Ania z Wyspy - Lucy Maud Montgomery (warto czytać .TXT) 📖
Lucy Maud Mongomery — na prośby dziewcząt z całego świata, jak podkreśla w dedykacji — relacjonuje przeżycia słynnej, rudowłosej Ani Shirley w czasie czterech lat jej studiów w Kingsporcie na półwyspie Nowa Szkocja. Trudno jest Ani opuścić ukochane Avonlea, kiedy jednak zamieszkuje w urokliwym Ustroniu Patty w towarzystwie trzpiotowatej Filippy, dwóch innych koleżanek oraz czarującej opiekunki, ciotki Jakubiny, życie znów nabiera uroku. Nie dowiadujemy się jednak wiele o zainteresowaniach naukowych Ani, mimo że jest ona bardzo pilną studentką. Śledzimy natomiast zaskakujące perypetie narzeczeńskie jej przyjaciółek i znajomych starych panien. O wiele ciekawiej wygląda jednak ta powieść, jeżeli zajrzymy do biografii pisarki. Zwróćcie zwłaszcza uwagę na epizodyczną postać parobka z sąsiedztwa, Sama Tollivera…
Rumieńców książce nadają też listy i zwierzenia buńczucznego Tadzia, ośmioletniego wychowanka Maryli, darzącego Anię ogromnym przywiązaniem. Zdarzają się też Ani momenty głębokiej zadumy, rozmowy o śmierci i listy z dawnych lat.
Pani Lynde, podobnie jak całe Avonlea, jest przekonana, że przeznaczeniem Ani jest wyjść za Gilberta — sprawy jednak toczą się inaczej, między innymi z powodu nagłej burzy i przystojnego nieznajomego, który uprzejmie proponuje Ani swój parasol…
- Autor: Lucy Maud Montgomery
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Ania z Wyspy - Lucy Maud Montgomery (warto czytać .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Lucy Maud Montgomery
Następnego wieczora dwie przyjaciółki odważnie weszły po brukowanej ścieżce przez mały ogródek i pociągnęły za dzwonek. Wpuściła ich mrukliwa, stara służąca. Drzwi otworzyły się wprost do wielkiej bawialni, gdzie przy miłym ogniu siedziały dwie starsze panie, obie o równie mrukliwym wyglądzie. Pomijając to, że jedna wyglądała na siedemdziesiąt lat, a druga na pięćdziesiąt, mała była między nimi różnica. Obie miały zdumiewająco wielkie, niebieskie oczy za okularami w stalowych oprawach; obie bez pośpiechu, ale i bez przerwy robiły pończochy; obie kołysały się na fotelach i spoglądały na dziewczęta bez słowa; a tuż za każdą siedział wielki, biały, porcelanowy pies, z zielonym nosem i zielonymi uszami. Psy te przykuły od razu uwagę Ani. Zdawały się one bliźniaczymi bogami opiekuńczymi „Ustronia Patty”.
Przez kilka minut nikt nie rozpoczynał rozmowy. Dziewczęta były zbyt podniecone, aby znaleźć słowa, zaś ani stare panie, ani porcelanowe psy nie były snać34 zbyt rozmowne. Ania rozglądała się po pokoju. Jakież to było miłe miejsce! Drugie drzwi wychodziły wprost na aleję sosnową, a pilszki czerwonogardłe odważnie wlatywały po schodach. Wielki, polerowany zegar pradziadowski tykał uroczyście i głośno w jednym kącie pokoju. Na gzymsie kominka stały małe, ozdobne szafeczki z porcelanowymi figurkami za szklanymi drzwiczkami. Ściany były obwieszone oleodrukami. W jednym kącie znajdowały się schody, prowadzące wgórę, a na pierwszym zakręcie było małe okienko z ławeczką. Wszystko było tu takie, jak się Ania spodziewała.
Wreszcie milczenie stało się zbyt uciążliwe i Priscilla szturchnęła Anię, aby jej dać do zrozumienia, że muszą przemówić.
— Przeczytałyśmy ogłoszenie, że ten dom jest do wynajęcia — rzekła Ania lękliwie, zwracając się do starszej pani, która prawdopodobnie była panną Patty Spofford.
— O tak — rzekła panna Patty — miałam właśnie zamiar zdjąć dzisiaj to ogłoszenie.
— W takim razie przychodzimy za późno — rzekła Ania zmartwiona — wynajęła go pani komu innemu?
— Nie, ale postanowiłyśmy w ogóle domu nie wynajmować.
— O, żałuję bardzo — zawołała Ania impulsywnie. — Tak lubię ten dom! Spodziewałam się, że go dostaniemy.
Panna Patty odłożyła robótkę, zdjęła okulary, przetarła je, włożyła znowu i po raz pierwszy spojrzała na Anię, jak na istotę żywą. Druga dama poszła za jej przykładem tak szczegółowo, że wyglądało to jak odbicie w lustrze.
— Lubi go pani? — zapytała panna Patty. — Czy to ma znaczyć, że go pani rzeczywiście lubi? Czy też, że tylko wygląd jego podoba się pani? Dzisiejsze dziewczęta lubią takie przesadne wyrażenia i nigdy nie można wiedzieć, co właściwie mają na myśli. Za czasów mojej młodości tak nie było.
Ania odzyskała pewność siebie.
— Lubię go rzeczywiście — rzekła łagodnie. — Polubiłam go od pierwszej chwili, gdy go ubiegłej jesieni ujrzałam. Moje dwie koleżanki z uniwersytetu i ja chciałybyśmy w przyszłym roku prowadzić własne mieszkanie, szukamy więc odpowiedniego domu, a gdy ujrzałam wczoraj ogłoszenie, że ten dom jest do wynajęcia, byłam tak szczęśliwa!
— Jeżeli go pani lubi, może go pani dostać — rzekła panna Patty. — Maria i ja postanowiłyśmy dzisiaj, że go nie wynajmiemy, gdyż nikt z ludzi, którzy go oglądali, nie podobał się nam. Nie jesteśmy zmuszone wynająć go. Możemy sobie nawet pozwolić na wyjazd do Europy bez wynajęcia domu. Wystarczyłoby nam pieniędzy, ale za żadne skarby nie zgodziłabym się, aby mój dom przeszedł w posiadanie takich ludzi, jacy tu przychodzili oglądać go. Wy jesteście inne. Wierzę, że go lubicie i że będziecie się z nim dobrze obchodziły. Możecie go dostać.
— Jeżeli będziemy sobie mogły pozwolić na zapłacenie sumy, jaką pani za niego zażąda. — rzekła Ania z wahaniem.
Panna Patty wymieniła żądaną kwotę. Ania i Priscilla spojrzały po sobie. Priscilla potrząsnęła głową.
— Obawiam się, że nie będziemy mogły tyle zapłacić — rzekła Ania, tłumiąc rozczarowanie. — Jak pani widzi, jesteśmy niezamożnymi studentkami.
— A jaką sumę mogłyby panie zapłacić? — zapytała panny Patty, robiąc dalej pończochę.
Ania wymieniła swoją sumę. Panna Patty poważnie skinęła głową.
— To wystarczy. Jak paniom powiedziałam, nie mamy w ogóle potrzeby wynajęcia domu. Nie jesteśmy bogate, ale mamy dość na podróż do Europy. Nigdy w życiu nie byłam w Europie i nie spodziewałam się nigdy, że będę musiała tam pojechać. Ale bratanica moja, Maria Spofford, wmówiła sobie, że musi tam jechać. Rozumiecie przecież, osoba młoda, jak Maria, nie może sama jeździć po świecie.
— Oczywiście, uważam, iż nie może — mruknęła Ania, widząc, że panna Patty mówi zupełnie poważnie.
— Naturalnie, że nie może. Więc muszę się z nią zabrać, żeby na nią uważać. Spodziewam się, że i ja zaznam z tego przyjemności; mam siedemdziesiąt lat, ale nie jestem jeszcze znużona życiem. Mogę twierdzić, że byłabym już dawno pojechała do Europy, gdybym wpadła na tę myśl. Spędzimy tam dwa, może trzy lata. Odjeżdżamy w czerwcu, przyślemy wam klucze i pozostawimy dla was wszystko w porządku, abyście każdej chwili mogły objąć dom. Niektóre przedmioty, które szczególnie cenimy, zabierzemy z sobą, reszta jednak pozostanie.
— Czy zostawi pani te porcelanowe psy? — zapytała Ania lękliwie.
— Czy chciałaby pani?
— O, tak, one są takie cudowne!
Wyraz radości zajaśniał na twarzy panny Patty.
— Przywiązuję do tych psów wielką wagę — rzekła dumnie. — Mają one przeszło sto lat, a siedzą po obu stronach tego komina od chwili, gdy brat mój przywiózł je przed pięćdziesięciu laty z Londynu. Aleja Spofforda otrzymała swą nazwę od mego brata.
— Piękny to był człowiek — rzekła panna Maria, odzywając się po raz pierwszy. — O, dzisiaj takich nie ma!
— Był dla ciebie dobrym stryjem, Mario — rzekła panna Patty z widocznym podnieceniem. — Powinnaś go często wspominać.
— Będę go zawsze pamiętała — rzekła panna Maria uroczyście.
Otarła oczy chusteczką, ale panna Patty szybko powróciła ze sfer uczucia w dziedziny interesów.
— Zostawię psy na miejscu, jeżeli mi przyrzekniecie, że będziecie się o nie troszczyły — rzekła. — Nazywają się Gog i Magog. Gog patrzy wprawo, a Magog w lewo. I jeszcze jedno. Spodziewam się, że nie będziecie miały nic przeciwko temu, że dom ten nazywa się „Ustroniem Patty”.
— Nie, przeciwnie, wydaje się nam to właśnie jedną z najpiękniejszych jego cech.
— Widzę, że macie rozum — rzekła panna Patty tonem wielkiego zadowolenia. — Czy uwierzycie: wszyscy ludzie, którzy tu przychodzili, pytali, czy będą mogli zdjąć tę nazwę z bramy na czas, gdy będą tu mieszkali. Odpowiadałam im prosto z mostu, że wynajmuję dom razem z nazwą. Dom ten nazywa się „Ustroniem Patty”, odkąd brat mój zapisał mi go w testamencie, i „Ustroniem Patty” pozostanie, aż ja i Maria nie umrzemy. Gdy się to stanie, następny właściciel może mu nadać jakieś głupie imię, które mu się spodoba — zakończyła panna Patty, jakby mówiła: „Potem bodaj potop”. — A teraz może byście chciały obejrzeć dom, zanim będziemy uważały interes za ubity?
Dalsze oględziny domu sprawiły dziewczętom jeszcze większą radość. Prócz bawialni była na dole kuchnia i dwie małe sypialnie. Na górze znajdowały się trzy pokoje, jeden duży i dwa małe. Ani szczególnie spodobał się jeden z małych pokojów, którego okna wychodziły na wielkie sosny, i zapragnęła, aby to był jej pokój. Miał on bladoniebieską tapetę, stała w nim mała staroświecka toaletka z lichtarzami na świece. Pod małym okienkiem stał wygodny fotel, który byłby wspaniałym miejscem do marzeń.
— Wszystko jest tu takie piękne, że wydaje mi się, iż to wszystko sen, z którego się obudzimy — rzekła Priscilla, gdy odchodziły.
— Panna Patty i panna Maria nie są chyba materiałem, z którego się przędzie sny — zaśmiała się Ania. — Czy możesz je sobie wyobrazić jako turystyki, zwłaszcza w tych szalach i czepcach?
— Sądzę, że je zdejmą, gdy rzeczywiście rozpoczną podróż — rzekła Priscilla — ale jestem pewna, że robótki swoje zabiorą wszędzie. Po prostu nie mogłyby się z nimi rozstać. Będą spacerowały koło Opactwa Westminsterskiego, robiąc przy tym robótkę; jestem tego pewna. Tymczasem my, Aniu, będziemy mieszkały w „Ustroniu Patty” w alei Spofforda! Już teraz czuję się jak milionerka.
— A ja czuję się jak Jutrzenka poranna, która śpiewa z radości — rzekła Ania.
Fila Gordon przyszła tego wieczora na ulicę św. Jana Nr. 38 i padła wyczerpana na łóżko Ani.
— Dziewczęta, jestem śmiertelnie znużona. Pakowałam się.
— A mnie się zdaje, że jesteś tak zmęczona dlatego, iż nie mogłaś się zdecydować, które rzeczy pierw zapakować i gdzie co położyć — zaśmiała się Priscilla.
— Racja! A gdy już wszystko jako tako spakowałam, a gospodyni i służąca usiadły obie na kufrze, żebym go mogła zamknąć, zauważyłam, że moc rzeczy, które będą mi najpilniej potrzebne, wpakowałam na same dno. Musiałam otworzyć znowu kufer i szukać w nim przez godzinę, zanim wyłowiłam to, co mi było potrzebne. Ilekroć złapałam coś, co przy dotknięciu wydawało mi się szukanym przedmiotem, i wyciągnęłam to z trudnością, okazywało się, że to coś innego. Nie, Aniu, nie klęłam.
— Nie powiedziałam, że klęłaś.
— Owszem, lecz wyglądałaś, jakbyś to chciała powiedzieć. Ale przyznaję, że myśli moje graniczyły z bluźnierstwem. I mam taki katar! Królowo Anno, powiedz mi coś na rozweselenie!
— Pamiętaj, że w przyszły czwartek wieczorem powrócisz do krainy Olesia i Alfonsa! — rzekła Ania.
Fila boleśnie potrząsnęła głową.
— Nie, teraz gdy mam katar, nie potrzeba mi Olesia i Alfonsa. Ale co się z wami stało? Wydajecie się rozpromienione jakimś ogniem wewnętrznym. Co się stało?
— W przyszłym roku będziemy mieszkały w „Ustroniu Patty” — rzekła Ania triumfalnie. — Będziemy mieszkały, zwróć na to uwagę, ale nie na pensjonacie! Wynajęłyśmy ten dom, a Stella Maynard przyjeżdża do nas, zaś jej ciotka będzie nam prowadziła gospodarstwo.
Fila zerwała się, utarła nos i padła przed Anią na kolana.
— Dziewczęta, dziewczęta, weźcie mnie także! O, będę taka dobra! Jeżeli nie ma dla mnie pokoju, będę sypiała w małej budzie dla psa w ogrodzie. Widziałam ją. Pozwólcie mi tylko być z wami.
— Wstań, gąsko.
— Nie ruszę się z miejsca, aż mi nie oświadczycie, że mogę w przyszłym roku zamieszkać z wami.
Ania i Priscilla spojrzały po sobie. Potem Ania rzekła wolno:
— Droga Filo, chętnie byśmy cię miały u siebie, ale pomówmy o tym szczerze. Ja jestem uboga — Prissy jest uboga — Stella Mayrand jest uboga — gospodarstwo nasze będzie bardzo skromne, a nasz stół bardzo biedny. Musiałabyś żyć tak, jak my. Ale ty jesteś bogata, a cena twego pensjonatu dowodzi tego faktu.
— O, co mnie to obchodzi! — zawołała Fila tragicznie. — Wolę zupę z trawy z wami razem, niż pieczonego wołu sama. Nie sądźcie, że idzie mi tylko o żołądek. Gotowa jestem żyć o chlebie i wodzie — z odrobiną suszonych owoców — jeżeli pozwolicie mi być z wami.
— A dalej — ciągnęła Ania — będziemy miały sporo roboty. Ciotka Stelli nie podoła wszystkiemu. Wszystkie będziemy musiały się wziąć do pracy. A ty...
— ...nie lubię się przepracowywać! — zakończyła Filipa. — Ale chętnie nauczę się pracować. Raz tylko będziecie mi wszystko musiały pokazać. Na początek mogę sobie sama ścielić łóżko. A pamiętaj, że chociaż nie umiem gotować, to nie jestem jednak kapryśna. I to coś znaczy. I nigdy nie narzekam na złą pogodę. A to jeszcze więcej. O, proszę, proszę! Nigdy w życiu niczego tak bardzo nie pragnęłam — a ta podłoga jest okropnie twarda.
— Jeszcze jedna sprawa wchodzi w grę — wtrąciła Priscilla. — Jak wie cały Redmond, Filo, przyjmujesz prawie co wieczór wizyty. W „Ustroniu Patty” nie będziemy mogły tego robić. Postanowiłyśmy, że tylko w piątki wieczorem będziemy dla naszych przyjaciół w domu. Jeżeli chcesz się do nas przyłączyć, będziesz się musiała zastosować do naszych reguł.
— Dobrze, nie sądzicie chyba, że mi coś na tym zależy, prawda? Zgadzam się chętnie. Jestem pewna, że sama miałabym takie reguły, gdybym się mogła na to zdecydować. Jeżeli będę mogła zrzucić odpowiedzialność na was, będzie to dla mnie prawdziwym wyzwoleniem. Jeśli mi nie pozwolicie połączyć swego losu z waszym, umrę z rozczarowania, a potem przyjdę straszyć. Rozlokuję się na progu „Ustronia Patty” i nie będziecie mogły wejść ani wyjść, nie potknąwszy się o mego ducha.
Ania i Priscilla znowu wymieniły wymowne spojrzenia.
— No dobrze — rzekła Ania — właściwie nie możemy ci nic obiecać, zanim nie omówimy tej sprawy ze Stellą. Ale nie przypuszczam, aby była temu przeciwna, a co do nas, to powitamy cię chętnie.
— A gdy się zmęczysz naszym prymitywnym życiem, będziesz nas mogła opuścić, nie troszcząc się o nic — dodała Priscilla.
Fila zerwała się, ucałowała obie z okrzykami radości i pożegnała je wesoło.
— Spodziewam się, że wszystko będzie dobrze — rzekła Priscilla.
— Musimy się postarać, żeby było dobrze — dodała Ania. — Sądzę, że Fila będzie się bardzo nadawała do naszego „małego szczęśliwego domu”.
— O, Fila jest miłą koleżanką i dobrze spędza się z nią czas. A oczywiście im więcej nas będzie, tym lżej będzie naszej skromnej sakiewce. Ale jak ona będzie z nami żyła? Trzeba żyć z człowiekiem, nie wiedząc, czy się on do tego nadaje, czy nie.
— Jeżeli o to idzie, to wszystkie będziemy wystawione na próbę. I będziemy się musiały dostosowywać do siebie, jak ludzie rozumni. Fila nie jest egoistką, chociaż jest trochę trzpiotowata, sądzę więc, że będziemy się doskonale czuły razem w „Ustroniu Patty”.
Uradowana ze zdobycia stypendium powróciła Ania do Avonlea. Ludzie mawiali jej, że się zupełnie nie zmieniła, tonem, który wskazywał wyraźnie, iż czuli się zaskoczeni i rozczarowani, że się nie zmieniła. Avonlea nie zmieniło się także. Przynajmniej tak się wydawało początkowo. Ale gdy Ania zasiadła
Uwagi (0)