Inwazja jaszczurów - Karel Čapek (gdzie można przeczytać książkę za darmo .TXT) 📖
Kapitan van Toch to typ bohatera jak z powieści Conrada: łączący w sobie cechy nieco gburowatego mizantropa i nieco infantylnego romantyka. Wiedziony swoistym poczuciem misji cywilizacyjnej, zmieszanym z rozczuleniem czy współczuciem, postanawia pomóc pewnym istotom żyjącym u wybrzeży jednej z wysp w pobliżu Sumatry i sprawić, aby mogły obronić się przed napaściami rekinów. Sytuacja zaczyna rozwijać się zgodnie z prawami powszechnie rządzącymi psychiką ludzką i mechanizmami społecznymi: wkrótce świat staje u progu apokalipsy…
Futurystyczna wizja Karela Čapka była odczytywana jako odpowiedź na drapieżną ekspansję faszyzmu, nacjonalizmu, kolonializmu i kapitalizmu lat 30. Przede wszystkim jednak Inwazja jaszczurów wiele mówi o uniwersalnych problemach ludzkości. Poruszając istotne problemy, pisarz nie traci poczucia humoru i charakterystycznego pogodnego dystansu, właściwego zresztą w ogóle literaturze czeskiej.
Wydana w 1936 r. Inwazja jaszczurów (wcześniej w odcinkach publikował ją dziennik „Lidové noviny” w l. 1935–1936) to nie tylko klasyka światowej powieść fantastycznonaukowej (fantazmatyczne związki ze współczesnym reptilianizmem niech ocenią czytelnicy). Karel Čapek dał w niej również wyraz awangardyzmowi epoki: wykorzystał różne gatunki (depesza, sprawozdanie, reportaż), umieszczając szereg komentarzy również w rozbudowanych przypisach. Tworzy to połączoną dynamicznym montażem całość polifoniczną i błyskotliwą.
- Autor: Karel Čapek
- Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Inwazja jaszczurów - Karel Čapek (gdzie można przeczytać książkę za darmo .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Karel Čapek
Druga seria eksperymentów dotyczyła odporności Płazów, zwierząt pierwotnie tropikalnych, na zimno. Przy gwałtownym ochłodzeniu wody ginęły na katar jelit, ale przy stopniowej aklimatyzacji do chłodniejszego środowiska szybko pojawiało się przyzwyczajenie. Po ośmiu miesiącach pozostawały aktywne nawet przy temperaturze wody 7°C, jeśli podawano im w pożywieniu więcej tłuszczu (15–20 dkg na głowę). Jeżeli temperatura wody została obniżona poniżej 5°C, popadały w odrętwienie (gelozę); w tym stanie Płazy mogły być zamrażane i przechowywane zamarznięte w bloku lodowym przez kilka miesięcy; gdy lód się roztopił i temperatura wzrosła powyżej 5 °C, zaczynały znowu przejawiać oznaki życia, a przy siedmiu, dziesięciu stopniach zaczynały energicznie szukać pożywienia. Na podstawie tego można sądzić, że Płazy mogą bardzo łatwo aklimatyzować się także w naszym klimacie, aż po północną Norwegię i Islandię. Dla polarnych warunków klimatycznych należałoby przeprowadzić dalsze eksperymenty.
Natomiast znaczną wrażliwość przejawiają Płazy na wpływy chemiczne; przy eksperymentach z mocno rozcieńczonym ługiem, ściekami fabrycznymi, odczynnikami garbarskimi itd. odpadała im skóra całymi płatami i zwierzęta doświadczalne ginęły wskutek jakiejś zgorzeli skrzeli. Dla naszych rzek Płazy są więc praktycznie bezużyteczne.
W następnym szeregu eksperymentów udało nam się stwierdzić, jak długo wytrzymują Płazy bez jedzenia. Mogą głodować trzy tygodnie i dłużej, bez widocznych oznak innych niż osłabienie. Jednego Płaza pozostawiłem bez jedzenia przez sześć miesięcy. Ostatnie trzy miesiące spał bez ruchu i bez przerwy. Kiedy mu potem wrzuciłem do zbiornika posiekaną wątróbkę, był tak słaby, że na nią nie reagował i musiał być karmiony sztucznie. Po kilku dniach jadł normalnie i można go było użyć do dalszych badań.
Ostatni cykl eksperymentów zajmował się zdolnościami regeneracyjnymi Płazów. Jeśli Płazowi utnie się ogon, w ciągu dwóch tygodni odrośnie mu nowy; w przypadku jednego Płaza powtarzaliśmy ten eksperyment siedmiokrotnie, z jednakowym rezultatem. Tak samo odrastają mu ucięte nogi. Jednemu zwierzęciu doświadczalnemu amputowaliśmy wszystkie cztery kończyny i ogon; po trzydziestu dniach był znowu cały. Jeżeli złamie się Płazowi kość udową albo ramieniową, odpadnie mu cała złamana kończyna, a na jej miejscu wyrośnie nowa. Podobnie odrasta wyłupione oko albo odcięty język. Ciekawe, że Płaz, któremu uciąłem język, zapomniał mowy i musiał się jej nauczyć na nowo. Jeśli Płazowi amputuje się głowę lub przetnie się jego ciało pomiędzy szyją i kością biodrową, zwierzę ginie. Można mu natomiast usunąć żołądek, część jelit, dwie trzecie wątroby i inne organy, a jego funkcje życiowe nie zostaną zakłócone, tak że można powiedzieć, iż niemal wypatroszony żywcem Płaz jest zdolny do dalszego życia. Żadne inne zwierzę nie ma takiej odporności na jakiekolwiek zranienia jak właśnie Płaz. Pod tym względem mógłby być doskonałym, prawie niezniszczalnym zwierzęciem bojowym. Niestety, na przeszkodzie temu stoi jego pokojowość i naturalna bezbronność.
Oprócz tych eksperymentów mój asystent doktor Walter Hinkel badał wartość Płazów pod kątem przydatnych surowców. Stwierdził przede wszystkim, że ciało Płazów zawiera niezwykle wysoki procent jodu i fosforu; niewykluczone, że te ważne pierwiastki dałoby się w razie potrzeby wydobywać z nich na skalę przemysłową. Skóra Płazów, sama w sobie niedobra, może być mielona i prasowana pod wysokim ciśnieniem; uzyskana w ten sposób sztuczna skóra jest lekka, dosyć silna i mogłaby być substytutem skóry wołowej. Tłuszcz Płazów jest niejadalny ze względu na obrzydliwy smak, ale nadaje się jako smar techniczny, ponieważ zamarza dopiero w bardzo niskich temperaturach. Również mięso Płazów było uważane za niejadalne, a wręcz trujące; spożywane na surowo, wywołuje gwałtowne boleści, wymioty i halucynacje zmysłowe. Doktor Hinkel po przeprowadzeniu wielu eksperymentów, które wykonywał sam na sobie, stwierdził, że te szkodliwe działania znikają, jeśli pokrojone mięso sparzyć gorącą wodą (podobnie jak w przypadku niektórych muchomorów) i umieścić na dwadzieścia cztery godziny w słabym roztworze nadmanganianu potasu. Potem można je gotować albo dusić i smakuje ono jak niedobra wołowina. Zjedliśmy przyrządzonego w taki sposób Płaza, którego nazywaliśmy Hans. Było to wytresowane i inteligentne zwierzę ze szczególnym zmysłem do pracy naukowej. Pracowało na oddziale doktora Hinkela jako jego laborant i można mu było powierzyć także drobniejsze analizy chemiczne. Rozmawialiśmy z nim całymi wieczorami, bawiąc się jego nienasyconym pragnieniem zdobywania wiedzy. Z żalem musieliśmy naszego Hansa uśpić, ponieważ oślepł na skutek moich eksperymentów z trepanacją. Mięso tego Płaza było ciemne i gąbczaste, ale jego spożycie nie wywołało żadnych nieprzyjemnych następstw. Z pewnością w razie wojennej potrzeby mięso Płazów może być mile widzianym i tanim substytutem wołowiny.
[przypis autorski]mój przyjaciel, wielebny H. B. Bertram i ja przez dłuższy czas obserwowaliśmy Salamandry przy budowie tamy w Adenie. Rozmawialiśmy z nimi również dwu albo trzykrotnie, ale nie zauważyliśmy u nich żadnej oznaki wyższych uczuć, takich jak Honor, Wiara, Patriotyzm albo Sportowy Duch. A co innego, pytam się, możemy słusznie nazywać duszą?”
Truly yours,
Colonel John W. Britton
„Nie widziałem nigdy żadnego Płaza, ale jestem przekonany, że stworzenia, które nie mają własnej muzyki, nie mają też duszy”.
Toscanini
„Pozostawmy na boku kwestię duszy, ale, mogąc obserwować osobniki z gatunku Andrias Scheuchzeri, powiedziałbym, że nie mają one indywidualności; wydają się być wszystkie równie pracowite, równie zdolne — i równie pozbawione wyrazu. Jednym słowem odzwierciedlają pewien ideał nowoczesnej cywilizacji, a mianowicie Przeciętność”.
Andrè d’Artois
„Zdecydowanie nie mają duszy. W tym podobne są do człowieka”.
G. B. Shaw
„Wasze pytanie wprawia mnie w zakłopotanie. Wiem na przykład, że mój chiński piesek Bibi ma małą i śliczną duszę. Również moja perska kotka Sidi Hanum ma duszę, i to jaką wspaniałą i okrutną! A Płazy? Tak, te biedactwa są bardzo zdolne i inteligentne. Potrafią mówić, liczyć i być bardzo pożyteczne. Skoro jednak są takie brzydkie...”
Wasza Madeleine Roche
„Niech sobie będą Płazy, byleby nie były marksistami”.
Kurt Huber
„Nie mają duszy. Gdyby ją miały, musielibyśmy pod względem ekonomicznym postawić ich na równi z człowiekiem, co byłoby absurdalne”.
Henry Bond
„Nie mają za grosz seksapilu. Dlatego też nie mają duszy”.
Mae West
„Mają duszę, jak każde stworzenie i każda roślina, jak wszystko, co żyje. Wielka jest tajemnica życia”.
Sandrabharata Nath
„Mają ciekawą technikę i styl pływania. Możemy się od nich wiele nauczyć, zwłaszcza gdy idzie o pływanie na długich dystansach”.
Johny Weissmüller
[przypis autorski]„Opowiadała nam bajki La Fontaine’a, siedząc przy naszym prostym, ale czystym i wygodnym zbiorniku. Cierpiała wprawdzie z powodu wilgoci, ale nie dbała o to, w pełni oddana swemu nauczycielskiemu powołaniu. Zwracała się do nas mes petits Chinois, bo podobnie jak Chińczycy nie umiałyśmy wymawiać głoski r. Po pewnym czasie jednak tak się do tego przyzwyczaiła, że sama wymawiała swe nazwisko Mme Zimmelmann. My, kijanki, uwielbiałyśmy ją. Te małe, które jeszcze nie miały rozwiniętych płuc i w konsekwencji tego nie mogły opuszczać wody, płakały, że nie mogą towarzyszyć jej podczas spacerów po szkolnym ogrodzie. Była taka łagodna i miła, że — o ile wiem — rozgniewała się tylko raz: to było wtedy, gdy nasza młoda nauczycielka historii w upalny dzień włożyła strój kąpielowy i weszła pomiędzy nas do zbiornika z wodą, gdzie opowiadała nam o walkach Holendrów w obronie wolności, siedząc po szyję w wodzie. Wówczas nasza droga Mme Zimmelmann naprawdę się rozgniewała: »Natychmiast proszę iść się wykąpać, Mademoiselle, ale to już!« — wołała ze łzami w oczach. Dla nas była to delikatna, ale zrozumiała lekcja, że nie należymy jednak do ludzi. Później byliśmy naszej duchowej matce wdzięczni, że nam tę świadomość zaszczepiła w sposób tak zdecydowany, a zarazem taktowny.
Jeśli się dobrze uczyłyśmy, czytała nam w nagrodę współczesną poezję, na przykład wiersze François Coppé [Coppé, François (1842–1908): popularny w swoim czasie francuski poeta i dramaturg; przyp. tłum.]. »To wprawdzie zbyt nowoczesne — mówiła — ale w końcu to też należy dzisiaj do dobrego wykształcenia«. Pod koniec roku szkolnego urządzano akademię, na którą był zapraszany pan prefekt z Nicei oraz inne dostojne osobistości. Najzdolniejsi i bardziej zaawansowani w nauce uczniowie, którzy mieli już płuca, byli suszeni przez woźnego i ubierani w białe togi. Potem przedstawiali za cienką kurtyną (żeby damy się ich nie przestraszyły) bajki La Fontaine’a, wzory matematyczne i kolejnych władców z dynastii Kapetyngów z odpowiednimi datami. Następnie pan prefekt w długiej i pięknej przemowie wyrażał wdzięczność i szacunek naszej drogiej pani dyrektor, na czym radosny dzień się kończył. Podobnie jak o nasz rozwój duchowy troszczono się też o nasz fizyczny dobrostan. Raz w miesiącu badał nas miejscowy weterynarz, a co pół roku każdy z nas był ważony, czy ma przepisową wagę. Nasza droga dyrektorka szczególnie kładła nam do głowy, żebyśmy zrezygnowali z ohydnego, bezwstydnego zwyczaju tańców przy księżycu. Wstyd powiedzieć, ale mimo to niektórzy bardziej dojrzali wychowankowie potajemnie w czasie pełni księżyca dopuszczali się tej zwierzęcej niegodziwości. Mam nadzieję, że nasza matczyna przyjaciółka nigdy się o tym nie dowiedziała. Złamałoby to jej wielkie, szlachetne i pełne miłości serce”.
[przypis autorski]Natomiast pewien łotewski telegrafista imieniem Wolteras, razem z pastorem Mendeliusem wynaleźli i opracowali szczególny język dla Płazów, nazwany językiem pontyckim (pontic lang). Wykorzystali w tym celu elementy wszystkich języków świata, zwłaszcza narzeczy afrykańskich. Ów język pontycki rozszerzył się szczególnie w krajach północnych, niestety tylko wśród ludzi. W Uppsali powstała nawet katedra tego języka, ale spośród Płazów, o ile wiadomo, nie mówił tym językiem ani jeden. Prawdę powiedziawszy, najbardziej wśród Salamander przyjął się Basic English, który później stał się oficjalnym językiem Płazów.
[przypis autorski]Odbywając z małżonką, poetką Jindřišą Seidlową-Chrudimską, podróż dookoła świata, aby czarem tylu nowych, potężnych wrażeń chociaż częściowo zagłuszyć ból po stracie naszej drogiej cioteczki, pisarki Bohumily Jandovej-Strešovickiej, dostaliśmy się aż na osamotnione, wieloma legendami owiane wyspy Galapagos. Mieliśmy tylko dwie godziny czasu i przeznaczyliśmy je na spacer brzegiem tej opuszczonej wyspy.
— Spójrz, jak przepięknie zachodzi dzisiaj słońce — powiedziałem do mej małżonki. — Czyż nie wygląda to tak, jakby całe niebo tonęło w zalewie złota i krwi?
— Czy pan raczy być Czechem? — rozległo się znienacka za nami pytanie wypowiedziane poprawną i czystą czeszczyzną.
Spojrzeliśmy zdumieni w tamtym kierunku. Nie było tam nikogo poza dużym czarnym Płazem, siedzącym na skałach i trzymającym w rękach coś, co wyglądało jak książka. Podczas naszej podróży dookoła świata widzieliśmy już kilka Płazów, ale nie mieliśmy dotąd okazji wdać się z nimi w rozmowę. Dlatego łaskawy czytelnik zrozumie nasze zdziwienie, kiedy na wybrzeżu tak pustym spotkaliśmy Płaza, a ponadto usłyszeliśmy pytanie w naszym ojczystym języku.
— Kto to powiedział? — zawołałem po czesku.
— To ja się ośmieliłem, proszę pana — odparł szczerze Płaz, powstając. — Nie mogłem się powstrzymać, słysząc pierwszy raz w życiu czeską mowę.
— Jak to — zdumiałem się — pan zna czeski?!
— Właśnie zajmowałem się odmianą nieregularnego czasownika być — odrzekł Płaz. — Ten czasownik jest w istocie nieregularny we wszystkich językach.
— Jak, kiedy i dlaczego — nalegałem — nauczył się pan czeskiego?
— Przypadek dał mi do rąk tę książkę — odrzekł Płaz i podał mi książkę, którą trzymał w ręce; był to Język czeski dla Płazów, a jej kartki nosiły
Uwagi (0)