Capreä i Roma - Józef Ignacy Kraszewski (jak za darmo czytać książki na internecie .TXT) 📖
Dzięki Józefowi Ignacemu Kraszewskiemu przenosimy się do starożytnego Rzymu za panowania rzymskich cesarzy Tyberiusza, Kaliguli, Klaudiusza i Nerona, do okresu prześladowania pierwszych chrześcijan.
Powieść ukazała się w odcinkach w „Gazecie Warszawskiej” w 1859 roku, a rok później została wydana w wersji papierowej. Jest jedną z dwóch powieści tego autora, których akcja rozgrywa się w starożytnym Rzymie. Drugą z nich jest Rzym za Nerona.W 1881 roku została przetłumaczona na język niemiecki, a w 1902 na język francuski.
- Autor: Józef Ignacy Kraszewski
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Capreä i Roma - Józef Ignacy Kraszewski (jak za darmo czytać książki na internecie .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Józef Ignacy Kraszewski
Pomimo odwagi i zręczności chłopaków, lud niewiele smakował w téj igraszce obrzędowéj, niegdyś dla wojennéj wprawy ustanowionéj, dziś czczéj tylko szermierce i popisie, począł wołać o bestyarzy, o zwierzęta, o ostanią należną a najpożądańszą dlań zabawę.
Dzień miał się ku zachodowi, zasłoną purpurową wiatr szeleścił nad głowami zwiastując burzę i grzmot przeciągły słychać było zdaleka... ale nie godziło się przerywać igrzyska...
Cyrk znowu zalegał tłum posługaczów.
— Silva, Pancarpe! krzyczą uradowani widzowie, widząc żołnierzy niosących drzewa i rozsadzających je wśród areny. W jednéj chwili plac cały zmienia się jakby w las zielony, dziki zastęp bestyarzów występuje wśród rzęsistych oklasków.
Są to ludzie zawczasu na śmierć skazani, ale życia nie ceniący, niewolnicy, płatny najemnik, ostatni z ostatnich, których krew nie ma wartości, i należy jak dług panu-Rzymowi — pastwa gminu. Na niektórych z nich znać niezgojone rany walk przeszłych, z których cudem wyszli cało, inni oglądają się tchórzliwie i drżąco, bo wiedzą, że życia ich nie oszczędzi nikt, że umrzeć muszą.
Mrok pada, burza się zbliża i warczy, więc co rychléj wypuścić każą ryczące z Carcerów bestye.
Oczy wszystkich zwrócone są na żelazne kraty, które nagle otwarły się z łoskotem i szczękiem, i z czarnéj otchłani, w któréj wyły zgłodniałe, wyrywa się kilkadziesiąt lwów afrykańskich.
Wyszły i stanęły rozglądając się — krzyk ludzi przeraził ich widocznie — i stoją.
Z innéj strony kilkanaście tygrysów, kocim chodem, przytulone ku ziemi, pełzną pomiędzy las świeżo zasadzony, a ślady krwi ludzkiéj poczuły na piasku i oko im się iskrzy złowrogo. Z innych zamknięć pędzą żołdacy przeznaczone do walki źwierzęta, które statki przywiozły z Azyi, z Afryki, z lasów Germanii, z kraju Partów i Scytów, z puszcz Hirkańskich i błot nadnilowych.
Od dawna tylu razem potwór dzikich nie widział Cyrk wielki, w którym już przecie za Pompejusza po pięćset lwów spędzano. Spotkały się po raz piérwszy stworzenia z krańców ziemi przeciwległych, ze stref zimnych białe jak śnieg i spalone słońcem zwrótnikowém... stoją i patrzą na siebie strwożone, nie wiedzą na co się rzucić, przeciwko sobie czy ludziom, którzy już wśród stad tych stoją.
Gną się od ciekawie pochylonych widzów ławy... każda chwila oczekiwania zda się chciwym tłumom straconą, więc tupią, krzyczą, pędzą, a źwierz i ludzie mierząc się oczyma stoją... krew jeszcze nie popłynęła...
Cezar sam niecierpliwi się, a otaczający go przypisują to odrętwienie źwierza zbliżającéj się burzy, która już nad Cyrkiem wisi... i błyska szerokiemi piorunów niedalekich wstęgami.
Jowisz przyszedł spójrzeć na Cezara igrzyska...
Naglą, jątrzą, zagrzewają — ale walka się nie rozpoczyna — lwy i ludzie podrętwieli.
— Więcéj ludzi! — krzyknął Neron powstając — spędzić z ław cyrku jeśli potrzeba, niech walczą...
Strach lica oblokł bladością; wiedzą że Cezar ani Patrycyuszów, ani Senatorskich nie oszczędza dzieci: jutro ich wyzwoleńcy i kuglarze zastąpią... Bicze bestyarzy klaskają... lew ku jednemu poskoczył i pierś mu rozdarł łapą od szyi do bioder, jakby krwawą wstęgą przepasał.
Tu tygrys obalił drugiego... i zgłodniałe bestye rzuciły się na pastwę, szarpiąc ją i wydzierając sobie i zagryzając o krew, któréj już smak poczuły.
W chwili jednéj cisza oczekiwania zmieniła się w dramat straszliwy, gnane wrzaskami pędzą źwierzęta do koła, jedne ukryć się pragnąc, drugie uganiając się za sobą i ludźmi. Wpośród ryku i wycia, jęk przeraźliwy odzywa się jak błaganie i zamilknie zduszony paszczą, która już gardło rozdarła.
Oczy nie wiedzą gdzie spocząć, tak sturamienna ta walka wśród zielonego lasu, tak wesołe i piękne łowy Cezara...
Ale wszystkich wzrok zwraca nagle postać jedna, — nie śmieją wierzyć oczom; z za drzewa wystąpiła kobiéta olbrzymiego wzrostu, młoda jeszcze, ogorzała... Barwa jéj ciała mówi, że się gdzieś rodziła u brzegów Nilu, pod pyramidami, i kąpała z młodych krokodylów stadem... Ale co za posągowe kształty! jaka piękność bazaltowego Sfinxa, co za wdzięk w postaci giętkiéj a silnéj! Nic nie ma na sobie prócz lekkiéj koło bioder przepaski kraciastéj, prócz sznura co włos jéj podtrzymuje, w ręku trzyma tylko gałęź zieloną. Niezlękniona pogląda na pełznącą ku sobie Pantherę i zdaje się oczekiwać na nią. Rzekłbyś, że się znają dawno i walczyły już z sobą gdzieś w pustyni, tak śmiało patrzy jéj w oczy niewiasta, tak bojaźliwie kołuje ku niéj źwierz dziki.
Przysiadła i podskoczyła Panthera, ale kobieta ubiegła w bok także i bestya gryzie ziemię czerwoną, kopie ją nogami pod sobą, gotując się do nowéj napaści. Z oka jéj nie spuszcza kobiéta... Cezar patrzy wychylony, ciekawy, uśmiechnięty radością.
Cyrk cały klaszcze odważnéj bestyarce...
Wtém gdy Panthera przyczołgała się bliżéj, silna zapaśnica sama skoczyła na nią, i ścisnęła ją nogami i dłońmi silnemi pochwyciła za gardło. Poczuwszy na sobie ten ciężar, porwała się mieszkanka pustyni i niesie po Cyrku kobiétę, i tarza się usiłując zrzucić ją z siebie. A bestyarka ujęła ją i splotła się z pantherą, a choć krew z biodr jéj płynie strugą purpurową obie lecą i walają się razem na piasku, padają i podnoszą...
W téj walce kobiéta wygląda jak bachantka spojona, jak szalona istota, któréj bój jest rozkoszą i szałem... usta się otwarły, śpiew dziki z nich popłynął... W uścisku coraz silniejszym wije się zgniecione źwierzę, pada, miota sił ostatkiem, nareszcie drga i kona.
Niewiasta otwarła ręce, legła i śmieje się zwyciężko nogą potrącając trupa.
Cyrk się trzęsie, a piorun po piorunie bijąc na górach, zdaje się męztwu przyklaskiwać z nieba...
Wtém gdy zwycięzkiéj niewieście dać może miano wywalczone życie, tygrys zaczajony wpadł z tyłu na plecy i ucisnął jéj pierś i gardło objął łapami... szarpie a pysk wpoił w czaszkę.
Białe jego zęby jak perłowym diadematem opasały czoło nieszczęśliwéj, która rzuciła się całą siłą naprzód, wydała krzyk boleści i padła na uduszoną pantherę.
Oto jedna ze scen tego dramatu, który zakrwawiał arenę. Walają się po niéj trupy i drgają rozszarpane członki bestyarzy, jęczą pokaleczeni, źwierz rycząc nasyca rozdartemi szczątki.
Ale noc zbliża się i dészcz ulewny spadł na Cyrk i widzów znużonych. Cezar dał znak — bestye pędzą znowu do Carcerów, zmiatają i zwożą trupy i kości.
Już koniec? — nie jeszcze! Niebo się może rozjaśni, bo burza wrąc i szumiąc pędzi na skrzydłach błyskawic ku morzu. Tysiące lamp i pochodni zajaśniały w galeryach i portykach...
— Naumachija! naumachija! — woła nienasycony lud jeszcze.
Do koła ze trzech stron gmach cyrku oblewa przekop wód pełen, rzeka sprowadzona z daleka, którą nazwano Eurypem.
— Wody więc! wody!...
Otwarto zastawki, z pod podium wybiegły strumienie szumiące i rwąc piasek i minię lecą do koła oblewając Spinę, która jak wyspa wśród tego stawu sama jedna na tle wód została. Razem prawie z wodami, z głębi podziemnych wysuwają się statki i łodzie złocone, z purpurowemi żaglami, dwurzędne nawy wiedzione wiosłami majtków, którzy w takt śpiewu uderzają wody i wypływają w arenę uganiając się za sobą.
Tę czarodziejską zmianę znów wrzawliwe powitały oklaski, znowu wstrząsł się Cyrk cały, a statki jak wozy obiegają w koło, spotykają się, walczą, uderzeniem wioseł odpychają, siłą wioseł zbliżają znowu...
Nareszcie Edylowie dali znak zamknięcia igrzysk. Cezar znużony potrzebuje spoczynku i wytchnienia, niebo się wyjaśniło wieczorne... tłum niech do domów powraca.
Jeszcze jeden okrzyk na cześć Boga-Cezara i sto tysięcy piersi wydały go jak jedna, a po chwili opróżniają się ławy i całe to zbiorowisko rozpierzcha się po ulicach Rzymu, po popinach, termach, tabernach i ganeach. Cicha noc księżycowa przyświeca opustoszałemu Cyrkowi... Neron pozostał tu sam ze swemi, arenę obrawszy sobie na coenaculum dzisiejsze...
Cezar wśród igrzysk to się niemi bawił, to spoczywał, były nawet chwile że się usypiać zdawał... teraz przebudzony miał zasiąść do najważniejszéj czynności życia... do wieczerzy.
Uczty Tyberyuszowskie w Caprei, Caliguli w willach rozkosznych Campanii, Claudiusza na Palatynie, niczém były przy biesiadach Nerona. Imperator-Cezar-Augustus sam artysta, otoczony równie wykształconego smaku dworem... umiał je urządzać, wiedział że mu w nich nikt nie sprosta...
Mogłaż być jadalnia piękniejsza nad cyrku arenę, w noc księżycową, wśród Rzymu? Zamknięto więc drzwi i zastawiono w nim stoły. Euryppowi kazano wrócić do łożyska, nowym piaskiem posypać wilgotną ziemię i triclinia ustawić.
W mgnieniu oka posłuszna ustąpiła woda, zbiegając z hałasem na powrót do podziemnych kanałów, znikły wspaniałe nawy; niewolników zastępy oczyszczają mokrą arenę, sypie się na nią piasek biały mnogiemi okręty przywiezion z za morza... potrząsają go kwiatami, zlewają wonnościami Arabii, przypruszają pyłem złotym...
Neron dla siebie i swoich kazał tymczasem ciepłą i wonną przygotować łaźnię.
Promuscondus Cezara zaprząta się ucztą, śpieszy by był gotowym gdy pan zasiąść do niéj zechce; szeregiem od Palatynu ustawieni niewolnicy, na głowach przenoszą podając sobie stoły, naczynia i półmiski złote... Structor ustawia je misternie. Triclinia mieszczą się wygodnie na placu świeżo krwią ludzką zbroczonym, stoły i siedzenia porządkują, a chór flecistów staje przy Carcerach z jednéj strony, z drugiéj szereg dziewcząt, które w lekkich tunikach posługiwać mają biesiadnikom.
Na Spinie dymią jeszcze resztki ofiar przy ołtarzach Bogów, a tuż u stóp ich wygodnie rozkłada się rozpusta.
Rozkaz w mgnieniu oka stał się czynem: nim Cezar obmył i namaścił ciało znużone, uczta już stała gotowa, czasze błyszczące wznosiły się na stołach marmurowych i pieczętowane amfory w chłodnym leżały śniegu.
Towarzyszami téj uczty dzień zamykającéj byli sami Cezara ulubieńcy, ukochani jego artyści, Mirmillon Spiculus, ledwie z pyłu igrzyska otarty, Sporus rzezaniec do niewiasty podobny, Serenus, Doriforus, Anicetus i piękna Aktea.
Cezar nie lubi senatorskiéj powagi i surowych obliczów; woli pochlebców i zauszników, z któremi poczyna sobie jak chce. Lecz zkądże wmieszał się tu surowy Seneka? on co przeciw rozkoszy pisze jak stoik, tak kwiecisto, tak pięknie, tak rozumnie, on co wszelką gardzi słabością?
A! bo i najpiękniejsze tego wieku postacie jego chorobą są zarażone. Lucius Seneca jest istotnie mędrcem wielkim, wielkim człowieka znawcą; twarz jego namarszczona i poważna zwiastuje myślącego filozofa, uśmiech szydercę-sceptyka, pogoda czoła stoika i niczém nie dającego się zatrwożyć męża, ale ten, co pisząc o gniewie wyrzekł, że co wielkie musi mieć oblicze spokojne... inaczéj o życiu prawi, a inaczéj je wiedzie.
Gdzie mu tam walczyć z sobą, ze światem i namiętnościami ulubionego wychowańca? sąż takiéj wagi uczynki ludzkie by je warto ciężką okupywać ofiarą?... Słowo, mówi Seneca, mądrém być powinno, żywot być musi jakim go tworzy natura.
Spokojnie przewiduje on cóś, przeczuwa zbliżanie się burzy co świat przetworzy, ale mu to obojętném, ale nie chce, nie może, nie umie sam ku temu pomagać — stoi na boku i patrzy chłodno. Potrzeba mu grosza na starość, łaski Cezara do życia, władzy i wygódek, bo do nich przywyknął.
Przewiduje prawdę dla drugich... nie bierze jéj dla siebie — na tém poprzestał.
Na łożu Neronowém przysiadła Aktea, pochylona ku niemu, w szacie wpół z ramion opadłéj i uśmiecha się obejmując go ręką jedną, drugą podając czarę wina wziętą z rąk niewolnicy. Sporus stoi w głowach i smutno patrzy jakoś na pana i ulubienicę. Seneca zgłodniały, pogląda na jadło, zamyślił się, milczy; niekiedy spójrzy na ucznia badawczo i uspokojony znów odpoczywa; inni paplą po cichu, śmiejąc się, o igrzyskach, o widzach, o tych których spostrzegli w Cyrku.
— Otóż i Ennia ma już kochanka! — odzywa się jeden — broniła się długo siedząc nad wełną domową i kolebką syna, ale Lucius ją uwiódł nareszcie.
— Jakże to wiecie? — spytał drugi.
— Chwalił się dziś na Forum i pierścień zdjęty z jéj palca pokazywał.
— A Centhia już trzeciego mienia podobno — zawołał szydząc Doriforus — zastąpił Rubra Celer, Celera Sextus zastąpi.
— A Sextusa już chyba niewolnik barczysty... bo jéj nikt nie zechce, tak stara i szpetna... — szepnął inny.
Wszystkie te matrony — wmieszał się Neron powoli — nie warte przecież jednéj pięknéj Greczynki jak moja Aktea, nie prawda Serenie? Zawsze tam jeszcze u nich zostanie cóś z dawnego wstydu — trwożliwość, obawa i chłód w którym się wychowały.
Bodaj to te które z młodu do rozkoszy ułożono...
Cezar użył wyrazu którego tu powtórzyć nieśmiemy.
— A! a! uśmiechnął się Seneca — boć to nie rzecz matron kochać i pieścić; któż dawniéj słyszał o takich jak dziś obyczajach? Univira twarzy światu nie pokazywała i zaprawdę lepiéj to było, bo mąż ma dla siebie cały świat otwarty i może czynić co chce, a łoże Rzymianina, kolebka przyszłych pokoleń, czystemi być powinny!
Rozśmiał się w głos Doriforus.
— Lucyuszu — rzekł — a owa... do któréj ty uczęszczasz?
— Ja? — spytał filozof nieco zarumieniony.
— Myślisz że już nic nie wiemy — ozwał się Anicetus — ho! ho! nie badaj nas, bo ci powiemy więcéj niż potrzeba.
Seneca zwrócił rozmowę, śmiano się tylko po cichu.
Ktoś rzekł potém, że igrzyska musiały wiele kosztować: Lucyusz powstał gwałtownie przeciwko zbytkowi i przepychom.
— Znikła dawna obyczajów prostota! — zawołał.
— A do czego się ona zdała? — szydząc przerwał Doriforus.
— Ludzie we zbytku miękną.
— O Catonie surowy — przerwał mu Anicetus — a twojaż willa w Baii? a twojeż chłopcy, dziewczęta i sadzawki ryb pełne i naczynia murrhińskie? myślisz że o nich nie wiemy? W Rzymie tylko grasz filozofa a w Baii jesteś rozpustnikiem, jak my biedacy.
Neron poklasnął z całéj siły.
— Habet! — zawołał — habet!95 stary gaduła.
— Juściż przy pracy — tłómaczył się niezręcznie Seneca — godzi się i użyć nieco. Z twéj łaski Cezarze, mam się czém ubogo rozerwać i wypocząć wygodnie... Wymawiacie mi to, co przecie wszystkim jest wolno. Byłże innym Cicero, który Varrusa zbytki chłostał, a sam się bez nich obejść nie umiał? Człowiek jest człowiekiem!
Na chwilę jakoś zamilkli. Cezar, trzymając przy sobie piękną Akteę, poglądał
Uwagi (0)