Kilka słów o kobietach - Eliza Orzeszkowa (życzenia dla biblioteki .TXT) 📖
Ta książka dawno powinna zastąpić na liście lektur Nad Niemnem lub należałoby czytać powieść jako zbeletryzowaną ilustrację niezwykle trzeźwej diagnozy społecznej przedstawionej przez autorkę w artykule z 1870.
Stanowi on fundamentalny tekst XIX-wiecznego feminizmu, realizującego się wówczas głównie poprzez ruch emancypacyjny i dążącego do usamodzielnienia się ekonomicznego kobiet. Ze zdumieniem dowiadujemy się, czym karmiono, czego uczono i w ogóle jak „hodowano” dziewczynki 150 lat temu oraz jakie były przyczyny takiego stanu rzeczy, który prowadził do reprodukcji niezawinionej głupoty i dojmującego nieszczęścia. Zdumiewa również to, że Orzeszkowa, która przecież nie podaje nawet w wątpliwość oczywistości powołania kobiet do macierzyństwa i prowadzenia gospodarstwa domowego, a więc jest dość zachowawcza, dopominała się jednak o pewne rzeczy, które i dziś nadal stanowią treść słusznych postulatów, jak np. równa płaca za takie same kwalifikacje bez względu na płeć.
- Autor: Eliza Orzeszkowa
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Kilka słów o kobietach - Eliza Orzeszkowa (życzenia dla biblioteki .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Eliza Orzeszkowa
Chcąc poznać historię w duchu jej i treści, trzeba wiedzieć najprzód, jakie było geograficzne położenie i topograficzne warunki kraju, na którym powstał naród.
Tu już zaraz objawia się związek nauk przyrodniczych z historią, przez potrzebę pojęcia wpływów wywieranych na kształtujące się społeczeństwo klimatem, naturą gruntu, zjawiskami natury. Potem należy śledzić rozwój charakteru narodowego, nadawany mu parciem geograficznych warunków i fizjologicznych własności narodu, rozwój i postęp światła w narodzie, to co mu przeszkadzało i co mu było pomocne, ustrój społeczny; jego przyczyny i jego skutki, zrodzone z niego klęski, wady i cnoty narodowe.
A tym wszystkim poszukiwaniom i badaniom, całej tej drodze zasianej trudami pokoleń, ich cnotami, zbrodniami, krwią i łzami, jak jasna pochodnia przyświecają nauki przyrodnicze, tłumacząc czyny człowieka tym, co go otaczało — tym, co w nim samym leżało ukryte, niby ślimaki lub perły w morskich głębiach. Fizjologia i psychologia grają tu niezmierną rolę; one to są ogniwami spajającymi wypadki w jeden łańcuch przyczyn i następstw, one zastępują owo niepojęte Fatum, jakim wszystko, co się kiedy działo, tłumaczyli starożytni.
Całą tę drogę dziejów wielką, szeroką a krwawą, niby z latarnią szukającą najdrobniejszego pyłku przebywać należy z wyrazem: dlaczego? i żadnego nie opuścić faktu, żadnego społecznego nie pominąć fenomenu bez uprzedniego znalezienia odpowiedzi na to pytanie, będące wszelkiej rozumnej myśli jądrem i podstawą. A w ten sposób idąc drogą dziejów, dojść można do obecnej chwili, jasno już oświetlonej łuną bijącą z poznanej przeszłości. Wtedy widząc, dlaczego wszystko jest tak, jak jest, człowiek ukocha tę obecną chwilę za wszystkie przeszłe bóle i prace; błędy i wady spółczesnych pojmie i pozna, a widząc, jak się zrodziły one, przebaczy i okiem kochającym szukać będzie na nie lekarstwa.
Wtedy przed światem filozofii dziejowej pierzchną przesądy i próżne egzaltacje, na wiedzy i rozumiej miłości wsparte przekonania nie będą chwiejne i nie ustąpią przed lada osobistym interesem lub namiętnością.
Kiedy za pomocą i przez wpływ tych wszystkich nauk umysł kobiety nabędzie logiki, praktyczności i szerokiego rozwoju, niech nikt nie lęka się ujrzeć w niej jedną z tych mędrczyń niedowarzonych, pedantyzmem, oschłością i pychą nużących i rozśmieszających wszystkich, co się do nich zbliżają. Znajomą wszystkim jest prawda, że półgłówki zwykle najwyżej głowy podnoszą.
Trochę nauki czyni zarozumiałych i oschłych, wiele nauki tworzy prostych i kochających ludzi i naturę. Trochę nauki zrodziło Pytie i lwice, wiele nauki dało światu Heloizę i panią Staël.
Kobieta, która czerpie świadomość o swej godności moralnej z jasnego i zdrowego umysłu, nie może pogardzać nieumiejętnością innych, bo zna jej przyczyny, ani pysznić się własną wiedzą, bo wie, że nie tylko ta wiedza jej, ale i ona sama niczym w porównaniu do ogromów ludzkości, natury, wszechświata.
Przejęta pojęciem tego ogromu i świadomością cierpień tkwiących w przeszłości i teraźniejszości ogółu ludzi, patrzeć ona będzie na siebie z prostotą, wkoło siebie z miłością, umysł jej będzie tak prosty jak myśl dziecka, bo wobec wielkiego światła, jakie ujrzą oczy jej ducha, siebie zobaczy — maluczką.
Prostota więc, piękna i niezbędna zaleta prawdziwie oświeconego umysłu, sama już przez się wypłynie z wiedzy, jakiej zdobywanie powinno być główną osnową, całą i mocną podstawą umysłowego kształcenia kobiety mającej być człowiekiem.
Nie idzie za tym, aby to, co dzisiaj wyłącznie stanowi wychowanie kobiety, miało być całkiem odrzucone i zaniedbane. Bynajmniej, staje już ono tylko na drugim planie i jak cały kierunek wychowania, otrzymuje inne cele.
Nauka języków obcych pożyteczną jest wielce dla trzech przyczyn: pomaga ona rozwojowi umysłu, naginając go do pojmowania kombinacji i prawideł każdemu językowi właściwych; daje potężne narzędzie pomocnicze do naukowego kształcenia się przez możność zrozumienia dzieł w obcych językach pisanych, przynosi nieraz przyjemność i praktyczny użytek w życiu, dając możność rozmówienia się z cudzoziemcami.
Nie dla popisów salonowych, ale dla tych trzech nierównie ważniejszych celów, wielce pożytecznym jest wyuczenie się choćby jednego obcego języka.
Każdy się domyśli, że ważniejszą jeszcze od znajomości języków obcych jest gruntowna znajomość mowy ojczystej. A zasadzać się ma ona na wniknieniu37 w ducha języka, który razem z historią jest poniekąd kluczem do poznania ducha narodu, na wtajemniczeniu się we wszystkie języka tego przemiany i zwroty historyczne, na przywłaszczeniu sobie mowy czystej, poprawnej i ścisłej.
Drugą składową częścią dzisiejszego kształcenia kobiet są sztuki piękne: muzyka, śpiew, rysunek. Nauczanie ich ma podwójną wartość: pedagogiczną i artystyczną.
Pierwsza polega w muzyce na poznaniu praw rządzących harmonią; w rysunku na poznaniu praw rządzących symetrią, linią.
Druga zmierza do wykształcenia w uczącej się osobie strony technicznej, mechanizmu sztuki, aby nabywszy go, pojęcia swe o sztuce mogła wprowadzać w praktykę za pomocą grania i rysowania.
Pierwsza część: pedagogiczna, jako pomagająca rozwojowi umysłu i dająca mu możność pojęcia i poczucia praw rządzących pięknem, w każdym wychowaniu, które chce być zupełnym, jest pożyteczną, konieczną niemal.
Druga część, artystyczna, jako wymagająca pewnych odrębnych i wrodzonych zdolności, powinna być zastosowaną do wyłącznych a wybitnie objawiających się usposobień uczącej się kobiety. Znajomość więc prawideł muzyki i rysunku, pojmowanie piękna w nich zawartego jest pożyteczną i konieczną prawie rzeczą dla każdej oświeconej kobiety, ale grać, rysować, śpiewać z pożytkiem i przyjemnością dla siebie i innych, może taka tylko, która ma wrodzone artystyczne zdolności.
Przymusowe przykuwanie dziewczynki do muzycznego instrumentu lub ołówka, wtedy gdy najmniejszy postęp w sztuce kosztuje jej nieskończenie wiele czasu i trudu, jest zmarnowaniem tego czasu i trudu, które mogłyby z niezmiernie większym użytkiem zostać oddane czemu innemu.
Wszak można dać poznać dziecku prawidła i piękno harmonii, nie skazując go na przymusowe kilkogodzinne granie gam i ćwiczeń, mające je w najlepszym razie doprowadzić do tego, iż potrafi wydzwonić na fortepianie wariacje, których pod jej ręką nie poznałby sam ich kompozytor.
Wszak można także ukazać uczącej się prawa rządzące symetrią, linią i barwami, nie przymuszając jej do nienawistnego, bo bez zdolności ujętego, ołówka.
Podobne nauczanie sztuk pięknych, bez pomocy wrodzonych zdolności uczenie, prowadzi za sobą rezultaty takie, że kobieta zajmuje się muzyką, dopóki zmuszoną jest do tego zależnością i okolicznościami, lecz gdy się tylko ujrzy swobodną od przymusu, co prędzej i na zawsze zamyka fortepian. Trudno zaprzeczyć, że między powodami skłaniającymi młode panny do jak najprędszego wychodzenia za mąż, czy nie gra ważnej niekiedy roli pragnienie uwolnienia się od uprawiania muzyki, którą aż do zamążpójścia uprawiać jest zmuszoną pod groźbą zasłużenia na nazwę źle wychowanej panny. Mężatka, bez prezentowania biegłości swej w muzyce, może ujść za dobrze wychowaną osobę, bo każdy się domyśla, że musiała grać kiedyś, a tylko wedle powszechnie przyjętego zwyczaju, po wyjściu za mąż zarzuciła muzykę.
W rysunkach zaś kobiety uczące się ich bez zdolności, dochodzą także do ważnego rezultatu umiejętności rysowania sobie deseników do haftu lub malowania niezapominajek w albumach.
Szczęśliwa zapewne każda z kobiet, której natura dała wyłączną zdolność do którejkolwiek ze sztuk pięknych, bo w uprawianiu jej znaleźć może ona wysokie moralne zadowolenie, wydoskonalenie estetycznej strony swej istoty, a nieraz i podstawę materialnego bytu.
Ale kto nie urodził się już tak szczęśliwie obdarzonym, w tego przymus i mozolne uczenie się nie wleje świętego ognia, ten musi mieć wyłącznie już w innym kierunku zwrócone zdolności, którymi zająć się i które spożytkować winni ci, co go wychowują.
Zdanie to spotka pewno taki zarzut, że: muzyka wykonywana nawet bez zdolności może sprawić pewną przyjemność osobie grającej i innym, że rysunek posiadany w niskim nawet stopniu i zdobyty choćby z mozołem, może przynieść pewne praktyczne pożytki.
Ale zważyć należy, czy ta mała przyjemność, czy ten drobny pożytek zdoła wynagrodzić doznane przykrości przymusu i znudzenia, stratę czasu, pieniędzy, często i uszczerbek umysłowy, jaki wynika z nużącego uczenia się przedmiotu, do którego się nie czuje pociągu ni zdolności?
Gdyby ten sam czas, trud i koszt użyte były na nabywanie talentu lub nauki zgodnych z naturalnym popędem i usposobieniem uczennicy, nauka ta czy ten talent nabyty z ochotą, posiadany i umiłowany gruntownie, czy nie więcej przynieść by mógł i przyjemności w życiu i korzyści?
Zresztą biorąc na uwagę rolę, jaką mają w wychowaniu kobiety muzyka i rysunek, zastanowić się przychodzi nad pytaniem: dlaczego muzyka zajęła w nim przed rysunkiem tak imponujące i tak bezwzględne pierwszeństwo?
Młoda osoba nieumiejąca rysować może w świecie ujść za dobrze, za świetnie nawet wychowaną — i jeśli w dzieciństwie nie objawia zdolności do rysunków, wychowujący ją nie trapią się tym zbytecznie — a nieraz mają dosyć zdrowego rozsądku, aby przemocą nie skłaniać jej do gummelastyki38 i ołówka.
Ale z muzyką rzecz ma się całkiem inaczej.
Ludzie pragnący zaczerpnąć wiadomości o stopniu wykształcenia młodej panny zapytują: czy gra i jak gra? a jeśli dziewczynka nie okazuje w dzieciństwie zdolności i popędów muzykalnych, wychowujący uważają przyszłość jej jeśli nie za zgubioną zupełnie, to przynajmniej za mocno zagrożoną i nie zrażając się żadnym niepowodzeniem, dopóty męczą i uczennicę, i fortepian, aż z niej i z fortepianu wydobędą coś na kształt muzyki.
Każdy kto zna nasze obyczaje i pojęcia towarzyskie przyzna, iż wszystko to jest szczerym obrazem prawdy. Jakaż jest więc przyczyna tego, że w wychowaniu kobiety stosunek rysunku do muzyki jest jak dziesięciu do stu.
Byłażby muzyka łatwiejszą od rysunku?
Uczennice wylewające przy fortepianie tyle łez, ile jest nut we wszystkich majorowych i minorowych gammach, nie podzielają tego zdania.
Zresztą tak w naukach, jak w sztukach tam tylko jest łatwość, gdzie przeszkody usuwane, a trudy, jakie przynosi z sobą nabywanie umiejętności, osładzane są zdolnością i chęcią.
Miałażby muzyka w późniejszym życiu więcej od rysunku przynosić przyjemności lub pożytku? Nie dowodzą tego kobiety zamykające na klucz fortepian nazajutrz po ślubie. I wreszcie wszystko, co się gruntownie pojmuje umysłem i gorąco miłuje sercem, czy jest nauką, czy sztuką jakąkolwiek, jednaką przynosi dozę pociechy i moralnej korzyści. Więc może na koniec muzyka jest czymś piękniejszym od rysunku? Ale starożytne muzy wszystkie są sobie równe i nie ma pomiędzy nimi starszej ni młodszej, piękniejszej lub brzydszej, a jeśli ktokolwiek z ludzi w jednej z nich rozmiłowuje się wyłącznie sercem i myślą, inne nie zstępują dlatego ze swych wysokości i każda jak swoją światłość, tak swoich hołdowników i miłośników posiada.
Po pewnej chwili zastanowienia się nad tym przedmiotem łatwo dojść można do wniosku, że muzyka tak znaczne nad rysunkiem otrzymuje pierwszeństwo dlatego, iż bardziej służy ku jednemu z wielkich celów wszelkiej nauki kobiecej — ku popisowi.
Rysunek cichszy jest, skromniejszy. Wprawdzie i jego okazy można rozwieszać po ścianach albo rozkładać w albumach, ale gdy na album lub obrazek każdy chwilkę popatrzy i wnet się odwróci, i zapomni, muzyka brzmi długo i nie tylko uderza uszy słuchaczów, ale i zwraca ich oczy na wdzięczną postać siedzącą przy fortepianie lub na drobną rękę przebierającą klawisze. Pięknie rysować znaczy dla młodej panny zwrócić na prace swoje niedowierzającą uwagę kilku znawców i trochę przymuszonych pochwał profanów, poziewających skrycie na widok krajobrazu lub malowanego bukietu. Pięknie grać znaczy błyszczeć w pełnym znaczeniu tego wyrazu, chwałą swoją napełniać salon cały, na siebie, na całą osobę swoją zwracać uwagę wszystkich otaczających.
Nigdy rysunek nie może tak publicznie zamanifestować dobrego wychowania młodej panny, jak muzyka.
A że dobre wychowanie udziela się kobiecie nie tylko dlatego, aby mogła błyszczeć, ale jeszcze i przede wszystkim dlatego, aby potrafiła zdobyć sobie męża, do osiągnięcia więc tego drogiego i najważniejszego celu, muzyka bywa także dzielnie pomocniczym narzędziem.
Żaden bowiem, choćby najpiękniejszy krajobraz nie uczyni na sercu młodego mężczyzny tak silnego wrażenia, jak para akordów muzycznych, uderzonych z siłą przejętej prawdziwym lub sztucznym uczuciem dłoni, a wymalowana w albumie najbłękitniejsza choćby niezapominajka nie umocni się tak głęboko w jego pamięci, jak twarz grającej dziewicy o oczach wzniesionych w górę, śród znowu prawdziwego albo sztucznego muzycznego zachwytu.
Nie chcemy przez to dowodzić, że wszystkie matki lub opiekunki uczą muzyki zależne od siebie młode osoby rozmyślnie i wyłącznie dla tych celów, ale sądzimy, że cele te były źródłem i pierwszą przyczyną bytu dzisiejszej tak bezwzględnej i krzywdzącej inne nauki i sztukę manii muzykalnej.
Teraz mania ta stała się sztuczną i fałszywą potrzebą towarzyską, której posługuje i którą utrzymuje w obyczajach rutyna, przesąd, próżność i naśladownictwo.
„Mówiąc prawdę — pisze Hardy de Beaulieu — nie pojmuję rozmiłowania się dzisiejszego towarzystwa w muzyce fortepianowej, rozmiłowania doprowadzonego do takiej manii, że kobieta, ażeby ujść za dobrze wychowaną, powinna koniecznie długi czas poświęcić studiom tego trudnego instrumentu, bez względu na to czy ma z natury talent i popęd do muzyki czy go nie ma. Ogromny ten wydatek trudu, czasu i pieniędzy przynosi w rezultacie to, że większa część kobiet zaniedbuje fortepian zaraz po zamążpójściu i że pozostają mu wiernymi te tylko, które oddawały się muzyce z zamiłowania i doszły w niej do pewnego stopnia doskonałości.
Tysiąc więc razy byłoby lepiej, ażeby uczono grać na fortepianie te tylko młode osoby, które same okazują wrodzony popęd do sztuki i wytrwałość w jej zdobywaniu” (L’education de la femme).
Tak więc dwie główne części składowe dzisiejszego wychowania kobiet: obce języki i sztuki piękne nie powinny być usunięte całkiem wobec poważniejszego i obszerniejszego nauczania, ale mają tylko zmienić miejsce i cel; to jest stanąć na drugim, nie na pierwszym planie i służyć nie do popisu i błyszczenia, ale do ułatwienia umysłowego i estetycznego rozwoju kobiety.
W ten sposób przygotowana umysłowo kobieta wstępuje w trzecią epokę swego kształcenia się i zaczyna się uczyć dwóch rzeczy: specjalnego zawodu, który, zastosowany do jej zdolności i społecznego położenia, może jej zapewnić byt materialny, i największej z nauk, nauki ludzi i świata.
Co do potrzeby obierania przez kobiety specjalnego zawodu i kształcenia się w nim, nie odróżniamy bynajmniej kobiet bogatych od ubogich.
Jedne i drugie winny posiąść wyłączny jakiś talent, naukę lub rzemiosło, najprzód przez wzgląd na wielką dźwignię moralną, jaką ku jednemu przedmiotowi zwrócone zamiłowanie w życiu przynosi, następnie przez wzgląd
Uwagi (0)