhon jest zmuszony przyznać, że porządek, w jakim nam daje kategorie ekonomiczne nie jest porządkiem, w jakim one powstają jedna z drugiej. Rozwój ekonomiczny nie jest rozwojem samego rozumu.
Cóż więc daje nam p. Proudhon? Czy historię rzeczywistą, czyli, w jego mniemaniu, następstwo, według którego kategorie przejawiały się w porządku czasowym? Nie. Czy historię, jak ona zachodzi w samej idei? Bynajmniej. Nie daje więc ani ich zwykłej, ani ich świętej historii.
Jaką w takim razie historię nam daje? Historię swych własnych sprzeczności. Zobaczmy, jak idą te sprzeczności i jak ciągną za sobą p. Proudhona.
Przed rozpoczęciem tego badania, które będzie przedmiotem szóstej ważnej uwagi, zrobimy jeszcze jedną, mniej ważną.
Przypuśćmy wraz z p. Proudhonem, że rzeczywista historia, historia według porządku czasu jest następstwem historycznym, w którym przejawiały się idee, kategorie, zasady.
Każda zasada miała swój wiek, w którym występowała: np. zasada władzy miała wiek XI, a zasada indywidualizmu wiek XVIII. Z tego wynika, że wiek należał do zasady, a nie zasada do wieku. Innymi słowy, zasada stwarza historię, a nie historia zasadę. Jeżeli dla ocalenia tak zasady, jak i historii, zapytamy, czemu taka to zasada przejawiła się w XI lub XVIII, a nie innym wieku, to będziemy zmuszeni zbadać szczegółowo, jacy byli ludzie w XI, a jacy w XVIII wieku, jakie były ich potrzeby, jakie siły wytwórcze, sposób produkcji, surowce do produkcji, na koniec jakie były stosunki ludzi, z których wynikały wszystkie te warunki istnienia. Zgłębić wszystkie te kwestie, czyż nie jest to napisać rzeczywistą, zwykłą historię ludzi każdego wieku, przedstawiając ich zarazem jako aktorów i autorów swego własnego dramatu? Ale od chwili przedstawienia ludzi jako autorów i aktorów ich własnej historii, okrężną drogą przybyliśmy do prawdziwego punktu wyjścia, ponieważ porzuciliśmy wieczne zasady, z których wyszliśmy z początku.
P. Proudhon nie posunął się nawet na tyle tą boczną ścieżką, którą kroczy ideolog, aby się dostać na wielką drogę historii.
Uwaga szósta
Pójdźmy za p. Proudhonem tą boczną ścieżką.
Przypuśćmy, że stosunki ekonomiczne, rozpatrywane jako niezmienne prawa, wieczne zasady, kategorie idealne, istniały przed czynnymi, działającymi ludźmi, przypuśćmy, że te prawa, te zasady, te kategorie drzemały od początku czasu „w nieosobowym rozumie ludzkości”. Widzieliśmy, że ze wszystkimi tymi niezmiennymi, niewzruszonymi wiecznościami nie ma historii, co najwyżej mamy historię w idei, czyli historię, która się odbija w dialektycznym ruchu czystego rozumu. P. Proudhon, mówiąc, że w ruchu dialektycznym idee już się nie różnicują, wymazał cień ruchu i ruch cieni, za pomocą których można by było jeszcze stworzyć chociaż jakiś pozór historii. Zamiast tego przypisuje on historii swoją własną bezsilność. Obwinia wszystko, nawet język francuski. „Wyrażenie, że coś powstaje, tworzy się, nie jest dokładne — mówi p. Proudhon-filozof — w cywilizacji, jak we wszechświecie, wszystko istnieje, wszystko działa od wieków. To samo dzieje się i w ekonomii społecznej” (t. II, str. 102).
Siła wytwórcza sprzeczności, które działają i każą p. Proudhonowi działać, jest tak wielka, iż chcąc wytłumaczyć historię, zmuszony jest jej zaprzeczyć, iż chcąc wytłumaczyć kolejne pojawianie się stosunków społecznych, zaprzecza, aby cokolwiek mogło się pojawiać, iż chcąc wytłumaczyć produkcję ze wszystkimi jej fazami, zaprzecza, aby cokolwiek mogło być wytwarzane.
I tak dla p. Proudhona nie istnieje ani historia, ani następstwo myśli, a jednak jego książka wciąż istnieje, i ona właśnie jest, według jego wyrażenia, „historią według kolejności idei”. Jak odnaleźć formułę — bo p. Proudhon jest człowiekiem formuł — która pozwala jednym susem przeskoczyć wszystkie te sprzeczności?
W tym celu wynalazł on nowy rozum, który nie jest ani rozumem absolutnym, czystym i dziewiczym, ani też zwykłym rozumem ludzi czynnych i działających w różnych wiekach, ale rozumem szczególnym, rozumem społeczeństwa-osoby, podmiotu-ludzkości, który pod piórem p. Proudhona występuje czasami także jako „geniusz społeczny”, „rozum powszechny” i w końcu jako „rozum rodzaju ludzkiego”. Ten rozum, przystrojony tyloma nazwami, zdradza się jednak co chwila jako indywidualny rozum p. Proudhona ze swoimi dobrymi i złymi stronami, ze swymi antidotami i zadaniami.
„Rozum ludzki nie stwarza prawdy”, ukrytej w głębokościach absolutnego, wiecznego rozumu. Może ją tylko odkryć. Ale prawdy dotąd odkryte są niezupełne, niewystarczające, a zatem i sprzeczne. Kategorie ekonomiczne, które są prawdami odkrytymi, odsłoniętymi przez rozum ludzki, przez geniusz społeczny, są również niezupełne i noszą w sobie zarodek sprzeczności. Przed p. Proudhonem geniusz społeczny widział tylko przeciwstawne sobie żywioły, a nie syntetyczną formułę, ukryte, tak żywioły, jak i formuła, jednocześnie w absolutnym rozumie. A ponieważ stosunki ekonomiczne urzeczywistniają na ziemi te niewystarczające prawdy, te niezupełne kategorie, te sprzeczne pojęcia, zatem są sprzeczne same w sobie, posiadają dwie strony, złą i dobrą.
Odkryć prawdę zupełną, pojęcie w całej pełni, formułę syntetyczną, która by zniosła antynomię — oto zadanie geniusza społecznego. To nam także tłumaczy, dlaczego w iluzji p. Proudhona tenże geniusz społeczny był popychany od jednej kategorii do drugiej i nie mógł, mimo całej baterii kategorii, wyrwać Bogu, absolutnemu rozumowi, żadnej formuły syntetycznej.
„Najpierw społeczeństwo (geniusz społeczny) ustanawia pierwszy fakt, pierwszą hipotezę... prawdziwą antynomię, której przeciwne sobie rezultaty rozwijają się w ekonomii politycznej w taki sam sposób, w jaki wnioski z tej antynomii mogły być wyprowadzone w rozumie; tak, że ruch przemysłowy, postępując we wszystkim za dedukcją idei, dzieli się na dwa kierunki, jeden — skutków pożytecznych, drugi — szkodliwych... Aby harmonijnie ukonstytuować tę dwustronną zasadę i aby rozwiązać tę antynomię, społeczeństwo tworzy drugą, za nią trzecią, i taka będzie droga geniuszu społecznego, dopóki nie wyczerpią się wszystkie jego sprzeczności — przypuszczam, ale to nie jest dowiedzione, że sprzeczność w ludzkości będzie miała swój kres — i geniusz powróci jednym skokiem do swoich dawnych założeń i rozwiąże w jednej formule wszystkie swoje zadania” (t. I, str. 135).
Jak przedtem antyteza przemieniła się w antidotum, tak teraz teza staje się hipotezą. Ta zmiana wyrażeń u p. Proudhona już nas nie zadziwia. Rozum ludzki, bynajmniej nie czysty, lecz ograniczony bardzo ciasnym widnokręgiem, spotyka na każdym kroku nowe zadanie do rozwiązania. Każda nowa teza, którą odkrywa w absolutnym rozumie i która jest przeczeniem pierwszej tezy, staje się dla niego syntezą, którą przyjmuje naiwnie jako rozwiązanie danego zadania. Tak to męczy się ten rozum w ciągle nowych sprzecznościach, dopóki nie znajdzie się u ich końca i nie spostrzeże, że wszystkie jego tezy i syntezy są tylko sprzecznymi hipotezami. W swoim zakłopotaniu „rozum ludzki, geniusz społeczny jednym skokiem powraca do swoich dawnych założeń i jedną formułą rozwiązuje wszystkie swe zadania”. Ta jedyna formułka, powiedzmy mimochodem, stanowi prawdziwe odkrycie p. Proudhona. Jest nią wartość ukonstytuowana.
Hipotezy stawia się tylko w pewnym określonym celu. Celem, który sobie postawił na pierwszym miejscu geniusz społeczny, przemawiający przez usta p. Proudhona, jest usunięcie zła z każdej kategorii ekonomicznej, a zachowanie jej stron dodatnich. Dla niego dobrem, najwyższym dobrem, prawdziwie praktycznym celem jest równość. A dlaczego geniusz społeczny przekłada równość nad nierówność, braterstwo, katolicyzm albo jakąś inną zasadę? Ponieważ „ludzkość urzeczywistniła jedną po drugiej tyle oddzielnych hipotez, mając na widoku jedną, najwyższą hipotezę”, a tą jest właśnie równość. Innymi słowy: dlatego że równość jest ideałem p. Proudhona. Wyobraża on sobie, że podział pracy, kredyt, warsztat, że wszystkie ekonomiczne stosunki zostały wynalezione tylko w tym celu, aby przynieść korzyść równości, a jednak ostatecznie przynosiły jej zawsze szkodę. Ponieważ historia i fikcja p. Proudhona sobie przeczą, z tego on wnioskuje, że jest sprzeczność. Jeżeli jest tu sprzeczność, tylko między jego idée fixe100 a rzeczywistym ruchem historycznym.
Odtąd dobrą stroną ekonomicznego stosunku jest ta, która umacnia równość, złą zaś ta, która jej przeczy, a umacnia nierówność. Każda nowa kategoria jest hipotezą geniusza społecznego wytworzoną w celu usunięcia nierówności zrodzonej przez poprzednią hipotezę. Jednym słowem, równość jest pierwotną intencją, mistycznym dążeniem, opatrznościowym celem, który geniusz społeczny ma ciągle przed oczami, obracając się w kółku sprzeczności ekonomicznych. Tak więc Opatrzność jest lokomotywą, która porusza szybciej bagaż ekonomiczny p. Proudhona niż jego czysty i lotny rozum. P. Proudhon poświęcił Opatrzności cały rozdział, następujący po rozdziale o podatkach.
Opatrzność, cel opatrznościowy — oto wielkie słowo, którym się posługują dzisiaj dla wytłumaczenia biegu historii. W rzeczywistości nic ono nie tłumaczy. Jest to co najwyżej forma deklamatorska, sposób, jak wiele innych, omawiania faktów.
Wiadomo, że w Szkocji własność ziemska zyskała na wartości dzięki rozwojowi przemysłu angielskiego. Przemysł ten otworzył nowe rynki dla wełny. Ażeby produkować wełnę na wielką skalę, trzeba było przemienić pola orne w pastwiska. Aby dokonać tej przemiany, trzeba było skoncentrować własność. Aby skoncentrować własność, trzeba było znieść drobne fermy, wypędzić tysiące dzierżawców z ich rodzinnych pieleszy, a na ich miejsce postawić kilku pasterzy, czuwających nad milionami owiec. Zatem wskutek tych kolejnych zmian własność ziemska w Szkocji spowodowała wypędzenie ludzi przez owce. Powiedzcie teraz, że celem opatrznościowym instytucji własności ziemskiej w Szkocji było wypędzenie ludzi przez owce, a będziecie mieli fakt historii opatrznościowej.
Oczywiście, dążenie do równości jest cechą naszego stulecia. Powiedzieć teraz, że wszystkie poprzednie wieki ze swymi zupełnie różnymi potrzebami, środkami produkcji itd. pracowały opatrznościowo nad urzeczywistnieniem równości, to znaczy przede wszystkim podstawiać środki i ludzi naszego stulecia w miejsce środków ludźmi minionych stuleci i zapoznawać ten ruch historyczny, w którym kolejne pokolenia przetwarzały rezultaty osiągnięte przez poprzednie pokolenia. Ekonomiści wiedzą bardzo dobrze, że ta sama rzecz, która dla jednego była materiałem obrobionym, dla drugiego jest tylko surowcem do nowej produkcji.
Przypuśćmy, jak to czyni p. Proudhon, że geniusz społeczny wytworzył, albo raczej zaimprowizował panów feudalnych w opatrznościowym celu przemiany chłopów poddanych w odpowiedzialnych i równych między sobą robotników, a będziemy mieli podstawienie celów i osób godne tej Opatrzności, która w Szkocji ukształtowała własność ziemską, aby sobie zrobić złośliwą przyjemność wypędzenia ludzi przez barany.
Ale ponieważ p. Proudhon obchodzi się tak czule z Opatrznością, odsyłamy go więc do Historii ekonomii politycznej p. Villeneuve-Bargemont101, który także dąży do opatrznościowego celu. Tylko ten jego cel to nie równość, to katolicyzm.
Uwaga siódma i ostatnia
Ekonomiści mają szczególny sposób postępowania. Istnieją dla nich tylko dwa rodzaje instytucji: jedne sztuczne, drugie naturalne. Instytucje feudalizmu są instytucjami sztucznymi, burżuazyjne — naturalnymi. Są oni w tym podobni do teologów, którzy także ustanawiają dwa rodzaje religii. Każda religia, która nie jest ich religią, jest dziełem ludzkim, tymczasem ich własna religia jest boskim objawieniem. Twierdząc, że obecne stosunki, stosunki produkcji burżuazyjnej są naturalne, ekonomiści chcą powiedzieć przez to, że są to stosunki, w których stwarza się bogactwo i rozwijają się siły produkcyjne zgodnie z prawami natury. A więc te stosunki są prawami naturalnymi, niezależnymi od wpływu czasu. Są to prawa wieczne, które muszą zawsze rządzić społeczeństwem. A więc historia istniała, ale obecnie już jej nie ma. Historia istniała, ponieważ istniały instytucje feudalne, a w nich znajdujemy stosunki produkcji zupełnie różne od tych, które widzimy w społeczeństwie burżuazyjnym, a które ekonomiści chcą uważać jako naturalne, a zatem wieczne.
Feudalizm miał również swój proletariat — poddaństwo, w którym tkwiły wszystkie zarodki burżuazji. Produkcja feudalna miała również dwa sprzeczne pierwiastki, które podobnie mianują złą i dobrą stroną feudalizmu, nie biorąc pod uwagę, że zawsze zła strona brała górę nad dobrą. Zła strona wywołuje ruch, wytwarza historię, pociągając za sobą walkę. Gdyby w epoce panowania feudalizmu ekonomiści, zachwyceni cnotami rycerskimi, harmonią między prawami i obowiązkami, patriarchalnym życiem miast, pomyślnym stanem przemysłu domowego po wsiach, rozwojem wytwórczości zorganizowanej w korporacje, bractwa i cechy, jednym słowem, zachwyceni wszystkim, co tworzy piękną stronę feudalizmu, gdyby postawili sobie za zadanie usunąć wszystko, co przyciemnia ten obraz: poddaństwo, przywileje, anarchię, cóż by się wtedy stało? Zniweczono by wszystkie czynniki powodujące walkę i przytłumiono by w zarodku rozwój burżuazji. Postawiono by sobie niedorzeczne żądanie usunięcia historii.
Kiedy burżuazja zwyciężyła, nie było dłużej mowy ani o złej, ani o dobrej stronie feudalizmu. Siły produkcyjne, które się rozwinęły pod wpływem burżuazji za czasów feudalizmu, przeszły w jej posiadanie. Wszystkie dawne stosunki ekonomiczne i odpowiadające im stosunki społeczne, forma polityczna, która była oficjalnym wyrazem dawnego społeczeństwa, wszystko to zostało obalone.
A więc, ażeby poprawnie ocenić produkcję feudalną, trzeba ją rozpatrywać jako sposób produkcji opartej na antagonizmie. Trzeba wykazać, jak tworzyło się bogactwo wśród tego antagonizmu, jak siły produkcyjne rozwijały się jednocześnie z antagonizmem klasowym, jak jedna z tych klas, będąca złą stroną, wadą społeczeństwa, ciągle wzrastała, aż w pełni dojrzały warunki materialne jej emancypacji. Czyż nie jest to dosyć powiedzieć, że
Uwagi (0)