Płomienie - Stanisław Brzozowski (chcę przeczytać książkę w internecie .TXT) 📖
Książka przedstawia burzliwe losy młodego polskiego szlachcica Michała Kaniowskiego, buntownika i rewolucjonisty. W warstwie fabularnej stanowi opowieść o niezgodzie na krzywdę, o zaangażowaniu w walkę z niesprawiedliwością i gotowości płacenia za to najwyższej ceny, odzwierciedlającą dzieje rosyjskiego ruchu rewolucyjnego w latach 70. i 80. XIX wieku.
Płomienie, nazwane „pierwszą polską powieścią intelektualną”, zostały napisane jako polemika z jednostronnymi Biesami Dostojewskiego. Brzozowski stara się przedstawić panoramę ówczesnych idei, racje zarówno tradycjonalistów, konserwatystów, klerykałów, jak i zwolenników przebudowy społeczeństwa, także radykalnych rewolucjonistów, niekiedy unikając jednoznacznych ocen. Refleksje i dyskusje bohaterów Płomieni na temat kształtu polskości, konfliktów społecznych, ideologii, znaczenia jednostki wobec historii, egzystencjalnych problemów, jakie rodzi materializm, inspirowały kolejne pokolenia intelektualistów i pisarzy, m.in. Miłosza, Kołakowskiego i Tischnera.
- Autor: Stanisław Brzozowski
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Płomienie - Stanisław Brzozowski (chcę przeczytać książkę w internecie .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Stanisław Brzozowski
Innymi dniami stali mi przed oczyma wszyscy. Co więcej, nie miałem nad nimi władzy. Poruszały się te cienie w myśl jakiejś ukrytej przede mną logiki psychicznej i to ich życie stawało się subtelnym narzędziem udręczeń.
Ola zazierała mi w oczy i pytała się nagle:
— Czy oni bili Sołowjewa po twarzy, czy bili po twarzy szlachetnej i świętej swoimi potwornymi rękami?
I widziałem, jak podskakiwał, pieniąc się i sapiąc, Aron Vogel, chcąc dostać swymi piegowatymi rękami, niezgrabnie zwisającymi z krótkich rękawów surduta i poplamionych mankietów — twarzy Sołowjewa. Odwracałem oczy i widziałem wciąż ten sam obraz.
Słyszałem godzinami trzask kości Katii pod kołami armaty, ohydny dźwięk kopyt końskich miażdżących ciała i pogrążających się w krwawej masie.
W oczach rozrastał się ten świat.
Starałem się nie myśleć o niczym.
Śniło mi się, że leżę w swojej celi, leżę bez ruchu z przymkniętymi oczami.
Nagle otwierają się drzwi i wchodzi, a raczej wsuwa się jakaś skulona figura.
Długi czas nie mogłem poznać i przypomnieć sobie, kto to jest.
Figura przysunęła się do samego mojego łóżka. Szła, jakby czołgając się. Starałem się jej nie widzieć. Wiedziałem, że musi być straszna.
Siadła ona koło łóżka w kącie, zaczęła węszyć, wciągając powietrze, i później położyła mi na piersi miękkie, mackowate ręce i opierając się na nich, wdrapała się na łóżko. Głowa jej opadła na ręce i sunęła dziwnie powoli ku mojej twarzy.
Teraz widziałem: był to Schultz.
Tylko dziwnie zmieniony, przeobrażony w coś groźnego. Odraza i obrzydzenie były w tej głowie, która węsząc, sunęła się po mojej piersi.
Wreszcie dopełzła do szyi i czułem, że zapuszcza zęby w krtań.
— Sen — pomyślałem i zbudziłem się.
Na korytarzu wołał czyjś głos:
— Żegnajcie, towarzysze, prowadzą mnie zabijać.
Nie mogłem się poruszyć ani wymówić słowa.
Słyszałem, jak tylko Siewierow odpowiedział:
— Bądź zdrów, bracie.
Myszkin stukał gorączkowo do ściany:
— Podłość, że się z nas nikt nie odezwał. Pozwoliliśmy, że go tak wywleczono spośród nas. I że on tak przeszedł pomiędzy nami niepożegnany.
Chciałem mówić z nim, co zamierza czynić, ale przerwał mi, chciał, aby go zostawiono z własnymi myślami.
Przeszło parę godzin — doleciał nas stłumiony odgłos salwy: Minakow żyć przestał.
Słońce chodzi gdzieś po dalekim niebie.
Chodzi nad miastami, w których żyją ludzie łudzący się, że posiadają jakieś prawa.
Prawo, sprawiedliwość, rozum, ludzkość — sypią się słowa.
Tu nie mają one żadnej wartości, żadnego obiegu.
Żyć będziecie w swych kamiennych klatkach jak dzikie zwierzęta — wy, coście śmieli wierzyć w słowa, które człowiek wymawia tylko ustami.
Sąd chcieliście czynić nad życiem w imię rozumu.
Rozum jest poza wami. Tu nie dochodzi żaden jego promień.
Cała prawda ludzkiego istnienia, jakim ono jest, występuje tu bez osłon: walka na śmierć i życie.
Czy moglibyśmy opłakiwać Minakowa?
Jemu słońce w oczy zaświeciło.
Jego zabiła świszcząca kula.
On stał i widział śmierć ludzkimi oczyma.
Patrzyła ona na niego z luf karabinów...
Mówiła do niego głosem człowieka.
Głos żywy zwiastował mu zgubę.
Nami rządzi to, czego nie ma.
Pusty czas kradnie nam życie.
Kradnie życie, konanie przewleka: nieustannie upływa i szydzi, każdą chwilę wydłuża, zabija nas to, czego niepodobna ująć. Bezoki, bezduszny los dławi żywych ludzi, ssie ich krew.
W tej umarłej ciszy rozległy się dla mnie raz jeszcze kroki Myszkina.
I jego prowadzili na śmierć.
Zostałem sam. Z obu stron miałem puste cele.
Dnie i noce teraz utraciły już resztkę ludzkiego sensu.
Miałem wrażenie, że rozwijają się one jak wstęga z jakiegoś obracającego się gdzieś poza moją głową koła.
Koło obraca się i warczy wstęga.
Śmieje się pusta, bezbarwna potęga czasu.
Nie czekałem na nic, nie spodziewałem się niczego.
Wieczorem jednego z tych pustych dni powziąłem ostateczny zamiar.
Kiedy spostrzegłem wyjście i przekonałem się, że nie zawiedzie, siadłem i próbowałem myśleć, jak może to uczynić człowiek wolny. Za chwilę wyjdę stąd i szyldwach sprezentuje broń.
Wspomniałem po raz ostatni wszystko bez bólu i bez żalu.
Chciałem znaleźć sam dla siebie jakąś myśl o przyszłości: o tym, co będzie kiedyś — nadaremnie. Serce było zimne — uśmiechało się jeszcze do znanych postaci.
Patrzyłem teraz na nich wszystkich, którzy odeszli, jak jeden z nich.
Pamiętam dobrze, żem myślał o nich wszystkich z jakimś pobłażliwym uczuciem starego, doświadczonego brata.
— Tak to jest, widzicie, tak to jest — mówiłem, tłukąc lampkę z palącą się naftą, tak aby płomień objął siennik.
*
Siedzę teraz pośród drzew, z których rodzą się młode liście. Jestem sam, sam, jak nie byłem nigdy w Szlisselburgu. Kaleka ze zwęgloną duszą, chodzę sam wśród ludzi, którzy dalej są ode mnie niż te drzewa.
Z drzewami tylko żyję w zgodzie i cieszę się, kiedy im się wiedzie dobrze.
Tu przede mną z czarnego, spróchniałego pnia wystrzeliły nowe gałązki. Rosną, wypuszczają świeże liście: tak jak myśli we mnie.
Siedzę otoczony kartkami, którem pisał: biorę je do ręki i przerzucam.
Nie poznaję ich, jak nie poznają drzewa liści swoich. Chciałbym, aby wiosna ta, która rozkwita naokoło mnie, była ostatnia. Myślę o śmierci cicho i spokojnie, jak o oddanym, dobrym towarzyszu. Chciałbym, aby zastała mnie tu pośród drzew — nie w pokoju.
Łudzę się czasem, że dość jest tu siąść i czekać bez ruchu: ona przyjdzie grabową aleją.
Ale od strony życia nigdy nikt do mnie nie idzie. Nigdy nie idzie i nie przyjdzie do mnie nikt.
Pisma przychodzą co rano.
Co rano mówią mi to samo, co wiem. Z wolna, z wolna człowiek uczy się rozumieć, że nie ma nikogo i niczego prócz siebie, że własnymi tylko rozporządza siłami i uczy się je cenić. Z wolna wyrasta ponad wszystkie inne potęgi — ta jedyna rzeczywista: człowiek pracujący.
Lubię słuchać dźwięku młotów, kujących w naszej kuźni.
Coś wesołego, twardego jak życie, radosnego jak zwycięstwo, marzy mi się wtedy.
Sam siebie musi tak wykuć człowiek.
Lubię słuchać pieśni młotów.
I lubię słońce nad zaoraną rolą. Idzie chłop, rzuca ziarno. Rzuca złoty siew i znowu wraca.
Odwracam się od niego i z wolna idę ku domowi.
Idę i myślę, kiełkuje gdzieś niwa. Zamiera złote ziarno.
Ślepy siewca idzie poprzez pola... Dusza myśli — czy usłyszę jeszcze wielki szmer niw?
Nasłuchuję i wciągam powietrze. Płynie nad polami chmura, czy widziała plon?
Ale wrony kraczą często ponad głową. To wiem: nim nadejdzie pora zbierać plon, niemało krwi wyleją czyjeś mężne piersi.
Nie szczędząc kości, kosi nieubłagana siła młode niwy.
Wrony kraczą ponad moją pustką.
Chmury lecą ponad ziemią. Siadają na drzewach, które dopiero porastają w liście.
Witam je — złowróżbne ptaki, ptaki dobrej nadziei. Z pobojowisk lecą, z pól, na których śmierć kosi.
Nie przestawaj siać, straszliwy siewco.
Człowiek najbardziej trwa, gdy ginie.
Teraz jednak czasami widzę w pismach i książkach nowy głos, nową pieśń rządzącego sobą człowieka.
I myślę wtedy o mediolańskiej katedrze711: o wielkim pomniku dziejów, zbudowanym z serc, co pomarły.
I powtarzam słowa, które tyle razy słyszałem z drogich ust: zginąć tak, aby żyło z nas to, co chcemy — to jedyne zwycięstwo.
W podziemiach gdzieś rodzi się z bezlicznych ofiar przeszłość i dnia każdego i jutrem rządzić ma nasza wola.
Ona płynie podziemiami nurtem ukrytym.
I kiedy zamykam oczy, słucham, zdaje mi się, że to ja sam, przeszłość moja szumi i szemrze tam strumieniami pod ziemią.
Czarny pniak gałązkami swymi się do mnie uśmiecha: młoty kują.
Patrzę w świat przede mną i koło mnie i szukam, czy mam w nim jeszcze co swojego, coś, co by było moją, tylko moją własnością, co bym chciał zatrzymać dla siebie. Myślę o tym, co schłonęła mi ta ziemia, i patrzę na nią z przyjaźnią, na nią, która dzisiaj ma w sobie więcej mojej duszy niż to, co pozostało jeszcze we mnie.
Patrzę na nią z przyjaźnią: uczyń ze mną, co zechcesz, ty, która rośniesz i żyjesz przez człowieka. Uśmiecham się do wielkiego powietrznego morza i powtarzam: dusze ludzkie ciebie tak rozwarły, rozszerzyły naokoło mnie. Patrzę na starą kobietę, która koło mnie przechodzi, ze strachem szepcąc „pochwalony”, i powtarzam: pochwalone niech będą twoje zgięte barki. Stąpam ostrożnie, jakby niosły mnie ramiona i plecy pokoleń. Uśmiecham się do pól i lasów okolicznych i mówię im z głębi serca: dobrze, że jest życie. Dużo ziarna leży w czarnej ziemi. Bądź błogosławiona ty, którą zapładnia ludzka praca — bądź błogosławiona, rodzicielko i dziecię człowieka. Z ciebie powstał, na tobie krwią spływa i łzami. Czy on jest twój, czy ty jego?... Gdzie kończy się człowiek? Nigdzie — w tym, co jest dla mnie; cokolwiek widzę, myślę, czuję, przez was to czynię, niewidzialni bracia. I sam ja jestem bardziej w was niż w sobie. Ale wraca już Miszuk-Niewidimka, z długiej drogi wraca. Otwarte w saloniku okno. Przyjdź, przyjaciółko moja, i zastukaj. Pamiętasz... jak w ten dzień. Gałązki trącają o szyby, stukam i myślę: to będzie tak, za chwilę już. I tak mi dobrze. Wszystko moje jest poza mną. Chodzę teraz już po świecie, jak po pokojach tego domu: tak może chodziłem dzieckiem. Przychodzę i dziwię się... aaa... tak więc to jest, tak...
A zegar odpowiada cicho: tak... tak... tak... tak.
Błogosławię ci, stary zegarze, że mierzysz czas, w którym dojrzewa ziarno. —
1. kontrachty — dawniej kontraktami nazywano doroczne zjazdy handlowe danej prowincji. [przypis edytorski]
2. jenerał (daw.) — generał. [przypis edytorski]
3. detyna (ukr.) — dziecko. [przypis edytorski]
4. uriadnik (ros.) — niższy stopniem policjant w carskiej Rosji. [przypis edytorski]
5. sołdat (ros.) — żołnierz, zwłaszcza niższy stopniem; w sołdatach służyć: służyć w wojsku. [przypis edytorski]
6. podwoda — obowiązek dostarczenia przez ludność środka transportu (wozu z zaprzęgiem) na rzecz władz lub wojska (daw. także dworu); również: taki wóz wraz z woźnicą. [przypis edytorski]
7. isprawnik (z ros.) — urzędnik stojący czele powiatu (ujezdu) w carskiej Rosji; razem z dwoma asesorami tworzył tzw. niższy sąd ziemski. [przypis edytorski]
8. samoho (ukr.) — samego. [przypis edytorski]
9. imperator — tu: tytuł władców Rosji od czasów Piotra I. [przypis edytorski]
10. koleje z nim rozsadzali (...) i samego wreszcie bombą rozerwali — mowa o serii zamachów na życie cesarza Aleksandra II (1818–1881), dokonanych przez członków organizacji Narodna Wola: w grudniu 1879 dokonano nieudanej próby wysadzenia pociągu carskiego, w lutym 1880 wysadzono w powietrze część Pałacu Zimowego, 13 marca 1881 polski zamachowiec Ignacy Hryniewiecki wrzucił bombę do karety władcy, powodując śmiertelne obrażenia cara. [przypis edytorski]
11. kto jeho znaje, szczo on myśli? (z ukr.) — kto go wie, co on myśli? [przypis edytorski]
12. tiurma (ros.) — więzienie. [przypis edytorski]
13. narodny (z ukr., ros.: narodnyj) — ludowy. [przypis edytorski]
14. lejbjegier — żołnierz gwardyjskiego pułku strzelców wyborowych (jegrów) w armii Imperium Rosyjskiego (Lejb-Gwardyjski Pułk Jegrów Jego Wysokości). [przypis edytorski]
15. dumka (ukr.) — myśl, pomysł; por.: dumać. [przypis edytorski]
16. koły (ukr.) — kiedy. [przypis edytorski]
17. hołowuszka (ukr.) — główeczka, głowa. [przypis edytorski]
18. hosudar (z rus.) — pan; tu: cesarz; tytułem carów Rosji było gosudar impierator: cesarz imperator. [przypis edytorski]
19. eter — wg dawnych koncepcji kosmologicznych niedostrzegalna substancja wypełniająca wszechświat. [przypis edytorski]
20. tytani (mit. gr.) — dzieci Uranosa i Gai, bogowie z pokolenia poprzedzającego bogów olimpijskich; pokonani przez Zeusa i bogów olimpijskich w walce o panowanie nad światem. [przypis edytorski]
21. Jowisz (mit. rzym.) — najwyższe bóstwo rzymskiego panteonu, bóg nieba i burzy, odpowiednik gr. Zeusa. [przypis edytorski]
22. Aleksander III Romanow (1845–1894) — cesarz Rosji, król Polski (od 1881), syn Aleksandra II; wprowadził tzw. kontrreformy, prowadził akcję rusyfikacyjną, wspierał nastroje antysemickie, utworzył tajną policję polityczną (Ochrana); w 1888 był celem zamachu przeprowadzonego przez nieznanego sprawcę: eksplodowała bomba podłożona w pociągu wiozącym cara, jednak Aleksander III wyszedł z zamachu cało. [przypis edytorski]
23. biret — kwadratowa lub okrągła, sztywna czapeczka bez daszka, używana dziś jako część oficjalnego stroju duchownych, przedstawicieli sądownictwa, senatu uniwersyteckiego, profesury. [przypis edytorski]
24. Mayne Reid, Thomas (1818–1883) — pisarz amerykański, autor kilkudziesięciu powieści przygodowych z życia Indian i osadników na Dzikim Zachodzie. [przypis edytorski]
25. Aimard, Gustave (1818–1883) — pisarz francuski, autor licznych książek przygodowych rozgrywających się na amerykańskim Dzikim Zachodzie i w Meksyku. [przypis edytorski]
26. Narodna Wola a. Narodnaja Wola (ros.: Wola Ludu a. Wolność Ludu) — tajna organizacja rewolucjonistów rosyjskich, powstała jesienią 1879 w wyniku rozłamu w organizacji Ziemla i Wola, dążąca do obalenia caratu, zaprowadzenia swobód demokratycznych, rozdania ziemi chłopom, a wielkich przedsiębiorstw robotnikom. Komitet Wykonawczy Narodnej Woli wydał wyrok śmierci na Aleksandra II, po paru nieudanych zamachach car zginął w 1881, a w wyniku licznych aresztowań i procesów organizacja została rozbita. [przypis edytorski]
27. szyszak — rodzaj stożkowatego hełmu bez przyłbicy. [przypis edytorski]
28. Tuła — miasto
Uwagi (0)