Małe niedole pożycia małżeńskiego - Honoré de Balzac (książki czytaj online txt) 📖
Małe niedole pożycia małżeńskiego to zbiór obrazków obyczajowych i porad dla małżeństw. Prawie serio. Narrator opisuje fikcyjne sytuacje, odzwierciedlające jednak prawdziwe problemy małżonków, na przykładzie mieszczańskiej pary — Adolfa i Karoliny.
Porusza wiele kwestii, m.in. emocjonalnych, ekonomicznych i wychowawczych, w zależności od problemu posługując się żartobliwym lub poważnym tonem.
Małe niedole pożycia małżeńskiego należą do cyklu Komedii Ludzkiej autorstwa Honoriusza Balzaka. Na monumentalny ten cykl składa się ponad 130 utworów, połączonych ze sobą dzięki postaciom niektórych bohaterów; ich losy oglądać możemy z odmiennych perspektyw. Autor ukazuje człowieka niemalże jako przedmiot swoich badań obserwowany w różnych środowiskach. Ważnymi tematami Komedii Ludzkiej są finanse, obyczaje oraz miłość.
- Autor: Honoré de Balzac
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Małe niedole pożycia małżeńskiego - Honoré de Balzac (książki czytaj online txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Honoré de Balzac
Któż nie słyszał kiedy w życiu jakiejkolwiek opery włoskiej... Musieliście zatem zauważyć muzyczne nadużywanie słowa felichittà328, tak obficie rzucanego przez poetę i przez chóry, wówczas gdy cała publiczność opuszcza czym prędzej swoje loże i krzesła.
Straszliwy obraz życia. Opuszcza się je w chwili, gdy dochodzi się do felichittà.
Czy rozmyślaliście kiedy nad głęboką prawdą, jaka unosi się nad tym finale329, w chwili gdy muzyk rzuca w powietrze swą ostatnią nutę, zaś autor swój ostatni wiersz, gdy orkiestra daje swoje ostatnie pociągnięcia smyczka, ostatni dech, gdy śpiewacy mówią do siebie: „chodźmy na kolację!”, gdy chórzyści wykrzykują „co za szczęście, deszcz przestał padać!”... Tak i w życiu! We wszystkich sytuacjach życia dochodzi się do momentu, w którym żart się kończy, sztuka jest odegrana, gdzie wszystko jakoś się układa i każdy zaczyna śpiewać felichittà na swoją rękę. Przebywszy wszystkie duety, sola, stretty330, cody331, ensemble332, duettini333, nokturny334, wszystkie fazy, które naznaczyliśmy wam w tych kilku scenkach zaczerpniętych z oceanu życia małżeńskiego i które są tematem o wariacjach równie zrozumiałych dla człowieka rozumnego, jak dla głupca (gdzie chodzi o cierpienie, tam wszyscy jesteśmy równi!), większość małżeństw paryskich dochodzi w danym momencie do następującego chóralnego finału:
Żona— Moja droga, jestem najszczęśliwszą żoną pod słońcem. Adolf jest wzorem mężów, dobry, niedokuczliwy, uprzejmy. Prawda Ferdynandzie?
— Adolf jest tak szczęśliwy, że ma taką żonę jak pani. Cóż mu brakuje? Nic.
Żona— W początkach sprzeczaliśmy się bez ustanku, ale teraz zgadzamy się doskonale. Adolf robi, co mu się podoba, nie krępuje się; nie pytam się go ani dokąd idzie, ani skąd wraca. Wyrozumiałość, moja droga, to cała tajemnica szczęścia. Wy jeszcze jesteście w okresie sprzeczek, fałszywych zazdrości, szpileczek, kłótni. Na co to wszystko? Życie jest tak krótkie dla nas kobiet! Cóż my mamy? Dziesięć pięknych lat! Po cóż je wypełniać nudą i przykrościami? I ja byłam taka jak ty; ale pewnego pięknego dnia, poznałam panią Foullepointe, przemiłą kobietę, która rozjaśniła mi w głowie i nauczyła mnie, co trzeba robić, aby uczynić mężczyznę szczęśliwym... Od tego czasu Adolf zmienił się do niepoznania: zrobił się wprost rozkoszny. Jeśli np. kiedy mam iść do teatru, a o godzinie siódmej jeszcze jesteśmy sami, pierwszy mówi mi z niepokojem, przestrachem nawet: „Ferdynand ma przecież przyjść po ciebie, prawda?”. Prawda, Ferdynandzie?
Ferdynand— Tak, żyjemy z sobą jak najlepsi kuzyni w świecie.
Strapiona młoda kobieta— Czyżbym i ja miała dojść do tego?
Ferdynand— Jest pani tak ładna, że przyjdzie to pani bez najmniejszej trudności.
Żona— Do widzenia zatem, moja mała. (Strapiona młoda kobieta wychodzi). Zapłacisz mi za te słowa, Ferdynandzie.
Mąż,— Mój drogi — (przytrzymuje pana de Fischtaminel za guzik od paltota337) — ty sobie jeszcze wyobrażasz, że małżeństwo opiera się na miłości. Kobiety mogą ostatecznie kochać jednego mężczyznę, ale my!... Mój Boże, społeczeństwo nie może pokonać natury. Ot, widzisz, co jest najlepsze w małżeństwie, to żeby jedna strona miała dla drugiej absolutną wyrozumiałość, pod warunkiem oczywiście zachowania pozorów. Ja jestem mężem najszczęśliwszym w świecie. Karolina jest mi najbardziej oddaną przyjaciółką, poświęciłaby dla mnie wszystko, nawet mego kuzyna Ferdynanda, gdyby było tego trzeba... Tak, śmiej się, a ja ci mówię, że ona jest gotowa wszystko zrobić dla mnie. Ty jeszcze się szamoczesz w komicznych pojęciach o godności, honorze, cnocie, porządku społecznym. Życia nie powtarza się dwa razy, trzeba więc je wypchać rozkoszą, ile się zmieści. Oto mija dwa lata, jak między mną a Karoliną nie padło ani jedno cierpkie słowo. Mam w Karolinie towarzyszkę, której się mogę ze wszystkiego zwierzać i która umiałaby mnie pocieszyć w krytycznej sytuacji. Nie ma pomiędzy nami żadnego oszukaństwa i wiemy, co mamy sądzić o sobie nawzajem. Nasze zbliżenia są chwilami zemsty, rozumiesz mnie? Zmieniliśmy w ten sposób obowiązek na przyjemność. Ona powiada mi nieraz: „Jestem wściekła dzisiaj, zostaw mnie, idź sobie”. Burza spada na mego kuzyna. Karolina nie przybiera już swoich min ofiary, wyraża się o mnie przed wszystkimi jak najlepiej. Cieszy się moimi przyjemnościami. A że to jest bardzo uczciwa kobieta, okazuje największą delikatność we wszystkich naszych sprawach majątkowych. Dom prowadzony jest u mnie wzorowo. Żona moja pozwala mi rozporządzać moją rezerwą bez najmniejszej kontroli. Oto masz. My zapuszczamy oliwą koła naszego wozu, ty, mój drogi, wkładasz pod nie kamienie. Trzeba się zdecydować, albo tak, albo tak; albo nóż weneckiego Murzyna338, albo dłutko poczciwego Józefa339. Kostium Otella, mój drogi, jest bardzo niewygodny, wygląda dziś zanadto karnawałowo; ja, jako dobry katolik, wolę być skromnym cieślą.
Chór— Pani Karolina jest osobą czarującą.
Dama w turbanie— Tak, pełna godności, poczucia form.
Żona, która ma siedmioro dzieci— Ach, tak, ta sobie umiała dać radę z mężem.
Przyjaciel Ferdynanda— Ależ ona bardzo kocha swego męża. Adolf jest zresztą człowiekiem bardzo miłym, znającym świat.
Przyjaciółka pani de Fischtaminel— Ubóstwia swoją żonę. U nich w domu, cóż za swoboda, bawią się wszyscy doskonale.
Pan Foullepointe— Tak, to dom bardzo miły.
Kobieta, o której mówią dużo złego— Karolina jest dobra, przychylna, o nikim źle nie mówi.
Dama tańcząca— Czy pamiętacie jeszcze, jaka ona była nudna wówczas, kiedy bywała jeszcze u państwa Deschars?
Pani de Fischtaminel— Ach, u tych! Ona i jej mąż, istne dwie wiązki ostu... ustawiczne kłótnie (pani de Fischtaminel odchodzi).
Artysta— Ale bo też pan Deschars puszcza się na dobre, bywa za kulisami; zdaje się, że żona sprzedawała mu w końcu swoją cnotę zbyt drogo.
Dama z miasta— Pani de Fischtaminel wygląda dziś zachwycająco.
Dama czterdziestoletnia— Pan Adolf wydaje się równie szczęśliwy jak jego żona.
Młoda osoba— Jaki on przystojny, ten pan Ferdynand. (Matka trąca ją nieznacznie nogą). Czego chcesz, mamo?
Matka— Tak mówi się, moja droga, tylko o swoim narzeczonym; pan Ferdynand nie jest do wzięcia.
Dama— Czy wiesz, moja droga, jaki z tego morał? Oto, że jedynie szczęśliwe są małżeństwa we czworo.
Przyjaciel— To wierutny fałsz.
Autor— A, tak pan sądzi?
Przyjaciel— Zużywasz cały twój atrament, aby w naszych oczach zohydzić podstawy życia społecznego i to pod pretekstem oświecenia nas!... Ech, mój drogi, bywają małżeństwa sto razy, tysiąc razy szczęśliwsze niż te zachwalane przez ciebie małżeństwa we czworo.
Autor— Więc jakże? Trzeba zatem oszukiwać ludzi mających się dopiero żenić? Mamy wykreślić to słowo?
Przyjaciel— Nie, może ono zostać jako dowcip karnawałowy.
Autor— Także sposób, aby nie mijać się z prawdą.
Przyjaciel— Tak, prawdą, która przemija.
Autor— Cóż nie przemija? Gdy twoja żona będzie miała o dwadzieścia lat więcej, dokończymy naszej rozmowy naszą rozmowę. Być może, że wówczas będziecie szczęśliwi już tylko we troje.
Przyjaciel— Mścisz się krwawo za to, że nie możesz napisać historii małżeństw szczęśliwych.
Uwagi (0)