Darmowe ebooki » Powieść » Ania z Wyspy - Lucy Maud Montgomery (warto czytać .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Ania z Wyspy - Lucy Maud Montgomery (warto czytać .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Lucy Maud Montgomery



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 31
Idź do strony:
84”. Oto nagrobek dla ciebie, Prissy. Jest w tym niewątpliwie pewna bujność wyobraźni. Jak pełne przygód musiało być takie życie! A co do jego zalet osobistych, pewna jestem, że pochwała ludzka nie mogła się dalej posunąć. Ciekawam, czy te wszystkie piękne rzeczy mówiono mu za życia.

— A tu jeszcze jeden — rzekła Priscilla. — Słuchaj: „Ku pamięci Aleksandra Rossa, który zmarł 22 września 1840 roku w wieku 43 lat. Nagrobek ten wzniesiony został jako danina przywiązania przez człowieka, któremu zmarły służył przez dwadzieścia siedem lat tak wiernie, że uważany był za przyjaciela i zasługiwał na najzupełniejsze zaufanie i życzliwość”.

— Bardzo dobre epitafium — oznajmiła Ania w zamyśleniu. — Nie pragnęłabym dla siebie lepszego. Wszyscy jesteśmy pewnego rodzaju sługami i jeśli fakt naszej wierności może być uwieczniony na naszych grobowcach, wystarczy to już w zupełności. Spójrz na ten nędzny, mały, szary kamień, Prissy — „na pamiątkę ukochanego dziecka”. A tutaj inny, „wzniesiony ku pamięci człowieka, pochowanego gdzie indziej”. Ciekawam, gdzie się znajduje ten nieznany grób. Doprawdy, Prissy, dzisiejsze cmentarze nie są tak ciekawe jak ten. Miałaś rację, będę tu często przychodziła. Już kocham to miejsce. Widzę, że nie jesteśmy tu same, tam na dole, na końcu tej alei, jest jakaś dziewczyna. Zdaje mi się, że to ta sama, którą widziałyśmy dziś rano w Redmondzie. Obserwuję ją już od pięciu minut. Ruszała w naszym kierunku już kilka razy i tyleż razy zawracała znowu. Albo jest okropnie lękliwa, albo ma coś na sumieniu. Idźmy jej naprzeciw. Łatwiej jest zawrzeć znajomość na cmentarzu, niż w Redmondzie.

Ruszyły długą aleją naprzeciw nieznajomej, która siedziała na szarym kamieniu pod wielką wierzbą. Była istotnie bardzo ładna, stanowiła żywy, niepowszedni, czarujący typ urody. Na jedwabiście gładkich włosach leżał orzechowy blask, a okrągłe policzki rumieniły się miękko. Oczy miała wielkie, piwne, aksamitne, pod dziwnie wygiętymi brwiami. Nosiła elegancką brązową suknię, modne małe pantofelki i ciemnoróżowy kapelusz słomkowy, stanowiący arcydzieło w swoim rodzaju. Priscilla uświadomiła sobie nagle, że własny jej kapelusz zrobiony był przez wiejską modystkę, a Ania zdawała sobie sprawę, że bluzka jej, którą sama uszyła, a którą przykroiła pani Linde, wyglądała bardzo niezdarnie w porównaniu z eleganckim strojem nieznajomej.

Przez chwilę miały ochotę zawrócić. Ale już się zatrzymały i zwróciły ku szaremu kamieniowi.

Za późno było wracać, gdyż piwnooka dziewczyna wywnioskowała widocznie z ich zachowania, że przyszły do niej, aby z nią pomówić. Podniosła się z miejsca i zbliżyła się ku nim z wyciągniętą ręką i uśmiechem, w którym nie było ani cienia lękliwości lub onieśmielenia.

— O, tak pragnęłam się dowiedzieć, kim jesteście — zawołała nieznajoma z zapałem. — Konałam z ciekawości. Widziałam was dzisiaj rano w Redmondzie. Powiedzcie, czy nie było tam okropnie? Przez czas czekania tam żałowałam, że nie zostałam w domu, aby wyjść za mąż.

Ania i Priscilla wybuchnęły na to niespodziane zakończenie hałaśliwym śmiechem, piwnooka dziewczyna zaśmiała się także.

— Pragnęłam tego rzeczywiście. Mogłam tak postąpić. Chodźcie, usiądźmy na tym kamieniu nagrobnym i zapoznajmy się. Nietrudno nam będzie. Wiem, że się serdecznie polubimy wzajemnie. Wiedziałam o tym, gdy tylko ujrzałam was dzisiaj rano w Redmondzie. Taką miałam ochotę, podbiec do was wprost i wyściskać was!

— A dlaczego tego nie uczyniłaś? — zapytała Priscilla.

— Po prostu dlatego, że nie mogłam się na to zdecydować. Zawsze mi jest trudno powziąć jakąś decyzję. Wadą moją jest niezdecydowanie. Gdy postanawiam coś uczynić, czuję zarazem, że inna droga postępowania byłaby właściwsza. Jest to wielkie nieszczęście, ale taką się urodziłam i nie ma sensu ganić mnie za to, jak to niektórzy czynią. Dlatego nie mogłam się zdecydować podejść do was i rozmawiać z wami, choć tego bardzo pragnęłam.

— Myślałyśmy, że jesteś zbyt lękliwa — rzekła Ania.

— Nic, nie, moja droga, lękliwość nie należy do licznych wad czy zalet Filipy Gordon — krótko Fili. Nazywajcie mnie po prostu Filą. A jak się wy nazywacie?

— Ona nazywa się Priscilla Grant — rzekła Ania, wskazując na przyjaciółkę.

— A ona Ania Shirley — oznajmiła Priscilla z kolei.

— I jesteśmy z Wyspy — rzekły obie jednocześnie.

— Ja przybyłam z Bolingbroke w Nowej Szkocji — zakomunikowała Filipa.

— Z Bolingbroke! — wykrzyknęła Ania. — Ja się tam przecież urodziłam!

— Rzeczywiście? Więc i ty jesteś „sinym nosem”24?

— Bynajmniej — odpowiedziała Ania. — Czy to nie Dan O’Connell powiedział, że jeśli człowiek urodzi się w stajni, to jeszcze nie staje się przez to koniem? Aż do szpiku kości jestem wyspiarką.

— W każdym razie rada jestem, że urodziłaś się w Bolingbroke. Stajemy się przez to niejako sąsiadkami, prawda? Cieszę się z tego, bo gdy ci zdradzę jakąś tajemnicę, nie zdradzę jej przez to obcemu. A mówić muszę, nie umiem zachować tajemnicy, wszelkie wysiłki byłyby bezcelowe. To moja wada — to i moje niezdecydowanie, o którym już wspominałam. Czy uwierzysz, że pół godziny wahałam się, jaki kapelusz włożyć, idąc tutaj — tutaj, na cmentarz! Początkowo skłaniałam się do brązowego z piórami, ale gdy tylko go włożyłam, wydało mi się, że w różowym z wielkim rondem będzie mi lepiej. Gdy już ten nosiłam, znowu brązowy wydał mi się odpowiedniejszy. Wreszcie położyłam oba na łóżku, zamknęłam oczy i wybrałam na ślepo szpilką od kapelusza. Szpilka utkwiła w różowym, więc włożyłam różowy. Jest mi w nim dobrze, prawda? Powiedzcie mi, co sądzicie o moim wyglądzie?

Na to naiwne pytanie, postawione tonem zupełnie poważnym, Priscilla roześmiała się znowu. Ania zaś rzekła, ściskając silnie dłoń Filipy:

— Skonstatowałyśmy dzisiaj rano, że jesteś najładniejszą dziewczyną, jaką widziałyśmy w Redmondzie.

Usta Filipy wygięły się do uśmiechu radości, ukazując bardzo drobne, białe zęby.

— I ja to sobie pomyślałam — brzmiała jej zdumiewająca odpowiedź. — Ale potrzeba mi było czyjegoś potwierdzenia, aby wesprzeć swój sąd. Nie mogę się nigdy zdecydować nawet co do swego własnego wyglądu. Gdy tylko zadecydowałam, że jestem ładna, poczynam czuć z bólem, że nią nie jestem. Mam przy tym okropną, starą ciotkę, która stale mówi do mnie żałobnym tonem: „Byłaś takim ładnym dzieckiem. Dziwne to, że dzieci tak się zmieniają podrastając”. Lubię ciotki, ale nie znoszę starych ciotek. Mówcie mi, proszę, często, że jestem ładna, jeżeli wam to nie sprawi przykrości. Czuję się znacznie lepiej, jeżeli mogę wierzyć, że jestem ładna. A i ja wobec was będę tak samo uprzejma, jeżeli tego pragniecie — mogę tak wobec was postępować z czystym sumieniem.

— Dziękuję — zaśmiała się Ania — ale Priscilla i ja jesteśmy tak mocno przekonane o swoim pięknym wyglądzie, że nie potrzebujemy żadnych zapewnień, zbyteczna byłaby więc twoja fatyga.

— O, śmiejecie się ze mnie, wiem, sądzicie, że jestem ohydnie próżna, ale tak nie jest, nie ma we mnie rzeczywiście ani odrobiny próżności, i zupełnie bez zazdrości obdarzam inne dziewczęta komplementami, jeżeli na nie zasługują. Cieszę się tak bardzo, że was poznałam! Przyjechałam w sobotę wieczorem i od tej chwili umierałam z tęsknoty za domem. Straszne to uczucie, prawda? W Bolingbroke jest się znakomitą osobistością, w Kingsporcie niczym!... Gdzie mieszkacie?

— Ulica św. Jana 38.

— Coraz lepiej! A ja akurat na rogu ulicy Wallace’a. Ale nie podoba mi się mój pensjonat. Smutny jest i samotny, a pokój mój wychodzi na wstrętne, czarne podwórze. Jest to najbrzydsze miejsce na świecie. A co do kotów, to oczywiście wszystkie koty Kingsportu nie mogą się tam spotykać w nocy, ale połowa przybywa na pewno. Lubię koty, drzemiące na dywanie w pobliżu ognia przed kominkiem, ale koty na podwórzu o północy to bezwarunkowo zupełnie inne stworzenia. Przez całą pierwszą noc po przybyciu płakałam, koty także. Gdybyście widziały nad ranem mój nos! Jakże wtedy pragnęłam, abym nigdy nie opuszczała domu!

— Nie wiem, jak się zdołałaś po tym wszystkim zdecydować na przyjazd do Redmondu, jeżeli rzeczywiście jesteś tak niezdecydowaną osobą — rzekła Priscilla ubawiona.

— Błogosławione twoje słodkie serce! To nie ja się zdecydowałam. Ojciec się uparł, żebym jechała, nie wiem dlaczego. Śmiesznym się przecież wydaje, że ja mam studiować, aby uzyskać bakalaureat sztuk, prawda? Nie żebym tego nie potrafiła, przeciwnie. Głowę mam niezłą.

— O! — rzekła Priscilla z niedowierzaniem.

— Tak. Ale wielka to praca używać swojej głowy. Nie, ja bym do Redmondu nie przyjechała. Uczyniłam to tylko dla ojca. Taki jest poczciwy! Zresztą wiedziałam, że jeśli zostanę w domu, to będę musiała wyjść za mąż. Matka chciała tego stanowczo. Matka jest pełna stanowczości. Ale ja rzeczywiście nie mogłam znieść tej myśli, chciałam jeszcze parę lat zaczekać, chciałam zaznać jeszcze rozrywek, zanim założę własny dom. A jeżeli śmiesznym jest być bakalaureatką sztuk, to przecież śmieszniejszym jeszcze jest być starą kobietą, prawda? Mam dopiero osiemnaście lat. Nie, wolałam jednak pojechać do Redmondu, niż wyjść za mąż. Zresztą, jak mogłabym się kiedykolwiek zdecydować, za kogo wyjść?

— Czy było ich tylu? — zaśmiała się Ania.

— Tłumy, chłopcy niezmiernie mnie lubią, rzeczywiście. Ale dwóch tylko wchodziło w rachubę. Wszyscy inni byli za młodzi i za biedni. Ja muszę wyjść za mąż bogato.

— Dlaczego musisz?

— Słodka moja, jak mogłabyś sobie wyobrazić mnie jako żonę człowieka ubogiego? Nie umiem robić nic pożytecznego i jestem bardzo rozrzutna. O, nie, mój mąż musi mieć moc pieniędzy. I to właśnie zredukowało ich ilość do dwóch tylko. Ale nie mogłam się zdecydować na wybór spomiędzy tych dwóch, tak samo, jakby ich było dwie setki. Wiedziałam doskonale, że gdybym wybrała jednego, żałowałabym przez całe życie, że nie wyszłam za drugiego.

— A czy... żadnego z nich nie... kochałaś? — zapytała Ania wahająco.

Niełatwo jej było mówić do obcej o wielkiej tajemnicy życia.

— Boże wielki! Nie, nie mogłam pokochać żadnego. To nie w moim charakterze. Zresztą nie chciałam. Człowiek zakochany staje się, sądzę, zupełnym niewolnikiem. I dałoby to mężczyźnie możność skrzywdzenia mnie. Bałabym się. Nie, nie, Oleś i Alfons25 są miłymi chłopcami i lubię ich obu tak bardzo, że doprawdy nie wiem, którego lubię więcej. I to jest najgorsze. Oleś wygląda wprawdzie lepiej, a ja nie mogłabym po prostu wyjść za człowieka, który nie jest przystojny. Ma dobry charakter i miłe, kędzierzawe, czarne włosy. Jest trochę za doskonały, a nie wierzę, abym mogła kochać doskonałego męża, którego bym nigdy nie miała sposobności zganić.

— Więc dlaczego nie wyjdziesz za Alfonsa? — zapytała Priscilla poważnie.

— Zastanów się, wyjść za mąż za człowieka, któremu na imię Alfons! — zawołała Fila boleśnie. — Nie wierzę, żebym to zniosła. Ale ma on klasyczny nos, a byłoby pociechą mieć w rodzinie nos, na którym można polegać. Ja na swoim polegać nie mogę. Chwilowo jest według modelu Gordonów, ale obawiam się, że gdy się zestarzeję, zdradzi on tendencje Byrnów. Badam go co dzień skrupulatnie, aby się przekonać, że jest jeszcze gordonowski. Matka była z domu Byrne i posiada nos jak najbardziej byrnowski. Gdybyś go widziała! Przepadam za pięknymi nosami. Ty masz nos niezwykle piękny, Aniu Shirley. Nos Alfonsa niemal przechyliłby szalę na jego korzyść. Ale Alfons! Nie, nie mogłam się zdecydować. Gdybym mogła postąpić tak, jak z kapeluszami, postawić ich obok siebie i ugodzić na ślepo szpilką od kapelusza, wtedy sprawa byłaby zupełnie łatwa.

— A jak Oleś i Alfons przyjęli twój wyjazd? — zapytała Priscilla.

— O, mają jeszcze nadzieję. Powiedziałam im, ze muszą czekać, dopóki się nie zdecyduję. Zgadzają się na to. Uwielbiają mnie obaj. Przez ten czas zamierzam się trochę zabawić. Spodziewam się, że będę miała w Redmondzie chmary adoratorów. Nie mogę się czuć szczęśliwa, gdy ich nie mam. Ale czy nie uważasz, że wszyscy ci nowicjusze są okropnie niezdarni? Widziałam wśród nich tylko jednego naprawdę przystojnego chłopca! Odszedł, zanim wyście przyszły. Słyszałam, że kolega jego nazywał go Gilbertem. Kolega ten miał oczy takie wybałuszone. Ale nie odchodzicie jeszcze, panienki? Nie odchodźcie.

— Zdaje się, że musimy — oznajmiła Ania dość chłodno. — Późno się robi, a ja mam jeszcze robotę.

— Ale odwiedzicie mnie, prawda? — zapytała Filipa, wstając i obejmując je obie ramionami. — I pozwólcie mi odwiedzić też was. Chciałabym się z wami zaprzyjaźnić. Spodobałyście mi się bardzo. A chyba niezupełnie zraziłam was do siebie swoją trzpiotowatością, prawda?

— Niezupełnie — rzekła Ania, odpowiadając na uścisk Fili serdecznie.

— Wiedzcie, że nie jestem nawet o połowę tak głupia, jak się powierzchownie wydaję. Zaakceptujcie Filipę Gordon, tak jak ją Pan Bóg stworzył, ze wszystkimi jej błędami, a sądzę, że ją jeszcze pokochacie. Czy ten cmentarz nie jest słodkim miejscem? Chciałabym być tutaj pochowana. Jest tu grobowiec, którego pierw nie spostrzegłam. Tam w otoczeniu żelaznej kraty. O, panienki, spójrzcie, patrzcie. Kamień głosi, że jest to mogiła miczmana26, który padł w bitwie pomiędzy Shannon a Chesapeake27. Jakie to fantastyczne!

Ania przystanęła przy kracie i spojrzała na stary kamień nagrobny; tętno jej drżało od nagłego podniecenia. Stary cmentarz z chylącymi się drzewami i długimi, cienistymi ścieżkami znikł z przed jej oczu — widziała przed sobą tylko przystań Kingsportu sprzed stu lat: z mgły zbliżała się wolno wielka fregata, świecąc „gwiaździsta flagą Anglii”. Za nią sunęła druga, spowita we własną flagę, leżącą na tylnym pokładzie. Wskazówka czasu cofnęła się: był to okręt Shannon, który triumfalnie wjeżdżał do zatoki, wiodąc Chesapeake jako swego jeńca.

— Oprzytomnij, Aniu Shirley, oprzytomnij — zaśmiała się Filipa, ciągnąc ją za rękę. — Oddaliłaś się od nas o sto lat. Oprzytomnij.

Ania oprzytomniała z westchnieniem; oczy jej połyskiwały miękko.

— Zawsze lubiłam tę starą historię — rzekła — chociaż Anglia zwyciężyła wtedy; myślę, że lubiłam ją ze względu na tego starego, dzielnego komendanta. Ten grobowiec przypomniał mi ją znowu i uczynił tak rzeczywistą! Ten mały, biedny miczman miał zaledwie osiemnaście lat. „Zmarł od okropnych ran, które otrzymał w odważnej walce” — tak głosi jego nagrobek. Więcej żołnierz pragnąć nie może.

Zanim Ania odwróciła się od grobowca, rzuciła jeszcze małą wiązankę fiołków na mogiłę młodzieńca, który poległ podczas wielkiego pojedynku morskiego.

— No, co sądzisz o naszej nowej przyjaciółce? — zapytała Priscilla, gdy Fila opuściła je.

— Podoba mi się. Mimo wszystkich głupstw, jakie mówiła, ma w sobie

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 31
Idź do strony:

Darmowe książki «Ania z Wyspy - Lucy Maud Montgomery (warto czytać .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz