Darmowe ebooki » Powieść » Z jarmarku - Szolem-Alejchem (access biblioteka TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Z jarmarku - Szolem-Alejchem (access biblioteka TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Szolem-Alejchem



1 ... 38 39 40 41 42 43 44 45 46 ... 52
Idź do strony:
jest maskilem. Jest typowym przedstawicielem oświeconych Żydów tej epoki. Doskonały znawca Tanachu, biegły w Gemarze, oczytany w poezji, recytujący na pamięć dzieła Mapu, śmiało rozprawiający na temat More Newuchim i Kuzari i do tego wszystkiego na cudowną rączkę do pisania... Jest tylko nieco słabszy w gramatyce. Poza tym miły, kocha ludzi. Z zasady wszyscy z jego rodziny kochają ludzi. Mieszkając na wsi, łakną widoku człowieka. Czym się zajmują? Dzierżawią majątki u hrabiego Branickiego i hrabiego Mołdeckiego. Sami żyją i prowadzą się jak dziedzice. Mają do swojej dyspozycji konie i karety. Utrzymują dobre stosunki z okolicznymi dziedzicami. Goje wprost przepadają za nimi.

Wynurzenia Jehoszui potwierdziły w całej rozciągłości jego zapewnienie, że rodzina Łajewów spragniona jest widoku człowieka ze świata. Usta mu się przez cały czas nie zamykały. Chciał wyrzucić z siebie wszystko, co nagromadziło się przez długi czas pobytu na wsi. Nie przerywał swoich wynurzeń ani w mieszkaniu, ani na dworze, i nawet wtedy, gdy siedzieli już w faetonie237 i zbliżali się do ich majątku.

— Podobają się panu te rumaki? — Rudy Berl zadał to pytanie w chwili, kiedy Jehoszua Łajew poszedł do stajni, aby wydać polecenie zaprzęgania do drogi. I Berl zaczął rozprawiać o wielkich zaletach ojca młodego człowieka. Jaki to z niego potentat, jaki bogacz i co za wspaniały i oryginalny zarazem człowiek.

— Powinien pan dziękować Bogu, że tak się stało! — Wyszło na to, że Berl właściwie pragnął, żeby jemu podziękowano za wszystko. Ale figa z makiem! To mu się nie uda! Jeszcze pomyśli, że osobiście uratował Szolema od śmierci głodowej. Szolemowi nie jest przyjemnie, że nie może zapłacić za stancję. Z forsą jest u niego chwilowo bardzo krucho.

— Powiedz mi lepiej, panie Berl, ile się należy?

Rudy Berl przymyka oczy i powiada: — Za co?

— Za stancję, za wszystko... Odeślę panu natychmiast po przybyciu na miejsce.

— Idź pan, coś pan. Śmiechu warte! — Berl lekko odpycha Szolema od siebie. Śmieje się. W tym momencie zjawia się goj. Jest to wysoki, postawny mężczyzna o białych brwiach nad poddańczo uśmiechniętymi oczyma. Nazywa się Andriej. Pyta o bagaż panicza, który ma pojechać z jego barinem. A nasz korepetytor wstydzi się powiedzieć Andriejowi, że nie ma żadnego bagażu. Powiada więc, że bagaż jedzie za nim. Nadejdzie później. Tymczasem ma tylko mały pakuneczek. Będzie go miał przy sobie. Andriej nie chce jednak odejść z pustymi rękami. Pakuneczek — niech będzie pakuneczek. Dwoma palcami chwyta paczuszkę i zanosi do wozu.

W chwilę potem Szolem siedzi już ze swoim patronem w przepięknym faetonie. Andriej trzasnął biczem i dwa szare koniki niosą ich po polach i lasach. Szolem jedzie na nowe miejsce wśród nowych ludzi. I nie przychodzi mu nawet na myśl, że oto na tym nowym miejscu, dokąd w tej chwili podąża, zostanie przypieczętowane jego szczęście na zawsze. Na całe życie.

68. Niespodziewany egzamin

Na stancji w Bogusławiu. Stary Łajew. Dziewczyna w otoczeniu kawalerów. Spilhagen, Auerbach i „Czto dziełat’?” Czego chce Raszi od córek Celofchoda i jak się pisze list do dyrektora cukrowni? Szolem zdaje egzamin i jedzie na wieś

Był szarawy, przedwieczorny mrok, gdy młody maskil Jehoszua Łajew i jego protegowany przyjechali do Bogusławia. Na stancji, gdzie się zatrzymali, spotkali ojca młodego maskila. Stary Łajew oczekiwał syna.

Wrażenie, jakie stary Łajew wywarł na nauczycielu, było niezwykłe. Szolem nigdy sobie nic wyobrażał, aby tak wyglądał Żyd. A wyglądał jak generał, może nawet jak feldmarszałek. Głos miał niczym lew. W krótkich słowach syn poinformował ojca, kim jest młody nauczyciel, z czym przybył i jak go poznał. Po wysłuchaniu informacji syna, stary wdział na nos srebrno-białe okulary i skrupulatnie z uwagą obejrzał sobie młodzieńca. Nie ceregielił się zbytnio, lustrował go jak ryby zakupione na targu... Następnie wyciągnął ku niemu ciepłą rękę i z przyjaznym uśmiechem, na który może zdobyć się tylko feldmarszałek, przywitał go serdecznie. Od razu przeszedł na ty i zadał pytanie:

— Jak się nazywasz?

Usłyszawszy, że zwą go Szolem, niezwykle delikatnie i łagodnie, jak na swój lwi głos, odezwał się:

— Posłuchaj, kochany Szolemie. Nie obraź się i przejdź do tamtego pokoju. Mam do załatwienia pewną sprawę z moim synem. Zawołam cię potem i wtedy sobie pogadamy.

Pokój do którego wszedł Szolem, był, wyrażając się po europejsku, swego rodzaju westybulem238. Zastał tam właściciela zajazdu, który w przeszłości zajmował się handlem. Nazywał się Berele Etels. Był to Żyd z sinym nosem, pełnym cienkich czerwonych żyłek. Stał z założonymi rękami i gadał. Gadał o gościach, o ich interesach. Gadał o sobie. Skarżył się, że Pan Bóg go skarał, bo na stare lata przyszło mu handlować rosołem z makaronem. Jego połowica, chudziutka, niskiego wzrostu Żydówka, z muszką na twarzy i żółtymi perełkami na szyi, uwijała się po izbie i klęła wniebogłosy na dzieci. Była to druga żona gospodarza. Przeklinała służącą, przeklinała kota. Widać, że nie jest zachwycona światem. Jest pesymistką i to nie byle jaką. Przy oknie siedzi, pochylona nad książką, powieścią Spilhagena, ich najmłodsza córka — Siwka. Piękna dziewczyna o jasnej okrągłej twarzyczce. Przyszli do niej w odwiedziny trzej młodzieńcy z podstrzyżonymi bródkami. Są to przedstawiciele śmietanki bogusławskiego towarzystwa. Cymes miejscowej inteligencji. Toczą rozmowę o literaturze. Gospodarz przyprowadza do nich Szolema i przedstawia go.

Skąd właściwie stary wie, kim jest Szolem? Nowa zagadka. Piękna dziewczyna nie chce, by gość się nudził. Zwraca się więc do niego z miłym uśmiechem na twarzy. Może czytał powieść Na diunach Spilhagena? Okazuje się, że młody nauczyciel doskonale jest zorientowany w twórczości tego autora. A jak z Auerbachem? Również! A Zapiski Jewreja Bergowa? Zna je na pamięć. A powieść Czto diełat’? A któż by nie czytał Czernyszewskiego? A jak się panu podoba główna bohaterka Wiera Pawłowna? Co za pytanie!

Piękna dziewczyna i jej kawalerowie są zachwyceni. Jeden z nich, czastnyj powierennyj o dźwięcznym nazwisku Mendelson, podszczypuje swoje ledwo sypiące się wąsiki. On, zdaje się, podkochuje się w dziewczynie. Dlatego jest wściekły na młodego przybysza, który na wszystkim zna się doskonale. Miota więc złowrogie spojrzenia i w duchu życzy mu zapewne, aby połamał ręce i nogi. To jeszcze bardziej dodaje odwagi naszemu bohaterowi. Sypie zdaniami jak z rękawa, cytuje całe fragmenty z pamięci, wtrąca w dodatku takie nazwiska, jak Buckle (Historia cywilizacji w Anglii) oraz Stuart Mill (O wolności). Maskil z innego miasta w zetknięciu z nowo poznanymi powinien wyłożyć to, co umie, powinien wyjawić swoją wiedzę i swoje możliwości. W chwili, gdy temperatura dyskusji idzie w górę, wchodzi Łajew, a wraz z nim jego syn Jehoszua. Mimo woli są świadkami lekcji, jaką daje miejscowym inteligentom młody nauczyciel z Perejasławia. Wymieniają spojrzenia. Odczuwają widocznie satysfakcję. Stary Łajew zwraca się do Szolema.

— Posłuchaj no, młody człowieku. Mam do ciebie pytanie. Mój syn opowiada mi, że jesteś w naszych żydowskich książkach nie mniej biegły niż w książkach gojów. Chciałem od ciebie usłyszeć, czy jeszcze pamiętasz, czego chce Raszi od córek Celofchoda.

I potoczyła się rozmowa na temat Rasziego. Od niego przechodzą do Gemary. Padają wywody scholastyczne z zakresu nauk teologicznych i nauk świeckich, o haskali, słowem tak jak to bywa wśród Żydów, którzy są za pan brat z nauką wyższego stopnia. Wypowiedzi Szolema robią furorę. Stary Łajew jest tak przejęty, że kładzie mu rękę na ramieniu i powiada: — Z tą wiedzą i erudycją mam przykre doświadczenie. Gdy przychodzi mianowicie do napisania liściku okazuje się, że nic z tego... Oto, dla przykładu, masz pióro i atrament, proszę ciebie, i napisz po rosyjsku list do dyrektora cukrowni. Napisz, że nie dostarczymy mu więcej buraków, jeśli nie nadeśle tyle i tyle pieniędzy...

Jest rzeczą oczywistą, że liścik był tylko pretekstem, kamuflażem, rodzajem egzaminu. Po chwili list zaczął wędrować z rąk do rąk. Wszyscy podziwiali rzadkiej piękności charakter pisma. Nie mogli się nadziwić jego pięknej kaligrafii. Była to zasługa jego dawnego nauczyciela, reb Monisza z Perejasławia. Mełamed Monisz Wołow, który słynął ze swojej kościstej rączki, był kaligrafem wysokiego lotu. Był urodzonym artystą. Złota rączka. Jego dzieła stanowiły chlubę miasta. Nie pisał, ale rysował. Był z niego przyzwoity, porządny Żyd. Wielce bogobojny. Słowa po rosyjsku nie rozumiał, a mimo to konkurował z nauczycielem kaligrafii z ujezdnoj.

Trudno było wprost uwierzyć, że nie maszyna, ale ręka ludzka mogła wykaligrafować takie litery. Jego uczniowie, a wśród nich dzieci Rabinowicza, niemało ucierpiały od kościstej ręki reb Monisza. Za to jednak przejęły wiele z jego kunsztu kaligraficznego. Nauczyły się od niego pięknego pisania po rosyjsku. Przyniosło im to duże korzyści.

Na tym egzamin jeszcze się nie skończył. Stary Łajew zażądał od młodego nauczyciela, aby zadał sobie trud i przetłumaczył napisany list na język hebrajski. Dyrektor cukrowni bowiem jest Żydem. W ten sposób stary uzasadnił swoje żądanie. Jasne więc, że był to dalszy ciąg egzaminu. Bez dłuższego zastanawiania Szolem przełożył list na hebrajski. Zrobił to w stylu wyszukanym. Postarał się też o to, aby pismo było eleganckie, ozdobne i kaligraficzne. Gęsto zapełniał równe linijki. Słowem, cackał się z tym pismem, pielęgnował i wychuchał każdą literkę. Było to w wielkiej mierze zasługą wcześniejszego jego mełameda, reb Zurechla. Kim w kaligrafii rosyjskiej był reb Monisz, tym w kaligrafii hebrajskiej — reb Zurechl.

Jednym słowem, nasz korepetytor zdał egzamin celująco. Od sukcesu ma nawet lekki zawrót głowy. Czuje, że mu płoną uszy, wyobraźnia unosi go na skrzydłach w świat marzeń. Cudowne myśli chodzą mu po głowie. Jest szczęśliwy. Promienieje. Dziwny sen o skarbie zaczyna się urzeczywistniać. Szolem przybywa do Łajewa i tu fantazja podpowiada mu, że zawiera znajomość z córką starego. Zakochują się w sobie i zwierzają ze swego sekretu staremu Łajewowi. On kładzie swoje dłonie na ich głowy i błogosławi. — Bądźcie szczęśliwi, moje dzieci kochane!... — I Szolem pisze list do swego ojca w Perejasławiu. „Tak i tak kochany ojcze, przyjedź koniecznie”... Posyłają po niego powóz zaprzęgniony w ogniste rumaki...

I nagle, gdy marzenia osiągają zenit, zostaje przywołany do porządku, zostaje ściągnięty na ziemię. Stary Łajew odwołuje go na bok, aby porozmawiać względem „tego co i owszem”, to znaczy o przyszłym wynagrodzeniu. — A może zostawmy to na później?

— Niech będzie na później. — I Szolem czuje się jak człowiek, któremu przerwano brutalnie jego najsłodszy sen. Marzenia rozwiały się jak dym. Mroczny cień zasnuł rozpaloną wyobraźnię. Czar skarbu oraz wszystkie słodkie tęsknoty prysły jak bańka mydlana.

Tymczasem zapadła noc i trzeba wyruszyć. Z Bogusławia do wsi jest jeszcze kilka mil. Dwie godziny jazdy. Konie czekają już w zaprzęgu. Woźnica Andriej wkłada do powozu walizy. Na dworze jest chłodnawo.

— I tak chcesz jechać? — Stary Łajew upomina młodego nauczyciela. — Jesteś przecież prawie goły. Zmarzniesz, do wszystkich diabłów. Andriej! Podaj burkę! — Andriej wyciąga spod siedzenia ciepłą, wełnianą burkę. Stary sam pomaga Szolemowi ją włożyć. Burka jest ciepła i przyjemna. Coś jednak psuje tę przyjemność. Dziewczyna, córka Berele, Siwka i jej kawalerowie stoją w oknie i patrzą, jak stary pomaga mu włożyć burkę. Wydaje mu się, że śmieją się. Wstyd mu również przed woźnicą, przed Andriejem. Co sobie ten goj pomyśli?

69. Żyd-dziedzic

Magnacki dom żydowski. Savoir-vivre i etykieta. Biblioteka starego Łajewa. Rzadki okaz żydowskiego dziedzica

Noc już była w pełni, gdy cała trójka: stary Łajew, jego syn Jehoszua i młody nauczyciel z Perejasławia, przybyła na miejsce. Przejeżdżali obok małych, niskich, ciemnych chatek chłopskich. Minęli duże pole, zwane przez mieszkańców wsi wygonem. Minęli ogromną, otwartą stodołę, pełną siana, słomy i nie wymłóconego jeszcze zboża.

Powóz zatrzymał się przed ogromnym pańskim dworem. Woźnica ledwo zdążył zatrzymać konie, a już wrota otworzyły się jakby automatycznie. Przy bramie stał chłop z obnażoną głową. Nisko kłaniając się przepuścił powóz, który lekko, jak po miękkim dywanie, podjechał pod okazały, chociaż niewysoki, biały dom z dwoma gankami po bokach, kryty, o dziwo, słomą. Tuż za budynkiem rozciągał się sad. W środku dom był tak samo jak na zewnątrz wymalowany wapnem. Umeblowany skromnie i prosto. Dużo okien. Pokoi bez liku. Po nich uwija się cicho, niczym cienie, służba. Wszyscy mają na nogach miękkie pantofle. Nikt nie śmie odezwać się, gdy stary jest w domu. Panuje tu surowa dyscyplina. Tu słychać tylko jego głos. Głos gospodarza. Jego głos rozbrzmiewa jak dzwon.

W pierwszym pokoju przy ładnie zastawionym stole siedziała kobieta. Była to młoda, piękna, wysoka niewiasta. Żona starego Łajewa! Obok niej dziewczyna lat może trzynastu-czternastu. To ich jedynaczka. Prawdziwa kopia matki. Stary przedstawił je nauczycielowi, po czym zasiedli do stołu, do kolacji.

Po raz pierwszy w swoim życiu znalazł się bohater niniejszych wspomnień przy arystokratycznym stole, gdzie spożywano posiłki według ustalonego ceremoniału. Do stołu podaje lokaj w białych rękawiczkach. Co prawda lokaj jest zwykłym szejgecem imieniem Wańka, ale stary ubrał go i wytresował na pański sposób. Człowiekowi, który nie przywykł do mnóstwa talerzy i talerzyków, łyżek i łyżeczek, szklanek i szklaneczek, trudno jest wytrwać przy takim stole bez uchybień wobec wymaganej etykiety. Trzeba się mieć na baczności. Trzeba uważać. Bogiem a prawdą wypada przyznać, że młodzieniec nasz nie miał dotąd pojęcia o tym, że przy stole należy przestrzegać etykiety. W zwykłym domu żydowskim nikt na to nie zwracał uwagi. W zwykłym domu żydowskim je się z jednego talerza. Maczają świeżą chałę w gęstym i tłustym sosie i jedzą rękami. W tak zwanych gospodarskich domach nie mają pojęcia o przepisach traktujących o tym, jak należy siedzieć przy stole, jak posługiwać się łyżką, widelcem czy nożem.

1 ... 38 39 40 41 42 43 44 45 46 ... 52
Idź do strony:

Darmowe książki «Z jarmarku - Szolem-Alejchem (access biblioteka TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz