Darmowe ebooki » Powieść » Małe niedole pożycia małżeńskiego - Honoré de Balzac (książki czytaj online txt) 📖

Czytasz książkę online - «Małe niedole pożycia małżeńskiego - Honoré de Balzac (książki czytaj online txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Honoré de Balzac



1 ... 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29
Idź do strony:
cerze śmiertelną bladość, dekoracji, zupełnie jak wówczas, gdy administracja teatru rozpuszcza wiadomość o przygotowaniach do jakiejś nowej sztuki ze wspaniałą wystawą.

Pozostała pewna nadzieja, że może wyjazd do wód, do Ems, Homburga, Karlsbadu mógłby uleczyć panią z jej choroby; jednakże ona nie chce słyszeć nic o żadnym wyjeździe, chyba — we własnym powozie. Ciągle własny powóz!

Jednakże ów Adolf trzymał się ostro i nie ustępował.

Nasza Karolina, jako osoba nadzwyczaj sprytna, przyznawała słuszność mężowi.

— Adolf ma rację — mówiła do swoich przyjaciółek — to ja jestem szalona; nie może, nie powinien sprawiać jeszcze powozu; mężczyźni wiedzą przecie lepiej od nas, jak stoją ich interesy.

Bywały chwile, w których Adolf dochodził wprost do szaleństwa! Kobiety mają swoje sposoby, które czerpią chyba wprost z samego piekła. Wreszcie, w trzecim miesiącu tego diabelskiego tańca, spotyka gdzieś jednego ze swoich dawnych kolegów, ledwie że podoficera w korpusie armii lekarskiej, naiwnego jak każdy młody doktor, który nosi epolety302 dopiero od wczoraj, a ma prawo komenderować: ognia!

„Na młodą kobietę młody lekarz” — pomyślał sobie Adolf. I proponuje przyszłemu Bianchonowi303, aby odwiedził Karolinę i powiedział mu szczerze, co myśli o jej stanie.

— Moja droga, już ostatni czas304, aby cię zobaczył jaki305 lekarz — powiada wieczorem Adolf do swojej żony — i oto przyprowadziłem ci najodpowiedniejszego dla ładnej kobiety.

Nowicjusz bada sumiennie, zadaje pani pytania, opukuje nieznacznie, wypytuje się o najdrobniejsze objawy i wreszcie, wśród rozmowy, mimo woli poczyna mu na ustach, zarówno jak i w oczach, błądzić jakiś uśmieszek, jakiś lekki grymas pełen powątpiewania, że nie chcemy powiedzieć ironiczny. Przepisuje jakieś obojętne lekarstwo, kładąc nacisk na jego ważność i przyrzeka powrócić, aby stwierdzić jego działanie. W przedpokoju, myśląc że jest sam ze swoim szkolnym przyjacielem, wzrusza wymownie ramionami:

— Twojej żonie nic nie brakuje — powiada — kpi sobie z ciebie i ze mnie.

— Byłem tego pewny...

— Ale jeżeli będzie się bawić dłużej w chorobę, gotowa jest się w końcu naprawdę rozchorować: jestem zanadto twoim przyjacielem, aby spekulować na to, gdyż będąc lekarzem, pragnę pozostać uczciwym człowiekiem.

— Moja żona chce mieć powóz.

Podobnie jak w Marszu pogrzebowym, i ta Karolina słuchała pod drzwiami.

Do dziś dnia jeszcze ów młody lekarz zmuszony jest bronić się w swojej karierze od potwarzy306, jakie szerzy o nim ta czarująca kobieta; i chcąc zdobyć sobie spokój, zmuszony był przyznać się do tego młodzieńczego błędu, wymieniając po nazwisku swoją nieprzyjaciółkę, aby ją zmusić do milczenia.

XXXV. Kasztany z ognia

Trudno określić, ile odcieni może posiadać nieszczęście; zależy to od charakterów, od siły wyobraźni, od wytrzymałości nerwów. O ile niemożliwym jest pochwycić wszystkie te tak różnorodne odcienie, o tyle można przynajmniej wskazać kolory najbardziej zasadnicze, najgłówniejsze wydarzenia. Autor zachował więc sobie na zakończenie tę małą niedolę, gdyż jest to jedyna, która w swoim nieszczęściu jest komiczną.

Autor pochlebia sobie, iż wyczerpał wszystkie najważniejsze. Toteż kobiety, które dopłynęły do portu, do szczęśliwego wieku lat czterdziestu, epoki, w której usuwają się spod obmowy, potwarzy307, podejrzeń, w której zaczyna się ich wolność, te kobiety oddadzą autorowi sprawiedliwość, przyznając, że w dziełku tym przedstawił lub przynajmniej zaznaczył wszystkie krytyczne sytuacje małżeństwa.

Karolina ma swoją sprawę Chaumontel. Nauczyła się rozmaitych sposobów, aby się pozbyć w porę swojego męża z domu, porozumiała się nawet wreszcie z panią de Fischtaminel.

W każdym małżeństwie przychodzi czas, w którym panie de Fischtaminel stają się opatrznością Karoliny.

Karolina pielęgnuje przyjaźń pani de Fischtaminel z taką troskliwością, z jaką armia afrykańska oszczędza Abd El-Kadera308, obchodzi się z nią z takimi względami, jakie wkłada lekarz w to, aby nie wyleczyć bogacza chorego z urojenia. We dwie, Karolina i pani de Fischtaminel, wynajdują zatrudnienia dla kochanego Adolfa wówczas, gdy ani pani de Fischtaminel ani Karolina nie życzą sobie na razie gościć tego półboga w swoich penatach309. Pani de Fischtaminel i Karolina, które dzięki staraniom pani Foullepointe stały się najserdeczniejszymi przyjaciółkami, doszły wreszcie do tego, iż zgłębiły do dna i wprowadziły w życie ów system wolnomularstwa310 kobiecego, którego obrzędów nie da się nauczyć przez żadną inicjację.

Jeżeli Karolina napisze w wilię311 którego dnia do pani de Fischtaminel taki bilecik:

 

„Moja złota, jutro zapewne będziesz miała u siebie Adolfa, nie zatrzymuj go zbyt długo, gdyż mam z nim jechać do lasku około czwartej, ale jeżeli masz ochotę sama z nim się przejechać, w takim razie mogłybyśmy się tam spotkać. Powinnaś mnie nauczyć twojego sekretu zabawienia i zajęcia ludzi najbardziej znudzonych”.

 

Pani de Fischtaminel powie sobie:

„Dobraś! Będę miała na karku tego dryblasa od śniadania do piątej popołudniu”.

Pewnik

Mężczyźni nie zawsze się dorozumiewają312, co znaczy u kobiety jasno wyrażone życzenie, ale druga kobieta nie myli się nigdy: zawsze robi rzecz przeciwną.

 

Te małe stworzonka, a zwłaszcza paryżanki, są to najładniejsze klejnociki, jakie zdołał wyprodukować nasz ustrój społeczny; doprawdy, musi brakować jakiegoś zmysłu temu, kto nie doznaje nieustannej rozkoszy, patrząc na nie, jak układają swoje intryżki, podobnie jak układają pukle swoich włosów, tworząc swój odrębny język, budując swymi drobnymi paluszkami owe machiny piekielne, w których pękają najwspanialsze majątki.

Pewnego dnia Karolina rozwinęła najdalej idące ostrożności, napisała w wilię do pani Foullepointe z prośbą, aby pojechała z Adolfem do Saint-Maur obejrzeć jakąś posiadłość do sprzedania, zapowiedziała Adolfa do niej już na śniadanie. Ubiera Adolfa, prześladuje go starannością, z jaką sporządza swoją tualetę313 i rzuca mu niedyskretne zapytania co do pani Foullepointe.

— Milutka jest i wydaje mi się dobrze znudzona swoim Karolem: uda ci się ją pewno wpisać do swego katalogu, ty stary Don Juanie314; ale tym razem nie będziesz potrzebował już urządzać nowej sprawy Chaumontel; nie jestem już zazdrosna, daję ci paszport, wolisz to, niż gdybym cię uwielbiała?... Widzisz, potworze, jaka jestem poczciwa...

Zaledwie pan wyszedł z domu, Karolina, która jeszcze wczoraj nie omieszkała napisać do Ferdynanda, aby przyszedł do niej na śniadanie, robi tualetę, jaką w owym czarującym XVIII wieku, tak oczernianym przez republikanów, społeczników i głupców, kobiety z towarzystwa nazywały swoim rynsztunkiem bojowym.

Karolina przewidziała wszystko. Miłość jest pierwszym pokojowcem w świecie: toteż stół — zastawiony jest z szatańską kokieterią. Obrus najcieńszy i najbielszy, mały, niebieski serwis, srebro, kryształy, wszędzie pełno kwiatów!

Jeżeli rzecz się ma w zimie, Karolina wynalazła gdzieś winogrona, przewróciła całą piwnicę, aby w niej znaleźć parę butelek doskonałego, starego wina. Bułeczki pochodzą od najsławniejszego piekarza. Najsmakowitsze potrawy, pasztet z gęsich wątróbek, cała wykwintna zastawa, zdolna przyprawić o rżenie315 Grimoda de la Reynière316, wywołać błogi uśmiech na wargi317 lichwiarza i objaśnić profesora ze starej gwardii Uniwersytetu, co się tutaj święci.

Wszystko jest gotowe; Karolina, co do niej, gotowa jest już od wczoraj, przygląda się swemu dziełu. Justysia wzdycha, ustawiając krzesełka w pokoju. Karolina zdejmuje parę pożółkłych listków z kwiatów w żardinierkach318. Kobieta pokrywa wówczas drżenie własnego serca owymi bezmyślnymi zajęciami, wśród których palce nabywają siły kleszczów, różowe paznokietki zdają się palić, a w gardle zastyga ten niemy okrzyk: „Jeszcze go nie ma!”.

Jakiż sztylet w serce to słowo Justysi:

— Proszę pani, jest list.

List zamiast Ferdynanda! Jak go otworzyć, ile wieków życia upływa w chwili rozrywania koperty! Kobiety to rozumieją! Co do mężczyzn, ci w chwilach podobnej wściekłości drą w strzępy żaboty swego ubrania.

— Justysiu, pan Ferdynand jest chory!... — woła Karolina — prędko biegnij po dorożkę.

W chwili gdy Justysia zbiega po schodach, Adolf właśnie kroczy na górę.

„Biedna pani! — myśli Justysia — już pewno dorożka nie będzie potrzebna”.

— Ty! Skądże ty się bierzesz? — wykrzykuje Karolina, widząc Adolfa stojącego w zachwyceniu przed tym rozkosznie zastawionym stołem.

Adolf, któremu żona już od dawna nie przyrządza tak kokieteryjnych balików, nie odpowiada nic. Odgaduje wszystko, widząc niejako wypisane na obrusie owe czarujące wykrzykniki, które czy to pani de Fischtaminel, czy też syndyk319 sprawy Chaumontel rysowali mu nieraz na innych nie mniej wykwintnych stolikach.

— Kogóż ty się spodziewasz? — mówi Adolf, zadając z kolei pytanie.

— Kogóżby? Ferdynanda oczywiście — odpowiada Karolina.

— I tak każe na siebie czekać?

— Chory jest, biedny chłopiec.

Szelmowska320 myśl przemyka przez głowę Adolfa i odpowiada, mrużąc znacząco jedno oko:

— Przed chwilą go widziałem.

— Gdzie?

— Na bulwarze, z przyjaciółmi...

— Ale czemu ty wracasz? — pyta Karolina, która chce pokryć swą morderczą wściekłość.

— Pani Foullepointe, o której twierdziłaś, że jest znudzona Karolem, bawi z nim od wczoraj rana w Ville-d’Avray.

— A pan Foullepointe?

— Odbywa maleńką rozkoszną podróż w swojej nowej sprawie Chaumontel, zdarzyła mu się mała milutka... komplikacja; ale wybrnie z niej z pewnością.

Adolf siada, mówiąc:

— Doskonale się złożyło; głodny jestem jak całe stado wilków.

Karolina zajmuje miejsce, patrząc ukradkiem na Adolfa; wewnątrz płacze z wściekłości, ale nie może się pokonać, aby nie spytać głosem, któremu stara się nadać brzmienie obojętne:

— Z kimże widziałeś Ferdynanda?

— Z jakimiś figurami, które go wciągają w liche towarzystwo. Psuje się ten młody człowiek: bywa u pani Schontz, u loretek, powinna byś napisać do swojego wuja. Z pewnością chodziło o jakieś śniadanie z powodu zakładu zrobionego u panny Malaga...

Adolf patrzy spod oka na Karolinę, która opuszcza głowę, aby ukryć łzy.

— Jaka ty się zrobiłaś ładna dziś rano! — powiada. — Doprawdy, stanowisz godną dekorację tego wspaniałego śniadania. Ferdynand nie będzie pewno jadł dziś tak smacznych rzeczy jak ja... itd.

Adolf operuje swymi żarcikami tak zręcznie, że w Karolinie budzi się myśl ukarania Ferdynanda. Adolf, który twierdził, iż ma wprost wilczy apetyt, doprowadza Karolinę do tego, iż zapomina o dorożce czekającej przed domem.

Stróżka321 Ferdynanda przybywa około drugiej, w chwili gdy Adolf śpi wyciągnięty na kanapie. Ta Iris322 kawalerów przybywa, aby powiedzieć Karolinie, że pan Ferdynand potrzebuje jakiejś opieki.

— Upił się? — pyta Karolina z wściekłością.

— Miał pojedynek, proszę pani.

Karolina pada zemdlona, zrywa się i pędzi do Ferdynanda, oddając w duchu Adolfa wszystkim mocom piekielnym.

Gdy kobietom zdarzy się paść ofiarą tych drobnych kombinacji, równie sprytnych, jak ich własne, wówczas wołają:

— Mężczyźni to są istne potwory!

XXXVI. Rozwiązanie

Oto nasze ostatnie spostrzeżenie. Obawiam się bowiem, kochany czytelniku, że to dzieło zaczyna ci się wydawać nieco męczące, podobnie jak i sam temat, o ile jesteś żonaty.

Ta książka, która, zdaniem autora, jest dla Fizjologii małżeństwa323 tym, czym historia jest dla filozofii, czym jest przykład dla teorii, miała swoją logikę, tak samo, jak ją ma i życie brane w swoich wielkich liniach.

I oto, jaką jest ta logika: logika fatalna, straszliwa. W chwili, gdy zamykała się pierwsza część tej książki, której każdy żart kryje w sobie tyle głębi, Adolf, musieliście to zauważyć, doszedł do zupełnej obojętności w kwestiach matrymonialnych.

Musiał czytywać powieści, w których autorowie radzą niedogodnym mężom to, aby się wynieśli na tamten świat, to znów, aby żyli w przykładnej zgodzie z ojcami swoich dzieci, kochali ich i pielęgnowali; bowiem, jeżeli literaturę mamy uważać za odbicie obyczajów, trzeba by przypuścić, iż obyczaje uznają niedostatki wykazane przez Fizjologię małżeństwa w tej podstawowej instytucji. Niejeden świetny talent wymierzył straszliwe ciosy w tę podwalinę społeczną, nie mogąc jej naruszyć.

Adolf przede wszystkim o wiele zanadto przewertował swoją żonę i pokrywa swą obojętność głębokim słowem: wyrozumiałość. Jest wyrozumiały dla Karoliny, widzi w niej tylko matkę swoich dzieci, dobrego kolegę, pewnego przyjaciela, brata.

W chwili gdy dobiegają tutaj do końca małe niedole kobiety, Karolina, o wiele sprytniejsza, nauczyła się korzystać z tej wygodnej wyrozumiałości; jednakże nie wyrzeka się przez to swego kochanego Adolfa. Leży w naturze kobiet nic nie ustępować ze swoich praw. Bóg i moje prawo... małżeńskie! — jest, jak wiadomo, dewizą Anglii, zwłaszcza dzisiaj. Kobiety mają tak wielką namiętność panowania, że moglibyśmy na ten temat opowiedzieć anegdotę, która nie ma jeszcze dziesięciu lat. Jak na anegdotę jest przeto bardzo świeża.

Jeden z wysokich dygnitarzy Izby Parów324 miał swoją Karolinę, lekką jak prawie wszystkie Karoliny. To imię przynosi kobietom szczęście. Dygnitarz ten, wówczas już bardzo stary, siedział po jednej stronie kominka, Karolina po drugiej. Karolina doszła do tego okresu, w którym kobiety już nie mówią o swoich latach. Pewien przyjaciel przyszedł oznajmić im o małżeństwie jenerała325, który był niegdyś przyjacielem w ich domu.

Karolina wpada w rozpacz, zalewa się łzami, wydaje głośne krzyki, rozbija głowę sędziwemu dygnitarzowi tak bardzo, że ten próbuje ją pocieszyć. Wśród różnych frazesów, wreszcie wymyka się hrabiemu następujące zdanie:

— Ostatecznie, czego ty chcesz, moja droga! Nie mógł się przecież z tobą ożenić!

A był to jeden z największych dostojników państwa, lecz był zarazem przyjacielem Ludwika XVIII, a tym samym nieco w stylu Pompadour326.

Cała różnica sytuacji Adolfa i Karoliny polega na tym: że o ile pan nie troszczy się już o panią, pani zachowuje prawo troszczenia się o pana.

A teraz posłuchajmy tego, co się zowie opinią świata, a jest przedmiotem zakończenia tego

1 ... 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29
Idź do strony:

Darmowe książki «Małe niedole pożycia małżeńskiego - Honoré de Balzac (książki czytaj online txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz