Fedon - Platon (internetowa biblioteka txt) 📖
Powiedział: „Słońce, żegnaj!” Kleombrotos z Ambrakii i z wysokiego muru skoczył w głębie Hadesu. Nie zaznał udręki żadnej, co warta byłaby śmierci, tylko księgę przeczytał Platona, tę o duszy.
Takim epigramem Kallimach ukazał siłę oddziaływania Platońskiego Fedona. Od czasów starożytnych dialog ten należy do najczęściej czytanych i komentowanych dzieł Platona. Stanowi jednocześnie jeden z najważniejszych tekstów kultury europejskiej poświęconych kwestii nieśmiertelności duszy. Tytułowy bohater relacjonuje ostatnią rozmowę Sokratesa, prowadzoną z uczniami w więzieniu przed wypiciem trucizny. Filozof przedstawia w niej swoje poglądy na śmierć i przedkłada dowody na nieśmiertelność ludzkiej duszy. Rozważania kończy barwną, szczegółową wizją zaświatów, w których dobrych ludzi czeka pośmiertna nagroda. Utwór zamyka poruszająca scena śmierci Sokratesa.
- Autor: Platon
- Epoka: Starożytność
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Fedon - Platon (internetowa biblioteka txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Platon
Opis ten przeciwstawia Platon opisom, zdaje się, pitagorejskim i sam go traktuje nie jako niewzruszoną prawdę, tylko jako fantazję niezbyt trudną i skrupulatną. „Sztuka Glaukosa” to jest przysłowiowy zwrot o niejasnym początku, który tyle znaczy, co sztuka nie byle jaka, trudna.
Niebo
LIX. Obraz nieba napisany niewątpliwie pod wpływem widoku ze szczytu jakiejś góry nad morzem o zachodzie lub o wschodzie słońca. Ciekawe, że i w tym niebie szczęście zdaje się polegać na kontemplacji, oglądaniu rozkosznym raczej niż na działaniu, pokonywaniu trudności, szczęśliwej walce.
Jest to jakby projekcja kosmiczna podróży na południe, a dla południowca wycieczki za miasto w dzień święty, a nie projekcja dnia powszedniego. We współczesnych wyobrażeniach ludowych niebo ma również wiele podobieństwa do uroczystości niedzielnej w kościele.
LX. Podobnie jak w poprzednim rozdziale widać, że Platon nie bardzo się przypatrywał faunie i florze morskiej, a nie miał sposobności poznać bajecznych krajobrazów raf koralowych, tak tu znowu strugi błota płynące przed potokami lawy, które mógł widzieć na Sycylii, u stóp Etny, bierze za wybuchy wnętrza ziemi. Naprawdę te rzeki błotniste tworzy podczas wybuchów wulkanicznych deszcz, który porywa i niesie z sobą masy popiołu buchające chmurami z krateru.
Dziwne, że wszystkim rzekom, chociaż to w przypowieści tylko, każe ostatecznie wpadać do Tartaru, a nie do mórz, mimo że znał przecież ujścia rzeczne, a nie tylko rzeki w krajobrazie krasowym. Nie widzi jeszcze zależności między opadami atmosferycznymi a wodą płynącą w rzekach. Ziemię jednak pojmuje jako bryłę kulistą.
Piekło i czyściec
LXI. Nie zawsze jednak. Tu jakby wracał do wyobrażenia ziemi jako tarczy oblanej oceanem, o którego drugi brzeg lepiej nie pytać. Ciemny błękit krain nad Styksem świadczy, że ten kolor miał już wtedy podobnie zimny, śmiertelnie ponury charakter jak i dziś. Przeciwnie jak purpura i złoto szczytów podniebnych.
LXII. Podziemie zawiera i piekło, i czyściec. Fale same spełniają niejako służbę bożą, automatycznie pracują w myśl porządku moralnego — wprost przeciwnie jak na ziemi, gdzie wielu łotrów bezpiecznie przez ocean przenoszą, a najzacniejszych nieraz ludzi porywają. Kiedy tak wszystko tam ma być celowo urządzone, niewytłumaczone zostaje to, po co do tych smutnych, strasznych krajów ciągnąć dusze ludzi dobrych, które mogłyby sąd odbywać w jakiejś neutralnej okolicy między niebem a podziemiem. Być może jest to wyraz tej okoliczności, że śmierć jest i dla dzielnego człowieka niemiła, niepożądana i wprawdzie nie grozi mękami wiecznymi, a nawet prowadzić ma do nieba, to jednak stanowi przejście ciężkie i smutne, i mimo różowych nadziei straszne.
LXIII. Zakończenie, które we właściwym świetle stawia treść dialogu. Platon okazuje się krytycznym. Podobnie jak przy końcu Fajdrosa. Nie przywiązuje wagi do tego, żeby go brać dosłownie. Tego, co Sokratesowi w usta włożył, nie uważa za niewzruszony dogmat. Raczej przy tym tylko obstaje, że dusza jest nieśmiertelna, ale opis życia przyszłego przedstawia jako miłą a nieobowiązującą fantazję, dobrą jako lek czarodziejski przeciwko trwodze przedśmiertnej.
Męka i śmierć filozofa
Ale tę myśl wypowiada sam Sokrates, orientuje się więc we własnym mechanizmie psychologicznym, wie, że tylko wmawia w siebie dobrą myśl i spokój, a nieuchronny los ma jednak przed sobą. Tu się zaczyna rozdzierający epilog Fedona, straszny w swojej prostocie stylu. Sokrates będzie teraz aż do końca dławił najbardziej ludzkie, najbardziej zrozumiałe w takiej chwili uczucia żalu, goryczy, niepokoju, osamotnienia w tłumie, grożącego poniżenia i potrafi je przezwyciężyć wszystkie. Będzie przez to piękny i zachowa linię swej postaci aż do końca. W tej chwili tłumi patos sytuacji, której tragizm odczuwa i on sam, i czytelnik — smutnym półżartem, w którym uroczysty zwrot ewentualnego tragika zestawia, swoim stylem, z uwagą o babach, które będą trupa myły. Sokrates nie może się obronić odczuciu tragizmu własnej sytuacji, ale się tego wstydzi, broni się przed upadkiem i oto gasi własny patos, zyskując dla siebie widza tym bardziej.
LXIV. Trzy rozdziały przedostatnie to męka i śmierć Sokratesa, dzieło uroczyste, proste, wielkie. I dziś żywe tak, jak dwa tysiące lat temu.
Tak odmiennie napisane niż reszta, a przede wszystkim środek dialogu, jakby stanowiło osobną całość, do której dokleił autor później rozprawę z pitagorejczykami.
LXV. Po raz drugi broni się Sokrates przed upadkiem, kiedy Kritonowi zaleca pośpiech w egzekucji. Kriton ma złote serce, rad by nieba przychylił przyjacielowi i sądzi, że mu przysługę oddaje, chcąc od niego odsunąć śmierć choćby o kwadranse i budząc w nim odruchy życiowe. Mimo woli zadaje mu ból, podsuwając mu pokusę życia, daremną i upokarzającą. Sokrates nie upada, po raz drugi.
LXVI. Sokrates robi wszystko, co może, żeby zapomnieć, a przynajmniej poddać sobie zapomnienie o tym, że to nie zwyczajny kielich bierze do ręki. Chce go tak pić, jak zwykle pijał przy stole. Z pierwszego kielicha zwyczaj kazał odlewać trochę, na ofiarę bogom. On ma ochotę odlać kroplę i z tego, który jest ostatni. Przecież mniejsza o to. Zależy mu na tym, żeby się nie zachowywać odruchowo, tylko tak, jak wolno, jak trzeba i należy. Nawet na westchnienie modlitwy nie pozwala sobie bez kontroli intelektu, tylko się modli krótko, uważając to za rzecz dobrą, wskazaną.
Nie umieją nad sobą panować młodzi przyjaciele filozofa i wybuchają głośno, stwarzając tym Sokratesowi trzecią i najgorszą pokusę upadku. Płacz jest zaraźliwy i skarga, i żal głośny, a on miał przecież najwięcej powodów do takiego protestu. Ale nie upadł i teraz. Uspokoił drugich i zachował objawy spokoju u siebie.
Ostatnie polecenie dane Kritonowi to sprawa jakiegoś zobowiązania w świątyni. Wotum jakieś, nieoddane, za uzdrowienie; może któregoś z dzieci lub żony. Zobowiązanie zwyczajne, które należało uregulować. Zupełnie jak przed odjazdem w jakąś dalszą podróż bez terminu powrotu.
LXVII. Echekrates za wzorem mistrza również chroni się patosu, kiedy Sokratesa nazywa zrazu najlepszym tylko spośród ówczesnych znajomych i dopiero zastanowienie pewne pozwala mu podnieść tę ocenę aż do uwielbienia.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
Uwagi (0)