Portret Doriana Graya - Oscar Wilde (internetowa wypozyczalnia ksiazek txt) 📖
Jedyna powieść Oscara Wilde'a, zaliczana do klasyki powieści gotyckich. Mimo wstępnego ocenzurowania przez redakcję magazynu literackiego, w którym się ukazała, wywołała oburzenie i ściągnęła na autora oskarżenia o obrazę moralności publicznej. Rok później Wilde opublikował znacznie poszerzoną wersję książkową, łagodząc lub usuwając przy tym najbardziej kontrowersyjne fragmenty. Dodatkowo zaopatrzył ją w przedmowę, która sama stała się głośnym manifestem artystycznym w obronie nieograniczonej swobody twórczej oraz koncepcji sztuki dla sztuki.
Dorian Gray jest nieśmiałym, choć niezwykle przystojnym młodym dżentelmenem. Kiedy pozuje swemu przyjacielowi Bazylemu, spotyka jego znajomego, lorda Henryka. Ten przekonuje młodzieńca, że najważniejsze to korzystać z życia, póki jest się pięknym i młodym. Dorian, przyglądając się swemu portretowi, oznajmia pochopnie, że oddałby swoją duszę, by zachować młodość i urodę, żeby to twarz na obrazie starzała się i szpetniała zamiast niego.
- Autor: Oscar Wilde
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Portret Doriana Graya - Oscar Wilde (internetowa wypozyczalnia ksiazek txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Oscar Wilde
Bohater tej przedziwnej powieści, która taki wpływ miała na jego życie, znał był również to ciekawe urojenie. W rozdziale siódmym opowiada, jak uwieńczony wawrzynem, aby nie uderzył weń piorun, siedział, jako Tyberiusz135, w ogrodzie na Capri, czytając bezwstydne księgi Elefantydy136, podczas gdy karły i pawie krążyły wokół niego, a fletnista szydził z niewolnika palącego kadzidła; jako Kaligula137 upijał się w stajni z parobkami w zielonych kurtkach i razem z koniem ubranym w klejnoty jadł ze żłobu z kości słoniowej; jako Domicjan138 przechadzał się po korytarzu, wyłożonym lśniącymi marmurami, szklanym wzrokiem szukając miecza, który miał skończyć dni jego życia, chory na ową nudę, to straszne taedium vitae139, opanowujące tych, którym życie nie odmówiło niczego; przez przezroczysty szmaragd patrzył na arenę cyrkową, w lektyce z pereł i purpury, zaprzężonej w muły w srebrnej uprzęży, był wieziony aleją drzew granatu do Złotego Domu140, a po drodze słyszał, jak tłumy wołały: „Nero Caesar”; jako Heliogabal141, z twarzą barwnie umalowaną, kręcił wrzeciono wśród niewiast, sprowadzał księżyc z Kartaginy i w mistycznym ślubie łączył go ze słońcem.
Wielekroć razy odczytywał Dorian ten rozdział i dwa następne, w których niby na rzadkich kobiercach lub wytwornie wykonanych emaliach, odmalowane były straszne i piękne kształty tych, których występek, krew i znużenie uczyniły potworami lub szaleńcami: Filippo142, książę mediolański, co zamordował swą żonę, a usta jej pomalował szkarłatną trucizną, by kochanek wyssał z nich śmierć wraz z pocałunkiem; Pietro Barbi143, wenecjanin, znany jako Paweł II, który przez próżność przybrał tytuł Formosus144, a tiarę swą, ocenianą na sto tysięcy florenów, nabył za cenę strasznego grzechu; Gian Maria Visconti145, który psami szczuł ludzi i którego zwłoki rozmiłowana w nim nierządnica okryła różami; Borgia146 na białym rumaku z jadącym obok niego Fratricidą w płaszczu ociekającym krwią Perotta; Pietro Riario, młody kardynał-arcybiskup florencki, syn i ulubieniec Sykstusa IV, którego urodzie równało się tylko jego wyuzdanie i który przyjmował Leonorę Aragońską w namiocie z białego i karmazynowego jedwabiu, pełnego nimf i centaurów, a usługującego do uczty chłopca kazał ozłocić, aby wyglądał, jak Ganimedes147 lub Hylas148; Ezzelino149, leczący swą melancholię wyłącznie widokiem śmierci, łaknący czerwonej krwi, jak kto inny czerwonego wina, syn szatana, jak go nazywano, który oszukiwał ojca przy grze w kości, grając z nim o własną duszę; Giambattista Cibo150, co dla szyderstwa przybrał imię Innocentego, w którego starcze żyły lekarz żydowski wprowadził krew trzech młodzieńców; Sigismondo Malatesta151, kochanek Izotty, książę Rimini, którego obraz, jako wroga Boga i ludzi, spalono w Rzymie, on to zadusił obrusem Polissenę, Ginewrze d’Este152 podał truciznę w szmaragdowej czarze, a na cześć haniebnej namiętności wystawił świątynię pogańską153, by w niej odprawiano chrześcijańskie nabożeństwa; Karol VI154, tak szalenie zakochany w żonie swego brata, że pewien trędowaty ostrzegał go przed szaleństwem, jakiemu uległ, a gdy mózg miał chory i opętany, jedynym środkiem łagodzącym były dlań karty saraceńskie155 z wizerunkami miłości, śmierci i szału; i w strojnym kaftanie, w żółtej czapce, z kędziorami na wzór akantu, Grifonetto Baglioni156, morderca Astorra i jego narzeczonej, i Simonetto ze swym paziem, tak ujmująco urodziwy, że gdy umierał na żółtym placu w Perugii, nawet ci, co go nienawidzili, opłakiwali go, i Atalanta, choć przeklinała go dawniej, wielbiła go.
Od nich wszystkich bił straszny czar. Widział ich przed sobą nocami i w dzień niepokoili jego wyobraźnię. Renesans znał przedziwne sposoby trucia, truto hełmem, płonącą pochodnią, haftowaną rękawicą, wysadzanym klejnotami wachlarzem, złotym grzebieniem i naszyjnikiem z bursztynów. Doriana Graya otruła książka. Były chwile, kiedy zło uważał tylko za środek służący do urzeczywistnienia jego wyobrażenia o pięknie.
Było to, jak sobie później często przypominał, dziewiątego listopada w wilię trzydziestej ósmej rocznicy jego urodzin.
Około godziny jedenastej w nocy wracał do domu z obiadu u lorda Henryka, otulony w ciężkie futro, gdyż noc była zimna i mglista. Na rogu Grosvenor Square i South Audley Street minął go we mgle mężczyzna w popielatym palcie z podniesionym kołnierzem, idący bardzo szybkim krokiem. W ręku miał walizkę. Dorian poznał go. Był to Bazyli Hallward. Zdjęło go dziwne uczucie trwogi, z którego nie umiał zdać sobie sprawy. Udając, że go nie poznaje, śpiesznie zdążał do domu.
Hallward dostrzegł go jednak. Dorian słyszał, że przystanął na bruku, a potem dopędzał go. Za parę chwil dotknął ręką jego ramienia.
— Dorianie! Co za nadzwyczajne szczęście! Mniej więcej od dziewiątej czekałem na ciebie w twej bibliotece. Wreszcie zdjęła mnie litość nad twym znużonym służącym i gdy wypuszczał mnie, powiedziałem mu, aby poszedł spać. Pociągiem o północny wyjeżdżam do Paryża i bardzo mi zależało, aby cię przedtem zobaczyć. Poznałem cię, gdyś mnie mijał, a raczej twoje futro. Nie byłem jednak zupełnie pewny. A ty mnie nie poznałeś?
— W tej mgle, mój drogi Bazyli? Ledwie rozpoznałem Grosvenor Square. Mniemam, że gdzieś w pobliżu znajduje się mój dom, ale nie jestem zupełnie tego pewny. Przykro mi, że właśnie odjeżdżasz, bo całe lata cię nie widziałem. Spodziewam się wszakże, że wrócisz niezadługo?
— Nie, wyjeżdżam z Anglii na pół roku. Mam zamiar wynająć pracownię w Paryżu i zamknąć się w niej, póki nie skończę wielkiego obrazu, który mam w głowie. Ale nie o sobie chciałem z tobą mówić. Oto jesteśmy przed twoją bramą. Pozwól mi wejść na chwilę. Mam ci coś do powiedzenia.
— Będzie mi bardzo miło. Ale czy nie spóźnisz się na pociąg? — powiedział znudzonym głosem Dorian Gray, gdy szli po schodach i otwierał drzwi kluczem.
W przedzierającym się przez mgłę świetle lampy Hallward spojrzał na zegarek.
— Mam kupę czasu — odparł. — Pociąg odchodzi dopiero kwadrans po dwunastej, a teraz jest jedenasta. Szedłem właśnie do klubu, sądząc, że cię tam spotkam. Widzisz, że nie potrzebuję się troszczyć o bagaże, bo cięższe już wysłałem. Wszystko, co biorę ze sobą, jest w tej walizce, a na dworcu Victoria157 będę z łatwością za dwadzieścia minut.
Dorian popatrzył nań, uśmiechając się.
— Tak podróżuje modny malarz! Ręczna walizka i palto! Wejdź, bo mgła wtargnie do domu. Spodziewam się, że nie będziesz mówił o niczym poważnym. W dzisiejszych czasach nie ma nic poważnego. Przynajmniej nie powinno być.
Gdy wchodzili, Hallward potrząsnął głową i podążył za Dorianem do biblioteki. Na szerokim kominku płonęło drzewo jasnym ogniem. Lampa świeciła się, a na inkrustowanym stoliku był przygotowany srebrny serwis holenderski z likierami, kilka syfonów wody sodowej i duże kryształowe szklanki.
— Widzisz, Dorianie, jak podejmował mnie twój służący. Dał mi wszystko, czego pragnąłem, nawet twoje najlepsze papierosy ze złotymi ustnikami. Bardzo gościnna istota. Wolę go od tego Francuza, którego miałeś. Ale co się z nim stało?
Dorian wzruszył ramionami.
— Zdaje się, że ożenił się ze służącą od lady Radley i urządził jej w Paryżu angielską pracownię sukien. Słyszałem, że anglomania jest tam teraz w modzie. Wygląda to na głupotę ze strony Francuzów, nieprawdaż? Ale wiesz, to wcale nie był zły służący. Nie lubiłem go nigdy, ale nie miałem mu nic do zarzucenia. Nieraz wmawiamy sobie rzeczy zupełnie niedorzeczne. Był do mnie naprawdę przywiązany i zdawał się bardzo strapiony, gdy odchodził. Pozwolisz brandy z wodą sodową? A może wolisz czerwone wino z wodą selcerską158? Ja sam zawsze pijam czerwone wino z wodą selcerską. Jest na pewno w sąsiednim pokoju.
— Dziękuję ci już za wszystko — odrzekł malarz, zdejmując czapkę i płaszcz i składając je na walizce, którą postawił w kącie pokoju. — A teraz, mój drogi przyjacielu, chcę z tobą pomówić poważnie. Nie marszcz się z tego powodu. Utrudniasz mi tylko zadanie.
— O co ci chodzi? — zawołał Dorian zgryźliwie, wyciągając się na sofie. — Spodziewam się, że nie o mnie. Jestem dziś znużony sobą. Chciałbym być kimś innym.
— Chodzi o ciebie — odparł Hallward poważnym, głębokim głosem — i muszę z tobą pomówić. Zajmę ci tylko pół godziny.
Dorian westchnął i zapalił papierosa.
— Pół godziny! — mruknął.
— Niewiele żądam od ciebie, Dorianie, a jest to twoja własna sprawa. Uważam za słuszne, abyś dowiedział się o tych straszliwych rzeczach, które mówią o tobie w Londynie.
— Nic nie chcę o nich wiedzieć. Lubię plotki o innych, ale plotki o mnie samym mnie nie obchodzą. Brak im uroku nowości.
— Muszą cię obchodzić, Dorianie. Każdy człowiek honoru dba o dobre imię. Nie pozwolisz chyba, aby mówiono o tobie jak o kimś nikczemnym i upadłym. Oczywiście, że posiadasz stanowisko, majątek i połączone z tym przywileje. Ale stanowisko i majątek nie są wszystkim. Wiedz, że nie wierzę w te wszystkie plotki. Przynajmniej nie wtedy, gdy widzę ciebie. Grzech odznacza się na twarzy człowieka. Ukryć go niepodobna. Mówi się wprawdzie o tajemnych występkach. Nie ma ich. Występek ukazuje się sam w liniach ust, w obwisłych powiekach, nawet w kształcie rąk. Ktoś, czyjego nazwiska nie wymienię, ale znasz go, był u mnie w tym roku, abym zrobił jego portret. Nigdy go przedtem nie widziałem ani nic o nim nie słyszałem, choć później dowiedziałem się wiele. Dawał mi niezwykłą cenę. Odmówiłem. W kształcie jego palców było coś dla mnie odrażającego. Teraz wiem, że moje wrażenie było zupełnie słuszne. Jego życie jest straszne. Ale ty, Dorianie, z twą czystą, otwartą, niewinną twarzą, z twą cudowną, nienaruszoną młodością — nie mogę wierzyć w nic złego o tobie. Widuję cię jednak tak rzadko, nigdy nie przychodzisz teraz do mej pracowni, a gdy cię nie widzę i słyszę te wszystkie okropności, jakie o tobie opowiadają, sam nie wiem, co o tym myśleć. Dlaczego, Dorianie, taki człowiek jak książę Berwick, wyszedł w klubie z pokoju, do którego ty wszedłeś? Dlaczego tylu ludzi z towarzystwa londyńskiego nie bywa u ciebie i nie zaprasza cię do siebie? Wszak z lordem Staveleyem byłeś zaprzyjaźniony. W zeszłym tygodniu spotkałem go na obiedzie. W rozmowie wymieniono twe nazwisko w związku ze zbiorem miniatur, które oddałeś na wystawę w Dudley159. Staveley, krzywiąc usta, powiedział, że możesz posiadać najwyższy smak artystyczny, ale jesteś człowiekiem, z którym w tym samym pokoju nie powinna przebywać żadna niewinna dziewczyna i żadna uczciwa kobieta. Przypomniałem mu, że jestem twym przyjacielem i zażądałem wyjaśnienia. Dał mi je. Dał mi je wobec wszystkich. To było okropne! Dlaczego twa przyjaźń jest dla młodych ludzi tak szkodliwa? Ot, choćby ów nieszczęsny chłopiec z gwardii, co popełnił samobójstwo. Byłeś jego serdecznym przyjacielem. Albo pan Henryk Ashton, co ze zhańbionym nazwiskiem musiał opuścić Anglię. Byliście obaj nierozłączni. A Adrian Singleton i jego straszny koniec? A jedyny syn lorda Kent i jego kariera? Wczoraj na St. James’s Street spotkałem jego ojca. Jest złamany ze wstydu i żalu. A młody książę Perth? Jakież prowadzi życie? Kto z towarzystwa zechciałby być z nim?
— Dosyć, Bazyli. Mówisz o rzeczach, o których nie masz pojęcia — powiedział Dorian Gray, przygryzając wargi, z tonem niezmiernej pogardy w głosie. — Pytasz, dlaczego Berwick opuścił pokój, do którego wszedłem. Dlatego, że wiem o nim wszystko, a nie dlatego, że on wie cokolwiek o moim. Z tą krwią, jaka płynie w jego żyłach, czyż żywot jego mógłby być czysty? Pytasz o Henryka Ashtona i o młodego Pertha. Portret. Czy to ja uczyłem pierwszego występków, a drugiego rozpusty? Jeżeli głupi syn Kenta bierze sobie żonę z ulicy, to cóż ja mam do tego? Jeżeli Adrian Singleton fałszuje na wekslu podpis przyjaciela, to czyż jestem jego opiekunem? Wiesz dobrze, jak się robi w Anglii plotki. Mieszczaństwo uprzyjemnia sobie swe obfite obiady przesądami moralnymi, objawiającymi się w opowieściach o tym, co nazywają rozwiązłością wyższych sfer, a chodzi im o to, aby pochwalić się, że bywają w najwyższych kołach i że są w stosunkach z tymi, których oczerniają. W tym kraju wystarczy być jednostką wybitną i z głową, aby stać się pastwą wszystkich pospolitych języków. A jakież życie prowadzą ci ludzie, co odgrywają rolę stróżów moralności? Mój drogi przyjacielu, zapominasz, że przebywamy w ojczyźnie obłudy.
— Dorianie — zawołał Hallward — nie o to chodzi. Wiem dobrze, że Anglia jest zepsuta i społeczeństwo angielskie jest niesprawiedliwe. Właśnie dlatego pragnąłbym, abyś ty był dobry. Nie byłeś dobry. Ludzie mają prawo sądzić człowieka według wpływu, jaki wywiera na przyjaciół. Twoi zatracają poczucie honoru, cnoty i czystości. Wszczepiłeś w nich szalone pragnienie użycia. Poszli na dno. Ty ich tam wtrąciłeś, a jednak możesz się uśmiechać, jak uśmiechasz się teraz. Są gorsze rzeczy. Wiem, że z Henrykiem jesteście nierozłączni. Już choćby dlatego, jeśli nie dla niczego innego, nie powinieneś okrywać hańbą imienia jego siostry.
— Ostrzegam cię, Bazyli, abyś liczył się ze słowami.
— Muszę mówić i ty musisz słuchać. Musisz wysłuchać! Zanim poznałeś lady Gwendolen, nie było na niej ani cienia obmowy. Czyż jest teraz choć jedna przyzwoita kobieta, która zechciałaby pokazać się z nią w parku? Nawet do własnych dzieci wzbroniono jej dostępu. Są inne jeszcze wieści, wieści, że widziano cię o świcie, jak wykradałeś
Uwagi (0)