Darmowe ebooki » Powieść » Konopielka - Edward Redliński (gdzie za darmo czytać książki txt) 📖

Czytasz książkę online - «Konopielka - Edward Redliński (gdzie za darmo czytać książki txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Edward Redliński



1 ... 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25
Idź do strony:
zaorane. Nu to co wam za różnica, równe ono czy nie równe?

A ta różnica, odcięli sie Domin, że póki co hadkie wygląda hadko! Ty obejrzyj sie za siebie: czy nie widzisz, jakie twoje rżysko hadkie? Wprost rzygać sie chce!

To rzygajcie, zaorze sie, bedzie lepiej rosło, śmieje sie ja, całkiem już swojej kosy pewny, nie pomyślawszy wcale, że Domin sie obrażo. A ich poniosło:

Ty, wurkneli zajadle, z takim słowem do mnie ty? Do chrzestnego, że rzygajcie? O, psiamać, ty widze już całkiem wstyd zatracił, zasrańcu? Żeby Handzi tu nie było, ja by tobie coś powiedział, ty parszuku nieskrobany!

Ależ stryko obrażalskie, mówie, żeby ugłaskać ich trochu, nima co tej sprzeczki ciągnąć, choć ciekawe, czym mnie straszo? Ktoś mnie z uczycielko pódglondał tam na bagnie? O, psiapary może jakieś plotki robio, jeszcze Handzie mnie skołujo. Kosze ostro, aby dalej, trzeci przekos, już ostatni, trzy przekosy płoska ma, nieszeroka. I dokosiwszy do dziczki, prostuje sie, oczy napaść: pół mojego żyta w garściach, drugie pół na pniu, tyle kosić, co skoszone.

Ziutek leci po jedzenie, wode, przyprowadza dzieci z jamow: rozsiadamy sie pod dziczko, w chłodku. Żujem placki, oj gliniaste, to kartofli z otrębami. Póki chleba nie nakosim, nie namłocim, nie napieczem, trzeba żuć te zakalczyki. Dzięki Bogu już niedługo tego żucia: niezadługo młody chleb, aj, młodziutki, toż to bedzie! Żujem placki, mleko pijem, ależ Handzia, spoglądawszy na droge i na tamtych, gada, że prawda, koso prędzej, ale trochu szkoda, że nie żniem w gromadzie.

A to czemu, pytam.

Pośpiewałoby sie z kobietami.

A to ty nie wyśpiewana? Jak tak bardzo chcesz, to śpiewaj, posłuchamy sobie z Ziutkiem.

Aha, mądry? Weź śpiewaj za koso, jak ledwo uśpiejesz312 podbierać!

Nima prędzej bez ciężej, mowie. Za to wcześniej żniwo skończym, bedziesz mogła sie naśpiewać.

Co z tego, krzywi sie ona: żniwki śpiewa sie do żniwa, nie po żniwach. I przypomina sobie, że Domin nie chcieli czegoś przy niej gadać. Ja kręce głowo, że nie wiem, ale ona podpytuje: Czemu niby ty bez wstydu? Czy ty Kaziuk co nabroił? Ty coś taisz!

Co ja mam taić! łże śmiało: Ot, bresze313 coś stary plejta. A może, choroba, może noco kto pódgląda nasze grzechi?

Handzia zaraz czerwienieje, w bok sie patrzy: Co ty gadasz! Toż po ciemku nic nie widać.

Może dzieci wygadali? A ty Ziutek czasem noco tata z mamo nie poglądasz?

Nie! broni sie odrazu, głowo kręci: Ja noco śpie.

Może udajesz?

A dzie tam! Jak wy z mamo zaczynacie, to ja zawsze dawno śpie!

To pamiętaj, śpij bo jak przyłapie, to oberwiesz, mówie. Nu tak, to może tato co napletli z zemsty za kose? A zreszto, macham ręko, czy ty nimasz czym głowy suszyć?

I wstaje do kośby. Jeszcze ręce niezmęczone, plecy też nie bolo jeszcze, znowuś kosze, teraz przekos aż pod kurhan. Sierpy z tyłu sie zostali, z nikim sprzeczać sie nie trzeba. Machawszy ostro, pod wieczór mam skoszone całe płoske, akurat w pore: Handzia idzie gotować wieczerze i świniam, my z Ziutkiem bierzem sie do wiązania snopkow.

Wiążem od końca, od kurhana. Ziutek podciąga snopki w kupy po dziesięć, i zaraz ustawiamy: trzy na trzy, a dziesiąty rozchylam w kłosach na boki, żeby był jak czapa i te czape nasadzam na wierzch. I tak jeden po drugim wyrastajo za nami środkiem płoski dziesiątki, jak słomiane budyneczki, równiusieńkie, pod oko.

A słonko siada już czerwone na suraskie lasy, gaśnie ogromniaste, za drzewami chłodek sie rozciąga, smugi ścielo sie po polach. A na mokrzejszych miejscach mgły wyłażo z trawy: na Stawisku, w Gaju, na małej rzeczce i chlapie za wierzbo, na Mazurowym korycie, wszędzie tam bielejo, dzie była rzeka, stojo białe jak dusza nad nieboszczko. I jak to przed noco, ziela pachno. A dziewczęta śpiewajo Czas do domu czas, zamknoł sie nam las, a baby odśpiewujo jękliwie, niesie sie: Na trzy kłodki, na dwa zamki, czas do domu taplarzanki, czas do domu czas!

I na innych płoskach staneli dziesiątki, ale nikt tyle nie nażniwował co my! Michały żeli we czworo, tato pomagali im na piątego, a wszystko jedno: nas tylko trójka, a nażeli my ze dwa razy tyle co Michały.

Wiązawszy, ustawiawszy, podchodzim bliżej do drogi, między ludzi. Ale nikt nas nie zaczepia, jakby kosa zapomniana.

Tylko tato stojo prosto, korco ich moje dziesiątki.

Aż nie wytrzymujo: łapio jeden snopek, stawiajo gomlem na rżysku, jak nie krzykno: ej, sąsiady! widzicie? Widzieli wy, jakie snopki Kaziuk wysztukował? O, w talji jak panienka, a w kłosach jak mietła! Michalicha z siostrami śmiejo sie: cha cha, jak mietła, poszturchujo sie.

Nie snopek, ale wierzba! krzyczo Domin, rozpaliwszy sie na nowo, i nioso swoj snopek przez szóste miedze: Snopek, bratku, ma wyglądać tak! I stawiajo swój snopek koło mojego.

I prawdziwie, ładniejszy jest, mało przewężony, ścisły jak równianka na Zielne314, słomka do słomki przylega jak zapałki w pudełeczku.

O, to jest snopek! chwalo tato. A tamto? Mietła, kołtun315, marnowanie żyta!

Jakież marnowanie, odpowiadam ja spokojnie: Czy z mojego snopka gorsza sieczka bedzie? Gorsza słoma na podścioł?

Ale porównaj wage, chwalo sie Domin: mój snopek, o, jaki ciężki, z pół puda316! A twój, hehe, toż to puch! Pierzyna! Moj ze trzy twoich roztrzepańcow w sobie ma! Moje snopki ułożo sie w stodole jeden przy drugim jak zapałeczki! A twoje? Najeżone takie, że i dwóch stodołow mało.

E, zmieszczo sie, zmieszczo, próbujo godzić nas Dunaj: nie taki tam z Kaziuka bogacz.

Nie bogacz i jeszcze tyle marnuje, złoszczo sie tatko: Ty zobacz Dunaj, nu obejrzyj sie, ile on koso słomy, ile kłoskow narozciągał po rżysku. A ile kłosow naobijał, tu w piachu ziarka aż świeco! Wróbli tu zleco sie z całego Rozgnoju!

E tam, nie świeco sie, pocieszam tata, pod cepem kłos ledwo puszcza, a od płachty ma wysypać? A te słomki rozwleczone jutro Ziutek pozbiera: ot, przeleci sie z grabiami i po biedzie.

I wziąwszy sie pod boki, mówie do nich wszystkich, co sie zeszli szyderować:

Wymyślacie tamto i różne owamto, a najważniejszego nie widzicie: że sie koso kosi prędzej! Ze trzy razy prędzej niż sierpem!

Prędzej, prędzej, przedrzeźniajo mnie Domin: a czy to o prędzej idzie człowieku?

A o co?

Żeby było po bożemu! Tak jak trzeba, ładnie i z poszanowaniem! A ty żyto poniewierasz!

Nu to dobrze, jutro przyjde z nożycami, co? Bede ścinał żytko po żytku każde słomke pocałuje i dopieroż na przewiąsło położe.

A Domin na to kościelnym głosem: Posłuchaj, co ja, człowiek stary, tobie powiem. Czy ty naprawde Kaziuk nie wiesz, że nie prędzej w robocie najważniejsze? Jakby szło o prędzej, to możno konia puścić z bronami, całe płoske wytrachtuje tobie do obiadu, jeszcze prędzej niż koso!

Grzegorpioter bierze mnie pod łokieć: Na co tobie ta kosa, pyta sie smutno. Ty więcej już koso nie koś, prosi, pojutrze ty przychodź z sierzpem.

A tato: Pojutrze? On i jutro robić wyjdzie, w niedziele! Jak on kosy sie nie wstyda, to on i niedziele naruszy!

A Domin: Prawdziwie, jak ty z koso do żyta wyszed, to już tobie nic nie święte!

W piątki bedzie mięso jad! przepowiadajo Grzegorycha.

Przed krzyżem czapki nie zdejmie!

Obrazy pozdejmuje!

Żonke porzuci!

Bez ślubu żyć bedzie!

Boga wyprze sie!

Posłuchaj mnie Kaźmierz, odzywa sie znowuś Grzegorpioter: Żyjesz w ludziach, żyj jak oni. A ty mądrzysz sie, wywyższasz: sierzpy masz ty za nic! A tych, co sierzpami żno, bierzesz, bratku, już za durniów!

Gadaj od razu, że my dla ciebie durne, napluj nam w oczy, to my sobie pójdziem, odzywajo sie Szymon z broźny, ale tak smutno, że nie chce sie mnie ani żartować, ani mądrzyć sie: Nie stryku, mówie, wcale nie, czy ja mówił, że wy durne?

Rozżalili sie wszystkie:

To czemu nas nie uszanował, czemu nie żoł z nami?

Czemu Handzia z nami nie śpiewała, toż w śpiewaniu ona piersza!

Czemu ty nam żniwo zepsuł!

Czyż ja zepsuł? bronie sie jeszcze.

Zepsuł ty! łupnoł Michał kułakiem w kułak: Jak jest judasz na weselu, nima wesela!

Okrążyli mnie w pietnaścioro, mężczyzny, baby, dziewczęta, Ziutek ze strachu szarpie mnie za nogawke. No to mówie głośno, że nie dla obrazy wyszłem, a oni od razu, nie dawszy skończyć: Słyszeli? On powiedział: wyszłem! Jak urzędnik!

Jego ta uczycielka oduczyła wstydu brydu!

Ludzi, ja nie dla obrazy wyszed, mówie jeszcze raz: czy ja wróg wasz? Czy nie sąsiad? Ja chciał wcześniej pożniwować. Sierpem żąłby ja do Zielnej, a koso skończe na Anne, koso ze trzy razy prędzej.

A co ty z tym prędzej, rozzłościli sie Domin, dokąd tobie tak śpieszno, człowieku?

Prędzej, ale do piekła, szydzi Grzegorycha. A tato rozwścieklili sie: prędzej, prędzej, gada o tym prędzej, a psiamać, wcale nie prędzej! Nastawiał dziesiątkow, toż to puch nie snopki. Wcale koso nie prędzej, nie wierzcie, on łże!

Jakże nie prędzej, mówie, toż starczy tatu popatrzyć na płoske Michałowe i na moje: dokąd który dożął.

A pewnie, że nie prędzej, krzyczy i Grzegorycha: Nabortał, naczapierzył snopkow, a wcale nie prędzej!

Nu co wy Grzegorycha, dziwie sie kobiecie, dziwie sie ludziom, co z nimi, czy im w głowach pomieszało. Czyż nie widzo? A tu Michał ogłasza: Koso nie prędzej. Prędzej sierpem! Ja więcej nażoł!

Tak tak, sierpem więcej, krzyczo już cało gromado: Michał więcej nażoł! O, dużo więcej sierpem nażoł!

Próbuje przekrzyczyć: Co wy, ludzi, jakże nie więcej, toż widać! Ja skosił do końca, a Michał do połowy nie doszed!

Łżesz!

Łżesz po ciemku!

Chwalisz sie, bo ciemno!

Michał do końca, a ty do połowy!

Jak wam ciemno, to chodźcie, wołam, chodźcie, zobaczym z bliska, kto więcej nażoł!

A chodź! Chodź! I tak nasza prawda!

Sierpem więcej!

W oczy łże!

Ide pierwszy, oni za mno hurmo, a gadajo, za plecami, klno, jakby na bitwe! Idziem, idziem i dochodzim tam, dzie Michał skończył żniwo: koniec rżyska, żyto rośnie. Nu a u mnie rżysko jeszcze i dziesiątki ciągno sie hen, gino w ciemku.

I kto więcej? pytam sie.

Michał więcej! krzyczo tato. Sierpem więcej Michał nażoł! Jak nie wierzysz, pytaj ludziow!

Tak, tak, potakujo z cicha, Michał więcej! I coraz głośniej jeden drugiemu tłómaczy: Pewnie, że Michał! O, sierpem dużo więcej nażoł, co sierp, bratku, to nie kosa!

A ty Kaziuk łżesz po ciemku!

Łgun!

I judasz!

Faryzeusz317!

Ludzi zmiłujcie sie, prosze, co wy tu wygadujecie! Toż moje dziesiątki ciągno sie pod kurhan! Kto nie wierzy, niech idzie ze mno!

Ja nie wierze!

Nikt nie wierzy!

A co wierzyć judaszowi!

A że ide, ido za mno, dychajo, kaszlajo, klno, idziem kupo przygarbione, czy mnie rozum pomieszało, myśle, ale patrze: nie, Michałowe żyto rośnie, widze dobrze, a pod naszymi nogami rżysko chręści, i co trochu to dziesiątek! I tak dochodzim do końca, do ostatniego dziesiątka pod samym kurhanem. Koniec. Broźna. W piach wstromiona czeka kosa.

Biore kose. Stoim cicho ponad broźno. I co teraz?

Michałowego dwieście kroki, naszego pięćset! ogłasza cienko Ziutek i tate znowuś poderwało: A pójdziesz ty, czercie nasienie! zachrypieli i cap ręko za koszule, ale wyrwał sie, za dziesiątek odskoczył, tato za nim: i naraz jak nie złapio snopka, jak nie machno w cudze żyto! I drugiego, i trzeciego! I Michał podskakuje, i Domin, i Szymon, szarpio przewiąsła, rozrywajo moje snopki, rozrzucajo, przeklinajo! Aż mnie w głowie zahuczało.

Won, wynocha! chrypie do nich i nachodze ostro z koso. Won, bo zarżne, ach wy hady! Odskoczyli, odstępujo do gromady, ja nachodze na nich biały, ręce trzęso sie ze złości, kosa brzęczy: Uh wy, co ode mnie chcecie!

Rzuć te kose, proszo tato, odstępujo krok po kroku: Koso, Kaziuk, Śmierć żniwuje! Kaziuk! Ty jak śmierć w Herodach!

I nachodze na nich z koso, nachodze jak Śmierć w Herodach, i odstępujo ze strachem, całkiem jakby przed Kostucho, a każdy patrzy sie w kose, czy nie ciachne po goleniach, rżysko chręści pod nogami, Ziutek w ciemku popłakuje, a tato mówio do tamtych, że nic to, nic, co tam kosa, sierpem prędzej, o, ludkowie, sierpem lepiej!

Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do prapremier wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
Przekaż 1% podatku na Wolne Lektury.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
Przypisy:

1. przylipła (gw.) — przylgnęła, przylepiła się. [przypis edytorski]

2. żeb (gw.) — żeby. [przypis edytorski]

3. zapluszczone oczy (gw.)

1 ... 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25
Idź do strony:

Darmowe książki «Konopielka - Edward Redliński (gdzie za darmo czytać książki txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz