Koszyk kwiatów - Christof Schmid (tygodnik ilustrowany biblioteka cyfrowa .TXT) 📖
Marianna to jedyna żyjąca córka Jakuba, wdowca, zajmującego się pleceniem koszyków. Dziewczyna uwielbia kwiaty i robi z nich piękne bukiety, które często ofiarowuje Emilii, młodej hrabinie.
Gdy na jej urodziny przynosi piękny koszyk kwiatów, zrobiony przez ojca, wypełniony cudownymi kwiatami, Emilia postanawia się odwdzięczyć. Ofiarowuje Mariannie śliczną sukienkę, z której już wyrosła. Niestety, garderobiana hrabiny, Jutka, jest zazdrosna o suknię, bo to ona zwykle dziedziczy dawne ubrania Emilii. Jutka oskarża Mariannę o kradzież pierścienia…
Koszyk kwiatów to powieść dla młodzieży autorstwa Chrisotfa Schmida, napisana w 1823 roku. Pisarz był rzymskokatolickim duchownym, autorem pieśni kościelnych oraz pism dla dzieci i młodzieży.
- Autor: Christof Schmid
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Koszyk kwiatów - Christof Schmid (tygodnik ilustrowany biblioteka cyfrowa .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Christof Schmid
„Bądź zawsze pobożną, moje dziecko! Pamiętaj o Bogu i chodź w obecności jego, miej go nieustannie w sercu! W Nim znalazłem zawsze niezawodną pociechę w smutnych położeniach życia, — w Nim pokrzepienie w każdym razie!”
„Wierz mi, Marychno; ja mówię prawdę! Gdyby się rzecz jenaczej74 miała, nie zamilczałbym ci. I ja poznałem świat, gdy z hrabią byłem w podróży. Gdzie tylko coś znakomitego widzieć można było, tam iść nie omieszkałem. Po całych tygodniach bawiłem na uciechach; bywałem na świetnych ucztach, maszkaradach, hucznych muzykach, w wesołych i dowcipnych towarzystwach, tak dobrze jak i mój pan, — i z nim brałem udział w wytwornych potrawach i napojach; ale wyznać ci muszę szczerze, że przy tym wszystkim było moje serce czcze i puste; a jedna godzina cichego nabożeństwa w naszej altance w Eichburgu, albo tu pod tym ubogim dachem, ba nawet na tym łożu boleści, więcej moję duszę zadowala, niż tamte wszystkie krzykliwe uciechy. I ty szukaj twej uciechy w Bogu, a znajdziesz ją w obfitej mierze.”
„Wiesz, moje dziecię, że mi w moim życiu nie zbywało na cierpieniach. Gdy twoja umarła matka, długi czas podobne było serce moje roli ogrodowej mocnym upałem słońca spieczonej i porozpadanej, której deszczu potrzeba. Tak potrzeba mi było pociechy; w Bogu ją znalazłem. Przyjdą na cię dni podobne, ale nie upadaj na sercu — szukaj w Bogu pociechy, a znajdziesz ją w potrzebnym razie! — Miej zawsze mocne zaufanie w boskiej opatrzności; kochającym Boga wszystko na dobre wychodzi; przez cierpienia zwykł prowadzić do swobody.”
„Pamiętasz, jak dużo ucierpiałaś wówczas, gdym w naszej nędznej podróży padł na ziemię bez sił! A oto tę moję chorobę przypuścił Bóg na to, żebyśmy u tych poczciwych ludzi znaleźli spokojny kącik. Wszakci gdyby nie ta choroba, nie bylibyśmy tu trafili lub nie znaleźli tego politowania; daliby nam może byli miseczkę mleka z kawałkiem chleba i trzeba by pewnie było iść dalej w świat. Gdyby nie moja choroba, nie bylibyśmy się z tymi poczciwymi ludźmi wzajem poznali i pokochali; wszystkie więc te dobre i swobodne dni, które tu przeżyliśmy, były skutkiem owej choroby. — Tak to we wszystkich smutnych zdarzeniach naszego życia, znachodzić można ślady dobroci Boga. Jak Bóg nadobne kwiaty rozsiał po górach i dolinach, w lasach i polach, nad strumieniami i na bagnach, abyśmy w tym widzieć mogli jego przychylność ku nam; tak też we wszystkich naszych położeniach życia, znajdziem ślady jego mądrości, miłości i litości, tak jawnie, że uważny na to umysł wyczerpnie dla siebie rozweselenie i pociechę. Niech no człowiek będzie uważnym na zajścia życia swego, a uczyni w nich takowe pocieszające spostrzeżenia.”
„Najdotkliwsze nasze cierpienia były niezawodnie wtenczas, gdy nas o złodziejstwo posądzono, gdy leżałaś w więzieniu okuta, osmagana, na śmierć skazana; gorzko opłakiwaliśmy siebie wzajem! — O! i to cierpienia niewinne nie będą bez korzyści; — a mnie się widzi, że już teraz wyrodziły błogosławieństwo boskie! — Wspomniał moje słowa! — Wówczas, gdy cię hrabianka nad wszystkie wyniosła dziewczęta, zaszczyciła cię swoim towarzystwem, podarowała ci piękną suknię i chciała cię mieć pod bokiem swoim, sądziłaś się być najszczęśliwszą; o, jakżeś się myliła! — teraz widzisz, że właśnie to twoje mniemane szczęście było przyczyną wszystkich naszych nieszczęść! Nie ufaj nigdy doczesnemu powodzeniu! To jest robaczywy orzech: powierzchnia piękna, wewnątrz brzydkie próchno. Sodomskie jabłka, — rosnące nad Morzem Martwym, gdzie stały owe od Boga skarane miasta, — śliczne na pozór, a rozsypią się w brzydkie próchno, gdy je radosną zerwiesz ręką. — I dobrze, że ci Bóg wytrącił z ręku owo bawidełko, bo może by honor, dostatek, zbytek zrobił cię próżną, lekkomyślną, cielesną; — może byś nareszcie i o Bogu zapomniała; wszystko to możebne; żaden człowiek za sobą ręczyć nie może. — W biedzie, we więzieniu, na naszej pielgrzymce, poznaliśmy Boga bliżej i lepiej. W tej oto szorstkiej okolicy, dalekiej od roztargnień i zepsucia światowego, zapewnił ci Bóg miejsce bezpieczne, gdzie rośniesz jak nadobny kwiatek, pewny, że go ręka nie naruszy złośliwa.”
„Przekonasz się, że dobry Bóg wyprowadzi twoje cierpienia na twoje szczęście. Prosiłem gorąco Boga, żeby niewinność twoję na jaw wykazał, a moje zaufanie powiada mi, że mię Bóg wysłuchał. Ja tego może nie dożyję, ale ty dożyjesz i radość po tych wszystkich cierpieniach zakwitnie ci jeszcze na tym świecie, chociaż, jak ci to dobrze wiadomo, ziemska szczęśliwość jest najmniejszym darem Bożym, a istotna nagroda za cierpliwie znoszone nieszczęścia dopiero w Niebie się znajdzie, do którego tylko drogą krzyża dostać się można.”
„Nie martw się, ty dobra duszko, gdy ci dokuczać będzie niedostatek, troskami twymi nic sobie nie nadsporzysz; — wiedz, że Bóg ma pieczą nad tobą, a twoje troski są zbytne. — Przeto gdziekolwiek zaprowadzi cię ręka Opatrzności, chociażby tam położenie twoje nieprzyjemne było, mów sobie: to jest właśnie miejsce wskazane mi od Najwyższego Pana! I wierz, że właśnie potrzebne do twojego wykształcenia. — Właśnie jak ogrodnik, tam posadzi drzewko, gdzie wie że mu najlepiej rola posłuży, i tak się z nim obchodzi, jak zna, że natura jego wymaga; tak Bóg tam stawi w świecie człowieka, gdzie wie, że mu jest najzbawienniej. I ta moja choroba, moja Marychno! śmierć moja nawet wyjdzie ci na dobre.”
„Dobre dziecię! że wymówiłem to słówko śmierć, zalewasz się łzami. — O, nie płacz! Nie myśl, że śmierć jest czemsiś okropnym, owszem jest ona koniecznie potrzebną do naszego wykształcenia. Wszakci wiesz, jak się rzecz ma z roślinkami do przesadzania; zasiane na małym zagonie, wzrosną społem słabe i mało się odznaczające, nie poznasz, jak piękny kwiat albo drogi owoc w której siedzi; i gdybyś je w tej ciasności zostawiła, nie wydałyby żadnej korzyści i zniszczałyby; — dlatego też z małej objętości roli przesadzamy je na miejsce przestronniejsze, gdzie każda podług własnej przyrody rozwija się, kształci i wydaje owoce. Tak właśnie ma się rzecz i z nami; nie jest tu na ziemi właściwe nasze miejsce, — tu jesteśmy ściśnieni, rozwinąć się nie można, przeto Ogrodnik niebieski przesadza nas, na obszerniejszą i lepiej dogadzającą naszej naturze rolę, a tam wyda się, co w każdym nas siedzi, czego tu ledwie doświadczone dostrzeże oko. Bolesne jest to przesadzenie, ale wielce korzystne, i tak, że ta momentalna boleść opłaci się obficie.”
„Przeto nie płacz! — Mnie tam lepiej jak tu będzie! Ja się z tego cieszę, iż mam odejść do mego ojca! — Jak to dobrze będzie, gdy złożywszy uciążliwe to ciało, w szczęśliwszym znajdziemy się położeniu! — Wspomnij sobie, jak się to cieszyliśmy, gdy w naszym ogródku wiosennego poranku znaleźliśmy rozwinięte nadobne kwiaty, które poprzedniego wieczora jeszcze kryły się w swoich listeczkach! — Oto ja idę do Nieba, miejsca, gdzie wieczna wiosna, i nie miałżebym się z tego cieszyć? Miałażbyś się z tego smucić, że idę w miejsce szczęśliwości? O, starajże się raczej, żebyś była zawsze poczciwą i pobożną, a przeto godną Nieba i bycia tam, gdzie twój ojciec, żebyś go tam znalazła. — Jeżeli ci pójdzie dobrze na świecie, nie dajże się uwikłać w tej światowej pomyślności, żebyś dla niej nie straciła wiecznej! — Nie płaczże, moje dziecko! Owszem ciesz się tą błogiej przyszłości nadzieją!” —
Tak to cieszył umierający ojciec poczciwą swą córkę, tak ją napominał, aby wytrwała w granicach wiary, a nie dała się ni namiętności, ni ludziom z nich wyprzeć; a każda jego myśl była nasionkiem, co na dobrą padło rolę. „Prawda, kończył, iżem cię zasmucił, i wiele łez ci wycisnąłem, ale te łzy będą dobroczynne: co wśrzód75 łez się sieje, będzie zbierane w radości, mówi Duch Boży! — właśnie jak nasionka rozsiane i skropione rosą niebieską, lepiej się przyjmą i lepszy wydadzą owoc!”
Choroba starego Jakuba coraz stawała się groźniejszą, co gdy Marianna spostrzegła, dała o tym znać proboszczowi, do którego parafii należeli, prosząc, aby chorego odwiedził. — Szanowny kapłan odwiedzał częściej chorego, rozmawiając z nim o rzeczach duszy tyczących, aż gdy spostrzegł, że starzec w istocie schyla się ku końcowi, nadmienił mu o przyjęciu sakramentów świętych, czym i tak usposobionego na śmierć bynajmniej nie zatrwożył, owszem w ten moment gotowym znalazł. Ustąpiła z izby Marianna, a chory przyjął sakrament pokuty. Gdy się to skończyło i Marianna wróciła, odezwał się do niej ojciec:
„Oto, Marychno! usprawiedliwiłem się właśnie Bogu, a jutro zamyślam przyjąć Najświętszy Sakrament z rąk księdza proboszcza, wiesz, jak się do tego usposobić.”
Mariannę przeszedł zimny dreszcz i łzy zalały jej oczy, bo pierwsza myśl o śmierci ojca przeraziła ją, lecz wkrótce uspokoiła się i odrzekła: „Słusznie czynisz, kochany ojcze; bo cóż lepszego czynić możemy, jak w naszych smutnych położeniach udawać się pod opiekę Boga?” —
Resztę dnia i wieczór cały przepędził Jakub na modlitwie: widzieć było, jak jego duch zebrany był, — mało mówił, ciągle był zamyślony. — Pobożność, z jaką na drugi dzień przyjmał76 komunię świętą, niepodobna do opisania. Wiara i miłość, — nadzieja przyszłego życia przemieniła jego oblicze; rzewne łzy toczyły się po jego twarzy. Marianna klęczała przy łożu, pobożna, łzami zalana. Gospodarz z żoną i czeladzią towarzyszyli pobożni świętemu obrządkowi. —
„Teraz — rzekła Marianna po skończonym opatrzeniu ojca — teraz jest mi lekko na sercu, i czuję siebie być pocieszoną. Otóż to prawda, że religia święta w potrzebach życia i śmierci daje niebieską pociechę!”
Jakub tymczasem zbliżał się ku swemu końcowi. — Gospodarz i gospodyni, którzy go jak doświadczonego przyjaciela szanowali i kochali, błogosławiąc ten dzień, w którym do nich zawitał, czynili, co tylko mogli dla ulgi i pociechy chorego. Kilkanaście razy na dzień zaglądali do niego, aby się przekonać o jego powodzeniu. Marianna właśnie za każdą razą77 pytała ich, czy sądzą, że wyjdzie z choroby? —
Gospodyni odpowiedziała raz: „Moje dziecko! niech cię to nie smuci, ale dłużej się pewnie nie powlecze, jak do wiosny.”
Odtąd wyglądała Marianna z bojaźnią okienkiem swej izby do ogrodu; nadzieja zbliżającej się wiosny cieszyła ją niegdyś, tą razą widziała wypuszczający pączki angrest78 ze smutkiem, a śpiew zięby przerażał ją, bo przepowiednia doświadczonej gospodyni zwiastowała jej ze zmartwychwstającą naturą śmierć ojca. „Mój Boże! — mawiała sobie smętna — wszystko odżywa, — cały świat w błogiej nadziei, tylko mój ojciec bez nadziei zdrowia! Ale nie! I on nie jest bez nadziei! — On podług zapewnienia Chrystusa nie umrze, tylko złoży zwłoki ziemskie, i zacznie dopiero żyć właściwie w życiu wieczności!” —
Starzec chętnie słuchał, gdy mu Marianna czytywała, bo to czyniła głosem przyjemnym, z pobożnością. W ostatnich dniach choroby najchętniej słuchał, gdy mu czytała mowy Zbawiciela z Ewangelii i ostatnią Jego modlitwę w wieczerniku. Raz czuwała przy nim sama w nocy; Księżyc przyświecał do izby tak, że światełka błyszczącej lampki nie znać było; ojciec wyrzekł do niej: „Marychno, przeczytajże mi jeszcze raz modlitwę Pana Jezusa!” Marianna zapaliła gromnicę i zadosyć uczyniła żądaniu ojca.
„A teraz daj mi tu książkę i przyświecaj mi gromnicą”; co gdy uczyniła, odrzekł: „oto teraz będzie moja ostatnia modlitwa na rzecz twoję79.” Wskazał na miejsce pisma świętego i ściągając wyrazy na siebie i córkę urywanym słabym głosem modlił się mówiąc:
„Ojcze, oto już niedługo będę na tym świecie; ale ta oto zostanie tu jeszcze czas jakiś. Tak sobie tuszę, Ojcze, iż przyjdę do Ciebie! Ją zachowaj od zepsutości świata tego. Dopókąd żyłem na tym świecie, usiłowałem w Imię Twoje zachować ją od zguby; teraz idę do Ciebie, ją opuszczam: Nie o to Cię proszę, abyś ją zabrał z tego zepsutego świata, lecz żebyś ją strzegł od zepsutości. Utrzymaj ją w Twej świętej prawdzie; Twoje słowo jest prawdą. Ojcze, spraw, aby ta, którąś mi dał, kiedyś tam dostała się, dokąd ja, spodziewam się, przyjdę. Amen.”
Marianna stała przy łóżku z gromicą, drżąca, i powtórzyła czułym głosem za ojcem: „Amen”.
„Tak, moja kochana córko! tam widzieć będziemy Jezusa w całej Jego świetności; tam zobaczym się wzajem!”
Położył głowę na poduszki, aby trochę wypocząć, zatrzymawszy książkę w ręku. — Po niejakiej dobie80 począł znowu mówić: „Dziękuję ci, moja kochana Marychno, za twoję przychylność i miłość, których dowody dałaś i dajesz mi w mej chorobie. Wykonałaś tu chętnie i dowolnie to, co Bóg żąda po dzieciach czwartym przykazaniem. Pamiętaj na moje słowa, że ci pójdzie dobrze na świecie, choć cię w biednym pozostawiam stanie, bo to Bóg obiecał dobrem dzieciom. Nic ci pozostawić nie mogę, jak moje błogosławieństwo i tę oto książkę; bądź pobożną i poczciwą, a to błogosławieństwo nie będzie czczym słowem. Błogosławieństwo w Bogu ufność pokładającego ojca więcej jest korzystne dobrym dzieciom jak najbogatsze spuścizny. — Tę książkę zatrzymaj na pamiątkę po twoim ojcu; kosztuje ona tylko kilka groszy, ale gdy ją pilnie czytać i jej nauki sumiennie pełnić będziesz, znajdziesz w niej skarb tysiącami nie opłacony. Gdybym ci w spuściźnie tyle pozostawił dukatów, co wiosna odrodzi liści i kwiatów; przecieżbyś za te skarby nic lepszego nabyć nie mogła; bo oto w tej książeczce zawarte jest słowo boże, a to ma taką dzielność, że może każdego wiernego zbawić. — Czytaj co poranek, a choćby tylko cokolwiek — przecież do tego, kto chce, czas znajdzie — rozważ, coś czytała, i zachowaj w twym sercu. Jeżelibyś czegoś nie zrozumiała, poradź się twego pasterza, jak to ja zawsze czyniłem; a to nie będzie bez wielkiej twej korzyści. Zważ tylko to jedno zapewnienie Chrystusa w tej książeczce umieszczone: »przypatrzcie się liliom polnym!«, to jedno zapewnienie, mówię, więcej mię nauczyło, jak te wszystkie książki, które w mej czytałem młodości. — A potem było mi ono źrzódłem81, z którego tysiące pociech czerpałem; — w tysiącznych dolegliwościach, gdzie by troski może mię do rozpaczy doprowadziły, zupełnie mię zaspokoiło, bo czyniło ufnym w Opatrzności dobrego Boga.”
Z rana około trzeciej godziny odezwał się ojciec: „Marianno, mnie jest tak duszno; otwórzże trochę okno.”
Marianna wypełniła rozkaz ojca. Księżyc już zaszedł; ale gwiazdy przyświecały prześlicznie. „Widzisz jak to piękne jest niebo! — Cóż są wszystkie kwiaty ziemskie, w porównaniu z tą pięknością gwiazd? — Oto ja tam teraz pójdę! — Jakże mię to wielce cieszy! Żyj poczciwie, żebyś i ty tam kiedyś przyszła!”
Po wyrzeczeniu tych słów upadł wznak na posłanie i zasnął szczęśliwie. — Marianna, która jeszcze umierającego człowieka nie widziała, sądziła, iż
Uwagi (0)