Timajos - Platon (zdalna biblioteka .txt) 📖
Późny dialog Platona, w którym dominuje monolog tytułowego pitagorejczyka Timajosa na temat natury świata fizycznego i człowieka. W obszernym wykładzie autor przedstawia przyczynę stworzenia wszechświata przez boskiego stwórcę, budowę wszechświata oraz żywioły, z których się składa. Omawia stworzenie człowieka, jego anatomię i fizjologię.
Całościowa wizja świata, szczegółowy opis mechaniki niebios i idealnego, matematycznego ładu, czyli „kosmosu”, spowodowały, że już w starożytności tekst ten budził żywe zainteresowanie filozofów. W średniowieczu myśliciele chrześcijańscy zestawiali kosmogonię Timajosa z opisem stworzenia z biblijnej Księgi Rodzaju, dzieło cieszyło się także powodzeniem w kulturze arabskiej. Alchemia renesansowa przyswoiła sobie z niego podstawowe elementy świata, żywioły, jako doskonałe bryły geometryczne – wielościany foremne, za przyczyną tego dialogu zwane „bryłami platońskimi”. Jeszcze w wieku XVII wieku Kepler użył brył platońskich jako kluczowych w swoim modelu kosmologicznym, ujmując w jeden porządek najdrobniejsze i najrozleglejsze składowe świata.
- Autor: Platon
- Epoka: Starożytność
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Timajos - Platon (zdalna biblioteka .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Platon
Te dwa szeregi razem nazywały się u pitagorejczyków podwójną czwórką, a już pojedyncza czwórka była liczbą świętą. Siódemka też była święta, a tych liczb jest siedem i suma sześciu pierwszych liczb daje liczbę siódmą: 27.
Ważniejsze wydawało się to, że jeśli według tych liczb dobrać długość strun równie grubych i z tego samego materiału, i jednako napiętych, to uzyskuje się z ich pomocą dźwięki harmonijne. W lewym szeregu odstępy między liczbami nazywają się dwukrotne, a w prawym trzykrotne. W te odstępy można wkładać długości strun pośrednie tak, że uzyskać stąd można długą skalę muzyczną. Jeżeli długości dwóch strun mają się do siebie jak 3 do 6, a wstawić między nie długość równą 4, wtedy czwórka stojąca w środku okaże się większa od trójki o trzecią część tej trójki, czyli o jeden, a znowu szóstka przewyższa czwórkę o swoją trzecią część, czyli o dwa. Więc niby to czwórka o tyle samo ma wychodzić poza koniec trójki, o ile ją przewyższa szóstka. Co jest jawną nieprawdą, bo czwórka jest tylko o jeden większa od trójki, a o dwa mniejsza od szóstki. Znowu werbalizm późnych lat Platona. Trzecia część jest zawsze ta sama. Wszystko jedno czyja.
Komentarze podają długie kolumny liczb, zbudowane według recepty nieco podobnej do tekstu dialogu w tym miejscu, i powiadają, że te liczby odpowiadają skali muzycznej greckiej z tonami i półtonami. Zatem twórcy świata chodziło przy tej robocie o jakąś harmonię w składzie duszy.
Całe to objaśnienie nic nie wyjaśnia, bo co innego napinać struny, a co innego odejmować porcje materiału. Z odejmowania mas mniejszych od masy wielkiej żadna się harmonia nie może zrobić. Dlatego to miejsce jest może bardzo pitagorejskie, ale sensu niepodobna się w nim doszukać, jeżeli się liczyć z wyrazami.
Po tych pedantycznych rozcinaniach robi twórca świata coś jakby model nieba z równikiem i z ekliptyką, i z kołami, które mają odpowiadać drogom planet. Ziemia w samym środku. Nie wiadomo, czy kulista, czy nie. Model jakby z drutu albo z dykty. Ale bardzo niewyraźny.
IX. To, co tu czytamy o duszy, odnosi się i do duszy wszechświata, i do duszy poszczególnego człowieka, umieszczonej w głowie. Myśli — to są ruchy wewnętrzne duszy, jakby fale. Więc i tutaj dusza i jej czynności opisane są materialistycznie. Ten sam materializm mimowolny wróci w Parmenidesie.
X. Bóg stwarza czas, bo to ma być obraz pięknej wieczności. Wieczność jest jak gdyby powiększoną teraźniejszością i nic się w niej nie zmienia, nie biegnie, nie dzieje. Czas płynie od przeszłości w przyszłość.
Nie bardzo się ten późny początek czasu da pogodzić z tym, że już przed nim wiele rzeczy się musiało dziać, że bóg robił naprzód jedno, potem drugie, porządkował chaos, puszczał w ruch okręgi i planety, ale sprzeczności były zapowiedziane, więc nie trzeba się tą niepokoić, bo to nie pierwsza i nie ostatnia.
Nie można tego miejsca wytłumaczyć tym, że nadając formę zmysłową pracy bożej wiecznej, musiał autor opisywać ją jako szereg zjawisk następujących po sobie, ale naprawdę to tak nie było, tylko to niby tak „jest” w wieczności. Nie można, bo chodzi najwyraźniej o powstanie świata widzialnego i dotykalnego, zmysłowego, a cokolwiek powstaje, musi powstawać w czasie, kiedyś raz, po czymś i przed czymś, a nie w wieczności. Musiało to i autorowi przyjść na myśl, bo oto na samym początku rozdziału XI czytamy, że:
XI. Czas powstał razem ze światem. Ciała niebieskie swymi ruchami nie tylko służą do mierzenia czasu, ale one wypracowują czas. Czas to są właśnie same ruchy gwiazd.
My wolimy mówić, że ruchy odbywają się w czasie, a nie, że one same są czasem, a jeszcze mniej, że wypracowują czas.
Jutrzenka to planeta Wenus. Gwiazda Hermesa to planeta Merkury. Koło tego czegoś, co jest z sobą identyczne, odpowiada ruchowi pozornemu gwiazd stałych.
XII. Bóg stwarza cztery rodzaje istot żywych. To znaczy: 1. bogów, czyli gwiazdy, 2. ptaki, nietoperze i owady skrzydlate (chociaż autor myślał zapewne tylko o ptakach), 3. ryby, raki, mięczaki i wszelkie inne zwierzęta wodne i 4. istoty żywe, żyjące na ziemi.
Dlaczego i po co stworzone zostały bóstwa, gwiazdy? Dlatego, żeby niebo było ładne. Więc nie dla swojej chwały stwarza je Bóg i nie dla oświetlania ciemności nocnych dla człowieka, ale dla zaspokojenia swej potrzeby twórczej: był dobry, więc chciał zrobić rzecz piękną, doskonałą. Bóg Platona nie ma rysów kapryśnego despoty — to jest poczciwy konstruktor-systematyk.
Ziemia wykonywa noc i dzień i strzeże ich. Te słowa nasuwają komentatorom przypuszczenie, że Platon wierzył w obrót Ziemi około osi. Podobno miał na starość przyjąć ten pogląd. Ostatnie słowa rozdziału mówią, że Platon brał poważnie astrologię.
XIII. Opowiadania o bogach tradycyjnych traktuje Platon jako szacowne niedorzeczności ojczyste. Z humorem pisze o poetach, autorach teogonii66.
Do bogów, których stworzył, a więc do gwiazd i do bogów Olimpu, odzywa się wykonawca świata osobliwie. Mówi do nich: „bogowie bogów”, to ma znaczyć: „bogowie, dzieci boże”, albo „twory boże”. Jeżeliby tak było, zostałaby i tak niezrozumiała liczba mnoga genetiwu67 w tym tytule. Mówi przecież do dzieci własnych, a jest tylko jeden. Raczej ci bogowie jeszcze będą tworzyć nowych bogów.
Tłumaczy się, dlaczego chce powstania ludzi. Dla porządku właściwie. Aby wyczerpać zakres wyrazu „istota żywa”. Do tego zakresu należą istoty nieśmiertelne i śmiertelne. A że nieśmiertelne już są, więc trzeba zrobić śmiertelne. Wykonawca świata ma z tym kłopot, bo jego własne dzieci muszą być nieśmiertelne, a dopiero wnuki lub wytwory dzieci mogą być śmiertelne. Dlatego zwraca się do swoich dzieci z wezwaniem o pomoc. Sam da ludziom pierwiastek nieśmiertelny — rozum; gwiazdy dadzą im część śmiertelną.
XIV. W człowieku tkwi tylko jedna iskra boża nieśmiertelna, z nasienia wykonawcy świata. Tą iskrą jest rozum. Temperament i uczucia oraz ciało — to wszystko jest śmiertelne, cielesne, z lichszej materii utworzone. Mężczyzna jest tworem lepszym, kobieta gorszym. Sprawiedliwość polega na panowaniu rozumu nad temperamentem i pożądaniami. Ludzie o słabym rozumie są niesprawiedliwi i za ten niedostatek rozumu ponoszą kary i cierpią, przychodząc na świat wiele razy w różnych postaciach. Sami, uważa autor, są przyczyną swoich nieszczęść. Sprawiedliwe dusze odlatują na gwiazdy i to ma być ich szczęście.
I osobliwa rzecz, że nie przyszła w tej chwili Platonowi na myśl uwaga, której trudno uniknąć w czytaniu. Przecież wykonawca ludzi mógł ich był wyposażyć w silniejsze iskry rozumu — byliby wtedy sprawiedliwi i nie musiałby ich karać, co mu zapewne małą przyjemność sprawiało, skoro był dobry. Oprócz tego, majster, którego wytwory są tak często złe, chwiejne, liche, niedoskonałe, nie wydaje się majstrem pierwszej klasy. Widać, jak trudno pojmować świat jako dzieło dobrego wykonawcy o dobrym sercu.
W końcu Platon, jak astrolog, wierzy, że gwiazdy panują i rządzą czynnościami poszczególnych części ciała i duszy ludzkiej — mimo to nie mówi nic o karach, którym by podlegały gwiazdy źle rządzące głowami ludzkimi; pamięta tylko to, że człowiek sam staje się dla siebie przyczyną nieszczęść.
XV. Do budowy ciała ludzkiego zapożyczają gwiazdy materiału od wszechświata. Wobec tego ciało gotowe być z lepszego materiału zrobione niż dusza, bo ona była ze zlewek i z resztek.
Te drobne ćwieczki, którymi są pospajane składniki ciała ludzkiego, bardzo uroczo przypominają kreseczki, którymi my dziś we wzorach chemicznych strukturalnych łączymy znaki pierwiastków i grup chemicznych w łańcuchy i pierścienie. Dusza, wstawiona w ciało, wygląda tutaj jak mechanizm zegarowy, który ma kształt modelu wszechświata i składa się z wielu ruchomych kół, wstawionych do dziurawego, a pełnego worka, przez który przesypuje się wciąż mąka ze zbożem, z grochem, fasolą i z kartoflami. Te sypkie leguminy to pożywienie. Oprócz tego worek i ukryty w nim mechanizm jest narażony na wstrząśnienia z zewnątrz, to znaczy: na działanie podniet fizycznych dla wrażeń zmysłowych i spostrzeżeń.
Łatwo pojąć, że w tych warunkach zegar duszy nie mógł iść dobrze. Mimo to jego bieg się naprawia z wiekiem pod wpływem umiarkowanego wiktu i spokoju.
Teraz dostaniemy anatomię teleologiczną68, wyjaśnienie, dla jakiego dobra każda część ciała ma taką, a nie inną budowę.
XVI. Uwagi Platona o kulistości głowy zdają się świadczyć, że gdy to pisał, miał na myśli jakieś łyse świecące czaszki, oglądane z tyłu — w tych wypadkach widok głowy najbardziej zbliża się do kuli. Jednakże w swoim długim życiu Platon miał na pewno czas zauważyć i to, że w budowie ciała ludzkiego kulistość nie zawsze idzie w parze z boskością w jego rozumieniu. Trafnie odgadł w głowie siedlisko ośrodków ruchowych. Mylnie wyobrażał sobie głowę jako pierwszą czasowo część ciała, którą bogowie dopiero na wózku ciała osadzili, aby nie tonęła w rowach i żeby się nie staczała z wyniosłości. Nie znał jeszcze najstarszych kręgowców, które się w ogóle bez głów obchodzą, jak lancetnik, Amphioxus lanceolatus. Zapomniał się też, kiedy pisze, że bogowie odróżniali przód i tył w człowieku, jak długo nie było jeszcze twarzy i tam dalej. Jakoby można było mówić o przodzie i tyle szklanki, kiełbasy, kolumny lub innych, niezróżnicowanych odpowiednio brył. Nie wie jeszcze, że nasza strona przednia jest wzniesioną stroną dolną przyziemną naszych przodków. W każdym razie trafnie ocenił dominującą rolę mózgu i głowy. Jego uczeń, Arystoteles69, myślał, że mózg jest tylko wilgotną gąbką, w której się skraplają opary, unoszące się z serca.
W teorii widzenia Platon, zgodnie z Empedoklesem, wyobraża sobie, że ogień wypływający z oczu spotyka się z ogniem płynącym od przedmiotów widzianych i wytwarza jakieś podmiotowe „ciało”. To rzekome ciało to jest widok przedmiotu oglądanego, znajdujący się zawsze przed naszymi oczyma; on nie jest tym samym, co bryła, na którą patrzymy, a my go wytwarzamy zawsze pod wpływem promieni świetlnych przy pomocy naszej siatkówki.
Teoria odbić lustrzanych wypadła bardzo mętnie. Autor pisał widocznie według niejasnych przypomnień, a nie miał ochoty spróbować tego, co pisze o zwierciadłach krzywych. Nie wydawało mu się to godne zachodu.
Zupełnie słusznie przestrzega przed mechanicznym sposobem pojmowania istot żywych i każe szukać, oprócz prawidłowości fizycznych i chemicznych, jeszcze i tych czynników, które zmierzają do pewnych celów życiowych, kiedy chcemy wyjaśnić budowę istot żywych. Zasada zupełnie słuszna. Nowocześni biologowie raczej szukają tego czynnika organizującego ciało w obrębie samej istoty żywej, która sobie swoje ciało wytwarza, a nie poza istotami żywymi. Tak np. Driesch, Kahn, Hesse, Dofflein i inni.
Oczy są na to przede wszystkim, żeby oglądać ruchy ciał niebieskich i tu znaleźć punkt wyjścia dla pojęcia czasu, liczby, badań matematycznych i przyrodniczych. Wynikałoby z tego, że poza matematykami i przyrodnikami wszystkie istoty żywe obdarzone oczami noszą swoje oczy daremnie. Punkt widzenia już nie antropocentryczny, ale jakby racjocentryczny: wszystko dla rozumu.
XVII. Miał Platon jakoby aż dotąd napisanego Timajosa, kiedy przeczytał Demokryta i postanowił się z nim rozprawić. Tak przypuszczają niektórzy, zwracając uwagę na widoczny w tym miejscu nawrót, nowy początek, nową modlitwę wstępną i polemiczny ostry zwrot pod adresem atomistów z orszaku Demokryta. Według nich świat i rzeczy nie są dziełem umysłu, który miał dobry cel na oku i tak świat planował i organizował, tylko są wynikiem ślepej nieuchronnej konieczności. Istnieją tylko atomy i pusta przestrzeń. Atomy różnią się wielkością, kształtem, położeniem i poruszają się, wiążą się i rozłączają, i tworzą na pewien czas to takie, to inne związki, podobnie jak rozrzucone czcionki, gdyby się poruszały, musiałyby się chwilami układać w jakieś słowa. Istnieje tylko materia, czyli atomy, i pustka, w której atomy wirują. Dusza jest ciałem z atomów subtelnych, ciała stałe składają się z atomów grubszych — dla żadnych przedmiotów niezmysłowych nie ma miejsca we wszechświecie. Taki materializm znamy z Lukrecjusza70, który był przez Epikura71 duchowym wnukiem Demokryta z Abdery. Jest rzeczą prawdopodobną, nawet widoczną, że istotnie, Platon od tego miejsca zaczyna rozprawę z Demokrytem, bez względu na to, kiedy się z jego pismami zapoznał. Ale widzieliśmy w Timajosie zapędy materialistyczne już i przedtem.
Demokryt sądził, że wszystko, co się dzieje w świecie, i świat sam powstał z konieczności. Platon twierdzi, że nie tylko z konieczności, ale oprócz tego pod wpływem umysłu twórczego. Wyraża się tak mitologicznie, jakby ta konieczność była osobą surową, ale dobroduszną przy tym. Umysł ją nakłania rozumnie, z nią można pogadać i ona ustępuje perswazji. To byłaby czysta mitologia. Ale można to rozumieć i tak, że umysł boski, budując świat, liczyć się musiał z nieuchronnymi właściwościami materii i z prawami fizyki i chemii, mówiąc po dzisiejszemu, i wyzyskiwał je do swoich celów tak, jak to robi każdy inteligentny twórca, kiedy coś buduje. To by można zrozumieć, ale i tak trudno byłoby przedstawić sobie umysł wyjęty spod władzy konieczności. Byłby to przecież umysł nieobliczalny, kapryśny i niemądry.
W każdym razie chce Platon dać teraz najwidoczniej coś w rodzaju chemii czterech żywiołów i zgodnie z Demokrytem przyjmie ich budowę atomową. Zastrzega się z góry, że drobiny czterech żywiołów nie są czterema rodzajami uszeregowań tych samych atomów, niby liter w zgłoskach.
Ponownie objawia słuszny brak zaufania do tego, co sam chce powiedzieć, nie marzy opowiedzeniu prawdy, pragnąłby tylko jakiegoś prawdopodobieństwa swoich pomysłów i jako łagodzącą okoliczność wskazuje pisma przyrodnicze współczesnych i dawnych autorów.
XVIII. Oprócz idei i przedmiotów konkretnych, które są odbiciem idei, wprowadza teraz materię. Materia w jego rozumieniu to jest tajemnicze coś, co się może stawać wodą i przemieniać z niej w powietrze, i zamieniać się w ziemię i w ogień, i przyjmować postać przedmiotów konkretnych. To coś jest nieokreślone: ani takie, ani owakie, ale tym właśnie są i żywioły, i przedmioty konkretne. Przy końcu rozdziału robi się z tego czegoś przestrzeń. Jedno z drugim jeżeli połączyć, to tajemniczą piastunką przedmiotów konkretnych będzie: coś rozciągłego, czyli materia. Słusznie Platon kładzie nacisk na to, że materia nie jest nigdy dana zmysłom taka, jaka jest właściwie, tylko zawsze w pewnej szacie wyglądu z daleka. Dzisiejsi
Uwagi (0)