Nietota - Tadeusz Miciński (biblioteka złota .txt) 📖
Nietota to powieść mistyczna. Symboliczna i syntetyczna. Należy więc ze spokojem przyjąć fakt, że o podnóże Tatr uderzają tu fale morskie, a wśród fiordów gdzieś pod Krywaniem książę Hubert (tj. utajniony pod tym imieniem Witkacy) podróżuje łodzią podwodną.
Na drodze poznania — własnej jaźni czy rdzennej istoty Polski — najwznioślejsza metafizyka nierzadko i nieodzownie spotyka przewrotną trywialność.
Postacią spajającą całość tekstu jest Ariaman, wskazywany przez krytyków jako alter ego autora (razem zresztą z Magiem Litworem i królem Włastem). Głównym antagonistą samego bohatera i wzniosłych idei, które są mu bliskie, pozostaje ukazujący w kolejnych rozdziałach coraz to inne swe wcielenie — tajemniczy de Mangro. Któremu z nich dane będzie zwyciężyć?
- Autor: Tadeusz Miciński
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Nietota - Tadeusz Miciński (biblioteka złota .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Tadeusz Miciński
tam, gdzie miejsce tylko dla żerowiska czarnych kruków — kiedy z chmur wichurą gnanych zlecą na ziemię, niosąc w dziobach krwawe ochłapy;
tam gdzie jedynie śmierć powinna by zamieszkać na skalistej wyspie, strzegąc Hyperborejskich krain, gdzie są ciche i cudowne noce białe latem i obłędnie tragiczne zorze borealne, jak zjawy anhellicznych duchów, wśród ciemnościowej męki tego piekła — —
tam forteca o grubych, niskich, żółtawych bastionach,
potworny krab, zrodzony przez macicę Ładogi, zapłodniony przez Wicher-Diabła, —
teraz jest świątynią boleści, świątynią dumań straszliwszych niż Chrystusa na pustyni.
W tej wieży Świetlicznej na drugim piętrze męczyła się piękna żona Piotra Wielkiego, Eudokia Łopuchina — oddana najpierw do klasztoru, potem zmuszona oglądać wbicie na pal tego oficera, który chciał ją wyzwolić.
Tu umarła też Maria Aleksiejewna — — — z głodu.
O piętro niżej — w izbie, gdzie jest piec kaflami kolorowymi zdobny — przeminęło niepojęcie smutne życie władcy Joanna Antonowicza, który od 4 roku życia zamknięty w celkowym więzieniu — bez książek innych niż Biblia, bez Towarzyszów innych niż dozorcy — został aż do końca nierozwiniętym dzieckiem; zabity w czasie buntu przez tychże dozorców — bohater smutniejszy niż z Kalderona — „Życie to sen”!
Nie wyliczajmy grozy, nie wyczerpiemy jej opisem!
Nikt nie zna tych raskolników, co tu zamorzyli się — w ciemnych norach: deskami zakryto im drzwi i okna na głucho — i tylko straże „silne i ostrożne”, niemogące słowa przemówić z więźniami — przechadzały się za murem.
Tu reformatorzy zapaleni liberalizmem Katarzyny II, przez tęż Semiramidę północy uwięzieni i nie wypuszczeni, aż po jej zgonie —
kiedy już byli żyjącymi trupami (Nowików, porucznik Krieczietow).
Tu pierwszy konstytucjonalista rosyjski, kniaź Golicyn umarł.
Tu zamknięci bywali potworzy okrucieństwa i tyranii, jak zwalony wremieńszczyk Biron...
W najniższej kondygnacji, pod niskim beczkowym sklepieniem — gdzie nie było podłogi, lecz zmarzła, wiecznie wilgotna, zapleśniała ziemia — męczył się Mason Polski, major Łukasiński537 —
cichy, głęboki myśliciel, chcący przeobrazić ducha narodowego w lożach, wznoszący przedziwne dla serca ludów katedry.
Po 11 latach męki w fortecach polskich — zapomniany przez rodaków w lochach Belwederu, kiedy Warszawa upajała się wolnością dni listopadowych 1831 r.
tu został zamknięty — i przez lat 37! żył na tym pokarmie za 3 kop. dziennie miedzią, bo tyle zostawało z płacy na więźniów, kiedy dozorcy więzienni przepuścili ją przez swe kieszenie.
Z głodu cierpiał cyngę538, od której wypadły zęby —
W strachu mroków nocnych, kiedy szatani kręcili się w zamieciach śnieżnych, odprawiając swój Nokturnowy sabat — w pustce tych dni szarych jak dusza pająka,
w trwodze śmiertelnej o rodaków, słysząc jak świstały kibitki z malowniczych wiosek pod górami Świętego Krzyża, aż het — — het — — het w tajgi — —!
Starzec krzepiony tą dziwną jogą, której imię było Polska — nareszcie uległ obłędowi, jeśli można tak nazwać melancholię najgłębszą, gdzie wszystkie myśli kierowały się do wzniesienia z upadku kraju.
Córka nadzorcy więziennego ostatnie dni starcowi umajała troskliwością — —
nie pozwolono mu nawet wtedy widzieć się z rodziną własną. I w tym piekle, nieznanym Dantemu, umarł.
Tu różni rosyjscy myśliciele i działacze w tych „kamiennych workach” więdli, rozkładali się za żywa, aż który „wolą Bożą (!) umarł z długiej choroby”.
Zwykle suchoty i szkorbut, szczególniej dla tych młodzianków po lat 17...
Tu Bestużewy539, tu Kiprskij, tu starszy i młodszy bracia Rajewscy —
z nich jeden w obłędzie oddany pod dozór krewnych.
Tu spełniano wyroki śmierci.
Kiedy nie był wykonywany akt szubienicy, czytano skazańcowi wyrok śmierci, nakrywali go prześcieradłem, na oczy spuszczali biały kołpak — —
Lecz w tejże chwili, gdy kat miał zaciągnąć pętlicę, nagle zjawiał się feldjeger, który objawiał ułaskawienie: zamiast śmierci, wieczną katorgę —
Iszutin540 odszedł spod szubienicy obłąkany — i obłąkany żył już w mogile więziennej.
Towarzyszom, pytającym go przed śmiercią, tak mówił syczącym głosem, dziko oglądając się, odmachując od tajemniczych widzeń rękoma:
„Tam straszno — ale nie można mówić — tam żmije okręcają się dokoła mego ciała — wpijały się w nogi, ściskały mi ręce... tam wszystkie strachy... Ale nie wolno mówić o tym: oni słuchają”...
I zaiste:
w każdej celi było maleńkie okienko w drzwiach, przez które zaglądało oko żandarma — nieruchome oświetlone elektrycznością. W nocy krzyk obłąkanego towarzysza.
Tu urząd kata sprawował aresztant skazany na katorgę za 7 zabójstw.
Tu ludzie wieszani patrzyli w niebo, nie chcąc ostatniej chwili skalać wejrzeniem.
Tu jednak żyli myśliciele, którzy rozwiązywali Apokalipsę — Morozow —
i takie dusze, jak Wiera Figner541 lub Janowicz, który przed powrotem do kraju odebrał sobie życie — nie mając siły już zacząć tam żyć...
Nad brzegiem szumiących wód, na skrawku ziemi wśród głazów, za potwornymi murami fortecy — jest cmentarz bez krzyży — bez drzew — bez furty dla modlących się — —
Wrony ostrzą tam swe dzioby —
tam leżą nieboszczyki.
Kapitan Anacharzis542 już przedtem, jako osiedleniec na Sybirze, chadzał z rohatyną na niedźwiedzia, uciekał przez tajgi sam ze swoim psem — przez bezmiary milczących lasów, nieznających odgłosu życia — szedł, nie mając przez tydzień jedzenia ani wody.
Pies wybiegał na kilka kroków naprzód, potem straszliwie znużony, kładł się i wył.
Dziwną grozą napełniały te jęki obumarły las, który na przestrzeni setek mil był spalony — pnie czarne mroczyły się w księżycu, jak wyobraźnią Edgara Poe543 stworzone widma.
Kapitan Anacharzis chciał doprowadzić do końca swą na pół genialną, na pół wariacką ideę —
ustanowić prawo dla robienia wszystkich odkryć i wynalazków.
Znajdowali się sami w półmroku kancelarii.
Żandarm, znużony nocnymi dyżurami i złagodzony monetą złota patrzył przez okno.
Ariaman niepostrzeżenie zaczął się rozbierać i nakazał kapitanowi czynić to samo.
Potem zamienili się odzieżą.
Kapitan się śmiał.
— E, ty jesteś ambitna sztuka — mówił — chcesz, abym ja ci wystawił mauzoleum perennius aeris544! otóż nie — ludzkość o tym nie dowie się nigdy!
Ukończę me odkrycie, strzelam sobie w łeb — i tam się spotkamy —
rozumiesz? nikogo z tej robaczliwej ludzkości nie będzie, lecz my tam usiądziemy, nad przepaściami Jowisza —
i będziemy radować się.
Znasz Herodota tę radość Greków, kiedy zbliżali się Persowie, a ci nie pozwolili skracać olimpijskich igrzysk?... Jakaż to słoneczność...
Więc ostatecznie zostajesz tu? daj łapę. Czyżbyś mnie ty nie miłował? a to byłoby kapitalne odkrycie!! więc ty szukasz tylko pretekstu, aby zniknąć ze środowiska szanownych żyjątek ludzkich?
O, to idź do diabła z twym przebraniem —! —
Ariaman uścisnął mu głowę.
— Jestem twój brat w pustyni?
W takim razie —
żegnaj! —
Dwa wirchy lodowe gdyby nagle się zrosły — od siły zderzenia roztapiając swe lody i buchając strumieniem łez —
byliby to ci dwaj ludzie.
Ariaman tegoż wzrostu ubrany w bałachon więzienny, został sam w kancelarii i cicho trącił żandarma.
Żandarm zbudził się, wybąknąwszy parę słów niejasnych, prowadził Ariamana do celi, na trzy rygle zamknął.
Nazajutrz miał być wykonany wyrok śmierci.
Lecz jako obcego poddanego i głośnych zasług naukowych Anacharzisa Cholewę — ułaskawiono.
Wprawdzie już Wirgili mówił: Timeo Danaos et dona ferentes545.
Ułaskawieniem była katorga; potem już w drodze, zmieniona na Szlisselburg. —
Mówiono, iż któraś zagraniczna księżna, zwiedzając więzienia etapowe, po dłuższej rozmowie z Ariamanem zmieniła katorgę dożywotnią na wytworną mogiłę nad Ładogą.
Spotkało Ariamana to najwyższe odznaczenie w procedurze więziennej: znalazł się między tymi, których zabić dla jakichkolwiek powodów okazało się niewygodnym i niekorzystnym, a należało usunąć na zawsze.
Tak czy inaczej, znalazł się tam Ariaman.
W więzieniu straszliwszym niż zamek Czillion546 zamknął się z własnej woli, czując, że wyrasta w nim Monstrum grożące zniszczeniem światu.
Była raz chwila, kiedy na Maga Litwora strącił skałę, lecz ta w łuku olbrzymim przeleciała nad głową nieruchomo siedzącego w kontemplacji.
Z żądzy niebezpieczeństw zapisał się do szeregu jakichś zamachów. Nagle zbudziło się w nim dwoje Chrystusowych oczu sumienia, kiedy zrozumiał do głębi tę ohydę takiej walki bez najwyższego wewnętrznego uprawnienia. Nie miał on w sobie dialektyki Raskolnikowa, jednakże mając wysadzić jakąś świątynię w powietrze wraz z tysiącem winnych i niewinnych —
wydał na siebie sam wyrok.
I było szczęśliwym zdarzeniem, że mógł z tym połączyć wyzwolenie swego druha.
W murach samotni rozważał swoje prawo do zbrodni i uznał, że ten zagrzebany w kryptach katedry Sewilskiej, który kazał siebie deptać, jako najgorszego z ludzi, był wobec niego Ablem.
Gdyż potencjalność złego w Ariamanie stała się niewymierzalna.
Gdybyśmy mogli teraz przeniknąć za te mury — ujrzelibyśmy wielką, niską celę o beczkowym sklepieniu.
Tam w blaskach polarnej nocy rozmyśla więzień.
— Zgłębiam pojęcie przepaściste jak Gehenna547: niepowracalność.
Wielki Lewiatan ziemi, dysząc, zrodził miliardy pęcherzyków ludzkich, które wirują, silą się dopłynąć słonecznej powierzchni — — rozkładają się na węglowodór itd.
Pomnę, kiedyś, gdy mi pewien rabin żydowski z pianą mówił, że gdyby Chrystus żył teraz, należałoby Go ukrzyżować —
ja wtedy, biały, dumny Templariusz, stanąłem nad duchem tego rabina, świecąc mocą rycerza Świątyni Bożej. Rabin wyznał mi, że nocami lęka się sypiać — lęka się iść w ciemności teraz do domu — żyje on bowiem zawsze nocą w jakimś piekle.
Chrystus był mi najbliższym: słońce mogłoby zgasnąć, mnie byłoby z Tym mrokiem jeszcze jaśniej; ziemia gdyby zapadła w niewiadomą otchłań, ja mogłem jak Szymon Stylites548, na jednej kolumnie stać, mając dokoła przepaście...
Ile skrzydlatych mar runęło już — godnych obcować z Nim na Ostatniej Wieczerzy, równie jak wstąpić na rydwan słoneczny Hipariona549...
Niepowracalni...
— Jam więzień zamurowany w najciemniejszej celi.
Newa szumi nade mną; na mojej pościeli
gryzie szczur resztkę chleba. Tam krzyk — to ludzie wieszani! —
Widzimy: nadchodzi diabeł, ubrany w szaty z Nocy Polarnej w błękity, w mroki i w srebro; gra mu tak rzewnie jak słowik nad mogiłą narzeczonej; tak wspaniale, jak wycie jesiennej burzy tu nad Ładogą... Instrument muzyczny jego tworzy kombinację wioli z mandoliną, jak miewają mieszkańcy zaświatów portretowani przez Fra Angelica.
Dziwną serenadę gra diabeł.
Jestem tą nocą majową nieco wzruszony, gdyż doprawdy:
Na te ostatnie słowa swe diabeł ironicznie wprawdzie, lecz surowo mierzy go od stóp do oczu — i rzekł mu głosem okropnym, wychodzącym jakby z trumny pogrzebanej pod podłogą, lecz tak mocnym, że zadrżały sklepienia:
— Mogę przejść ten mur — lecz tam nie czeka mię królewna z pieśni nad pieśniami551.
Ja — król omamień i arcymistrz demonicznych perspektyw: udaję, że łańcuch dla mnie zbyt mocny.
Nie, tamta góra magnetyczna jest w gruncie rzeczy tylko Grünes Gewölbe demonicznych fatałaszek.
Jestem więc mądry, mędrszy niż całe istnienie.
Dałem się tu wraz z tobą zamknąć w więzieniu, aby móc tęsknić — choćby za wolnością... Najgłębsze chowam dla siebie... pustynie me starsze są niż całe istnienie! —
Przypomniał Ariaman z dawnych legend średniowiecznych, że Diabeł sili się wywołać stan pychy —
a za ten jeden jej włos gotów zawlec, aż na ostatnie dno bredzącej halucynacji.
Więc wzruszył ramionami, nie chcąc stać się rzeczywistym tajnym diabła spowiednikiem — i myślał o ludziach rzeczywistych:
(bowiem, gdy wykopano dół i wbito dwa słupy — i mieli rozstrzelać skazańca — on sam podszedł do słupa, objął go rękoma i gładził, jakby żegnając się z nim)
tak i diabeł w braku zaświatowej istoty, więźnia uczynił swym spowiednikiem.
Diabeł, widząc zdradzonym swój zamiar wydęcia mary nadczłowieka, zmienił się nagle w muszkę brzęczącą, chcąc wyrwać z zadumy.
W brzęku jej skrzydełek usłyszał wszystkie tchnienia letniego wieczoru —
i zdało mu się, że wszedł w mroki litewskiego dworku pod zasłonę, gdzie kryje się sypialnia i czeka w ciemności tajemniczej przed walką gorąca, radosna i umiłowana o nagim, gibkim pod koszulą ciele. — Teraz spojrzał płomiennym wzrokiem w Diabła:
Uwagi (0)