Darmowe ebooki » Powieść » Koszyk kwiatów - Christof Schmid (tygodnik ilustrowany biblioteka cyfrowa .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Koszyk kwiatów - Christof Schmid (tygodnik ilustrowany biblioteka cyfrowa .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Christof Schmid



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 13
Idź do strony:
nie ma takiego, co by mię w świat ciągnęło; ale ja bym nikomu nie chciał być ciężarem.”

„Cóż tam o ciężarze mówicie, odrzekł gospodarz, — o to niech was głowa nie boli! — W tej małej izdebce nic zawadzacie nam; a czego do życia potrzebujecie, to sobie sami zarobicie.”

„Bo i prawda, — dodała gospodyni, — to, co wy oboje spotrzebujecie, sama Marianna dzianiem i szyciem zarobi; a jeśli jeszcze wy, Jakubie, zatrudniać się będziecie wyplataniem koszyków, to wam bieda w niczym nie dokuczy. Ostatnią razą, gdym stała w kumotry63 młynarce, wzięłam z sobą waszej roboty koszyk; wszystkie gburki podziwiały takowy, i wszystkie życzą sobie takie posiadać. Róbcie, a będziecie mieli dosyć odbytu64 i zarobku.

Taką uprzejmością swoich gospodarzy skłoniony, Jakub został i z córką na miejscu, z wzajemnym zadowoleniem.

Przekaż 1% podatku na Wolne Lektury.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
Rozdział X. Jakuba i Marianny szczęśliwe dni w Jodlinie

Jakub i Marianna, mając na dłużej zostać, urządzili swoję komórkę podług życzenia własnego; postarali się o potrzebne sprzęty, i tymi tak izbę, jak i kuchnię zaopatrzyli. Marianna czuła się być szczęśliwą stąd, że może znowu, jak kiedyś, we własnej kuchni podług gustu ojca warzyć jedzenie. — Żyli znowu pomyślnie, a gdy stary wyplatał koszyki, Marianna zaś szyła, rozmawiali sobie w zaufaniu. Niejeden wieczór zimowy przepędzili w izbie gospodarstwa, gdzie wszystkim zgromadzonym opowiadał Jakub ciekawe i nauczające przygody życia, a tak i przykrości zimowe przemijały im swobodnie.

Przy domu leżał znaczny kawał ogrodu, nie ze wszystkim korzystnie użyty, — po części dlatego, że gospodarze zajmowali się istotniej polową robotą, po części, że nie umieli lepiej tego ogrodu użyć. Jakub za ich zezwoleniem postanowił ten ogród przerobić na sad; już na jesieni poczynił potrzebne do tego przygotowania, a jak skoro śnieg stopiły promienie wiosennego słońca, pracował on i z córką, aż w późny wieczór około tej przemiany. Podzielili ogród na rozmaite oddziały, dla rozlicznych ogrodowizn; wyprowadzili ścieżki, wysypali je piaskiem, osadziwszy ich brzegi kwiatami, porozrzucawszy tu i owdzie owocowe drzewa. Gdy ojciec z pobliskiego miasteczka przyniósł nasion ogrodowych, nie zapomniał też zadowolić próśb Marianny, przyniósłszy razem krzaki róż, cebulki lilii, — flanców i nasion rozmaitych kwiatów. To wszystko wiernie pielęgnowane, rosło ślicznie, że wkrótce sadek ten szczycił całą okolicę; nawet stare drzewa pod ręką doświadczonego ogrodnika odmłodniały i niosły obfity owoc, na pociechę i korzyść właścicieli.

W tak miłym sobie zatrudnieniu wrócił Jakubowi dawny wesoły humor; swoim zwyczajem czynił dowcipne65 uwagi nad roślinami i kwiatami.

Marianna w pierwszych dniach wiosny, szukała pod cierniowymi ogrodzeniami fiołków, ażeby jak zwykle oddać ojcu swemu bukiet; znalazła, wybrała najśliczniejsze, uwiła bukiet i oddała ojcu. — „Otóż widzisz, — odrzekł, odebrawszy kwiatki, — kto szuka, ten znajdzie. Warto to uwagi, moja Marychno, iż te kwiateczki zwykły rość66 pod cierniem, ta okoliczność nie jest bez nauki. Któż by to sądził, żebyśmy w tych ciemnych borach, pod tym starym, mchem pokrytym dachem, tyle zadowolenia i swobody znaleźli? — O wierz mi! nie maż67 tak cierpkiego położenia na świecie, żeby w nim nie natrafiło się na jakie przymilenia. Pozostań, moje dziecię, statecznie dobrą i pobożną, a nigdy, choćby ci też jeszcze tak źle iść miało jak niegdyś, nie będziesz bez wewnętrznej pociechy.

Jakaś mieszczka przyjechała do Jodliny, ażeby od gburki nakupić lnu; przywiozła z sobą swego małego syna. W czasie gdy len oglądano, wybierano i o cenę tegoż układano się, wbiegł malec otwartymi przypadkiem drzwiami do sadu i nuż zrywać oburącz z najbliższego krzaczka różę, niebaczny ukłuwszy się porządnie, począł wrzaskliwie płakać. Na jego krzyk wpadła do sadu matka, gburka, Jakub i Marianna; — chłopiec stoi z zakrwawionymi rękoma, beczy i złożyczy68 złudnym kwiatom, które na pozór piękne, tają przy sobie szkaradne kolce! —

„Nie dziwić się dziecku! I my bywamy często starymi dziećmi! Każda uciecha ma swoje kolce jak róża, a my oburącz chwytamy się uciech, nie patrząc na ich kolce. Oto ten tańcem, oto pijaństwem, tamten szulerstwem lub czym gorszym rujnuje się do szczętu. A gdy skutki bolesne wynikną z uciech, płacze i narzeka, podobnie temu malcowi. Niechże nas piękne różę nie łudzą, mają one swe kolec! — Dał nam Bóg rozum, żeby nim pomierzać nasze postępowanie, a nie lecieć ślepo za namiętnością!”

Pewnego ślicznego poranku w niedzielę, po kilku dniach dżdżystych weszła Marianna do sadu z ojcem, i znalazła pierwszę lilię rozwiniętą; a jej białość w promieniach wschodzącego słońca cudnie połyskiwała. — Współmieszkańcy nie znali tego nadobnego kwiatu, i na opis jego piękności oświadczyli życzenie widzenia onegoż, przeto gdy się pora nadarzyła zadowolenia ich życzeń, zawezwała ich Marianna do ogrodu. Ciekawi wszyscy zeszli się i podziwiali nadobny kwiat.

Gburka mówiła: „Jaka to świętna białość tego kwiatka, — jaka czysta i bez najmiejszej plamki.” —

„Tak jest, odrzekł Jakub, o, dałby to Bóg! żeby tak umysł człowieka był czysty i nieskalany! — Bóg i jego Aniołowie cieszyliby się z tego, bo ludzie czystego serca Boga oglądać będą, powiedział Pan Jezus!” —

„Jak to ten kwiat prosto, bez wszelkiego pochylenia się ku ziemi, wznosi się ku Niebu!” dodał gbur.

„Właśnie jak gdyby palcem wskazywał nam Niebo, dodał Jakub. — Życzyłbym, żeby lilię każdy miał przy swoim domu. My, ludzie wiejscy, grzebiemy z powołania naszego największą część roku w ziemi, a dlatego zapominamy łatwo o niebie; jakby to było korzystnie, żeby ten kwiat wpadając nam pod oko, przestrzegał nas, że przy naszych ziemskich zatrudnieniach i pracach w górę nasz umysł wznosić, a coś lepszego i trwalszego, jak nam ziemia dać może, szukać powinniśmy. — Wszystkie rośliny, nawet najdelikatniejsza trawka pnie się do góry, a co jest z siebie słabe, żeby siłą własną wznosiło się w górę, to używa silniejszych sąsiadów jak podpory, a przecież dąży ku niebu. Tak czyni oto ten chmiel, tak owe szable69, co je potyczyliście. — Źle by to było, żeby tylko człowiek, to na obraz boży uczynione stworzenie, dało się powstydzać roślinom; żeby jego myśli, życzenia i nadzieje tylko po ziemi zawsze się czołgać miały.”

Gdy raz Jakub na świeżej roli sadził rośliny, a Marianna pełła na zagonach, odezwał się do niej ojciec: „Te dwa zatrudnienia, sadzenie i pielenie, powinny, moja córko, być zatrudnieniami całego naszego życia. Nasze serce jest także ogrodem, który nam Bóg powierzył. Trzeba nam być starannymi, ażeby coraz co dobrego tam wsadzić, a wypuszczające chwasty wyrywać, jenaczej70 ten ogródek zdziczeje. Ale kto te zatrudnienia należycie wykona i prosi Boga, od którego wszelki wzrost pochodzi, o jego błogosławieństwo, ten w duszy swej zbuduje sobie najśliczniejszy ogródek, — istotny raj na ziemi.”

Tak to przy pracy ziemskiej krasili sobie życie pięknymi i budującymi ducha uwagami. Nie znali nudnych chwil, ani owej zwykłej przy trudnych pracach niecierpliwości. Przez trzy lata swobody zapomnieli o dawnym swoim nieszczęściu; lecz gdy jesień rozpoczęła czwarty rok ich pobytu w Jodlinie, gdy drzewa traciły liść, zimno poczęło stopniowo wzmagać się, rośliny w ogródku udały się na zimowy spoczynek i nie potrzebowały ludzkiej pomocy, począł i Jakub opadać na siłach ciała i umysłu. Starał się w prawdzie ukrywać przed córką swe położenie, ale troskliwa córka, która na ojca przywykła wielką dawać baczność, zrozumiała jego odmianę, choćby tylko z tych uwag, które on nad każdym umiał dawać przedmiotem. Kiedy te dawniej zwykle bywały jędrne i czasem wesołe, teraz nabierały coraz większej posępności; co ją niemało obchodziło. —

Już w jesieni znalazła jeszcze Marianna rozkwitłą różę, która się za swymi towarzyszkami spóźniła, gdy ją zrywała, opadły listeczki i leżały rozsypane na ziemi. „Otóż to obraz człowieka! mówił przytomny71 ojciec. — W młodości możemy się przyrównać do świeżej rozwiniętej róży; ale z czasem więdniemy jak ona; krótki czas bawiemy oczy ludzkie, a potem opadamy i gnijemy jak ona. Nie bądź, moje dziecko, dumną z piękności i zgrabności twego ciała, bo to wszystko przemija i niszczeje; bądź nierównie staranniejszą o piękność ducha, o cnotę, bo ta ozdoba nie więdnieje72, nie niknie nigdy!” Zbierał pod wieczór stojąc na drabinie Jakub z drzewa jabłka i podawał je Mariannie, która składała je ostrożnie w koszyk; a że nie zwykł był żadnej opuszczać okoliczności, żeby coś nauczającego nie powiedzieć, więc i tu rzekł do córki: „Jak to jesienny wiatr okropnie po rżysku przewiewa i igra ze zżółkłymi liśćmi, jako i z mymi zsiwiałymi włosami! — Tak to, Marychno, moja jesień już się znalazła — i twoja też kiedyś nadejdzie! — Starajże się w twoim życiu, abyś jak ta jabłoń obfitowała w owoce, a Pan cieszył się z onego!”

Gdy Marianna rzucała w ziemię siew, nadmienił ojciec: „Tak to i nas kiedyś, moja córko, włożą w ziemię; ale nie troszczmy się; jak te nasionka po niejakim przeciągu czasu, puszczą kiełki, ożyją i kwiat wydadzą, tak i my kiedyś ożyjemy i powstaniemy z ziemi. Pamiętaj o tym, córko, gdy mię kiedyś pogrzebią. Kwiat, który pewnie na moim posadzisz grobie, niech ci zwiastuje obraz zmartwychwstania i nieśmiertelności.”

Marianna spojrzała na ojca, a dwie krople łez stanęły w jej oczach; — przeczucie śmierci ojca przeraziło ją.

Rozdział XI. Choroba Jakuba

Na początku zimy, która bardzo ostro rozpoczęła i wielkim okryła pola śniegiem, zachorował Jakub. — Marianna prosiła go, aby pozwolił z pobliskiego miasteczka powołać lekarza, a gospodarz pojechał po niego sankami. — Lekarz, przyjechawszy i wyrozumiawszy chorobę, przepisał lekarstwo, a Marianna wyszedłszy za nim z izby, zapytała, co by myślał o stanie choroby?

„Tymczasem, odrzekł jej, nie ma żadnego niebezpieczeństwa; ale że choroba może przejść w suchoty, a te w wieku chorego nie mogą dać nadziei życia, jest wielkie podobieństwo.” —

Ta nowina przeraziła Mariannę, poczęła rzewnie płakać; wszakże usiłowała uspokoić się i przybrać spokojną powierzchowność, ażeby wróciwszy nie zasmucić ojca.

Opatrywała chorego ojca z najwytworniejszą starannością; czegokolwiek tylko zażądał, tego mu dostarczyła, życzenia nawet jego uprzedzała. Czuwała przy nim całe noce, a gdy ją, chroniąc od choroby z niewczasu wyniknąć mogącej, zastępowano, kładła się zwykle na blisko łóżka stojącą ławę, aby nie zasnąć za bardzo; a skoro chory kaszlnął lub poruszył się, wstajała73 cichutko, aby się przekonać, czy czego nie żąda. — Sporządzała mu pokrzepiające posiłki; poprawiała mu poduszki; czytywała mu, aby go rozerwać; a jak skoro zasnął, klękała i modliła się serdecznie do Boga o jego zdrowie. — „O Boże! spraw łaskawie, aby ozdrowiał mój kochany ojciec! — Zachowaj mi go aby jeszcze na parę lat!” —

Pilną swą pracowitością, — że siadała czasami do północka zatrudniona szyciem i dzianiem, — zebrała sobie kilka groszy; tych nie szczędziła, aby ojcu przynieść jakie ulżenie.

Pobożny starzec, któremu choć się wprawdzie polepszyło, przecież był pewnym, że to jego ostatnia choroba, mimo to był spokojnym i na śmierć gotowym, przeto mówił o końcu życia swego z zupełnym zdaniem się na wolę Boga, i właśnie z wesołością.

Dla Marianny były takie mowy nieznośnie bolesne, ze łzami mawiała: „O, nie mów o tym drogi ojcze! — O tym trudno mi jest nawet wspomnieć, bo cóż bym ja sobie bez ciebie poczęła? — Ach! natenczas nikogo bym na świecie nie miała, komu by zaufać można!” —

„Nie płacz, moje dziecię! — odpowiadał podając jej drżącą rękę starzec. Nie płacz! a wszakci masz dobrego Ojca w Niebie. Wszakci On pozostanie, choć utracisz twego ojca na ziemi. — Jak się ty, gdy mnie nie będzie, utrzymasz i używisz na świecie, o to ja się bynajmniej nie troszczę. — Ptaki niebieskie znajdują dla siebie żywność, a ty byś miała żyć w niedostatku? — Biedne wróble żywi opatrzność, a czemuż by ciebie nie miała wyżywić? — Toć człowiek niewiele potrzebuje do swego utrzymania, a i potrzeby jego są zakreślone niedługim przeciągiem czasu! — Co mnie niespokoi, to jest to, żebyś ty w tej pobożności i poczciwości, jaką się obecnie odznaczasz, statecznie wytrwała! — Ach moja córko! ty jeszcze nie wiesz, jak złym i zepsutym jest ten świat, jak ludzie są złymi. Z żalem mówić ci muszę, że są tacy ludzie, u których to niczym będzie ciebie, biedną dziewczynę, odrzeć z niewinności, sławy i spokojności serca — a tak uczynić cię nieszczęśliwą na całe życie. — Jeżeli im mówić będziesz o bojaźni Boga, sumieniu, przykazaniach bożych, piekle, na ten czas nazwą cię dziecinną, to jest głupią. Unikaj takich ludzi, jakby to wcielone diabły były! — Gdy ci będą pochlebiać: nazwą cię piękną, zgrabną, i wokoło ciebie, jak motyle około kwiatów uwijać się będą, nie wierz im! Oni cię chcą zdradzić! — Nie odbieraj od nich żadnych ofiar, bo przez to zaprzedałabyś się onym! — Nie ufaj ich przyrzeczeniom, ani nawet przysięgom, bo to wszystko kłamstwa! — Wszakci wiesz, że pod skórką owczą może być drapieżny wilk — a to jest ich właściwy obraz!” —

„Dał ci Bóg, jako Anioła stróża, świętą wstydliwość: jeżeli po tobie wymagają coś takiego, co się sprzeciwia czystości obyczajów, albo choć jeno wymówi jakie nieuczciwe, niewinność obrażające słowo, natenczas rumianość pokrywa twarz twoję; — to jest przestroga tego stróża niewinności; uważaj na nię, jako na głos samego Boga! — Nie pogardzaj tym prawym twoim przyjacielem, bo dopokąd on ci towarzyszyć będzie, wolną będziesz od zdrady. — Ale jak skoro aby raz w najmniejszym skłonisz się na stronę przeciwną, już będziesz w niebezpieczeństwie zguby!” —

„O Marianno! i w twoim własnym sercu obudzi się głos nieprzyjaciela. Przyjdą czasy, gdzie poczujesz w sobie skłonność do złego, i chętna będziesz wmówić w siebie, że to pragnieuie nie jest tak złe; może nawet niewinne. Ale przestrzegam cię i proszę, zapisz słowa umierającego ojca głęboko w sercu twoim! Nie mów, ani czyń nic takiego, za co byś się w mojej przytomności wstydzić musiała. — Moje oczy wnet się na zawsze zamkną, niedługo już będę ci mógł być stróżem; ale wiedz, że Ojciec twój niebieski zawsze ci jest przytomny, i widzi myśli twoje. — Wiem, iżbyś w przytomności mojej nic takiego nie popełniła, za co byś się wstydzić musiała; daleko bardziej bój się i wstydź Ojca niebieskiego!” —

„Spojrzyj na mię, Marianno, a jeśli kiedy napadać cię będą pokusy, wspomnij na moją wybladłą twarz, na te moje łzy, z którymi cię przestrzegam! Włóż twoją w moję wyschłą i wnet w proch obrócić się mającą dłoń, a przyrzecz mi, iż przestróg moich nie zapomnisz! — W czasie nagabań nieprzyjacielskich wystaw sobie, że ta ręka chwyta cię, iżbyś w zgubę nie wpadła.

„Popatrz się na mnie, z wolna w pierwiastkowy proch obracającego się, i widź znikomość rzeczy doczesnych! — I ja byłem kiedyś czerstwym i rześkim młodzieńcem, jak ty dziś jesteś, i ty

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 13
Idź do strony:

Darmowe książki «Koszyk kwiatów - Christof Schmid (tygodnik ilustrowany biblioteka cyfrowa .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz