Darmowe ebooki » Powieść » Król chłopów - Józef Ignacy Kraszewski (książki czytaj online za darmo txt) 📖

Czytasz książkę online - «Król chłopów - Józef Ignacy Kraszewski (książki czytaj online za darmo txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Józef Ignacy Kraszewski



1 ... 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67
Idź do strony:
śmierć króla nieodwołalną... Czekano tylko na odezwanie się dzwonów żałobnych na Wawelu...

Dnia piątego października1 grobowa cisza panowała w mieście, ledwie ze snu o rannym brzasku rozbudzonym, gdy pierwszy dzwon wielki u Ś. Wacława poruszył się i jęknął...

Wielkiej duszy pan — nie żył... Płaczem rozległo się miasto...

Gdy za pogrzebem króla żałobą odziana z dwojgiem córek szła milcząca Jadwiga, królowa, osierocona, opuszczona już, mająca wkrótce zstąpić z tego zamku, na którym nigdy nie panowała, czująca jak się do koła niej rozstępowali ludzie; we dworze murowanym w Łobzowie, patrząc przez okno na gałęzie drzew z liści obnażone siedziała niewiasta, piękna jeszcze, postaci wspaniałej, poważna, i jakby z bolu skamieniała. Czarne jej oczy, wlepione w szary widok jesiennemi spowity mgłami, nie widziały nic, patrzały w przeszłość i zapłakać nawet nie mogła. Dla niej wszystko się skończyło z uderzeniem dzwonu na Wawelu, nie król umarł dla niej, ale ona sama skonała z nim.

Dziesięcioletnie chłopię Niemira, syn jej, siedział niedaleko, patrząc na matkę... nie rozumiejąc tej wielkiej boleści, która jej pamięć o dzieciach nawet odjęła.

Opodal nieco dwie dzieweczki ciekawie i nieśmiało spoglądały też na matkę...

Cisza panowała dokoła — lecz wiatr przynosił na skrzydłach mokrych z Krakowa jęk oddalonych dzwonów...

Esthera od powrotu króla przebrana, osłonięta, wcisnąwszy się na Wawel, stała czekając miłosierdzia. Nie żądała więcej nic, żadnego daru dla dzieci, żadnej ofiary dla siebie — jednego spojrzenia, jednego stygnącej ręki uścisku.

Oczy króla szukały jej dokoła, serce czuło, usta się upomnieć nie mogły.

Surowe twarze duchownych i mężów, którzy słabości życia i serca nie znali, na straży stały, aby pożegnania nie dopuścić, wspomnienia nie dozwolić.

Ci, co niedawno dworowali i kłaniali się Estherze, przechodzili teraz koło niej, nie widząc jej i znać nie chcąc. Stała napróżno i czekała nadaremnie — niechciała ustąpić sama, dobrowolnie.

Drugiego ranka wyszedł kapelan królewski z brwią namarszczoną, z głosem ostrym i szyderskim — kazano oczyścić przedsienie, wszystkim obcym ustąpić z zamku...

A ona była obcą! Sama jej przytomność kalała zamek królewski, widzieć jej tu nie chciano. Kapelan głośno zapowiedział, że wszyscy ustępować byli powinni, Esthera nie poruszyła się...

Zadumany Kochan Rawa przechodził, schwyciła go za suknię, która z ramion spadając, za nim się wlokła — ale nie odezwała się ani słowa. Podniosła zasłonę z twarzy, i spojrzała nań wielkiemi oczyma...

Kochan stanął, poruszając ramionami...

Mógłże on tu co jeszcze?

Noc nadchodziła — szedł do królewskiego łoża...

Kaźmirz pogrążony był w tym śnie przedśmiertelnym, ciężkim, który często jest konania zwiastunem. Leżał, rzucając się niespokojny, usta i oczy otwierały się niekiedy. Z ust wychodziły wyrazy bez związku, odbłyski wspomnień wielu, ludzi wielu, cierpień długich... oczy patrzały i nie widziały...

W chwili, gdy król zdawał mu się przebudzonym, Kochan zniżył się do ucha jego i szepnął mu jedno słowo, imię jedno. Drgnął król i oczy otworzył szeroko, szukał niemi cienia przeszłości — nie zobaczył nic, oprócz sługi i księdza.

Ksiądz na straży stał i nie opuszczał już łoża.

Powieki zwolna zapadły na oczy znużone — Kaźmirz usypiał i marzył...

Kochan wyszedł wolnym krokiem w przedsienie. Na tej samej ławie, samotna, tam gdzie ją zostawił, siedziała Esthera...

Poczuła go przychodzącego, drgnęła, podniosła się, poruszyła nadzieją jakąś. Kochan nie śmiał jej odjąć słowy, ręce rozpostarł szeroko, głowę zwiesił — ruch jego wyrażał zwątpienie...

Podał jej rękę w milczeniu, wskazując ku wrotom.

Niema scena odegrała się między niemi dwojgiem, Esther wierzyć nie chciała opuszczeniu, zapomnieniu — sieroctwu, Kochan przez miłosierdzie chciał jej ostatnią odebrać nadzieję.

Prawie siłą uchwycił ją, opierającą się jeszcze, i pociągnął z sobą. Esther obejrzała się wahając, nagle jakby odzyskawszy moc duszy, odtrąciła rękę Kochana i krokiem poważnym iść poczęła ku bramie.

Rawa w milczeniu postępował za nią.

Z licznej i zamożnej rodziny Esthery, mało kto oprócz Lewka, zbliżał się do niej. Ona sama unikała z nią ściślejszych stosunków, poświęcając królowi, któremu pochodzenie przypominać mogła niemiłe. Współwyznawcy, dla których była opiekunką, gdy szło o sprawy narodu, szanowali ją i patrzyli pobłażająco nawet na to, że synów ochrzcić, jak było wolą króla, zgodziła się.

Lewek przychodził czasem do niej, gdy ważne sprawy wymagały, inni też jej nie potępiali. —

Lecz w ciągu lat tych mało kogo widywała, żyła od swoich odosobnioną i oprócz żeńskiej służby izraelitek nie miała przy sobie nikogo prawie.

W tej chwili gdy odepchnięta, osamotniona wychodziła z zamku, przeprowadzana przez Kochana, który litość jakąś miał nad nią; na drodze ku wrotom zjawił się, jakby oczekujący na nią, stary Lewko.

Teraz na niego przychodziła kolej, być opiekunem tej, która już nikogo nie miała. Domyśleć się było łatwo, iż wszyscy co okiem niechętnem patrzali na te miłostki królewskie, które z latami stały się trwałem przywiązaniem, teraz korzystając ze zgonu, starać się będą upokorzyć, odpędzić gdzieś — ogołocić może ze wszystkiego kobietę, której za życia Kaźmirza ani się pozbyć, ani odegnać nie mogli od niego.

Lewko z obowiązku krwi przychodził jej w pomoc, i przez pamięć dla Kaźmirza, którego jako dobroczyńcę narodu swojego, czcił wielce...

Kilka słów, w języku żydów przemówionych z cicha, zatrzymały Estherę. Rawa zobaczywszy opiekuna tego, nie widząc potrzeby iść za nią, zawrócił ku zamkowi. Stary milczącą i posłuszną wyprowadził, ciągle po kilka słów szepcząc, za wrota.

To, co mówił, ona tylko zrozumieć mogła, lecz czy słuchała, czy słyszała, czy jakiebądź słowo mogło jej w tej chwili trafić do duszy??

Prawie bezprzytomną wiodąc tak z sobą, kierując nią, bo nie wiedziała dokąd szła — Lewko u stóp góry do stojącego tam wozu ją wsadził i woźnicy jechać kazał do Łobzowa.

Stara sługa Esthery czekała na nią i otuliła, posadziła, trzymać musiała przez drogę ciągle w osłupieniu rozpaczliwem pogrążoną. —

W Łobzowie spały dzieci, gdy ją przywieziono i bezwładną położono do łóżka. W ciągu królewskiego konania nikt się tu z zamku nie zjawił. Być może, iż Kaźmirza wolą było albo ją widzieć, lub przynajmniej dać znać o sobie, lecz pilnujący łoża kapelan, biskup Florjan i inni duchowni pilnowali, aby nawet myślą nie powrócił do grzechu, którego wyrzec się musiał...

Przed zgonem króla jeszcze przybył stary Lewko. Znał on nadto Estherę, aby do niej z próżną pociechą spieszył, wiedział, że dla niej nie było jej — że żalu po królu nic nie mogło umniejszyć. Chciał tylko przynieść wiadomość, iż w rozporządzeniu ostatniem, o którem wiedział przez Wierzynka, i ks. Suchywilka, król o małym Niemirze, równie jak o Bogucie nie zapomniał.

Pomimo oporu otaczających, przekazywał im wsie Kutaw, Jurznicz, Drugnię, i coś z ruchomości na pamiątkę.

Esthera wysłuchała opowiadania z tą obojętnością rozpaczliwą, która ją od choroby króla nie opuszczała...

Starzec wiedząc, jak małe na niej uczynił wrażenie przyniesioną wieścią, niepewien nawet, czy go zrozumiała, dokończył wierszem psalmu jakiegoś i — z politowaniem spojrzawszy na tę ofiarę, oddalił się, polecając służbie czuwanie nad nieszczęśliwą.

Tak dotrwała, ust prawie nie otwierając, Esthera, aż do tego ranka, w którym dźwięk wszystkich dzwonów Krakowa oznajmił jej, że wszystko było na wieki skończone...

Płakać nie mogła...

Patrząc na nią, skamieniałą, bezmowną, dzieci, które się nieśmiało zbliżać probowały, ogarniał strach jakiś. Mówiły do niej napróżno, targały za suknię, nie widziała i nie czuła. Oprócz służby, przerażonej i milczącej, w ciągu tych dni nie było nikogo...

W trzy dni po zgonie... pospiesznie — zbyt cicho i skromnie odprawiono pogrzeb królewski, lecz uroczystości tej, która wielkości zmarłego i zasługom jego nie odpowiadała, bo duchowieństwo zmarłemu nawet przebaczyć nie mogło wspomnienia ks. Baryczki — szczególnego blasku dodało zbiegowisko ludu. Z rycerstwa i ziemian, z urzędników znajdowali się ci tylko, których obowiązki powoływały — z tych ludzi, co w zmarłym jedynego tracili opiekuna, cisnęły się tłumy, nie mogąc już do przepełnionego, a małego dostać kościoła, i zalegały podworca, drogę, stopy góry... Tłum ten stał w milczeniu uroczystem, smutnem, z prawdziwemi łzami, z niekłamanym bolem po panu swoim.

Gdy dostojni już się niepokoili, nowego wyglądając pana — ci czuli, że drugiego podobnego zmarłemu mieć nie będą.

W mieście panowała żałoba... bo miasto dzisiejsze za jego panowania powstało, wzrosło, można było rzec stolicą się dopiero stało i bijącem sercem państwa...

Żydzi, którym przystęp był bliższy wzbroniony, zdala też przytomnością swoją chcieli okazać, iż nie byli niewdzięcznymi. Lewko wprost z pogrzebu pojechał do Łobzowa.

Już we drzwiach oczekująca nań stara sługa Ruchla opowiedziała mu, że w stanie Esthery nie było zmiany. Nie wychodziła z osłupienia, i nawet głosy dzieci wywieść jej z niego nie mogły.

Lewko nie odpowiadając, wysłuchał skarg Ruchli, pomyślał nieco i wszedł do izby.

Jak gdyby nie posłyszała go i nie zobaczyła, Esthera blada i zmieniona siedziała, patrząc suchemi oczyma w tę dal jakąś, po za światy, w której przebywała duszą.

Stary żyd stał długo zadumany, jak gdyby szukał środka, którymby ją mógł rozbudzić do życia. Po chwili wziął za rękę Niemirę i dziewczęta, przyprowadził je do matki, i rozkazawszy im chwycić ją za ręce z wołaniem po imieniu, czekał na wrażenie tych głosów dziecięcych, błagających i płaczliwych.

Dzieci długo powtarzały to imię matki, nim wreszcie Esthera zadrżała, wstrząsła się, i jak zbudzona, ze szlochaniem się ku nim rzuciła, wszystko troje obejmując rękami.

Naówczas Lewko zbliżył się do niej i powolnym głosem począł przywoływać do życia, w imię macierzyńskiego obowiązku.

Łzy długo powstrzymywane odpowiadały mu tylko, ale już Esthera żyła. Lewko spokojniejszy usiadł na ławie.

— Żal twój sprawiedliwy, — rzekł, — któżby go nie żałował i nie płakał po nim. Wieki długie wspominać go będą ludzie i czcić pamięć jego, ale matce zabijać się rozpaczą nie wolno... Wielkie szczęście i cześć wielka spotkała córkę Izraela, trzymała w dłoniach swych serce pana, który jej wiernym pozostał do zgonu, ale Bóg zawsze szczęście płacić każe łzami i bolem, a Imię Jego i w boleści i we łzach niech będzie błogosławione.

Pisklęta te żyć ci każą, aby sierotami nie były...

Esthera podniosła ku niemu spłakane oczy.

— Nie dziwuj się żalowi mojemu, ani mi go za grzech poczytuj... — rzekła cicho głosem znużonym. — Błogosławię i ja Imię Pańskie, ale nigdy żadna niewiasta sierotą taką jak ja nie była. Odłączyłam się dla niego od narodu mojego... zaparłam krwi, wyrzekłam rodziny, któż mi teraz rękę poda, kto przyjmie?.. Dla miłości jego ludzie mnie na nienawiść i pogardę skażą... a wy?.. między wami ja też miejsca nie znajdę. Muszę więc być — samotną, odłączoną i wyklętą.

— Dzieci! — zawołał Lewko. — Matce dzieci wszystko zastąpić powinny...

Ani myśl, by naród twój cię odpychał, pamiętny on jest tego, coś ty dla niego uczyniła... nie potępia cię, nie potępi, szanuje...

Milczeli, Esthera płakała.

— Jam tu przybył z radą, — dodał starzec. — Nie godzi ci się czekać na to, aby ludzie bez miłosierdzia, mściwi, z pod tego dachu z dziećmi cię wygnali. Ty sama, dla pamięci jego, dwór ten opuścić powinnaś.

Oczy Esthery podniosły się ku mówiącemu i utkwiły w nim. Obejrzała się po ścianach mieszkania, którego każdy sprzęt jej króla przypominał, po komnatach pełnych zmarłego jeszcze... i płakała znowu.

— Tak jest, — odezwała się powstając żywo i znowu chwytając swe dzieci. — Siebie i tę krew jego od sromoty ocalić powinnam. Jedźmy... ale nie do Krakowa.. Chcę powrócić tam, do starego domostwa ojca, do Opoczna...

Jedźmy... Jeśli odbierać zapragną, co on mi dał, niech biorą wszystko. Zostanie mi po nim wiele, tyle, ile potrzeba, abym karmiąc się tem, doszła do grobu...

Nie odpowiedział Lewko, wstając także, chociaż wcale inaczej za nią myślał i rozporządził. Przewidując wybór z Łobzowa, przygotował wozy i spiesznie całe mienie ruchome Esthery ładować na nie rozkazał. Wiedział, że w pierwszej godzinie nadto wszyscy zaprzątnieni będą przyszłością, skarbieniem łask nowego pana i tych, co prawdopodobnie w zachowaniu być mieli, by myśleć o Estherze.

Spuścizna wielkiego króla, który, pomimo dzieł dokonanych, skarby zostawił ogromne, od Bolesławowskich czasów niewidziane w Polsce, rozsypać się miała na licznych spadkobierców. Dostojni panowie biegli przeciw Elżbiecie i Ludwikowi; nie myślał nikt o biednej Estherze, tak jak mało kto troszczył się o równie, straszniej może jeszcze osieroconej królowej, która nawet serca męża nie miała.

Dano jej więc ujechać z Łobzowa, i nikt cichej boleści nie urągał.

O parę lat zaledwie króla przeżywszy, którego dzieci też marnie, zapomniane, poginąć miały — Esthera zmarła zabytą, miłość i cześć dla Kaźmirza unosząc z sobą do grobu.

Na tron Piastów osierocony, imieniem wstępował węgierski król, sercem obcy krajowi, którego miłości pozyskać się nie kusił.

Król chłopów zstąpił do grobu z przezwiskiem tem, które dzieje miały na zasłużone Wielkiego zamienić imię.

Przypisy:

1. piątego października — powinno być: piątego listopada. [przypis edytorski]

Wesprzyj Wolne Lektury!

Wolne Lektury to projekt fundacji Nowoczesna Polska – organizacji pożytku publicznego działającej na rzecz wolności korzystania z dóbr kultury.

Co roku do domeny publicznej przechodzi twórczość kolejnych autorów. Dzięki Twojemu wsparciu będziemy je mogli

1 ... 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67
Idź do strony:

Darmowe książki «Król chłopów - Józef Ignacy Kraszewski (książki czytaj online za darmo txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz