Don Kichot z La Manchy - Miguel de Cervantes Saavedra (biblioteka szkolna online .TXT) 📖
Alonso jest gorliwym czytelnikiem romansów rycerskich. Po wielu godzinach spędzonych na lekturze postanawia, że on również chciałby przeżyć tak wspaniałą przygodę.
Bohaterowie przeczytanych książek stają się dla niego wzorami do naśladowania. Postanawia wiec zmienić nazwisko na Don Kiszot, wybiera sobie damę serca, giermka, uznaje karczmę za swój zamek i na koniu wyrusza w świat, by pomagać potrzebującym i zdobywać honoru. Gdy jego przyjaciele dostrzegają, że popadł w obłęd, palą książki, które mogły wywołać w nim takie chęci, ale Don Kiszot już rozpoczyna swoje nowe życie jako błędny rycerz. Przygoda będzie obfitować w wiele interesujących, niebezpiecznych i niezwykłych zdarzeń — niekiedy ze względu na rozbudzoną wyobraźnię głównego bohatera…
Don Kiszot to najsłynniejsza powieść autorstwa Miguela Cervantesa oraz jedno z najważniejszych dzieł literatury hiszpańskiej. Została wydana po raz pierwszy w 1605 roku. Imię głównego bohatera przeszło do języka potocznego jako określenie osoby tracącej poczucie rzeczywistości w pogoni za wzniosłymi ideami i celami, które chce osiągnąć.
- Autor: Miguel de Cervantes Saavedra
- Epoka: Barok
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Don Kichot z La Manchy - Miguel de Cervantes Saavedra (biblioteka szkolna online .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Miguel de Cervantes Saavedra
Zdarzenie to było przedmiotem powszechnych rozmów w tym mieście, a wkrótce potem dowiedziano się o ucieczce Luscindy i o rozpaczy rodziców, w niewiadomości o jej losie pozostawionych. Co do mnie, uczułam w sercu jakąś pociechę, wyobrażałam sobie, że Don Fernand, rozjątrzony tym wypadkiem, powróci do uczuć honoru i obowiązku, pochlebiałam sobie, że po stracie Luscindy zwróci się znów do mnie, słowem, dodawałam sobie otuchy, aby przedłużyć życie, które nieznośne mi się stało.
Podczas pobytu mego w mieście, gdy wahałam się, co mam przedsięwziąć, usłyszałam głośną publikację, przyrzekającą wielką nagrodę temu, kto by doniósł, gdzie jestem; w tej publikacji określono mój wiek, suknie, jakie nosiłam, i inne znaki. Dowiedziałam się nadto, że posądzano mnie, jakobym dała się wykraść młodemu pasterzowi, który mi towarzyszył. Wieść ta dopełniła miary moich nieszczęść. Wiedziałam dobrze, że dobre imię moje utraciłam na zawsze, bolało mnie to niemniej okropnie, jak niewierność Don Fernanda. Opuściłam natychmiast miasto razem z pasterzem i tegoż wieczora przybyliśmy tu ukryć się w najodludniejszym tych gór miejscu; ale, jak mówią, nieszczęście jedno drugie sprowadza. Zaledwie przybyłam na to miejsce, gdzie już bezpieczną się sądziłam, gdy pasterz, którego zawsze tak skromnym widziałam, korzystając ze sposobności i pobudzony bardziej niecną podnietą, niż wdziękami moimi, ośmielił się z miłosnymi wystąpić do mnie oświadczeniami, a widząc, że odpowiadam mu z gniewem i pogardą, nie tracąc czasu na nieużyteczne prośby, postanowił siłą dokonać swych sprośnych zamiarów. Ale niebo i rozum wspierały mnie w tym nieszczęściu. Namiętność zaślepiła go do tego stopnia, że nie uważał, iż staliśmy nad brzegiem przepaści, ja widząc to, a innego środka obrony nie mając, wtrąciłam go w nią jednym pchnięciem ręki i uciekając ze wszystkich sił, przybyłam w to ustronie, aby ukryć się przed pogonią mojego ojca.
Nazajutrz spotkałam jakiegoś wieśniaka i prosiłam go, ażeby mnie do służby na pasterza przyjął; jakoż zaprowadził mnie do swego domu wśród gór położonego. Przepędziłam z nim kilka miesięcy, pasąc trzody i starannie ukrywając płeć swoją; lecz odgadł moją tajemnicę, a widząc jego złe zamiary i nie mając środka uniknąć niebezpieczeństwa, dwa dni temu uciekłam z domu i tu w tym odludnym miejscu przybyłam prosić nieba, ażeby zakończyło moje nędzne życie i pamięć nieszczęść moich zarazem.
W którym dowiedzieć się można o rzeczach bardzo przyjemnych.
— Oto jest, panowie, historia moich smutnych przygód, osądźcie teraz, czy słuszne były moje narzekania. Nie masz dla mnie już żadnej pociechy, proszę was tylko, ukażcie mi, w jakim miejscu ukryć bym mogła resztę swojego życia. Nie chcę już widzieć na oczy rodziców, nie dlatego, żebym wątpiła o ich sercu, lecz nie mogąc otwarcie usprawiedliwić się przed nimi, ani zniszczyć niesławiących mnie pogłosek, nie byłabym w stanie patrzeć na ich smutek.
Dorota umilkła, kończąc te słowa, a rumieniec występujący na twarz jej i spuszczone wilgotne powieki, były dowodem uczuć, miotających jej sercem.
Słuchacze oczarowani zostali jej rozumem i niewinnością, a wielkie współczucie dla krzywd jej wyrządzonych roznieciło się w ich sercach.
Proboszcz, przez pobożność zapewne, wziął silny udział w jej niedoli, zaczął ją więc pocieszać, gdy Kardenio przerwał jego słowa, wołając:
— Jak to! pani to więc jesteś córką jedyną bogatego Clenarda?
Dorota zdziwiła się, usłyszawszy imię swojego ojca i widząc tego, który je wyrzekł w tak dziwnym stanie.
— Któż jesteś, mój przyjacielu — rzecze do Kardenia — skąd znasz tak dobrze imię mojego ojca; o ile pomnę, w ciągu mego opowiadania nie wymówiłam go ani razu.
— Jestem ten, któremu Luscinda przysięgła miłość, jestem ów nędzny Kardenio, przez zdradę Fernanda do tak smutnego doprowadzony stanu. Ten sam, piękna Doroto, co był nieszczęśliwym świadkiem fatalnego ślubu Don Fernanda. Uciekłszy z miasta, przybyłem tu zagrzebać swoje życie, lecz teraz postanawiam bronić twojej i mojej sprawy; pociesz się, piękna Doroto, widzę, że niebo opiekować się nami zaczyna; ono powróci tobie Don Fernanda, który nie może do Luscindy należeć, a mnie odda moją Luscindę. Gdyby nawet sprawa nasza nie była wspólną, jestem tak do żywego przejęty twoim nieszczęściem, że uczynię wszystko, aby skłonić Don Fernanda do naprawienia jego względem ciebie występku, choćby mi przyszło narazić życie w tym usiłowaniu.
Dorota znalazła tyle pociechy w słowach Kardenia, że nie wiedziała, jakim sposobem okazać mu wdzięczność swoją i byłaby mu do nóg się rzuciła, gdyby jej nie wstrzymał. Proboszcz, rozrzewniony tym widokiem, pochwalił szlachetność Kardenia i tak czule pocieszał Dorotę, że zgodziła się przyjąć schronienie w jego siedzibie, gdzie wszyscy razem mieli naradzić się nad tym, co im dalej czynić pozostaje.
Balwierz, który dotąd słuchał, nie przemówiwszy ani słowa, z całą szczerością ofiarował swoje usługi i przyjąwszy podziękowanie Doroty i Kardenia, uwiadomił ich następnie, w jakim celu przybyli z proboszczem w góry. Rozszerzył się nad osobliwszą manią Don Kichota, oświadczył, iż oczekują na powrót giermka, który zresztą równym, jak i pan jego jest wariatem.
Kardenio przypomniał sobie wtedy kłótnię z Don Kichotem, lecz zapomniał jej powodu.
Nagle usłyszano wołanie, był to Sancho, który nie znajdując ich na umówionym miejscu, jął przeraźliwie krzyczeć. Całe towarzystwo poszło na jego spotkanie i proboszcz zapytał go, gdzie jest Don Kichot. Giermek odpowiedział, że znalazł Don Kichota w samej tylko koszuli, bladego, umierającego z głodu i wzdychającego nieustannie do swojej pięknej Dulcynei, że na próżno namawiał go, aby opuściwszy te miejsca, udał się do Toboso, dokąd go dama jego myśli przyzywa. Zagorzały rycerz oświadczył, że nie przestanie czynić pokuty i nie zobaczy Dulcynei, póki przez znakomite czyny i wielkie szaleństwo nie zasłuży na jej łaskę; lecz, dodał smutnie Sancho, jeżeli kto przez miłosierdzie chrześcijańskie nie pośpieszy na ratunek błędnego rycerza i nie wyciągnie go z tej przeklętej góry, on umrzeć w niej musi, a tak nie tylko cesarzem, ale i arcybiskupem nawet nie zostanie.
— Nie martw się, kochanku — rzecze proboszcz — wydobędziemy go stąd pomimo jego woli.
I zwracając się do Kardenia i Doroty, opowiedział plan, za pomocą którego wyleczyć mieli Don Kichota z jego choroby lub przynajmniej skłonić do powrotu.
Dorota, której nowo powzięte nadzieje przywróciły trochę dobrego humoru, ofiarowała się naśladować pannę strapioną i prześladowaną i dodała, że lepiej niż cyrulik zapewne odegra tę rolę, tym więcej, iż mając ubiór kobiety i znając dostatecznie z romansów język błędnego rycerstwa, z łatwością to jej przyjdzie.
— A to przedziwnie — rzecze proboszcz — przyjmujemy chętnie ofiarę pani i weźmiemy się zaraz do dzieła.
Dorota natychmiast wydobyła z węzełka prześliczny strój kobiecy, bogato haftowany i perłami oszyty, a piękność jej tak powiększona została tym ubiorem, że wszyscy nie mogli jej się dosyć nauwielbiać i wydziwić Don Fernandowi, że tak podle opuścił tak czarującą istotę, ale Sancho Pansa w większym od wszystkich był uniesieniu, posuwał je aż do szaleństwa.
— Kto jest ta piękna dama — zapytał proboszcza — i czego szuka w tych miejscach?
— Chcesz wiedzieć, kto jest dama? o! mój przyjacielu, Sancho! nic wielkiego, jest ona ni mniej, ni więcej tylko prawą dziedziczką tronu wielkiego królestwa Mikomikon, która szuka twego pana, prosząc, ażeby pomścił zniewagę, wyrządzoną jej przez złośliwego olbrzyma. Słysząc w Gwinei o wielkim męstwie Don Kichota, księżniczka ta nie wahała się przedsięwziąć tak dalekiej podróży na wyszukanie go osobiście.
— W to mi graj! — krzyknął Sancho — otóż to, co się zowie szczęśliwa i doskonała przygoda, jeżeli tylko mój rycerz będzie dość szczęśliwy i zatłucze tego psubrata olbrzyma. I na moją duszę zatłucze go z pewnością, jeżeli tylko jakie widma mu nie przeszkodzą. Lecz, mości proboszczu — rzecze dalej — błagam was, niech mój pan nie myśli o arcybiskupstwie, umieram ze strachu na myśl, że mu to radzić będziecie; zróbcie tak: niech się ożeni natychmiast z tą księżniczką i niech już raz wreszcie zostanie cesarzem. Otwarcie mówiąc, długo zastanawiałem się nad tym i widzę, że na nic się nie zdało dla mojego pana arcybiskupstwo; ja naprzód nie mam powołania do duchownego stanu; po wtóre, jako żonaty, musiałbym brać dyspensę na żonę i dzieci, ażeby otrzymać beneficja, czego nie uczynię nigdy. Najlepiej więc będzie, księże proboszczu, gdy mój pan zaślubi tę damę, której nazwać nie chcę, bo nie wiem jej imienia.
— Ona zowie się — odpowie proboszcz — księżniczką Mikomikoną, a to od nazwy królestwa.
— Aa! rozumiem — rzecze Sancho — widziałem już wielu ludzi noszących imiona od miejsca urodzenia swego, jak np. Piotr z Alcali, Jan z Ubedy, Diego z Walladolid, i spodziewałem się, że i w Gwinei ten sam obyczaj panuje.
— Masz słuszność, Sancho — odpowiedział proboszcz — a co się zaś tyczy małżeństwa twego pana, to spuść się w tym na mnie101.
Sancho był nadzwyczajnie zadowolony z obietnicy proboszcza, a proboszcz z głupoty giermka i nie mógł dosyć się wydziwić, jakim sposobem wszystkie szaleństwa Don Kichota tak się zalęgły w jego głowie.
Dorota wsiadła na księżego muła, cyrulik przypiął fałszywą brodę i wezwali Sanchę, aby ich zaprowadził do swojego pana, ostrzegając, ażeby nie zdradził przebrania cyrulika i obecności proboszcza, gdyż Don Kichot mógłby stracić tym sposobem sposobność zostania cesarzem.
Kardenio nie chciał towarzyszyć im z obawy, aby Don Kichot nie przypomniał sobie bitwy, którą mieli z sobą, a proboszcz uznając, że i jego obecność nie była tam konieczna, pozostał z Kardeniem, dawszy poprzednio jeszcze instrukcje Dorocie, która prosiła go, ażeby miał zupełną ufność w jej zręczności i umiejętności naśladowania tego, co wyczytała w rycerskich romansach.
Księżniczka Mikomikona, jej giermek i wielki Sancho, ujechawszy około trzy ćwierci mili, spostrzegli Don Kichota między dwiema skałami; był ubrany, lecz nie miał zbroi na sobie.
Jak tylko Dorota uwiadomiona została, że to jest poszukiwany rycerz, przyśpieszyła bieg swego muła, a stanąwszy wreszcie przed Don Kichotem, z pomocą giermka zsiadła na ziemię, uklękła przed rycerzem i ściskając go za nogi, pomimo usiłowań jego, aby ją podnieść, wyrzekła te słowa:
— Nie podniosę się stąd, dzielny i niezwyciężony rycerzu, dopóki grzeczność twoja nie przyrzecze mi łaski, która tobie chwałę przyniesie, a zarazem wybawi najnieszczęśliwszą i okropnie prześladowaną dziewicę, jaką kiedykolwiek oświetlało słońce. I jeżeli to prawda, że twoja waleczność i siła twojego ramienia odpowiada głośnej sławie, masz obowiązek w imię praw honoru i zakonu, do którego należysz, wspierać nieszczęśliwą, która na odgłos twoich wielkich czynów przybywa z drugiego końca ziemi wzywać twojej pomocy.
— Postanowiłem, piękna damo — rzecze Don Kichot — nie odpowiedzieć ci ani jednego słowa, dopóki nie raczysz podnieść się z ziemi.
— Ja zaś nie podniosę się, znakomity rycerzu — odpowie prześladowana księżniczka — póki nie zapewnisz mi łaski, o którą cię proszę.
— Dobrze więc, przyrzekam — rzecze Don Kichot — z warunkiem, że nie będzie w tym nic przeciwnego memu królowi, ojczyźnie i interesowi tej, która włada moim sercem.
— Przysięgam ci — rzecze narzekająca dama — że nie ma w tym nic takiego.
Sancho, zbliżywszy się do Don Kichota, rzekł mu do ucha:
— No, no! rycerzu, możecie śmiało dopełnić jej prośby, to drobnostka; idzie tylko o to, ażeby zatłuc jednego łajdaka olbrzyma, a ta która was o to prosi, jest to księżniczka Mikomikona, pani wielkiego, królestwa Mikomikonu w Etiopii.
— Zrobi się, co można — odpowie Don Kichot — uczynię wszystko, co mi sumienie i ustawy rycerskiego zakonu wskażą — i zwracając się do panny, rzecze:
— Błagam cię, pani, powstań, przyrzekam ci wszystko, czego tylko piękność twoja domaga się ode mnie.
— Żądam od ciebie, nieoceniony rycerzu — rzecze Dorota — aby twoja wielkoduszna osoba udała się tam, gdzie ją zaprowadzę, żądam przyrzeczenia, że nie przedsięweźmiesz żadnej innej sprawy, dopóki nie pomścisz się za mnie na zdrajcy, który przeciwko boskim i ludzkim prawom, przywłaszczył sobie moje królestwo.
— Przyrzekam ci to, dostojna damo — odpowie Don Kichot — nabierz odwagi i rozpędź smutek, który cię uciska, mam nadzieję, że z pomocą nieba i siłą mojego ramienia powrócę ci utracone państwo, mimo oporu podłych napastników; lecz bierzmy się do dzieła, dobre czyny nie powinny się odkładać, a opóźnienie rzadko pomaga sprawie.
Bolejąca księżniczka chciała koniecznie ucałować ręce rycerza, lecz pełen grzeczności i wytwornej galanterii Don Kichot żadną miarą nie chciał zezwolić na to. Podniósł ją, uściskał z uszanowaniem i rozkazał Sanchy podać sobie zbroję. Giermek zdjął rynsztunki z drzew, które jakby jakie trofea wisiały, a Don Kichot, uzbroiwszy się zupełnie, rzekł:
— Teraz śpieszmy na pomoc tej wielkiej księżniczce i użyjmy całej waleczności i siły, którymi nas obdarzyły nieba, ażeby zwyciężyć jej nieprzyjaciół. Balwierz, klęczący dotąd i pilnie baczący, aby nie rozśmiać się lub nie upuścić przyprawionej brody, widząc Don Kichota, podniósł się i podawszy rękę księżniczce, on z jednej, Don Kichot z drugiej strony, wsadzili ją na muła. Rycerz dosiadł następnie pysznego Rosynanta, cyrulik osła i ruszyli
Uwagi (0)