Woyciech Zdarzyński, życie i przypadki swoje opisuiący - Michał Dymitr Krajewski (gdzie czytać książki online .txt) 📖
Sielska utopia i opowieść o wizycie Ziemian na Księżycu zarazem.Powieść Michała Dymitra Krajewskiego stanowi realizację postulatówoświeceniowych.
W satyrycznym świetle przedstawia przestarzałąedukację podporządkowaną scholastycznym sporom, nieprzygotowującąmłodych ludzi do realnego życia oraz niewyrabiającą w nichprzywiązania do własnego kraju. Czytelnik znajdzie tu również krytykęopartej na okrucieństwie, ekspansywnej, kolonialnej cywilizacji orazprojekt likwidacji miast na rzecz rozwijania cnót płynących zzakorzenienia w rolniczym trybie życia.
- Autor: Michał Dymitr Krajewski
- Epoka: Oświecenie
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Woyciech Zdarzyński, życie i przypadki swoje opisuiący - Michał Dymitr Krajewski (gdzie czytać książki online .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Michał Dymitr Krajewski
Przez dwa lata ucząc się wymowy, umiałem tak wysoko31 pisać, iak i móy nauczyciel. Tego tylko nie dostawało32 mi do zupełnego wydoskonalenia umysłu, abym się stał uczniem Awerroesa, Awincenny i Szkota, wielkich komentarzow wielkiego Arystotelesa. Zacząłem od dialektyki i za pomocą iey nauczałem się inaczey myśleć iak ludzkie ordynaryini. Wielu stara się o to, aby myśl swoią iak nayiaśniey wyrazić, dlatego też w takich pismach nie widać żadney sztuki. Uczony człowiek inaczey myśli. Chce, aby każda rzecz była z reguł, i mało dba o to, aby go zrozumiano, byleby tylko pisał i mówił in forma33. W samey rzeczy nikt lepiey ode mnie nie umiał ułożyć sylogizmu według form, które mądrzy ludzie dla lepszey pamięci w dowcipnym epigrammacie opisali34.
Jeżeli logika miała w sobie wiele rzeczy, które mądrym tylko podobać powinny; metafizyka, którą rozpocząłem przy końcu roku, miała ich nierównie więcey. Nauczyłem się ięzyka ludzi uczonych: entitas, hecceitas, in abstracto, in concreto, species quidditativa, conceptus ultimatus, causalitas, ubicatio... Oprócz innych dystynkcyi i definicyi, które samym tylko ludziom mądrym są wiadome.
Przy końcu roku szkolnego odebrałem z domu bardzo niepomyślną nowinę. Oyciec móy pierszego zaraz roku, iak mię oddał do szkół, pożegnawszy się z tym światem, zostawił matkę, prawda, że w podeszłym iuż nieco wieku, ale przy dobrey królewszczyznie i znaczney intracie dziedziczney. A chociaż (iak zwyczaynie wdowom) różne się iey trafiały partye, iść iednak za mąż nie chciała. Ośm lat przeżywszy w tym stanie, przyszedł czas na koniec, kiedy miłość gasnącym iuż ogniem rozgrzana pomieszała tę długą spokoyność. Miłość iest iak zwierz dziki raniony postrzałem, który przed ostatnim oddechem wszystkie siły swoie wywiera i nie traci ich chyba razem z życiem. Ta pora wieku w stanie osierociałym po mężu podpada tyle przypadkom, ile młodość w żywych osobach; bo równie rzadko widzieć się daie roztropność w wyborze. Po odrzuconym kilka razy szczęściu, gdy się iey co dzień mnieysze trafiało, przymuszona na koniec była, rozgniewawszy się o coś na mnie i na siostrę moią, póyść za mąż w pięćdziesiątym osmym roku za młodego człowieka, iednego z służących swoich, który by ią cieszył w zgryzotach i pomocnym był w interesach. Ażeby zaś ukarała nas po macierzyńsku, uczyniła panem męża swego wszystkich intrat, zapisow i królewszczyzny.
Wyznaczono, iak zwyczay, opiekunow pokrzywdzonym dzieciom. Opieka nad sierotami, które maią fortunkę, iest cnotą, do którey się wielu ubiega. Pan Podczaszy, przyiaciel matki moiey, był z liczby tych serc litościwych, które zatrudniaiąc się dobroczynnie pupilami swemi, nie przestaią na dziesiątym groszu, które im prawo wyznaczyło.
Ta nowina, iak pospolicie martwić zwykła dorosłe dzieci, tak i mnie niemało przeraziła. Widziałem, iż zniknęła nadzieia fortuny i że w samym tylko rozumie i przymiotach moich ufność pokładać należało. Dla tey przyczyny nie chciałem przerywać sobie osnowy rozpoczętych nauk; zwłaszcza gdy i matka moia nie życzyła sobie, abym młodo osiadł w domu i grzebał w roli tak znakomite przymioty.
Rozpocząłem fizykę; nie teraźnieyszą, ludzi, iak mówią, wolnieyszego zdania, ale tę, którą Arabowie razem z ospą wprowadzili do nas i ciemnieyszą ieszcze uczynili, iak ią zostawił Arystoteles. Doznałem, iż kto iedney rzeczy ma dobrą wiadomość, łatwo mu inne przychodzą. Niech mi czytelnik daruie, że to powiem na pochwałę moią, iż nikt lepiey nie umiał poiąć i wyłożyć, co iest: sympatya, antypatya, materya pierwsza, forma substancyalna i jakości ukryte, przez które całą naturę i iey sprawy fizycy nasi wykładali.
Za czasów moich był ieszcze ten chwalebny zwyczay, iż odprawowano dysputy publiczne w przytomności35 różnych osob sproszonych na ten koniec, aby się wspólnie wyszydzić żartami i zelżyć grubemi słowy. Te uczone kłótnie, mieszaiąc dawniey królestwa i daiąc oręż w ręce głów zapalonych, były przyczyną rzezi i prześladowania. Wieku naszego36 iak w barbrzyńskim sposobie poiedynkowania nastała iakaś maskowana grzeczność, tak i w dysputach zaczęła się pokazywać przysposobiona skromność. W naywiększym zapale odgłos trąb przerywał kłótnią, a wesoła uczta godziła rozróżnione strony. Teraz oprócz niektórych osób prawdziwych uczniów Arystotelesa nauki zginęło mieysce do boiu, a z nim (iak wielu narzeka) gust dobry w naukach, obyczaie i wiara.
Dysputa moia była o trzy prawdy, które utrzymywałem. Pierwsza: jeżeli37 działaiące powinno się stykać z biernym, czy też działać może z daleka38. Druga: czyli w zepsuciu substlancyalnym rozsypuią się cząstki, aż do materyi pierwszey39. Trzecia na koniec: jeżeli przedmiot duchowny może zostawać w podpadniku cielesnym; albo przeciwnie przymiot cielesny w podpadniku duchownym40. Ja utrzymywałem, że tak, a przeciwnik móy, skotystyczney filozofii bakałarz i św. teologii jubilat, dowodził, że nie. Ztąd wrzawa, daley kłótnia, na koniec przeszedłszy przez wszystkie propozycye filozoficzne, od materyi pierwszey poszliśmy do grubey materyi, a gdy tubalność głosu jubilatskiego głuszyć nas poczęła, clarissimus kazał zatrąbić na chorze, i tak skończyła się dysputa na pięciu silogizmach in Baralipton, dwóch in Fapesmo i iednym in Frisesomorum; a ia otrzymałem pochwałę, iż swego czasu będę podporą Kościoła i Oyczyzny.
Po tak chwalebnym popisie, udarowany zaświadczeniami szkolnemi o moiey wielkiey nauce, powróciłem do domu. Powitanie, które uczyniłem do matki, było, prawda, nieprzygotowane, ale nie bez ozdob i kwiatów retorycznych, ponieważ naturalnie weszły mi figury podziwienia, zapytania... i kilka uczonych rzeczy z historyi poetyczney, które gładko przystosowałem do niey: o Rumilii, Sterkucyuszu i Krepitusie. Matka moia, napełniona radością, widząc mię tak uczonego, żałowała, iż w powtórnym postanowieniu swoim była iuż bez nadziei podobnego syna.
Pierwsze dni na wsi były dla mnie pomyślne. Zdarzyn, gniazdo imienia naszego, nie był nigdy bez uczonych ludzi i bez dysputy u stołu o cnocie plastyczney41, o początku uszczególniaiącym42, o opowiadanym powszechnym pośledniczym43, a czasem nawet, zapędzaiąc się w materye teologiczne, o Adamie ieżeli miał wlaną umieiętność i tak był stworzony iak my, którzy się rodziemy44, przechodziliśmy przez subtelności Doktora Halskiego45 i wszystkich iemu podobnych. Ponieważ zaś naybardziey miałem głowę nabitą historyą o bogach pogańskich, nie zamilczałem nigdy o Faetonie i Febie, gdy mówiono o wschodzie albo zachodzie słońca; Parnas, Helikon, wody kastylskie, Muzy, Apollo, Parki i fauny były zawsze na placu. Czas nazywałem Saturnem, ogień Wulkanem, morze, ziemię, niebo i piekło — Neptunem, Temizą, Olimpem, Plutonem.
Nie każdy mógł zrozumieć to, co mówiłem w potocznym nawet dyskursie, ale ponieważ za moich czasów ztąd46 tylko poznawano mądrych, kiedy tak wysoko pisali i mówili, iż ich nikt nie zrozumiał, matka moia słuchała wszystkiego z radością, a oyczym, aby się iey przypodobał, chwalił wysoką łacinę, którą mieszałem z polszczyzną, chociaż sam niewiele umiał, bo raz tylko przeszedł w Biczu Donata na pamięć.
Sława przymiotów moich napełniała całą okolicę. Nie opuszczaiąc żadney okazyi, która się podawała do okazania mego rozumu, podiąłem się chętnie mieć mowę do Wielmożney JMść Panny Regentówny przy oddawaniu jey wieńca ślubnego. Nayprzód anagramma z iey jmienia Eleonora tak mi pięknie wypadło, że z niego wziąłem cały assump, potym47 alluduiąc do wieczności, która iest iak koło wieńcowe. „Lubo48 — mówiłem — nietrwała z kwiatem uciecha, przecież kwiecisty ten prezent przy łaskawych Olimpu influencyach nie spełznie, kiedy na nim saydak swóy składa Kupido. Prędzey niebotyczne cedry Saturn zaiadłym zębem obali; prędzey wyschną helikońskie zrzódła, aniżeli rozkrzewioną w serdecznych wirydarzach miłość rozprzęże zazdrosna Juno. Aequa Venus Teucris Pallas iniqua fuit... Przyim ten znak symboliczny, illumque honora Eleonora, który ci Wielmożny JmPan Susceptant49 ofiaruie, aby suscipiat a te50, bo velle suum cuique est. Który czyli życzliwego szczęścia zawieią Zefiry, czyli surowe przeciwney fortuny zadmą Akwilony, stateczny trwać będzie aż do kupressu51”.
Mało takich było z przytomnych gości, którzy by się poznali na wszystkich kwiatkach retorycznych tey mowy. Owszem, Pani Sędzina ciągnąca mię w taniec, gdym iey powiedział, iż taka zabawa nie przystoi uczonym, śmiała pierwsza z tym się odezwać, żem był żakiem szkolnym. Niech sądzi czytelnik, z iakim pomieszaniem i niecierpliwością czekałem końca tych god52, gdzie, zamiast dysputy o uczonych rzeczach, czasem tylko słyszeć się dał spór między urzędniczkami ziemi naszey o pierwszą parę w tańcu, gdzie damy poglądały na mnie tym samym okiem iak Pani Sędzina, a kawalerowie śmiechem zbywali zagadnienia moie filozoficzne.
Przyszedł na koniec oczekiwany piątek, który według zwyczaiu staroświeckiego kończył uciechy weselne. Powrociłem do domu, ale z wielką odmianą w zdaniu matki i oyczyma o przymiotach moich. Ten maiąc się za rozumnieyszego ode mnie, iż znał to lepiey, co iest potrzebnieyszego do życia, śmiał się z materyi pierwszey i z formy Arystotelesa, a matka, dawszy mi do porachowania prowentowe regestra53, przekonać się żadnym sposobem nie dała, iż mądrzy ludzie gardzą tą nauką, która samym tylko kupcom i rachmistrzom iest pożyteczna.
Jm dłużey bawiłem w Domu, tym lepiey co dzień widziałem, iż serce matki stygnąć ku mnie poczęło. Opiekun, wchodząc w iey myśli i swoim chcąc oraz dogodzić, proponował mi stan duchowny, stawiaiąc przed oczy wielkie korzyści, a oyczym, władaiąc sercem matki, dokazał ie na koniec uczynić odrodnym. To dało mi pochop do myślenia, iż wielkie przymioty, które w sobie miałem, potrzebowały pola do okazania tego, com układał w głowie. Wieś iest mieszkaniem ludzi pospolicie myślących, a gospodarstwo zabawą, która nie przystoi uczonym. Człowiek wielkiego dowcipu idzie za chwałą nie pobocznemi drogami, ale przez tłum ludzi patrzących na niego i dziwiących się iego wielkiey duszy. Warszawa tym powabnieysza była dla mnie, im więcey upatrywałem okoliczności, które mię na widok wystawić mogły. Prosiłem matki, aby mię posłała na ten teatr wielkiego świata, gdzie za pomocą wuia mógłbym wyiść na człeka.
Stało się, iakem żądał. Matka, obiecuiąc sobie, iż mi duch przyidzie w Warszawie, wyprawiła mię do wuia, polecaiąc mu ten interes, aby wszelkiemi sposobami nakłaniał mię do stanu duchownego.
Gdyby mi było wolno, iak niektórym dzieiopisom, odeyść daleko od zamiaru i błąkać się z uwagą nad pobocznemi okolicznościami, prowadząc za sobą ziewaiącego czytelnika, opisałbym tu, iak wystawiłem sobie w umyśle Warszawę, pierwszy raz ią zobaczywszy. Rozległość iey zdawała mi się na kształt sylogizmu długiego, który ułożywszy według reguł logiki, stałby się trzecią częścią krótszy. Powietrze grube i zarażone fetorem z cmentarzow i fabryk mydlarskich, na kształt materyi pierwszey Arystotelesa, która szperaiącym w niey zawraca głowę. Hałas ludzi, koni na kształt gwaru i zgiełku podczas zapalonych dysput. A tak powiedziałbym, iż umieiętność moia nic osobliwszego nie znalazła w tym mieście. Ale zamiar móy ma w sobie co innego. Czytelnik, ieżeli iest ciekawy dalszey osnowy życia i przypadków moich, nie zechce mię spuszczać z oka, ale idąc za mną do domu wuia mego, przypatrzy się, iak byłem od niego przywitany.
Nim mu oddałem list matki moiey, którym mię polecała opiece i względom iego, cokolwiek przyiść mi mogło naprędce do głowy, co by okazywało głęboką moią naukę, starałem się iak naylepiey wyrazić. Przerwał mi mowę wuy móy, śmieiąc się i nie chcąc daley słuchać. „Przestańże — rzekł potym54 do mnie — tey szkolney perory. Komplement twóy iest iak z karty. Trzeba zapomnieć o bakalarskiey nauce, która by cię śmiesznym czyniła w posiedzeniu55 ludzi roztropnych”.
Właśnie iak Edyp zagadniony do Swinxa stanąłem, nie wiedząc, co powiedzieć. W dalszey iednak mowie dałem mu poznać, iż zdanie, które o mnie powziął, mocno go pokrzywdzało. A że rozum naylepiey się pokazuie na piśmie, tak iak żołnierza męstwo na placu, przeczytałem mu moią Chryą Działaiącą, prosząc według zwyczaiu, aby mi szczerze zdanie swoie wyłożył.
„Ponieważ chcesz tego, abym ci w szczerości powiedział, co sądzę o tobie, móy kochany siestrzeńcze, iako wuy, nie mam przyczyny, abym cię oszukiwał. Szkoda tych pieniędzy, które rodzice twoi łożyli na to, aby ci przewrócono głowę. I bardzo żałuię straty lat twoich młodych, które na co innego trzeba było obrócić. Starałeś się usilnie o to, abyś był nieużytecznym w kraiu. Jesteś cudzoziemcem w Polszcze i w osobie twoiey przywiozłeś nam Rzymianina do Warszawy. Wiesz, co się działo w Troi, a nie wiesz tego, co się ściąga do naszey oyczyzny. Gadasz po łacinie, a nie umiesz oyczystego języka. Nie ganię ia tego, żeś się po łacinie uczył, ale zbyteczna troskliwość i strata czasu w nabywaniu łaciny iest zawsze z krzywdą dla Polaka.
Co się zaś tycze twego dziwotworu Monodrammaloginekapotos, zdanie moie iest, abyś spalił to, coś napisał, i zapomniał o tym, czegoś się nauczył, a z czasem dopiero przez czytanie xiąg dobrych, rozważanie i obcowanie z ludźmi dobrego gustu nabywał prawdziwey umieiętności, od którey się mocno odbłąkałeś, złych maiąc do tego przewodnikow”.
Stanąłem powtórnie iak bez zmysłów. Prawda, iż niektórzy toż samo mi mówili, ale wielu, a co większa podeszleysi w wieku nauczyciele moi dodawali mi ochoty, twierdząc, iż swego czasu będę ozdobą mieysca, zaszczytem familii i pociechą oyczyznie.
Uwagi (0)